W
poszukiwaniu Pana Ździśka, którego to sąd postanowił pozbawić władzy
rodzicielskiej, zapuściłem się w najodleglejsze zakamary ludzkich melin. Ale to
w takie miejsca, gdzie człowieczeństwo miesza się ze zwierzęceniem, a ludzki
byt znaczy coś wtedy, póki tania materia ludzkiego mięsa może wykonywać
jakąkolwiek użyteczna pracę. Nie, drodzy czytelnicy, to nie obóz w Korei
Północnej, ani daleka Syberia, lecz ścisłe centrum miasteczka, w którym
znajduje się warsztat, skup złomu i jakiś magazyn w którym nie do końca wiadomo
co przechowują i składują. Całość odgrodzona płotem betonowym, z prześwitami, a
wejścia na teren tego wspaniałego industrialnego przybytku strzeże brama, która
będąc otwarta spowodowała, że wjechałem impetem na podwórko, zastawione jakimiś
maszynami rolniczymi, starymi samochodami i chuj wie czym jeszcze – jedną wielką
kupa żelastwa.
Kilka
cieni snuło się po podwórku, nie za bardzo zwracając uwagę kto i po co wjechał.
Praktycznie żadnej reakcji. Zresztą ludzie ci, poubierani w stare poniszczone
rzeczy nie przypominali typowych robotników – raczej snujące się z nudów
stworzenia, które z braku lepszego zajęcia, łażą w tą i tamtą w nadziei, że w
ich życiu zacznie coś ciekawego się dziać. Smutny obraz ludzkiej nędznej
egzystencji.
Mój
wzrok przykuł facet, lepiej ubrany, stojący pod magazynem i pokazujący
wyciągniętym paluchem na stertę jakiś śmieci. Obok niego stało takie ludzkie
stworzenie – potargane, brudne, nieogolone i kiwało głową gdy „pokazujący
palcem” cos mu tłumaczył. Gdy wysiadłem z samochodu usłyszałem końcówkę
wypowiadanych słów:
-
…ale kurwa do piętnastej ma być zrobione!
Podszedłem
do tego człowieka, którego brzuch wypychał się metr do przodu, a nad nim
sterczała mała główka z kaprawymi oczkami. Wielkie, spracowane od pracy
fizycznej dłonie znaczyły, że musiał z niejednego pieca chleb wpierdalać.
Typowy bamber – w szerokich jeansowych spodniach, mokasynach, ogolony na prawie
łyso, w wieku pomiędzy 50-55 lat.
-
Dzień dobry – mówię w jego kierunku, widząc jak mruży swoje malutkie oczka, by
lepiej mnie zobaczyć. Krótkowzroczność czy cholera wie co go trapi – szukam Zdzisława
Wieśniackiego.
-
Komornik? – otwiera paszczę w moją stronę i podaję rękę na przywitanie.
-
Kuratorem jestem, sprawę mam do niego a wiem że tu mieszka – tłumaczę i
legitymuję się, bo wygląda na właściciela tego przybytku. W międzyczasie
człekokształtna istota wygrzebywała coś ze sterty śmieci, leżącej nieopodal i
pilnie nasłuchiwała się o czym rozmawiamy. Ruchy tej istoty były mało
skoordynowane, albo najebany albo w ostatnim stadium delirium tremens. Przyjrzałem
mu się przez chwilę, lecz jego wygląd wskazywał na jedno – lump. Ogorzała
twarz, łachmany, stare rozklapane buty, brudne wręcz uświnione spodnie,
podobnie jak kufajka którą miał narzuconą na siebie. Czarne ręce grzebały w śmieciach,
wyciągając z nich jakieś kawałki metalu i wszystko to, co stanowiło choćby
minimalną wartość w punkcie skupu.
-
Kuratorem jesteś, a co przeskrobał Zdzichu? – wali mi na Ty, jak jakiemuś
koledze. Chuj z nim, też mu będę na TY walił w takim razie.
