Na stronie Śląskiego Dziennika ukazał sie następujący mój artykuł. Myśle że bardzo istotny dla tych, którzy chcieliby zostać kuratorem sądowym:
"Takie będą Rzeczypospolite jak ich młodzieży chowanie" część 1
"Takie będą Rzeczypospolite....." część 2
Zapraszam także do komentowania moich artykułów na stronach Dziennika.
„Pomocną rękę należy podać tym, którzy mądrze walczą, a nie mogą dać sobie rady.” - Stanisław Grzesiuk (z książki Pięć lat kacetu) Przedstawione historie są fikcją literacką, a zbiezność ze zdarzeniami i postaciami występującymi w rzeczywistości, jest jedynie przypadkowa. Zamiarem autora nie jest w sposób negatywny przedstawianie osób objętych postepowaniem sądowym a w pracy zawodowej kieruje się ogólnie pojetym dobrem każdej jednostki.
czwartek, 26 marca 2015
Słowo na nie..... czwartek oraz jak zostać kuratorem sądowym
NIe byłbym sobą, gdybym nie powrócił do pewnego tematu sprzed kilku tygodni. A mianowicie ostatnio znalazłem takie perełki:
"W wywiadzie udzielonym 16 marca 2015 roku dla włoskiego magazynu Panorama, Stefano Gabbana i Domenico Dolce wzbudzili wiele kontrowersji stwierdzeniem: "Jesteśmy przeciwni adopcjom dzieci przez pary homoseksualne. Jedyna rodzina to tradycyjna rodzina". Warto nadmienić, że Stefano Gabbana i Domenico Dolce są gejami."
"Matka Heather Barwick zostawiła męża, kiedy dziewczynka miała około dwóch lat. Przyznaje, że była dobrze traktowana zarówno przez matkę, jak i jej partnerkę, natomiast jej ojciec "nie był wspaniałym facetem". Mimo to, bardzo jej go brakowało. Heather spędziła dużo czasu w społeczności osób homoseksualnych. Kiedy miała ponad 20 lat, prowadziła nawet razem z matką i jej przyjaciółkami kampanię na rzecz praw osób ze środowiska LGBT. Wspierała legalizację małżeństw jednopłciowych - podaje Chnnews.pl. Sytuacja zupełnie się zmieniła, gdy sama wyszła za mąż i została matką czwórki dzieci.
31-letnia kobieta napisała list do społeczności gejowskiej, który tytułuje: Wasze dzieci cierpią. Dopiero teraz, gdy widzę, jak moje dzieci codziennie kochają i są kochane przez swojego ojca, dostrzegłam piękno i mądrość zawartą w tradycyjnym małżeństwie i rodzicielstwie. Małżeństwo jednopłciowe i rodzicielstwo nie daje dziecku albo matki albo ojca, a mówi mu przy tym, że to nie ma znaczenia, że to to samo. Ale to nie jest to samo i wielu z nas, wiele z waszych dzieci cierpi - pisze kobieta."
Jak widać, wszystko na to wskazuje że sami geje (i to bardzo znani) jak i kobieta wychowywana przez lesbijki, są przeciwni tego typu anomaliom jak adopcje czy wychowywanie dzieci w związkach jednopłciowych.
************************************
Wciąż w mailach otrzymuje zapytania co zrobić by zostać kuratorem zawodowym, jakie mam szanse i tym podobne zapytania. Dlatego postanowiłem zrobić pewnego rodzaju alfabet, który być może wyjaśni Wam na czym polega ta praca i jak się do niej "dostać".
"W wywiadzie udzielonym 16 marca 2015 roku dla włoskiego magazynu Panorama, Stefano Gabbana i Domenico Dolce wzbudzili wiele kontrowersji stwierdzeniem: "Jesteśmy przeciwni adopcjom dzieci przez pary homoseksualne. Jedyna rodzina to tradycyjna rodzina". Warto nadmienić, że Stefano Gabbana i Domenico Dolce są gejami."
"Matka Heather Barwick zostawiła męża, kiedy dziewczynka miała około dwóch lat. Przyznaje, że była dobrze traktowana zarówno przez matkę, jak i jej partnerkę, natomiast jej ojciec "nie był wspaniałym facetem". Mimo to, bardzo jej go brakowało. Heather spędziła dużo czasu w społeczności osób homoseksualnych. Kiedy miała ponad 20 lat, prowadziła nawet razem z matką i jej przyjaciółkami kampanię na rzecz praw osób ze środowiska LGBT. Wspierała legalizację małżeństw jednopłciowych - podaje Chnnews.pl. Sytuacja zupełnie się zmieniła, gdy sama wyszła za mąż i została matką czwórki dzieci.
