wtorek, 27 sierpnia 2013

Nadesłane: Warci siebie



W każdym sądzie jest przynajmniej jedna rodzina, z którą ogólnie pojęty wymiar sprawiedliwości buja się przez lata.  Z opisywaną przeze mnie, sąd ma do czynienia od bez mała lat 18.  Pierwsza wzmianka o rodzinie – nazwijmy ich Nowakami pochodzi jeszcze z czasów kiedy to w ogóle niewiele osób wiedziało kto to jest kurator. Mi o nich opowiadali najstarsi stażem kuratorzy i po wielu zawirowaniach dziejów w końcu i mi się oni trafili.

      Ona-Zośka pochodzi z wioski do której gogle map nie dotarło, on-Zbyszek pochodzi z wioski do której zimą można dojechać tylko traktorem a w lecie to lepiej być ubranym w płaszcz Op1 bo komary są w stanie człowieka żywcem zjeść ( miejscowi podobno z nich kaszankę robią ). Zośka ma wykształcenie podstawowe i jest naprawdę ładna i zgrabna. Naiwna ale z biegiem czasu  odkrywająca w sobie  fantastyczny dar manipulacji, zwłaszcza chłopami.  Zbyszek po zawodówce – murarz i to dobry ale jak to zwykle bywa lubiący co nieco wypić.

Poznają się na jak to wówczas się mówiło wiejskiej potupaji w miejscowości, w której jest remiza a jak wiemy to już o czymś świadczy.  Wybucha między nimi gorąca miłość. Przekonują wszystkich wokół i samych siebie, że będą się kochać do końca życia i po śmierci jeszcze.  Jest tylko jeszcze jeden mały szczegół, Zośka ma już dziecko takie roczne z ,,przypadku’’. Dla Zbyszka to nie problem. Bierze ślub z Zośką i niedługo później przysposabia szkraba. Otrzymują nawet jakąś ruderę do remontu z gminy. Zbyszek nie ma zamiaru podejmować legalnej pracy bo po co płacić podatki i jakieś tam ubezpieczenie.  Roboty tzw. fuch jest dosłownie pełno – jest bum gospodarczy. Zarabia na utrzymanie rodziny, do tego remontuje dom który otrzymali od gminy. Jeszcze kasa z OPS leci bo Zośka nie pracuje a on oficjalnie też nie. No cud miód  i orzeszki. Zbyszek poza tym ma duże potrzeby seksualne w ciągu 5 lat majstruje 5 dzieci. Czyli z tym przysposobionym ma sześcioro. No ale powolutku zaczyna być mniej fuch i przepisy w OPS się zaostrzają, zaczynają być lata ,,chude’’. Zbyszek lubił wypić ale póki kasa była Zośka tolerowała jego wybryki. Wybryków bywało coraz więcej za co otrzymywał wyroki : jazda po pijaku na rowerze, jazda po pijaku samochodem – utrata prawa jazdy, znęcanie się nad zwierzętami ( zakatował psa kijem od siekiery). W końcu koniec roboty. Kasy brak, remont stanął – a dopiero dwa pokoje zrobione – ale tak kompletnie. ,,Tylko’’ sprzęt AGD zakupiony – stoi w kartonach na strychu. No to oboje wpadają na pomysł – Zośka poda Zbyszka o alimenty – on nie ma za co płacić- to będzie Państwo płaciło. Super. Jest tego plus minus 2 tys. No ale znowu Państwo niedobre przepisy zaostrza i aby dalej pobierać alimenty trzeba sprawę karną założyć – to Zbyszek zostaje skazany z art. 209 kk ( niealimentacja). Co za rozpacz kolejny wyrok w okresie próby a do tego obowiązek powstrzymania się od nadużywania alkoholu i obowiązek spłaty zadłużenia na rzecz OPS i NFA i komornik. Dla Zbyszka to za dużo wynosi się do rodziców na swoją wieś. Zośka na złość jemu wpada do sądu z całą bandą dzieci i drze się w niebogłosy , że sama nie będzie dzieci wychowywać, że ma ich dość i Zbyszka też i że sąd ma sobie dzieci zabrać do bidula. Super. Sędzina, która akurat była w tym wydziale przemawia jej do rozsądku, że kurator rodzinny przyjdzie, że pomoże – jakimś cudem się udaje. Zabiera przestraszone dzieci do domu. Oczywiście po całej akcji Zbyszek i Zośka mają natychmiast ograniczoną władzę rodzicielską . Zbyszek jak się o tym dowiaduje dostaje szału. Wpada do domu, awantury, interwencje policji. Do tego wszystkiego okazuje się, że Zośka wykorzystuje chyba swój seksapil i czort wie co jeszcze i tak sprytnie manipuluje Zbyszkiem, że dochodzi on do wniosku, że wszystkiemu winne są… dzieci a najwięcej najstarsza przysposobiona córka.  Super.  Nie do końca, przychodzi kurator z wydziału rodzinnego i karny . Ciągle czegoś chcą: zarejestruj się , nie pij, bądź dobry dla rodziny, lecz się itp. Niby ok ale Zbyszek nie wytrzymuje i znowu na Zośkę, że gdyby nie ona to, to całe towarzystwo nic by o nich nie wiedziało a oni żyliby jak pączki w maśle. Znowu awantury i interwencje policji, sądy grożą odebraniem dzieci i zamknięciem Zbyszka. Zośka kalkuluje, myśli, myśli i wymyśliła- rozwód. Dobre miała dowody – Sąd Okręgowy orzeka rozwód a wyłączną opiekę nad dziećmi powierza Zośce. Dodatkowo zakazuje osobistego kontaktu z dziećmi dla Zbyszka oraz nakaz opuszczenia lokalu. Zbyszek wraca do mamusi.