-
Nic nie przeskrobał, chodzi o jego sprawy rodzinne. On tu gdzieś mieszka?
Bamber
odwrócił się do lumpa, wyciągnął papierosa Marloboro z czerwonego opakowania,
co spowodowało że tamten wbił wzrok w paczkę papierosów, oblizując prawie że
usta. Grubas zaśmiał się i z pogardą zwrócił się w jego stronę:
-
Widziałeś Zdzicha?
-
Jest u siebie, pójdę go zawołać – oderwał się człekokształtny od swojej jakże
inteligentnie skomplikowanej roboty i zaczyna pędzić w stronę warsztatu.
-
Ale wiesz, ja musze zobaczyć jak Zdzichu mieszka, na spokojnie z nim pogadać –
zwróciłem się do Grubego, a ten zaciągnął się mocno papierosem, aż jedna
trzecia fajki zamieniła się w popiół. Wypuszczając dym powiedział żebym szedł z
nim.
Idąc
w stronę warsztatu znowu spotkaliśmy lumpa, który na nasz widok zaczął krzyczeć
że Zdzichu jest u siebie i że już idzie. Przed drzwiami warsztatu stała
popielniczka, w której Bamber odłożył papierosa. Tak. Odłożył. Nie dogasił.
Została prawie jedna trzecia papierosa, która natychmiast została zabrana przez
lumpa i kilkoma szybkimi pociągnięciami spalona do samego filtra. Zdawało się,
że ta bezzębna istota poczuła się przez moment szczęśliwa.
Warsztat przypominał
małą halę, w której niekoniecznie widać było że cos się w ostatnich latach
ciekawego działo. Ot, puste pomieszczenie zagracone pod ścianą znowu jakimś
złomem. Zaprowadzony zostałem pod drzwi na końcu tego pomieszczenia, a Grubas złapał
za upierdolona klamkę i pociągnął do siebie.
- Zdzichu! Do Ciebie.
Kurator! – specjalnie zaakcentował kurator, śmiejąc się przy tym i ponownie
wyciągając papierosa Marloboro z czerwonego opakowania. Burżuj jeden.
Zdzichu wyglądał jakby
dopiero wstał. Właśnie zakładał brudne spodnie na swe wychudzone i wyniszczone
alkoholem dupsko. Przez moment mignęły mi brudne gacie, pożółkłe w kroczu i
szarego koloru. Brudny, podobnie jak poprzedni lump nieogolony, z siwymi włosami
na głowie. Pod nosem wąs, osmolony przez nikotynę. Pomieszczenie w którym
mieszkał było kanciapą warsztatową. W rogu stała metalowa szafa, jakieś
krzesło, fotel i dwa łóżka, które bardziej przypominały barłóg niż miejsce do
spania. Podłoga usyfiona kiepami i różnymi śmieciami. Na starym stoliku
telewizor, obok niego kuchenka elektryczna, resztki jedzenia – chleb, konserwa.
Na ścianach plakaty z jakimiś gołymi babkami, stare kalendarze. Zaduch
niemytego ciała.
Myli się ten co myśli,
że bezdomni to mieszkają tylko w schroniskach lub na dworcach centralnych,
ewentualnie w kanałach ciepłowniczych. Bamber miał takich kilku lumpów.
Powynajmował im pomieszczenia warsztatowe, garaż i kasował po 200 złotych za
miesiąc za życie w takich warunkach. On nie musiał zatrudniać ochrony, miał z
tego jeszcze dochód i tanią silę roboczą, bo jak któryś nie miał jak zapłacić,
to odpracowywał mu najem. Bamber miał firmę, co zajmowała się wszystkim. Od
położenia chodnika, do naprawy dachów. Mając kilku takich „robotników” był
konkurencyjny na rynku i to bardzo. Bez ubezpieczenia, za żarcie, możliwość
spania i trochę kasy by mogli jego „robotnicy” się najebać, był dla nich Bogiem
i wybawieniem. Bamber gardził nimi, pomiatał bo wiedział, że i tak nigdzie nie
pójdą. Przymykał oko jak byli najebani, sam płacił im grosze za to że tyraja u
niego. Ot, współczesna forma niewolnictwa.
