„Pomocną rękę należy podać tym, którzy mądrze walczą, a nie mogą dać sobie rady.”
- Stanisław Grzesiuk (z książki Pięć lat kacetu)
Przedstawione historie są fikcją literacką, a zbiezność ze zdarzeniami i postaciami występującymi w rzeczywistości, jest jedynie przypadkowa. Zamiarem autora nie jest w sposób negatywny przedstawianie osób objętych postepowaniem sądowym a w pracy zawodowej kieruje się ogólnie pojetym dobrem każdej jednostki.
Zapraszam do zapoznania się z moimi ostatnimi artykułami, które napisałem dla dwóch mediów elektronicznych. Pierwszy z artykułów, opublikowany na stronie Śląskiego Dziennika jest moim komentarzem do propozycji rządzących by każdej bezrobotnej kobiecie przyznać comiesięczny zasiłek 1000 złotych przez rok.
" Rząd
polski przyjął nowelizacje ustawy wprowadzającą nowe świadczenie
rodzicielskie, czyli tysiąc złotych przez rok po urodzeniu dziecka
dla osób bezrobotnych, studentów, rolników oraz pracujących na umowę o
dzieło. Osobiście większego kuriozum nie widziałem na własne oczy...."
Więcej na stronie" Tysiąc złotych - komu, komu bo idę do... Artykuł drugi, a raczej opis mojego dnia pracy to rozpoczęta współpraca z Klubem Literackim www.mydrea.ms. Myślę że to co stworzyłem, także się czytelnikom spodoba:
"Zadaniowy czas pracy, który mam staje się
coraz większym przekleństwem. Z jednej strony sam sobie decyduję co,
gdzie i kiedy będę robił, z drugiej zaś powoduje, że siedzę wieczorami
nad stertą papierów i opisuję ludzkie losy. Tak, dokumentuję ludzkie
losy. Najczęściej pogmatwane i przeplatane tragediami nie tylko
pojedynczych ludzi, ale także całych ich rodzin.
Stojąc w drzwiach, gdy wychodzę do pracy
sprawdzam po raz kolejny czy wszystko spakowałem. Kluczyki od samochodu –
są, telefon – jest, portfel – w kieszeni. Za 30 minut muszę być w
pracy, by rozpocząć dyżur...."
Więcej na stronie: Najgorszy rano jest dźwięk budzika
Muchy. Latające i
srające gdzie popadnie muchy. Wielkie i obrzydliwe, brzęczące swoimi
skrzydełkami w powietrzu, a obok nich latają mniejsze ale równie tak samo
wkurwiające. Każde pomieszczenie w tym obskurnym domu przegrodzone jest nie
drzwiami, a zwisającymi śmierdzącymi szmatami które zatrzymują muchy w jednym
pomieszczeniu, dzięki czemu unika się przemieszczania tego brzęczącego
paskudztwa po całym mieszkaniu. Życie tych stworzeń ograniczone jest do tego
jednego pomieszczenia i ewentualnego brzęczenia przy szybie, gdy swoimi
wielkimi muszymi ślepiami patrzą na świat zza brudnego okna, nie zdając sobie
sprawy jak wygląda przestrzeń poza pokojem w którym obecnie i ja się znajduje.
Całe życie takie muchy żryją gówno i srają gównem. Ich życie kręci się wokół
gówna by zakończyć je potem jako truchło wysuszone na parapecie. Albo w buzi jakiegoś
dzieciaczka, które nieświadomie podniesie tego trupka z podłogi i z przyjemnością
połknie.
Patolka. Jej świat,
podobnie jak świat latających wokoło stworzonek, jest także ograniczony do tej
jednej przestrzeni. Leży na łóżku i patrzy na mnie swoimi nieobecnymi oczkami,
próbując zapewne w zakamarkach swych synaps i połączeń nerwowych znaleźć
odpowiedź na pytanie kim ja do kurwy nędzy jestem. Stadium choroby alkoholowej
w której się znajduje nie daje jej możliwości szybkiej analizy, więc poddaje
się czego oznaka są wybałuszone przed siebie oczy. Ona żyje dla alkoholu, nie
dla jedzenia, nie dla przyjemności, ale dla alkoholu. Alkohol zastępuje jej
myślenie, alkohol stępia jej niewielki móżdżek, który obecnie służy prawie
tylko i wyłącznie do podtrzymywania podstawowych procesów życiowych. Oddychaj.