       Zbyszek jest niepocieszony i dodatkowo chce mu się seksu a Zośka ładna jest i w końcu przed ołtarzem ślubowała. Zbyszek postanawia wyjechać za granicę do Niemiec. Super. Jest tam parę miesięcy, kasę przywozi. Zośka znowu zakochana, przyjmuje Zbyszka z powrotem do domu. Remont posuwa się naprzód. Kolejne pomieszczenia są remontowane na tip top. Walący się domek zmienia się nie do poznania. Pomieszczenia, w których nie było nawet podłogi lśnią nowa glazurą, którą Zbyszek sam kładzie.  Maluje, kafelkuje i ma seks. Przyzwalamy na to wszystko bo początkowo nie ma żadnych awantur i Zośka się zgadza. Sąd w sumie poinformowany. Super. No ale sielanka nie może trwać długo, bo zaczyna się kończyć kasa. Jak zaczyna się kończyć kasa (której i tak część Zbyszek musiał przeznaczyć na spłatę długu alimentacyjnego) to Zbyszek nie ma jak prowadzić dalej remontu w domu. Pracuje dorywczo tu i ówdzie ale te pieniądze wystarczają tylko na zaspokojenie podstawowych potrzeb , w żadnym wypadku nie wystarczają na potrzeby Zośki która  okazuje się marzy o pałacu. Zbyszek staje się nerwowy i zaczyna więcej pić. Co zarobi to połowę przepije, dochodzi do tego, że Zośka w sumie musi Zbyszka utrzymywać z pieniędzy dzieci.  O leczeniu przeciwalkoholowym to słyszeć za bardzo nie chce, cos tam próbuje ale szybko się zniechęca i nie ma kasy na dojazdy do miasta. Jakiś drobny wyrok za kradzież. No to mamy znowu awantury , interwencje policji. Zbyszek zostaje za namową kuratorów i pod groźbą zarządzenia wykonania kary usunięty z domu , gdzieżby indziej jak nie do …mamusi. Niestety jest nieobliczalny. Przychodzi pijany pod dom Zośki, wrzeszczy w środku nocy aż  w końcu wrzuca do domu butelkę wybijając szybę. Butelka ląduje na łóżku jednej córek tuż obok jej głowy. Sąd karny drapiąc się srogo w głowę nakazuje obowiązek – zakaz zbliżania się do dzieci, byłej żony i na posesję Zośki. W sumie dobrze bo Zbyszek zaklina się na posiedzeniu, że nie chciał krzywdy zrobić dzieciom i że będzie już grzeczny . Znowu jedzie za granicę i kasa będzie dla dzieci i na alimenty. I pić nie będzie ani grama. Super. Zbyszek wyjeżdża znowu na saksy. Zośka dostaje alimenty  i zasiłki rodzinne, w sumie nie jest źle, nawet daje się odłożyć to i owo na dalszy remont. Po jakimś czasie wraca Zbyszek. Zośka czując kasę wpuszcza go do domu. Jednak Zośka chyba przejrzała na oczy i boi się, że jak znów go przygarnie to w końcu straci dzieci, bo jakby nie patrzeć to za jej zgodą dzieci mają ciągle fundowane awantury. Nie tym razem- Zbyszek może wejść tylko na kawę, nie na noc. Zbyszek nie rezygnuje proponuję 1500zł za seks – Zośka odmawia i wyprasza go z domu informując kuratorów, ze Zbyszek do niej wszedł i , że kasę proponował. Ludzie potem gadali, że za mało dawał a Zośka wiedziała, że ma więcej . Skalkulowała, że ryzyko się nie opłaca. Mamy złamanie zakazu zbliżania. Prokuratura odmawia wszczęcia postępowania z art. 244kk z powodu znikomej szkodliwości czynu . Super. Zbyszek z tej rozpaczy znowu zaczyna pić, przychodzi pod dom i znowu wyzwiska. Interwencja policji, dołek. Wniosek o zarządzenie wyk .kary. Zabrany do ZK w ciągu 2 tygodni – kurator nieco przyspieszył sprawę.