31-letnia kobieta napisała list do społeczności gejowskiej, który tytułuje: Wasze dzieci cierpią. Dopiero teraz, gdy widzę, jak moje dzieci codziennie kochają i są kochane przez swojego ojca, dostrzegłam piękno i mądrość zawartą w tradycyjnym małżeństwie i rodzicielstwie. Małżeństwo jednopłciowe i rodzicielstwo nie daje dziecku albo matki albo ojca, a mówi mu przy tym, że to nie ma znaczenia, że to to samo. Ale to nie jest to samo i wielu z nas, wiele z waszych dzieci cierpi - pisze kobieta."
Jak widać, wszystko na to wskazuje że sami geje (i to bardzo znani) jak i kobieta wychowywana przez lesbijki, są przeciwni tego typu anomaliom jak adopcje czy wychowywanie dzieci w związkach jednopłciowych.
************************************
Wciąż w mailach otrzymuje zapytania co zrobić by zostać kuratorem zawodowym, jakie mam szanse i tym podobne zapytania. Dlatego postanowiłem zrobić pewnego rodzaju alfabet, który być może wyjaśni Wam na czym polega ta praca i jak się do niej "dostać".
A - jak aplikacja. Aplikacja to około roczne przygotowanie osoby na kuratora zawodowego. Gdy już zdasz egzaminy w Sądzie Okręgowym i zostaniesz przyjęty na aplikację, jesteś kierowany do Zespołu kuratorskiej służby sądowej. Aplikacje masz podzieloną na dwie części: dla dorosłych i rodzinną. Przyznany jest Ci kurator zawodowy, z którym pracujesz i który wdraża Cie do pracy. Razem z nim jeździsz w teren, uzupełniasz notatki (jego), piszesz wywiady, wpinasz zwrotki w akta, itp. Zadaniem Kuratora zawodowego jest pokazać Ci pracę w terenie i w biurze podczas dyżurów. Podczas aplikacji uczestniczysz także w szkoleniach prawnych, itp. Wciąż jesteś kandydatem na kuratora, bo nie jest powiedziane czy jednak sprawdzasz się na to stanowisko. Po aplikacji jest egzamin, którego pozytywny wynik daje Ci "mianowanie" na kuratora zawodowego i wtedy możesz podjąć pracę w Zespole Kuratorskiej Służby Sądowej gdzie jest wolny etat. Na aplikację z reguły przyjmuje się tyle osób, ile jest wolnych etatów w okręgu, więc pozytywne zdanie gwarantuje Ci pracę.
B - jak badania. Aby zostać przyjętym na aplikację, musisz przejść nie tylko badania lekarskie określające zdolność do pracy, ale także badania psychologiczne. Badający psycholog (biegły sądowy) określa czy nie masz zaburzonej i nieprawidłowej psychiki. Wypełniasz testy obrazkowe, testy z prawidłowymi odpowiedziami, prowadzisz z psychologiem rozmowę na temat twoich celów życiowych, sukcesów, twoich największych porażek. Psycholog to na tyle cwana bestia, że jak zobaczy wahanie w twoim odpowiedziach albo coś mu się nie spodoba, to będzie drążył temat. Odpowiadając staraj się nie kłamać, po psycholog obserwuje także mowę ciała (znajdź w necie jak zachowują się osoby kłamiące). Będą pytania o narkotyki (jeśli próbowałeś przyznaj się, to wbrew pozorom nie jest dyskwalifikujące), alkohol (jak często), czy palisz papierosy, itp. Będziesz pytany jak znosisz porażki, czy miałeś stany depresyjne, itp. Najważniejsze to być sobą a przejście psychologa wcale nie jest trudne.
C - jak czas. Czas pracy w sądzie jest zadaniowy. Znaczy to, że masz 8-godzinny dzień pracy, ale nie określony od której do której. W praktyce wygląda to w ten sposób, że będziesz czasami pracować w sobotę, niedzielę albo popołudniami, bo wtedy np. zastaniesz w miejscu zamieszkania osoby które pracują do południa. Ilość pracy określona będzie ilością wywiadów środowiskowych, nadzorów osobistych a także spotkań w wielu rożnych instytucjach. Musisz także umieć pracować pod presją czasu. Od Twojego wywiadu, opinii zależy czasami czy odbędzie się sprawa sądowa albo jakie sędzia wyda postanowienia czy wyrok. Licz się z tym że akta Twoje może w każdej chwili zażądać sędzia do zapoznania się, nawet jak jesteś na urlopie. W tej pracy tez nie zaplanujesz dnia, bo choć wydaje Ci się, że jednego dnia uzupełnisz notatki, to nagle jest pilny telefon albo kilku interesantów i Twoje plany w łeb strzelają. Przygotuj się także na wieczorne lub nocne pisanie w domu, itp. Jeśli samotnie wychowujesz małe dziecko to..... współczuję. Albo musisz mieć dostępną nianię albo dziadków.
