Jarek miał
ciężkie dzieciństwo. Ojciec nieznany, wychowywany wraz z siostrą przez matkę. Mieszkanie
w bloku, skromnie urządzone, matka utrzymująca się z prac dorywczych i
alimentów, częsta klientka pomocy społecznej. Delikatnie mówiąc, ten szesnastolatek
miał wyjebane na nią i wszelkie jej próby wpłynięcia na jego zachowanie. Nie
radziła sobie zupełnie z synem, który pierwszy raz upił się piwem w wieku 11
lat, zasypiając w krzakach pod blokiem, bo nie miał siły powłóczyć swoimi
malutkimi nóżkami, tak znosiło go na boki. Zawiadomiono wtedy Policję, a ta
dziecięce, alkoholowe zwłoki, potarmosiła do matki, która potem wylądowała z nim
w szpitalu. Jarek cudem ukończył podstawówkę, powtarzając tylko jeden raz
szóstą klasę, a potem po raz kolejny rozpoczął naukę w gimnazjum.
***
Piotrek.
Lat 15. Oboje rodzice, starsza siostra lat 19. Dom na ładnym osiedlu. Dwa samochody.
Rodzice są urzędnikami na kierowniczych stanowiskach. Siostra studiuje
zarządzanie, podejrzewać można ze po studiach pójdzie w ślady rodziców. Piotruś
ma gorzej. Jest słaby, wdaje się w podejrzane towarzystwo, pali papierosy,
zdarza mu się wypić alkohol. Słabe oceny w nauce, problemy szkolne powodują, że
nie raz lądował na kozetce jakiegoś psychologa, który kręcąc głowa powtarzał jak
mantrę, że dziecko potrzebuje chwalenia i zainteresowania oraz indywidualnego podejścia.
Nie mieściło się to w głowach rodziców, którzy przy każdej sposobności
straszyli go sądem, Policją, prokuratorem i wszystkim innym, tylko nie
zainteresowaniem ze swojej strony.
***
Justyna,
lat 17. Upośledzenie w stopniu lekkim, uczennica szkoły specjalnej. Wychowanka
Bidula, do którego trafi łapo którejś już ucieczce z domu, gdzie matka wraz z
konkubentem wyciągała ja z łóżek zapijaczonych meliniarzy. Problemem Justyny
było niepanowanie nad swoim popędem seksualnym. Ot, jebała się z każdym, kto
tylko miał na to ochotę, nie oszczędzała sobie w niczym, piła tanie wina, a
zrobienie laski było dla niej jak splunięcie. Trzeba przyznać ze miała wzięcie,
głównie u trzydziesto, czterdziestoletnich meneli, którzy spotykali się pod
sklepem, lub gdzieś na ogródkach działkowych, spożywali różne wynalazki. Justynę
ciągnęło do tego towarzystwa, ku rozpaczy matki, która mając jeszcze troje
dzieci młodszych, skreśliła ją na samym początku nie mając siły walczyć o nią i
jej życie.
***
Pierwsza
kradzież w markecie u Jarka odnotowano gdy miał jakieś 12 lat. Głupi był,
chciał pod namowa kolegów spróbować, jak to jest kraść. Głupia sprawa – batonik
i dezodorant na łączna sumę około 10 złotych. Nie potrafił podać powodu kradzieży,
bo po co. Wzruszył tylko ramionami, na pytanie Policjantów którzy zostali
wezwani przez podstarzałego ochroniarza marketu i czekał na rozwój wypadków.
Matka po raz kolejny najadła się wstydu, a on w ogóle się nie przejmując, uśmiechał
się tępo do wszystkich, którzy go o to pytali.
***
Po
sytuacji, kiedy Piotrek skroił kilku uczniów z podstawówki z telefonów
komórkowych, a jednemu o mało co nie złamał ręki, wyszarpując mu telefon z kieszeni,
rodzice Piotrka dostali propozycje nie do odrzucenia od dyrektora gimnazjum.
Albo zabiorą go z tej szkoły natychmiast, a on ułagodzi rodziców poszkodowanych
uczniów, albo sprawa trafi na Policję, gdzie skończy z zarzutami o wielokrotne
wymuszenia. Jak łatwo przewidzieć, rodzice wybrali pierwsza opcję, umieszczając
go w szkole z internatem, z dala od miasta zamieszkania.