       Zbyszek stara się o przerwę w karze motywując pilną potrzeba pomocy rodzinie. Wywiad negatywny a Zośka w oczy mówi , że nie potrzebuje pomocy chyba, żeby przy położeniu nowego dachu. O to pilna potrzeba. Super. Potem stara się o dozór elektroniczny – nic z tego nie ma gdzie mieszkać bo nawet matka go opuściła i za granicę wyjechała a dom w którym mieszkała był wynajmowany. A nawet bez tego by nie dostał. Skargi na kuratora pisze. Zośka cały czas twierdzi , że nie jest jej potrzebny a jemu mydli oczy, że kurator niedobry. Do tego składa już zza krat wniosek o rozwiązanie przysposobienia z najstarszą córką – pewnie znudziło mu się na nią również płacić- wniosek przechodzi. Zmniejszyła mu się liczba dzieci, córka która jest już pełnoletnia i tylko jego zna jako ojca przechodzi kolejne życiowe niepowodzenie. Sąd pozwala sobie na trafny komentarz w tej kwestii .

       Piątkowy poranek, jeszcze do biura nie doszedłem a już mam telefony od ludzi, dozorowanych, instytucji, policji. Mówię  ,że zaraz będę pod stacjonarnym ale nie to trzeba już teraz. Wchodzę do pokoju, szybko wyciągam kubek jak wiadro, trzy łychy kawy cukru i mleka w proszku, nastawiam wodę, odpalam komputer, chwile to potrwa, sięgam po klucz do szafki z aktami, chcę wstać z za biurka , telefon… dzień dobry tu Zbyszek. Panie kuratorze czemu ja właściwie znalazłem się w wwiezieniu ?
Koniec

kane

niedziela, 11 sierpnia 2013

FILM: Kiedyś bedziemy szczęśliwi.