D - jak dzieci. Kurator rodzinny jak sama nazwa wskazuje zajmuje się rodzinami i ich dziećmi a także nieletnimi. W przypadku nieletnich musisz być odporny i gruboskórny, nie dawać się emocjom. Młodzież trudna jest zdemoralizowana, a Ty musisz umieć się z nią porozumieć. Musisz także mieć w sobie notkę empatii czy zrozumienia, ponieważ kurator nie jest karą, ale pomóc ma nieletniemu wyjść na dobrą drogę. Jednakże musisz się liczyć że nieletni ci odpyskuje, czasami wyzwie, porysuje samochód a Ci bardziej zdemoralizowani to mogą nawet grozić. Musisz umieć poradzić sobie w takich sytuacjach, a jeśli zdobędziesz zaufanie takiego "cwaniaka" to nagle się okazuje że są to wrażliwe dzieciaki. Inna sprawa to nadzory, gdzie kontrolujesz jak rodzice sprawują opiekę nad swoimi pociechami. Tu musisz także dawać wskazówki i pomagać, ale w przypadku zagrożenia ich życia i zdrowia musisz podjąć akcję polegającą na umieszczeniu w placówce. Spotkasz się z klękaniem przed Toba i proszeniem aby dzieci nie zabierać, wyzwiskami, agresją, itp. Trzeba mieć bardzo silna psychikę i nie poddawać się emocjom bo będziesz świadkiem maltretowanych, głodnych dzieci. Będziesz widział/a posiniaczone kobiety które zostały pobite przez konkubentów, a mimo to odmawiające składania zeznań. Jednym słowem - osoba o słabej psychice, zbyt wrażliwa to nie ma co liczyć ze będzie sobie dawała radę w tej pracy, choć niektórzy kuratorzy po kilku latach robią się bardzo "gruboskórni".
E - jak egzaminy. Pierwszy egzamin jaki Cie czeka to egzamin na aplikację kuratorską. Różnie to wygląda w różnych sądach okręgowych, ale przeważnie składa się z części pisemnej i ustnej. część pisemna to głównie test w którym oceniania jest Twoja znajomość zagadnień prawnych, polityki społecznej, polityki państwa, resocjalizacji. Nie sposób wymienić tutaj pytań, bo jest ich zbyt dużo, ale możesz mieć pytanie np. kto jest ministrem sprawiedliwości, ile sądów rejonowych podlega pod dany sąd okręgowy, co to jest czyn karalny, czy zdefiniować słowo "demoralizacja". Pamiętaj że to nie studia i nikt nie da Ci ściągnąć. Gdy już przejdziesz część pisemną, dopuszczony jesteś do części ustnej, gdzie będziesz losować zestaw pytań i odpowiadać na pytania członków komisji. Na tej części możesz zostać poproszony o wyjaśnienie np. na czym polega metoda indywidualnego przypadku, albo o podanie różnicy pomiędzy młodzieżowym ośrodkiem socjoterapii a Młodzieżowym Ośrodkiem Wychowawczym. Jak widać, jest to bardzo ogólny zakres wiedzy, więc jeśli nie interesujesz się tematyką resocjalizacji i sądownictwa, może być ciężko. Przed egzaminami warto przejrzeć sobie strony internetowe o kuratorach sądowych, fora internetowe gdzie kuratorzy wymieniają się przypadkami. Nie kuć na pamięć, a raczej traktować to jako ciekawostki. Następny egzamin Ciebie czekający, to egzamin po aplikacji na którym sprawdzana jest Twoja wiedza już szczegółowa, sądownicza. Jest to takze analiza akt sądowych, pisanie wniosków, itp. Nie będę tutaj się zagłębiał w ten temat, bo na to przygotują was kuratorzy zawodowi i kuratorzy okręgowi.
CDN...
środa, 18 marca 2015
Opowiem Wam bajkę....
Opowiem
Wam bajkę, jak pewna kobieta przez rok dostawała wpierdol od swojego
konkubenta. Rok bicia i katowania, maskowania śladów na twarzy i udawania że
ten siniak powstał od przewrócenia się na schodach, gdy niosła drewno do pieca
w domu by napalić w zimę. Bajka ta będzie z morałem albo i nie, zresztą
doczytacie sami.