***
Justyna jak
uciekała z Bidula, szukała schronienia przeważnie na melinach. Tam pojona
alkoholem i dymana na wszelkie możliwe sposoby, przebywała w sumie 3 lub cztery
dni. Potem zanudzała się swoim wielbicielom, którzy już po kilku dniach mieli dość
lachociąga, który zaczynał narzekać, że nie ma czystych ciuchów, chciał jeść coraz
więcej i skarżył się, że nie chce seksu, bo wszystko ja boli. Dostawała wtedy
propozycje nie do odrzucenia, żeby spierdalała już, bo nikt nie będzie jej
utrzymywał. Prawda jest taka, że chyba dziwne zbiegi okoliczności a także umiejętność
robienia z siebie niewiniątka powodowały, że dotychczas nie została umieszczona
w żadnym ośrodku.
***
Matka Jarka
z każdym rokiem coraz mniej przejmowała się jego zachowaniem. Co miała zrobić,
gdy w domu bieda czasami aż piszczy, zastanawia się jak tutaj porobić opłaty i kupić
jedzenie. Całe swoje siły skierowała w tym kierunku, oddalając od siebie
problemy związane z wychowaniem syna. Nielat zdawał sobie sprawę, że jest
puszczony samopas, a kolejne sprawy sądowe, godziny prac społecznych i różnorakie
środki wychowawcze nie robiły na jego małym móżdżku większego wrażenia. Ot, taki
mały skurwysynek, na którego wszyscy patrzą z politowaniem a jednocześnie
zastanawiają się, czy nie skończy w kryminale.
***
W nowej
szkole Piotrkowi szło całkiem dobrze. Z początku. Jako że miał zawsze kasę przy
sobie, poznał smak marihuany. A jako ze często ją kupował, postanowił zostać
domorosłym dilerem u siebie w internacie i sprzedawał towar o kilka złotych drożej.
Interes kwitł do tego stopnia, że przeszkadzało to innemu dilerowi, który
zaopatrywał daną szkołę, więc dostał porządny wpierdol, od nieznanych gości.
Rodzice podnieśli szum, straszyli prokuraturą i Policją dyrektora szkoły, który
nie potrafił zabezpieczyć bezpieczeństwa swoich uczniów, a w szczególności ich
Piotrusiowi. Niestety, szybko okazało się co było powodem oklepania mu miski,
więc został z internatu zabrany pod ich opiekę i wrócił do gimnazjum, lecz już
innego.
***
Nie było
dla nikogo wielkim zaskoczeniem, że jakiś plemnik od meliniarza, zapłodnił
jajeczko Justynki, która pod swoim niepełnosprawnym intelektualnie serduszkiem,
zaczęła nosić nowe życie. Na dziewczęciu nie zrobiło to wielkiego wrażenia,
więc w dalszym ciągu nie żałowała sobie papierosów, wina i innych przyjemności,
w ogóle nie akceptując tego, co rozwija się w jej brzuchu. Żyła tak, jakby tam
nic nie było.
***
Cała trójka
znała się świetnie, chodziła do tego samego gimnazjum, które miało renomę
najgorszego w całym powiecie. Któregoś dnia spotkali się wieczorem, i przypalając
skręta marihuany prowadzili dysputy o życiu doczesnym, głównie narzekając na szkołę
i rzucając kurwami na lewo i prawo. Nie spodobało się to starszemu panu, który
przechodząc wieczorem zwrócił im uwagę, że jest późno i nie życzy sobie, aby
przesiadywali pod jego oknem, używając takiego słownictwa.
Pierwszy
uderzył Piotrek. Z pieści w twarz. Jarek złapał starszego człowieka za szyje i
przewrócił na ziemię. Zaczęli go kopać, a gdy próbował wstać, przyciskali go
kolanami do ziemi. Pomagała im w tym Justyna, która upatrzyła sobie kopanie w
głowę. Robiła to tak zaciekle, że nie zwracała uwagi na krew, lejącą się ze zmasakrowanej
twarzy człowieka. Po chwili ktoś zaczął krzyczeć przez okno i to ich spłoszyło.
Złapanie
ich nie było żadnym problemem. Już na drugi dzień zostali zatrzymani przez
Policję. Starszemu człowiekowi na szczęście, oprócz siniaków, wstrząśnięciu
mózgu i porozcinanej skóry na twarzy, nic więcej się nie stało. Żaden z
nieletnich nie trafił do poprawczaka.