Kurator Kane, podesłał mi ciekawy film, który nakręcił młody chłopak. Obejrzałem i szczerze mówiąc jest warty umieszczenia tutaj. Film oczywiście dostępny jest na Youtube i mam nadzieję że jego autor nie ma mi tego za złe. Pod filmem opis skopiowany także z Youtube.





Historia Daniela - młodego chłopaka ze świętochłowickich Lipin, który marzy o nakręceniu własnego filmu. Krąży więc po okolicy z wyposażoną w kamerę komórką, nagrywa sąsiadów, urządza oficjalny casting do swojej produkcji. W domu czeka na niego babcia - kochająca, oddana, ale nie przebierająca w środkach, gdy trzeba wnuka przywrócić do pionu. W filmie wątek indywidualnego dążenia do samorealizacji splata się z historią o rodzinnym przywiązaniu. Tło stanowi portret Lipin - nie tak smutnych, jak z początku mogłoby się wydawać.

Bóg jest mądrością, cz. 2



Ciągle bujam się z tą Irena i nie wiem jak ją ugryźć. Umówiłem się z pedagożką szkoły (się to odmienia jak ministra Mucha?) że podjadę i dokładnie porozmawiamy sobie, jak Martynka funkcjonuje w szkole. Co tu ukrywać, chcę i musze czekać na jakieś szczególne i poważne zaniedbania, jakie sygnały czy symptomy, że Martyna musi być umieszczona z dala od matki. W międzyczasie namierzyłem już ciotkę i wujka Martyny, umówiłem się nawet z nimi na rozmowę – w razie czego przygarną dzieciaka, gdyby matkę trzeba było umieszczać przymusowo w psychiatry ku, czy zabierać dzieciaka spod jej opieki, bo jej już tak palma odbije, że będzie świrować.

Zaczynamy polowanie.

Bez obaw. Cały czas staram się rozmawiać z Ireną żeby położyła się do szpitala. Rozmawiam telefonicznie z rodziną, czy mogą na nią wpłynąć. Nawet pedagożka z dyrektorką wybrały się do jej domu porozmawiać. Nic. Kurwa jak grochem o ścianę rzucasz, bez efektu. Irena twierdzi że jest zdrowa, nic jej nie jest, była badana przez lekarza i nikogo więcej do domu nie wpuści. Chuj bombki strzelił.

W międzyczasie poluje. Ja poluje i czaję się jak myśliwy, który upatrzywszy zwierzynę, podąża jej tropem, i rozglądając się idzie za postrzałkiem, który farbą znaczy drogę ucieczki. Żołnierz ma CEL. Likwiduje CEL którym jest człowiek. Jak o wiele łatwiej myśleć, że zlikwidowało się CEL. Nie człowieka, za którą to likwidacją stoi tragedia rodziny, może miał dzieci, żonę, chora matkę, której zapewniał lekarstwa, że był jedynym żywicielem rodziny. Żołnierz likwiduje CEL i ma nie myśleć w innych kategoriach. U myśliwych zwierzęta nie krwawią – one puszczają farbę. Prawda, brzmi łagodniej?

Z jednej strony jestem empatyczny i niosę pomoc. Mam pomagać. Mam wpływać na rodzinę tak, aby zmieniło się u niej na lepsze. Mówię miłe słowa, pocieszam, wzmacniam, podbudowuję. Z drugiej – bezwzględnie musze podjąć decyzję co z dzieckiem, gdy jest coraz gorzej. Nie zważać na prośby, na lamenty, na ciągłe obietnice poprawy. Nie zważać na przestraszone buźki patrzące w moją stroną i zadające pytania: „czy przyszedł nas pan zabrać?”