Bajka
zaczęła się już dawno. Rzekłbym że w poprzednim stuleciu, gdy Państwowe
Gospodarstwa Rolne jeszcze ciągnęły ostatkiem sił, a najebani często pracownicy
pieczołowicie oporządzali świnki i krówki w oborach, dbając by mięsko i mleczko
było bardzo smaczne a cielaczki i prosiaczki dorastały w szczęśliwości. I przy
tym Gospodarstwie Państwowym, w starej chałupie której nikt nie miał zamiaru
remontować, a w szczególności wymieniać drzwi żyła sobie ONA. Kobieta nie miała
szczęścia w życiu. Systematyczny wpierdol który dostawała od swojego ojca wyrył
duże piętno w jej kruchej i nie do końca ukształtowanej psychice. Można rzec
nawet że jej rozwój psychiczny zatrzymał się za wcześnie, o wiele za wcześnie.
Nie wiadomo czy było to spowodowane dostawaniem wpierdolców po główce od
kochanego tatusia, czy po prostu matka natura wyposażyła ją w mało lotny móżdżek.
Po prostu taka była, ciężko myśląca i trudno skupiające myśli. Jej drobne
ciałko przeżyło bardzo dużo, dziś powiemy stanowczo za dużo, ale w tamtym
czasie widok najebanego i bełkoczącego tatusia nie robił na mieszkańcach wsi
zbyt dużego wrażenia. Taki to był lokalny folklor, gdzie w tygodniu trzeba było
najebać się do nieprzytomności, by w niedzielę w kościele stać, obowiązkowo w
czarnych spodniach i białych skarpetkach a ręce w pacierzu złożone klepały
zdrowaśki przepitym gardłem. Po kościele obowiązkowo piwo pod sklepem, bo
przecież tradycja nakazuje dzień święty święcić. Nasza skromniutka bohaterka
bajki pamięta że chowała się pod stołem gdy ukochany tatuś przychodził najebany
i wszczynał awanturę, bo taką naturę miał porywczą. Prawie codziennie upadlał
ją, jej rodzeństwo i matkę, która po pijaku była także gwałcona, ale spełniała
swój małżeński obowiązek, bo przecież kochała go i krzyż cierpiętniczy powinna
nosić na swych wątłych barkach. Ot taka sielanka dnia codziennego. Najebany
ojciec, awantura, wpierdol i ruchańsko, aż Pan i Władca domowej pieleszy nie
padł zmęczony alkoholem. To wszystko często na oczach dzieci które doskonale
wiedziały że po karczemnej awanturze tatuś będzie kładł się na mamusię i sapał
poruszając swoim dupskiem w tą i nazad. W domu bieda, ale stary pracował i
jakąś tam kasę do domu na żarcie przynosił. A jak nie kasę to przynajmniej coś
do żarcia zwędził. A jak nie przyniósł to matka szła do kierownika, a ten dawał
jej jedzenie lub część kasy z wypłaty. Zresztą, połowa ludzi tak żyła u nich na
wsi w tamtym czasie i nikogo nie dziwił najebany w południe pracownik PGR-u ani
nie robiło na nikim wielkiego wrażenia, że systematycznie napierdalał żonę i
matkę swoich dzieci.
Swego
czasu w telewizji leciał dokument „Arizona”. Jaki tumult się zawsze podnosi
wśród obrońców prawdy, że to niemożliwe aby ludzie tak żyli. Że zmanipulowano
obraz, że karmiono alkoholem i siłą do ust wlewano, by nakręcić przejmujący
reportaż. Jakie gromy się sypały na dziennikarzy. A ja Wam powiem że gówno
wiecie i gówno widzieliście. Wytłumaczcie mi, skoro Ci ludzie tacy „świetli” i „normalni”,
to czemu pozwolili zrobić z siebie takich debili. Nie od dziś wiadomo że w tym
kraju za dwadzieścia złotych nic nie załatwisz, ale jak dasz flaszkę to już inna
gadka. Wypalone wóda mózgi dają się łatwo manipulować. W dalszym ciągu na
popegeerowskich wsiach istnieje takie menelstwo, ochleje co zaczepiają i
bełkoczą w oparach alkoholowych do kobiet. Są pijaki które dymają upośledzone
kobiety w krzakach. Pijane kurwy, które za stodołą na dożynkach obciągają staremu
menelowi kutasa. Bo seks to nie tylko domena młodych, ale także starych,
przebrzydłych ochlapusów, którzy swe niemyte i obślizgłe fujary wystawiają im
podobnym kobietom, by zajęły się nimi smacznie. W dalszym ciągu dzieci na tych
wsiach męczą w stawie żaby, pompując je słomka i wyrzucając do wody. Dalej
kopią psa uwiązanego na smyczy i strzelają z procy do ptaków. W dalszym ciągu
przywiązują kotom puszki do ogona i śmieją się z biednego wystraszonego
zwierzęcia. To wciąż się dzieje, pomimo tej całej poprawności i praworządności.