Żryj. Sraj. Pij. Koło niej butelka najtańszego wina, popielniczka z petami
zrobionymi z najtańszych skrętów. Brudna wymiętolona pościel okrywa jej grube,
pomarszczone ciało. Drżąca ręka odpala następnego papierosa, by skierować go do
spierzchłych ust. Potężny haust powietrza powoduje, że jedna trzecia fajki
wylądowała w płucach.
W pomieszczeniu unosi
się smród moczu i zapewne nie do końca gdzieś wytartego gówna. Stare meble
lepią się z brudu, przy łóżku na którym leży ofiara alkoholu stoi przekrzywione
krzesło. Zastanawiam się przez chwilę czy na nim nie usiąść, ale mam jasne
spodnie. Chujowo będzie z szarą dupą łazić po innych chałupach Odór najtańszych
fajek napełnia pokój w którym się znajduję, jeszcze bardziej pobudzając
bzyczące muchy do zwiększenia swej aktywności ruchowej. Kurwa, ja to mam chyba jakiś
fetysz na te muchy bo wybitnie mnie wkurwiają tym razem. Oprócz tego latającego
gównożrącego ścierwa nienawidzę jeszcze jednej rzeczy – śmierdzących szmat
pozawieszanych w drzwiach. Z obrzydzeniem odsuwam te kotary gdy mam wejść do
mieszkania czy pomieszczenia, nienawidzę jak ta szmata mnie dotyka, jak przez
przypadek muska moją głowę. Szmata jako drzwi, szmata jako bariera przed
robactwem, szmata skrywająca tajemnicę tego domu. Napisze kiedys esej o
szmatach albo wiersz. Nawet tytuł wymyśliłem już. „Życie szmatą pokryte”.
Próbuje porozumieć się
z leżącą postacią, co w delirium tremens łypie na mnie swoimi niewidzącymi
oczkami. Wydaje pewne dźwięki których ja nie do końca potrafię zrozumieć. Taki
bełkot z bezzębnej jamy ustnej. Jęczy w moja stronę, rzęzi jej z płuc, a ja patrzę
na nią jak na małpę w zoo. Jest takim prawie że niemym obrazkiem, który nie
wzbudza u mnie żadnych innych uczuć jak zaciekawienie. Właśnie, zaciekawienie. Czuję
się jak ten anatomopatolog, który krojąc zwłoki na stole sekcyjnym nie czuje
żadnego obrzydzenia czy wstrętu do ciała ludzkiego. Leżąca patolka jest dla
mnie ciekawostką, zjawiskiem, jeszcze jednym do kolekcji obrazkiem, który
znajduje się w zakamarkach mej świadomości.
Znalazłem się tutaj bo
szpital do Sądu zgłosił, że wypuszczają z oddziału taką jedna „delirium tremens”.
Babka ma chyba już alkoholowy zanik mózgu, funkcjonuje tylko wtedy gdy pije. Jak
nie pije to nie funkcjonuje. Ona nie może być trzeźwa, bo wtedy ma omamy,
majaki i w ogóle nosi ją po całym mieszkaniu. Gada wtedy od rzeczy i niszczy
wszystko co znajduje się zasięgu jej rąk. Musi po prostu ciągle być najebana.
Naćpana tanim alkoholem który łagodzi jej ból egzystencji. Codziennie oprócz
fajek musi wydoić 2-3 wina, by leżeć spokojnie. Bez telewizora, bez radia, bez
gazety czy książki. Ona kurwa leży i patrzy w sufit, by co chwilę popijać
łyczek swojego napoju procentowanego i zapalić skręconego szluga. Jaki
cholerny, jebany minimalizm życiowy, do którego doprowadziła się chlejąc od niepamiętnych
czasów wódę.