Irena. Czekam na jakieś poważne zaniedbanie, na sygnał, że dziecko nie chce wracać do domu. Rozmawiam z pedagogiem – Martynka jest wycofana, ma mało koleżanek, czasami jest brudna, ma zniszczone rzeczy. Lecz wszystkie podręczniki ma, zeszyty, zawsze przygotowana, taka czwórkowa uczennica. Matka co prawda ostatnio olewa kontakty ze szkołą, ale to norma, połowa rodziców ma wyłożone i pokazują się w placówce raz w roku lub rzadziej. Zobowiązała się brać na jakieś rozmowy po lekcjach, cos ala socjoterapia, żeby Martynke trochę wzmocnić, podbudować a jednocześnie przyjrzeć się jej, czy wszystko w porządku. Jakieś pismo do Poradni Psychologicznej też pójdzie, żeby może przebadali dzieciaka pod kątem rozwoju emocjonalnego. Zacząłem się zastanawiać, czy były badania w RODK robione – nie pamiętam już, a może niedokładnie sprawdziłem?

Pedagożka jest młoda. Całkiem niezła, szczupła, wysoka, od dwóch czy trzech lat pracuje w szkole. Oczywistym jest, żeby usprawnić wymianę informacji w tak trudnej sytuacji, przekazaliśmy sobie prywatne numery komórek, co by niepotrzebnie nie szukać się po biurach czy nie wydzwaniać po innych numerach stacjonarnych. No i najważniejsze – nie ma obrączki, chociaż, zależy do czego ta informacja jest ważna. Połowa ludzi w związkach zdradza i będzie zdradzać. To takie oczywiste. Połowa pracy jako kurator to telefon, a zdobycie numeru komórkowego od młodych, zaangażowanych w zbawianie świata urzędniczek, nie jest żadnym poważnym problemem.

Po raz kolejny odwiedzam swoją nadzorowaną. I po raz kolejny jest ten sam obrazek. Ona zaniedbana, brudna i zwierzęta, łażące z kąta w kąt. I ta sama rozmowa o Bogu, że jest mądrością i kieruje naszym losem i że On wie, co dla nas najlepsze. No niby tak.

Martynka jest w pokoju. Siedzi na tapczanie i bacznie mnie obserwuje. Uśmiecham się do niej, pytam jak w szkole, rozmawiam czy ma koleżanki, co lubi robić w czasie wolnym. Przy każdej odpowiedzi spogląda na matkę. Mówi do mnie niepewnie, a Irena co chwile próbuje za nią odpowiedzieć. Delikatnie mówię jej, że przecież córka umie mówić i nie potrzebuje jej pomocy.

Pytam o zwierzęta. Co jedzą, czy są szczepione, czy zdrowe. Wtedy Irena mniej mówi o Bogu, koncentruje się na zwierzakach i opowiada mi o trudach zajmowania się nimi. Bierze kicię do ręki, głaszcze. Każe Martynce tez na kolana zabrać jednego kotka. Jaka wspaniała, kochająca się rodzina.

Zastanawia mnie, jak mieszkanie, tak młodej dziewczyny, z tak chora matką wpływa na jej psychikę. Jakie spustoszenia w główce dzieciaka wywołuje choroba psychiczna matki, która codziennie funkcjonuje w ten sposób. I do cholery, jak rozwiązać tą patową sytuację?

Któregoś dnia siedzę w pracy i słyszę dźwięk komórki. Patrzę na wyświetlacz – pedagożka. Już dawno z nią na „TY” przeszedłem, co by barier we współpracy nie tworzyć, a ta mi trajkocze w słuchawkę, że Martynka przynosi do szkoły pieniądze i ubrana jest w lepsze ciuchy, jakieś bransoletki, kolczyki, paznokcie pomalowane. Pedagożka zrobiła wywiad i okazało się, że Martynka wraz z mamusią chodzi na spotkania jakiejś grupy „religijnej”, a dziecko przyznało się jej, że jest tam bardzo fajnie, bo śpiewają piosenki, tańczą i wszyscy są wobec siebie mili i poznała starsze koleżanki. W każdym razie, wyciągnęła od Martynki jeszcze, że tańczą wokół jakiegoś posągu.