Bohaterka
naszej bajki szybko uciekła z domu by zacząć dorosłe i przynajmniej bez
przemocy życie. Miała dość poniżania, awantur i bicia a także patrzenia jak
ojciec gramoli się na matkę w pijackim amoku, by rżnąć ją swym kutasem. W
zawodówce poznała chłopaka, który strzelił jej gola już na samym początku, bo
przecież dziewice w ciążę nie zachodzą i w wieku 17 lat powiła swoje pierwsze
dziecko. Dwa lata później drugie, ale to drugie zrobione było już w amoku alkoholowym,
bo ówczesny wybraniec jej naiwnego serduszka też uwielbiał zaglądać do
kieliszka a i rękę miał coraz cięższą bo okazało się że też potrafi przylać jak
zupa będzie za słona lub zbyt dużo pieniążków wydanych. I tak nasza bohaterka
trafiła z deszczu pod rynnę szukając szczęścia i możliwości wyrwania się od
ojca tyrana i okrutnika. W międzyczasie sama popadła w alkoholizm, ponieważ
najlepsza metodą na nieobrywanie od swego konkubenta było picie razem z nim. I
spełnianie zachcianek jego, głównie w postaci usługiwania w kuchni i sypialni.
Suma sumarum w końcu miarka się przebrała i sąd zabrał jej te dwa dzieciak,
które najpierw trafiły do bidula a potem gdzieś w rodzinę zastępczą. Po tym wszystkim
ukochany wyjebał ją na zbity pysk ze słowami że jej na oczy nie chce widzieć. I
tak żyła sobie nasza kobiecina, szwendając się i mieszkając to z matką (bo
ojciec wyciągnał kopyta z powodu przechlanego mózgu) to u jakiegos konkubenta
nowego, których poznawała w różnych częściach powiatu. Aż jej ostatni facet u
którego pomieszkiwała już ponad dwa lata postanowił zaciągnąć sznureczek na
swej szyi i powiesić się na gałązce w lesie. Ot, słabiutki był psychicznie,
nieboraczek jeden. Co prawda lubił wypić, ale przynajmniej nie lał po mordzie,
więc żyła sobie nasza kobiecina w miarę spokojnie przy jego boku, oczywiście do
tego tragicznego zdarzenia. Bohaterkę naszej opowiastki to załamało, zaczęła
chlać aż wyrzucono ją z mieszkania, które zajmowała wraz z wiszącym wcześniej a
teraz gryzącego ziemię chłopakiem. Wróciła z powrotem do matki, której cierpliwość
już się kończyła, bo ile można darmozjada utrzymywać, tym bardziej że i tam
zdarzało się jej nie wylewać za kołnierz.
Aż
tu nagle nastał cud.
Nasza
wspaniała mamusia, mimo pijackiego życia otrzymała mieszkanie w starym,
zniszczonym domu socjalnym. O ile to można mieszkaniem nazwać. Pokój z kuchnia
i mała łazienką. Dla niej to było jak Boga za nogi złapać a może i nawet za
ręce, bo kto daje lokale takim jak ona. Dlatego poprzysięgła sobie że postara
zmienić swoje życie. Wyjść na prostą, naprawić się a i kto wie, może w
przyszłości odzyskać swe dzieciątka, Ogarnęła się, poprzysięgła że nie będzie
pić i wzięła się do pracy. Otrzymała prace dorywczą u pobliskiego gospodarza i
przez pierwszych kilka miesięcy nawet dobrze jej szło. Rzekłby ktoś, za dobrze.
Starzy górale w takie cuda nie wierzą, choć oni też nie lepsi w chlaniu i
klękaniu w kościele pod ołtarzem do dziś dnia. Z dziećmi w rodzinie zastępczej
utrzymywała kontakt, o mieszkanie dbała tylko ta….. samotność. Doskwierała jej
strasznie. A jako że uroda jej umknęła z powodu zbyt hulaszczego i menelskiego
trybu życia, nie mogła za bardzo wybierać w amantach krążących po mieście. W
sumie to nie wybierała a brała co popadnie, byle czysty był i nie chlał za dużo.
I wtedy pojawił się ON.
20
lat w kryminale. Całe ciało pokryte więziennymi tatuażami i pięćdziesiątka na
karku. Wyrok za śmiertelne pobicie i do tego kilka innych, równie ciekawych.