Oni przyzwyczaili się do
niego, mają wszystko to, co do życia, a raczej swej nędznej egzystencji
potrzebne. Żyją instynktem, bez większych potrzeb, bez chęci zmiany swojego
losu. Jak zwierzątka w klatce, czekające na to, aż ktoś da im cos do zjedzenia.
Bamber – Pan i Władca ich życia.
Siadam na krześle i
dziękuje Bogu, że mam czarne spodnie na sobie. Kręci mnie w nosie od tego
smrodu. Kurwa i to jak zajebiście mnie kręci. Mieliście kiedykolwiek uczucie,
że nagle musicie wyjść, bo nie zniesiecie smrodu w jakim się znajdujecie. Ja
tak się czułem. Chciałem wyjść.
- Otworzy pan okno, nie
czuje pan że tu straszny zaduch – zwróciłem się Zdzicha, który nerwowo krzątał się
po pomieszczeniu.
- Zabite jest, nie da
rady – odpowiedział w moja stronę i stoi na środku pomieszczenia patrząc na
mnie jak wół w malowane wrota.
- Warunki do mieszkania
to ma pan wspaniałe, nie ma co – skomentowałem z szyderstwem w głosie, choć nos
dalej mnie kręcił i niedobrze mi się robiło. Musze kurwa oddychać ustami, nie
nosem, ustami!
Bamber ciągle stał w
drzwiach i palił papierosa. Przyglądał się całej tej sytuacji swoimi kaprawymi
oczkami i uśmiechał. Łysa czacha lśniła w promieniach słońca, przebijającego się
przez upierdolone brudem okna. Gdy odwróciłem głowę w jego stronę, rzucił
niedopałek na ziemię, przy drzwiach pomieszczenia w którym mieszkał Zdzisiek i
przydeptał go nogą. Popatrzył pogardliwie na Zdzicha i odszedł, podśpiewując
jakąś pioseneczkę pod nosem.
Nie chciał aby
pozbawiano go władzy rodzicielskiej nad dziećmi. Chciał zachować resztki
człowieczeństwa i świadomość, że ma wpływ na los swoich dzieci, które być może
i darzył jakimś uczuciem, choć od kilku lat nie utrzymywał z nimi kontaktu.
***
Zdzichu nie dożył
sprawy sądowej. Powiesił się.
Widzicie, jak niewiele czasami potrzeba, żeby ktoś był przez chwilę szczęśliwy. Jednemu wystarczy kawałek niedopalonego papierosa, inny ma ładną żonę, Ferrari w garażu i też jest zadowolony jedynie przez jakiś czas.
OdpowiedzUsuńW Rzeszowie, obok szkoły podstawowej stoi blok rotacyjny, gdzie mieszka wielu degeneratów. Urzędasy musieli być nieźle popierdoleni, że by koło szkoły taki budynek się znajdował.
Znajomy kilka lat temu, zaprowadził mnie do takiej meliny żeby mi pokazać jak tam jest, gdzie nie było drzwi, okna powybijane, papierem zastawione, denaturat lał się tam strumieniami.Gdyby ktoś tam usiadł, zaraz robaczki by go tam oblazły. Smród był tam tak duży, że gdy tam wszedłem ani minuty nie wytrzymałem, i musiałem zaraz wybiec, bo na wymioty mnie brało. Nie dziwię się kuratorom.