Rozglądam się po
pomieszczeniu, zadając jednocześnie sobie pytanie czy ktoś jeszcze jest w domu.
Pierdolone muchy brzęczą niemiłosiernie w powietrzu, doprowadzając moje uszy do
katorgi, lecz cóż ja kurwa mogę na to zrobić. Powinienem chyba z muchozolem łazić
i zapsikiwać te wstrętne robactwo. Patrzę na upstrzone owadzimi odchodami
ściany, na stół nakryty gazetą i popielniczkę, w której „delirium tremens” dogasiło
kolejnego peta. Nikogo z kim się porozumieć i złapać kontakt logiczny. Nikogo.
Jedna mucha usiadła na popielniczce i wpierdala popiół. Uzależniona.
Po chwili się okazało
że nie do końca jestem sam w tym domku, bo szmata odsunęła się i stanął w niej
mikrus. Mikrus, bo ta 30-letnia kobieta miała nie więcej niż 150 cm wzrostu i
miała strasznie malutką główkę a w niej małe oczka które patrzyły na mnie z
zaciekawieniem. Wąskie usta otwarły się i szczerbaty uśmiech ukazał się na jej
licu bladym. Najbardziej uwydatniał się u niej brzuch, świadczący że jest co
najmniej w 7 miesiącu ciąży. W ręku pet. Równie śmierdzący co ten który paliła
kobieta na łóżku. Zaciągnęła się przy mnie i zadała nieśmiertelne pytanie: „kim
pan jest”.
Oczywiście, przedstawiłem
się i powiedziałem cel swojej wizyty. Grzecznie, uprzejmie, jak Pan Bóg
przykazał. Że przyszedłem sprawdzić, czy po wyjściu ze szpitala dobre są warunki
do pielęgnacji deliry, która na wieść że zacząłem o niej mówić zaczęła
przewracać się na drugi bok, tak niefortunnie odsłaniając kołdrę i w tak
niefortunnym momencie, że byłem świadkiem tej sceny. I to był mój błąd, bo
niestety „co się zobaczy to się nie od-zobaczy”. Nie odzobaczę niestety wielkiego
gołego dupska, który nagi wysunął się spod plandeki. Na szczęście będąca w ciąży
piękna trzydziestolatka doskoczyła do łóżka, i poprawiła jak się okazało
mamusini pled.
Czemu pani pali
papierosy, przecież w ciąży pani jest. Oczywiste pytanie, oczywistego człowieka
na oczywistym miejscu. Odpowiedź mnie rozjebała na łopatki. „Troje dzieci
urodziłam, wszystkie urodziły się zdrowe. Mi tam fajki nie szkodzą”. Uśmiechnęła
się potem do mnie z pięknie szczerym, bezzębnym uśmiechem. Później dowiedziałem
się że najstarsze z jej dziatków jest w szkole specjalnej, a młodsze
prawdopodobnie tez tam trafi. Najmłodszy brzdąc to jeszcze nie wiadomo, bo srał
na nocniku w drugim pomieszczeniu, a nad nim unosił się piękny rój ponętnych i wściekle
brzęczących much.
Jak w Afryce. Najlepsze
obrazki to takie, szczególnie przez fotografów zamieszczane, jak małe dzieci,
murzyniątka z dużymi brzuszkami od głodu, odganiają łażące po nich muchy i inne
robactwo. Jakby to jebane robactwo wiedziało, że jeszcze trochę a będzie mogło
żreć takie małe murzyniątko, ponieważ los jego bardzo niepewny. A ja żałuje
wtedy w takich sytuacjach że nie mogę pierdolnąc fotki dzieciakowi, który
umorusany na brudnym nocniku opędza się od much. Jej palenie nie szkodzi – nosz
kurwa mać.