Charakterny człowiek co to gadów nie cierpi, psy olewa i nikt nie będzie mu
mówił jak ma iść przez swoje życie pełne recydywy. I tak oto znalazł naszą
wychodząca na prostą bohaterkę bajki i szybciutko bez większych ceregieli
wprowadził się do niej. Pierwsze trzy miesiące były nawet spokojne. Kryminał
polazł do roboty, także dorywczej i nawet dużo nie pił w międzyczasie posuwając
ja na starym trzeszczącym łóżku. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie ta…. zaszła
w ciążę.
Wszyscy
byli zdziwieni. Od kuratora po pracownika socjalnego. Jakim cudem to zaszło w
ciążę? Przecież tam w środku powinno być
wszystko już ładnie przegnite od wieloletniego spożywania wódy. A tu masz ci
los. Niespodzianka normalnie. Kinder niespodzianka.
Wytatuowana
głowa kryminalisty była na tyle ogarnięta, że zabronił konkubinie pić. I twardo
trzymał się tego postanowienia. A jak konkubina nie wytrzymała i pod
nieobecność piwko walnęła, to wpierdol dostała, że o dziecko jego w jej łonie
się rozwijające nie dba. A to że czasami kopa w brzuch zasadził, jak to Ferdek
mówi w Kiepskich, to już inna historia.
Powiła
jednak szczęśliwie nasza bohaterka maleństwo. Chłopczyka co całkiem zdrowy się
wydawał. Ale wtedy mogła już pić. I piła ze swoim ukochanym, który poczuł taki
powiew wolności, że już kilka razy w tygodniu ja napierdalał z tej radości że
tatusiem został i na dodatek całkiem ładnego dzieciątka. „Niebieska karta”,
nadzór kuratora i w konsekwencji po którejś tam libacji dzieciak do bidula.
Jakie to miłe w swej standardowości menelskiej. Konkubent do aresztu z powodu
znęcania się nad bohaterką, która posiniaczona stała na środku mieszkania, gdy
z nią rozmawiałem już po akcie odebrania dzieciaczka.
Powiedziała
że teraz bierze się za siebie i stanie na nogi. Odzyska dziecko i będzie już
dobrze.
Niech próbuje…..
poniedziałek, 2 marca 2015
NIcnieroby 3 ost.
Od samego początku można było się spodziewać, że z Alwarem i jego piękną i ponętną żoną nie będzie łatwo. On leser do potęgi entej, ona druga leserka, zasłaniająca się swymi pociechami, które to musi pilnować w pocie czoła. Nadzór przejęty do tak zwanego "nadzoru osobistego", czyli ja a nie kurator społeczny będę popierdalał na wioskę na kórej mieszkają, by próbowac ich naprawić iwyciagnąc na prostą, by znów byli przykładnymi obywatelami.
W ogóle to nie wiem, dlaczego niektórzy patole tak kurczowo udają że nie pija i oszukują w związku z tym wszystkich wokoło. Poszedłby jeden z drugim do Ośrodka Pomocy Społecznej i powiedział: "Zabierzcie me dzieci, bo wybieram wódę". Ile by to problemów oszczędziło, ile mnie papierkowej roboty. Stworzyłoby się wtedy takie enklawy, dajmy na to zamknięte osiedla, gdzie na głowę przypadałoby pół bochenka chleba, kawałek mortadeli, margaryna i 3 najtańsze bełty. Potem trupy zapite odbierać od nich i chować na koszt akcyzy w alkoholu.
Wiem, drastycznie to brzmi, bo przecież alkoholizm to choroba, trzeba leczyć, walczyć, podawać pomocną dłoń.... i tak do śmierci takiego alkoholika który i tak w konsekwencji zapije się na śmierć. Oczywiście nie wszyscy, mam w swojej pracy sukcesy, że ktoś nie pije już od wielu lat i takich trzeba wspierać, ale jeśli ktoś wybrał drogę ku samozagłady.....
Weźmy na przykład tych facetów przebierających się za kobiety, którzy twierdza że czują się kobietami tylko natura spowodowała, że coś im między nogami wyrosło zamiast cycków. W telewizji krzyczą o tolerancji dla takich, że to nie ich wina, że maja prawo czuć się kobietami i nosić jak chcą. Ok, zgadzam się, niech wciskają się w damskie ciuszki i przed lustrem fiuta ściskają udami, by wyobrażać sobie że są kobietką także i w tym miejscu. Ich sprawa. Ale jak pijak powie na trzeźwo, że wybiera życie pijaka i nura, to dlaczego nie pozwolić mu żyć po swojemu i umrzeć po swojemu. W końcu jeśli nie ma przymusu leczenia na jakąkolwiek chorobę, to dlaczego ma być przymus leczenia alkoholika, który przecież także jest chory? Proste i logiczne. Każdy ma prawo żyć po swojemu - jeden udaje ponętną babeczkę chowając swe przyrodzenie i stosując makijaż na gębę, drugi chce chlać na umór bo do tego czuł że jest stworzony.