Ja pierdole kurwa mać. Jeszcze jakaś sekta na głowę mi potrzebna, jakbym nie miał innych zmartwień. Tyle się człowiek nasłucha, że sekciarze potrafią być bezwzględni i nie lubią, jak ktoś im grzebie w ich kociołku i zbytnio dokładnie przygląda się czym tak naprawdę się zajmują.

Trzeba zacząć działać.

CDN.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Bóg jest madrością



Patrzy na mnie swoimi obłąkanymi oczami, jakby kompletnie nie rozumiała co do niej mówię. Ja jej staram się wytłumaczyć, co to nadzór kuratora sadowego, co to ograniczenie władzy rodzicielskiej, a ona ciągle „Jezus widzi”, „Jezus sprawiedliwy”. Fanatyczka. Chora fanatyczka z urojeniami, nie zdiagnozowaną jeszcze schizofrenia paranoidalną.
Jak przekonać kogoś, ze powinien się leczyć? Jak zmusić go do leczenia, mimo ze masz tak potężny aparat sadowy za swoimi plecami? Jak skończyła Irena – fanatyczka religijna z objawami zaburzeń psychicznych?
Cała historia zaczęła się standardowo. Szkoła zawiadomiła Sąd, że Irena nie kontaktuje się z placówką, gdzie uczęszcza jej 15 – letnia córka. Wskazali, że matka Martyny kilka razy widywana była pod szkoła gdzie zaczepiała uczniów, prawiąc morały o Bogu, Jezusie i tym podobne historie. Do tego doszło także zachowanie Martynki, która zaczęła wykazywać niezdrowe zainteresowanie pewną sektą, której nazwy nie wyjawię, co by nie zdradzać miejsca historii.
Wywiad u Ireny wyglądał w ten sposób:
- Pani Ireno, jakie ma Pani wykształcenie?
- Ja mam wykształcenie dane od Boga, Bóg daje nam rozum, Bóg nami kieruje….
- Ale jaką Pani szkołę skończyła, Pani ostatnia szkoła?
- Boską szkołę skończyłam, liceum skończyłam bo Bóg tak chciał…
- Ma pani średnie wykształcenie, tak?
- mam średnie, mam, ale to nie jest źle, prawda?
W małym mieszkaniu, na niespełna 35 metrach kwadratowych mieszka razem z Ireną i jej córką siedem kotów i 3 psy. Łażą dosłownie wszędzie, miauczą przeraźliwie i szwendają się po stołach, meblach, nie zważając kompletnie na nic wokoło. Psy są spokojniejsze – to przygarnięte kundle, śpiące na fotelu i tapczanie.
Irena jest brudna. Śmierdzi od niej moczem. Spod bluzki z rozciągniętym dekoltem co chwile ukazuje się naga, brudna pierś, którą niezdarnie próbuje poprawiać w rozmowie ze mną. Z ust nieprzyjemny oddech który powoduje, że gdy Irena nachyla się w moja stronę, mimowolnie odsuwam głowę, by nie czuć smrodu. Jej brudne palce co chwile dotykają mojego zeszytu z pytaniem, co tam napisałem.
- Jest Pan sprawiedliwy?
- Słucham?
- Bóg dał Panu mądrość?
- Pani Ireno, ja zapisuje wszystko co Pani powie, ja jestem obiektywny.
- Pan mnie nie skrzywdzi, prawda?
Cóż odpowiedzieć kobiecie, która wpatrzona we mnie nie rozumie za bardzo co się dzieje wkoło. Jak jej tłumaczyć co ją czeka, gdy pilnie nie podejmie diagnozy swej psychiki i nie rozpocznie leczenia.
- Pan mi nie zabierze Martynki?
- Nie jestem po to by zabrać Martynę, musze po prostu wiedzieć czy Pani się nią dobrze zajmuje.
- Dlaczego Pan sądzi że źle się zajmuję?