Jak ustaliłem podczas
wykonywanych czynności z uczestniczką postępowania, „delirium tremens” ma
wszystko co potrzeba do życia. To znaczy rentę, zasiłek z Opieki i jabole z
fajkami systematycznie dawane. Na kibel wstaje sama, przy myciu wymaga pomocy,
żarcie trzeba jej pod nos podtykać. Czasami zrobi pod siebie jak jej zwieracze
puszczą, ale matka czwartego dziecka w drodze daje sobie z nią radę.
********
Alfabet dokończę następnym razem. Teraz biorę się za zamówiony artykuł, który będzie swego rodzajem autowywiadem. Podeśle link do strony na której się ukaże. Dla zainteresowanych zajebisty film, który polecam każdemu, kto ma problem z chlaniem wódy.
Podobno kuratorzy mają strajkować. Zgłaszam się na pikietę pod Ministerstwem Sprawiedliwości.
Kurator z innej części Polski o nicku "Bzdet" podesłał kilka miesięcy temu opowiadanie a raczej jego pierwszą część. Zainteresowani mogą sobie przypomnieć: Pożycz 3 złote, czyli księżna w pałacu cz. 1 Poniżej znajduje się dokończenie tej powieści, a ja zainteresowanych czytelników chce przeprosić i obiecuję, że niedługo dokończenie alfabetu dotyczącego kurateli sądowej. Zapraszam do lektury *****************************************************
Jadę poszukać jej w
dawnym miejscu zamieszkania, do wsi oddalonej o jakieś 10 km. Rozglądam się bo
może spotkam ją gdzieś po drodze, no niestety to szczęście mnie nie spotyka, może
poszła inną drogą bo są przynajmniej dwie drogi. Na miejscu również przejeżdżam
wolno, może się gdzieś pojawi, nic z tego. Dobra to trzeba popytać ludzi, może
Włodka zastanę w domu. Niestety Włodka nie zastałem, koło domu porozrzucane
zabawki, rower i jakieś graty, widać że brak kobiety. Dobra idę do sąsiadów.
Początkowo nieufni, legitymacja tłumaczenie o co chodzi, dobra rozkręcają
się.( słownictwo oryginalne) „Panie ona
tu często do nas na kawę przychodziła i my jej tłumaczyli, ze nie może tyle
pić, ze dziećmi się trza zająć ale to jak grochem o ścianę i kiedyś nam
pedziała, ze zapije się jak jej ojciec”. Kierują mnie jeszcze do siostry Włodka. Po drodze spotykam
jeszcze jedną dawną sąsiadkę. Z wcześniejszych informacji
wynika że z tą lubi wypić, i że ta jest chora psychicznie. Fakt, już sam jej
wygląd wydaje się jakiś …dziwny. Niby ubrana ale jakoś tak ni jak. Wystająca
halka spod niebieskiego fartucha, kapcie na nogach, ciepła czapka na głowie,
brak zębów, roztaczający się wokół odór przetrawionego alkoholu. Przedstawiam
się i mówię o co chodzi. Patrzy na mnie wzrokiem osoby wszystko wiedzącej i
mówi: „Paaanie ją trzeba zamknąć, leczyć, pije na okrągło. Już nawet ja nie
daje rady tyle pić”. Dobra idę dalej.
Docieram do siostry Włodka. Tu uzyskuje informacje, że Ewa jest widziana we wsi
dość często i że nawet dziś się gdzieś tu kręciła. Rozmówczyni twierdzi, że Ewa
nie interesuje się dziećmi, nawet nie wiedziała, że były niedawno chore a
jedno było w szpitalu. Jak przechodzi obok jej domu to tylko krzyknie aby jej
jakieś drobne dać. Dowiaduję się też, że poza tą kradzieżą to kilka razy
naprzykrzała się Włodkowi i dzieciom będąc pod wpływałem alkoholu. No ale
trzeba ustalić gdzie to zrobiła, bo ma zakaz zbliżania się od godz. 18.00 do
posesji i jej mieszkańców (o tym wcześniej nie wspomniałem). Pozostawiam swój
nr do kontaktu i proszę o nr do Włodka. Ponadto siostra Włodka naprowadza mnie
na trop, że może u matki jest, albo w tej melinie co przed wyprowadzeniem
zrobiła sobie w takich opuszczonych garażach. Jadę tam. Po drodze mijam jeden
z dwóch sklepów we wsi. To ten ,,gorszy’’ tzn. z osłoniętym od drogidrewnianymi parawanami, miejscem gdzie można
spożywać alkohol zakupiony w tym sklepie. Wstąpię tam w drodze powrotnej. Podjeżdżam
pod pegeerowski blok.Wiem gdzie mieszka
matka Ewy –pukam. Nikogo, idę do sąsiadów, nikogo. Dobra idę do tej meliny.