Tylko te dzieciaki, mnożone na potęgę w pijackich zwidach....
Wróćmy do naszego Alwaro. Jako że wziąłem nadzór do osobistego prowadzenia, przeszedłem sie po jakimś czasie po wsi, by zdobyć informacje co tak ludzie na nich gadają. Oczywiste, wielokrotnie słyszałem, że na swoich to się nie kapuje, nie donosi, bo takie tam. Ci debilni ludzie nie wiedzą albo nie chcą zrozumieć, że dzieciom może dziać się krzywda, a przez ich zjebane podejście, których z maluchów może stracić nawet życie albo być katowanym w czterech ścianach, bo jakaś spierdolina na wiosce "NIE KAPUJE NA SĄSIADA". Zawsze wtedy cierpliwie tłumacze, że nie interesuje mnie czy jeden czy drugi patol kradnie, czy kłusuje, czy drewno na lewiźnie z lasu wywozi albo na czarno robi, by potem przed panią z opeesu udawać biedaka, tylko interesuje mnie czy przypadkiem nie napierdala zony/konkubiny i dzieciaków. Bo jak któregoś dnia pierdolnie za mocno, to potem będzie: GDZIE BYŁA OPIEKA!!! GDZIE BYŁ KURATOR!!! GDZIE BYŁ DZIELNICOWY!!! i Ryszard Cebula ze sławetnej telewizji będzie robił reportaż że nikt się nie zainteresował bidulkami. No cóż, tanie telewizje szukają taniej sensacji.
Ciemniało już, gdy podjechałem do sołtysa na wsi, by wypytać go o rodzinę i jaką to opinię mają wśród lokjalnej społecznosci. Otworzył mi nowo wybrany sołtys, chłopak koło 30 z małym dzieciakiem na ręku. Przedsatwiam mu sie i rzeczę do niego:
- Chciałem wypytać o rodzine Alwara, jaka maja opinię, czy często nadużywaja alkoholu, czy ma Pan informacje albo był świadkiem o zaniedbywaniach wobec dzieci - wypowiadam swoja standardowa formułkę w jego strone.
Tutaj Pan Sołtys się za bardzo nie popisał, bo brew zmarszczył, mlasnął i w ten spoób zaczął mi odpowiadać:
- Wie Pan, ja od niedawna sołtysem jestem....... - jąka sie w moją stronę
- Czyli nie ma Pan informacji o nieprawidłowościach w rodzinie? - dokańczam za niego
- No wie Pan, no nie wiem, oni daleko na końcu wsi mieszkają..... - pierdoli mi niepewnie
- Poproszę o Pana imię i nazwisko
- Ale po co? - zdziwiony zagaduje w moją stronę
- Pan jest Sołtysem, jest Pan urzędnikiem, a ja w aktach sądowych musze odnotować, to co mi pan powie. Potem może być potrzeba wezwania Pana na świadka, do Sądu, jeśli cos w tej rodzinie się dzieje niepokojącego - mówię mu to prosto w oczy, zabierając się do zapisania nazwiska, które zapewne będzie chciał mi powiedzieć.
I tu wyczułem zawachanie w jego głosie. Strach i obawa przed tym, ze jak będzie kłamał, to może być nieciekawie. W koncu sołtysem jest.
- Piją - odpowiedział
- Alwaro z żoną? - dopytuję?
- Tak, ona głównie w nocy, bo w dzień chce być trzeźwa, bo z opieki przyjeżdżają ją kontrolować, a on czasami przeze mnie pod sklepem jest widywany.
- A dzieciaki? Coś Pan wie o nieprawidłowościach?
- Podobno na świetlicy całe dnie przesiadują, mówią Pani prowadzącej świetlicę że są głodne i zjadaja kanapki po innych dzieciach.
Uff. Jednak ciekawie się robi. Alwaro pijący pod sklepem, nie kalający się robotą, ale dbający o swoją równo przystrzyżoną bródkę, która zapewne dodawał mu plus pięć do zajebistości i wzbudzała poważanie wśród upośledzonej intelektualnie części lokalnej społeczności. Oczywistym jest że trafiłem do świetliczanki, która potwierdziła mi że i owszem, dzieciaki często głodne, ubrane nieodpowiednio do pory roku przyłażą. Ponadto jakoś tak wolniej się rozwijają od innych dzieci, widać że zaniedbane emocjonalnie. Szkoda tej starszej pani tych dzieciaczków, ale ona im kanapeczki robi, słodycze da a i ciuchy jakies przyniesie, wtedy ubiera je cieplej. Taki już ich los....