Znałem wielu bezdomnych mieszkających w pustostanach, schroniskach, noclegowniach, co w autobusie, pociągu, byli nie do odróżnienia od ludzi którzy mieli domy pod względem ubioru i higieny. Znałem też wielu, co miało mieszkania, w mieszkaniach łazienki, ciepła woda, a chodzili jak flejtuchy.
Przeciez myscie skraca zycie, odczepcie sie od flejtuchów...
OdpowiedzUsuńTo dlaczego średnia życia w średniowieczu była o wiele niższa, niż obecnie...? :)
UsuńBo to było Sredniowiecze, czyli ludzie przeżyli do wieku średniego i koniec.
UsuńJałowa dyskusja....
OdpowiedzUsuńa mnie naprawdę żal tego człowieka. Ostatnie co miał, chociaż tylko oficjalnie, miało zostać mu odebrane. Każdy może się stoczyć taka jest prawda, chociaż nikt się nie chce do tego przyznać. Może on chciał jakoś się pozbierać, wyjść na prostą tylko potrzebował czasu... Nie wiem, nie wnikam. Jednak to co zrobił świadczy o tym, że jednak wiedział co się w okół niego dzieje i wcale nie było mu z tym dobrze.
A.
Dokładnie. Się powiesił.
UsuńI brakuje słów.
Cały wywód o braku człowieczenstwa, czyli uczuć, sumienia, bierze w łeb...
I to jest właśnie kunszt i wrażliwość Autora NMŻ:-D
Zatyka. Mnie zatkalo.
mam podobne odczucie
UsuńCzy on sie mógł powiesic ze względu na te sprawę, tzn odebranie praw???
OdpowiedzUsuńDo osoby piszącej 12 lipca,20:30-co Pani/Pana zdaniem powinien zrobić wrażliwy(szczerze i uczciwie!)kurator?Płakać na losem degenerata czy może fundować mu markowe papierosy i alkohol?Zabrać lumpa do swojego domu?Umieścić w placówce,w której z zasady nie wolno chlać?Czyli unieszczęśliwić bo samym myciem się i spaniem w ludzkich warunkach to taki nie wyżyje.Gdyby Zdzisław nie był osobą nadwrażliwą i się był nie powiesił uprzejmie to po latach podałby swoje dzieci do sądu o alimenty.Bo mu się należą,bo on dzieci kochał i na swój sposób dbał o nie.Głównie myślą dbał,nigdy czynem,pieniędzmi swoją postawą.Dbał, a teraz on już jest stary i goły więc niech mu dzieci pomogą pieniężnie głównie.I przymusowo,poprzez sąd.Gdyby któreś z potomków Zdzisława wyszło "na ludzi"raczej zdecydowanie miałoby przyjemność wspomagać tatusia.Natomiast pozbawienie Zdzisława praw rodzicielskich zamyka mu drogę do ewentualnych roszczeń wobec jego dzieci.Może o tym pomyślał Zdzisław w pełni swojego człowieczeństwa i w chwili trzeźwości,spowodowanej brakiem procentów, się "obwiesił"?Żeby pomóc panu Zdzichowi można osobiście ciągnąć pług aby zaorać lód na rzece-nic to nie da skoro Zdzisio woli butelkę a dzieci nie są dla niego żadną motywacją.Puste deklaracje to za mało.Odwróćmy sytuację:proszę pomyśleć o człowieczeństwie,sumieniu,uczuciach Zdzicha-dzieci narobić to pies i kot potrafi ale co dalej?
OdpowiedzUsuńTeraz znów mnie zatkalo-na to jak można zinterpretować czyjąś wypowiedz...!
OdpowiedzUsuńWyluzuj człowieku i opanuj swój gardłowy schematyzm i stereotypizm.
Kunszt Autora polega właśnie na tym, że zasiewa refleksję i nie daje jednoznacznych odpowiedzi i ocen.
Więc bardzo proszę swoje interpretacjie zarówno tekstu, jak i komentarzy zostawić łaskawie dla siebie i się nie gardłować;-)
Każdy niech rozumie i przeżywa go sobie we własnej wrażliwości. Pani/Pana wrażliwość mnie nie interesuje.