Kurka no nie ma, nie ma meliny ale za to zainteresowała się mną jakaś sąsiadka-
a czego Pan tu szuka ?!Legitymacja,
formułka i mówię o co chodzi. Pani od razu zmienia nastawienie. Mówi,ze zna obie panie. Że matka się uspokoiła i
że nie pije, chyba kogoś znalazła i bardziej mieszka u niego jak tutaj. A Ewę
widziała dzisiaj – kurwa myślę wszyscy ją widzą tylko nie ja no fatum jakieś
czy co – dowiaduje się, że dziś też była na bani i że tutaj meliny już nie ma.
Wspólnota zagospodarował te garaże, podzieliła na jakieś komórki i ludzie tam
rowery i inne graty trzymają. Rozmówczyni twierdzi, że z Ewy to już nic nie
będzie, że urzęduje z chłopami na całego. Dobra jadę dalej idę do wspomnianego
wcześniej ,,lokalu’’ na świeżym powietrzu. Wchodzę przez osłonięte wejście.
Zwykła plandeka nad głową, stoły i
krzesła z grubych drewnianych belek.
Kubeł na śmieci, kawałek łączki za sklepem służący do oddania potrzeby
fizjologicznej. Interes się kreci. Trafiam chyba na dobry dzień, może OPS
akurat zasiłki płacił albo PUP. Choć uczciwie trzeba przyznać, że klientela
jest wszelkiej maści. Od tych ostatnich ,,obszczymórków’’ po młodzież co ledwie
wąs się sypnął i w dresie z kapturem chodzi. No siedzi z 10 chłopa. Wszyscy od
razu wzrok na mnie, jestem obcy, zbyt dobrze ubrany (oczywiście nie chodzi
tu o to ze jeżdżę w garniturze). Teczki nie brałem celowo. Wchodzę na pewniaka
trochę mówią na to „na policjanta”. Rzucam hasło – Ewy szukam, słyszałem że tu
była. – Mówię to patrząc na wszystkich i na nikogo konkretnie. Przygotowany
jestem na ewentualną obronę przed jakimś wybuchem agresji.„A co dupczyć się Panu chce?” – słyszę w
odpowiedzi i śmiech. Dobra nie jest źle, jest słowo Pan i rozbawiłem
towarzystwo. – Zadziałało myślę. Ciągnę
wątek dalej – no tak, wezwań nie odbieraa leczyć ją trzeba. „Panie co my tu z nią mamy, ostatnio ją trzech tutaj ruchało a ten co tam śpi (teraz dopiero go zauważam
bo był jakoś schowany za plecami innego) to chyba z 20 min bo spuścić się nie
mógł. Za wino dawała” – i dalej śmiech. „Ale dziś jej nie widzieliśmy.
Przekazać jej coś?” z propozycją ,,wyskakuje’’ rozmówca. Nie, znajdę ją sam.
Wychodzę.
Jeździłem
za Ewą jeszcze kilkakrotnie, nie mogłem jej zastać ani w domu, aniw okolicach poprzedniego
miejsca zamieszkania. Raz trafiłem na sklepową z tego sklepu co można na
miejscu dokonać konsumpcji. Powiedziała mi, że była świadkiem jak Ewa będąc w
amoku alkoholowym, siedząc na schodach próbowała pożyczyć 3 zł od … własnych
dzieci które właśnie tamtędy wracałyze
szkoły, nie poznała icha
dzieci jak zobaczyły mamę to po prostu się przestraszyły, rozpłakały i uciekły.