I to jest to co mnie najbardziej wkurwia. Litują się tacy nad dzieciaczkami, kanapeczki robią, współczują i plotkują w swych domach, jak to jeden patol z drugim się napierdala i swoje dzieci w międzyczasie, ale żaden nie zgłosi do odpowiedniej instytucji, bo przecież on nie jest donosicielem. Ok, dobrze że pomagasz, ale w ten sposób utrwalasz patologie która jest koło Ciebie. Czujesz się usprawiedliwiony w ten sam sposób, gdy wrzucasz kilka złotych do puszki Owsiaka. Pomogłem, kurwa, pomogłem. Tą pomoc to sobie w dupę wsadź, bo póki nie zmieni się mentalność nie tylko wioskowych i małomiasteczkowych nic nie widzących udawaczy, dopóty będziemy mieli poszerzająca się zgniliznę patoli, żerujących na zdrowej tkance społeczeństwa.
Oczywistym jest że z Alwaro i jego żoną przeprowadziłem rozmowę. Oczywistym jest że sprawdziłem czy żarcie w zasyfiałej lodówce mają. Oczywistym jest, że pouczyłem ich że dzieci należy edukować, zapewniać im chociażby podstawowe zabawki i przybory rozwijające je i kształtujące ich zainteresowanie nauką. Tylko kurwa co z tego. I tak jestem jakimś czepialskim chujem z sądu, co przyłazi i pomieszkaniu łazi, zaglądając w kąty i pierdoli farmazony o dbaniu o dzieciaczki. Powiem Wam szczerze, że nie pozostało mi nic innego jak złożyć wniosek o dalsze ograniczenie władzy rodzicielskiej. Niech sędzia się głowi co dalej z nimi, bo zabawa w ciuciubabkę zaczęła mnie nudzić już, a w rodzinie nic to a nic się nie zmienia, oprócz kolejnej pożyczki z firmy udzielającej pożyczki patolom, co to jedyny dochód to świadczenia rodzinne mają.
I tu nastał CUD.
Alwaro miesiąc przed sprawa poszedł do pracy. Jego piękna małżonka przyjęła zastrzyk i postanowiła nie pić. Po tak diametralnej zmianie, sędzia nie ograniczyła dalej władzy rodzicielskiej, nałożyła obowiązki związane ze współpraca ze szkołą i ośrodkiem pomocy społecznej. I wszystko wydawałoby się że zmierza ku dobremu, aczkolwiek po trzech miesiącach Alwaro zachorował i postanowił przeciągnąć zwolnienie lekarskie maksymalnie, w międzyczasie spotykając się z kolegami na "jedno małe piwko".
Takich cudów widuję bardzo dużo. Przed sprawą i na samej sprawie sądowej mamusie i tatusiowie przysięgają że będzie już tylko lepiej. Ze się naprawili, że będą dbać o swoje dziateczki i chodzić do kościoła co niedziela, oczywiście przysięgając że w czasie wolnym zajmą się haftowaniem i dzierganiem serwetek tudzież robieniem sweterków na drutach, co by ich dzieci nie marzły w zimne dni. I tak się to kręci....
************************************
Poniżej link do artykułu opublikowany w Śląskim Dzienniku. Zapraszam do bieżącego śledzenia moich wpisów tam i polubienia na FB strony Dziennika. Artykuł jaki napisałem mówi o bezpieczeństwie w pracy kuratora i jakich błędów ja sie wystrzegam. Na pewno Wam się spodoba.
*************************************
Korzystając oczywiście z okazji chciałbym podziękować za donacje: Robertowi z Krakowa, Jolancie z Mojęcic, Bartłomiejowi z Gdańska, Marcinowi z Dziadowej Kłody i Przemysławowi z Trzebnicy. Gwarantuje Wam, że otrzymane kwoty od Was sa odkładane i "zbierają się" na sprzęt do nagrywania. W tym celu nawiązałem już współpracę z osobą, z która mam nadzieję uda mi się zrealizować swoja pasję. Rodza się tematy reportaży, coraz więcej burzy mózgów, coraz więcej pomysłów. Mam nadzieję, że niedługo zacznę realizować.
PS. Jedna osoba zadeklarowała się, że ma aparat cyfrowy. Bardzo proszę o podanie maila, bym mógł podać adres do przesyłki. Nawet jeśli nie ja z niego skorzystam, przekaże go osobie, która prowadzi warsztaty artystyczne z młodzieżą z biednych rodzin. Na pewno nie będzie kurzył się na półce :)
Pozdrawiam
Subskrybuj:
Posty (Atom)