Ja tez te wypowiedz odebrałam jako pochwałe a nie krytyke... a ta wrzeszczaca osoba niech sobie strzeli kielicha bo chyba cos z nerwami nie tak
UsuńDo Pani/Pana z 13 lipca,07:43-powiem krótko:ty chamie patentowany!
OdpowiedzUsuńBrawo.
UsuńCo za klasa...
Do "damy" z 14 lipca,00:27-sama sobie strzel kielicha ruro a najlepiej od razu pół litra z gwinta alkoholico a potem weź rozbieg i pierdolnij łbem w kaloryfer.Będziesz mogła opowiadać,że jesteś głupia bo się, niechcący, w głowę uderzyłaś!
OdpowiedzUsuńChyba czas zebys zazył swoja tabletkę... LOL
OdpowiedzUsuńSam sobie czopka wsadź,jednego w dupsko,drugiego w mózg pojebusie.
OdpowiedzUsuńMajty poluzuj, bo gumka chyba za bardzo ciśnie...
UsuńSmutne trochę te opowiadanie :/ Szkoda, ze mu odebrali te prawa... Ehh
OdpowiedzUsuńprzerażające, losy żula dla ciebie ważniejsze niż losy dzieci . jego " prawa " to dla nich horror. zastanów się.
UsuńDo barchana 15 lipca,10:08-jeszcze krócej:odpierdol się!Ponimał?
OdpowiedzUsuńKrótkie treściwe opowiadanie. Szanowni czytelnicy takie ,,firmy'' istnieja tuz obok Was a nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Na wioskach skup złomu to niekiedy centrum handlowo- przemysłowe wraz z punktem informacji i rekreacji. Można tam znaleźć wszystko i wszystkich. Jak nie wszystkich to przynajmniej informacje o nich. Tak... świetne opowiadanie i napisane z całym ,,dobrodziejstwem inwentarza''. Pozdrawiam kolego. kane
OdpowiedzUsuńLudzkie losy czasami mozna tylko opisac, silic się na puentę nie wypada...
OdpowiedzUsuńZnów autor popisał się kunsztem. Mnie również zatkało.
OdpowiedzUsuńPs. pisz w wydaj książkę, z pewnością wiele osób ją kupi i w końcu zmienisz swojego trupa na porządne auto 8-)
Zaglądam tutaj często. Aż mi się przykro zrobiło czytając to. Wiem jak alkohol potrafi zniszczyć człowieka (ojciec). Nie jestem kuratorem ale uwielbiam ten blog. A z poprzednikiem się zgadzam. Niech Pan wyda książkę. Z wielką przyjemnością nabędę i polecę przyjaciołom
OdpowiedzUsuńtrafiłam tu przypadkowo.
OdpowiedzUsuńJestem kuratorem, niejedno widziałam .
mam przekonanie, ze autor bloga nie powinien pisać o swojej pracy. obowiązuje go etyka zawodowa.
To jest ciekawe dla postronnych, ale uwłaczające dla jego podopiecznych.
Anonimowy (szkoda,że anonimowy - na blogach podpisujemy się przynajmniej nickiem) jako kurator nie stykasz się z absurdalnym prawem i niemocą, bezsilnością i biurokracją? Czy nie uważasz,że to należałoby zmienić? Ale o tym sza! Problemu nie ma! No, chyba,że się jakiś wypadek wydarzy....
UsuńPozdrawiam!
Dobrze,że opisujesz te historie. I chyba i ja zacznę... Ludzie powinni wiedzieć w jakim piekle przychodzi żyć niektórym.
OdpowiedzUsuńWłączyłam Pana blog do swoich, będę zaglądać. Życzę powodzenia, cierpliwości i przede wszystkim wiele siły. A siły potrzeba!
Serdeczności.