W
końcu udaje mi się zastać hrabinę w pałacu na włościach. Jak zwykle najpierw
pukam co nie przynosi szczególnie efektu. Drzwi są niedomknięte więc używając
pięści dwa razy przyp… i się otwierają. Na wprost znowu widzę kanapę tą co
wcześniej była zasrana, o dziwo teraz nie ma na niej żadnych widocznych
odchodów. Szmaty ściągnięte, zza szmaty oddzielającej drugie pomieszczenie
wychyla się ona- nieuchwytna Ewa. Kurator – można? Nie czekając zbytnio na
sprzeciw biorę głęboki wdech i wchodzę. Niemal przebiegam przez pierwsze
pomieszczenie i wchodzę do drugiego gdzie na drugiej kanapie siedzi już Ewa. Włosy
rozczochrane, gdybym nie wiedział ile ma lat powiedziałbym że jest znacznie po
pięćdziesiąte, śmierdzi alkoholem- ale jest chyba trzeźwa albo też poziom
alkoholu jest taki, ze pozwala jej na jakieś logiczne myślenie.Pomieszczenie nic się nie zmieniło od mojej
ostatniej wizyty, mam wrażenie, że much jakby więcej jeszcze lata. Ewa
twierdzi, że nie pijea utrzymują ją przygodni mężczyźni. Alkoholu
oczywiście nie nadużywa i w ogóle to ma wszystko w dupie. Kontakt z dziećmi ma
dobry nawet z tą córką co w Angliii w ogóle to ona ją tam zabierze i będzie „haj lajf” . Leczyć się nie
będzie. Nie pamięta aby kiedyś ukradła dzieciom jedzenie, i w ogóle o co mi
chodzi.Informuję ją, że jest wyznaczone
posiedzenie sądu w przedmiocie zarządzenia wykonania kary,i żeby lepiej była. Twierdzi, że będzie.
Do
czasu posiedzenia udało mi się jeszcze skontaktować z Włodkiem, który o dziwo
potwierdził , że złamała zakaz sądowy w sumie tylko raz i raz ich okradła.
Udaje
mi się również dotrzeć do opinii psychiatrycznej zrobionej na zlecenie wydziału
rodzinnego. Sprawa o ubezwłasnowolnienie zgodnie z moimi przewidywaniami
upadła. Z opinii wynika głębokie uzależnienie od alkoholu ale jest zdolna do
kierowania własnym losem.
Odbywa
się posiedzenie w przedmiocie zarządzenia wykonania kary. Okazuje się, że
sekretariat się pomylił i wysłałwezwanie
na poprzedni adres. Sprawa odroczona. Drugie posiedzenie. Ewa oczywiście jak i
na poprzednie się nie stawia. Do protokołu proszę o wpisanie, że osadzenie w ZK
może uratować jej życie. Sąd i bez tego by zarządził wykonanie kary . Ewa nie
stawia się dobrowolnie w ZK. Idą nakazy – wszystko od mojego wywiadu trwa ok
2,5 miesiąca. Policja ją odnajduje ale odstępuje od zatrzymania i doprowadzenia
do ZK- Ewa znajduje się w hospicjum , nie poznaje nikogo jest w stanie
agonalnym. Nie udało mi sięuratować jej
życia.
Koniec
cz.2 ostatniej.
Ps.Czytałem ostatnio gdzieś jakaś krótką
informacje, że najbardziej zdemoralizowaną grupą społeczną są studenci . Myślę
nawet , że jest w tym nawet trochę racji. Miałem ostatnio na stażu studentkę
która nomen omen brała udział w części wydarzeń opisanych wyżej.
Chciałbym
aby wszyscy młodzi ludzie uczący się na kierunkach humanistycznych mieli tyle
pomysłów, zapału, werwy i chęci do pracy co ona. Była najlepszą stażystką z
jaką współpracowałem do tej pory. Serdecznie Cię
pozdrawiamAniu.