- W szkole powiedziano że się Pani mało nią interesuje, że przychodzi Pani pod budynek i zaczepia inne dzieci, musze wiedzieć dlaczego.
- A czy to źle mówić o Bogu?
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jej wypowiedzi są bez emocji. Ten sam tembr głosu, ta sama intonacja, to ciągłe przeświadczenie, że to co do mnie mówi, jest największą objawiona prawdą. Te beznamiętne oczy, patrzące na mnie prawie bez mrugnięcia. Kurwa mać, widać ten obłęd w tych oczach.
- Czy Pan kocha Boga?
- Z czego się Pani utrzymuje?
- Bóg nas oceni.
- Otrzymuje Pani rentę, świadczenia rodzinne, alimenty?
- …..
- Otrzymuje Pani?
- Tak.
- Ile Pani otrzymuje?
- Bóg daje mi siłę do życia.
- Dlaczego ma Pani tyle zwierząt? Skąd te zwierzęta?
- Każde zwierze jest stworzeniem boskim. Ja im pomagam, nie dam skrzywdzić żadnego zwierzęcia. Nie zabierze mi Pan Martynki?
Masakra. Istna masakra. Kontakt logiczny ograniczony z ta kobieta do prawie minimum. Ciągle Bóg, Bóg, Bóg….. Próbuje dowiedzieć się czegoś o Martynie. Jak funkcjonuje w domu według matki, jak sobie we dwie tutaj żyją, w końcu, chcę porozmawiać z Martyną.
- Martyna jest niedobra.
- Dlaczego tam Pani mówi?
- Nie słucha się mnie, dla niej Bóg nie istnieje.
- Ale niech mi Pani opowie, w jakich sytuacjach się nie słucha…
- Szatan ją opętał.
Kurwa.
- Co to znaczy że ją szatan opętał?
- Ona się znęca nade mną.
Kurwa. Kurwa.
- Jak się znęca?
- Ona mi krew zabiera.
What the motherfucker fuck? Kurwa.
- Zabiera, w jakim sensie?
- Uderzyła mnie I krew mi z nosa poleciała.
Ufff. Przynajmniej nie wysysa. O tyle dobrze. Już sobie wyobraziłem Martynke wbijająca się w szyje Irenki i chłepcząca, jak ten kotek mleko z miseczki, krew mamuni. Kurwa, pojebane to wszystko.
Irena poprawiła swoimi brudnymi rękoma dekolt. Kot przebiegł mi koło nogi a jeden z psów podniósł łeb i spojrzał w moim kierunku. W oddali tykanie ściennego zegara, przejmujący chłód. Jakoś nieswojo mi się zrobiło. Zacząłem zastanawiać się, co bym zrobił, gdyby ta schizofreniczka rzuciła się na mnie? Waliłbym chyba prosto w łeb, nie patrząc na żadne okoliczności. Jakie to naturalne, że człowiek czuje strach przed chorymi psychicznie. Być może to świadoma obrona organizmu przed nieprzywidywalnością ich zachowań? A może to po prostu strach przed nowym, przed czymś, czego nie znamy. Może to po prostu instynkt, który karze unikać nam ludzi, którzy przynajmniej teoretycznie, mogą wyrządzić nam krzywdę? Chujowa sytuacja.
- Pani Ireno, czy kiedykolwiek leczyła się Pani psychiatrycznie?
- Ja nie jestem chora. Wszyscy mówią że jestem chora, ale ja się modle i Bóg w modlitwie mi powiedział, że ja nie jestem chora.
- Czyli nigdy nie była Pani u lekarza?
- Pan jest mądry. Bóg Pana kocha. Ja nie potrzebuje się leczyć. Martynka musi się nawrócić. Ona musi głosić ze mną chwalę Pana. Bo ja szatan zabierze i ją stracę.
Irena wstała nagle od stołu i podeszła do szafki kuchennej. Wyprostowałem się nagle i nie tracąc jej z pola widzenia, spiąłem wszelkie mięsnie, będąc przygotowany na atak czy inny rodzaj zachowań. Złapała łażącego po szafce kota i zrzuciła go na podłogę. Kot miaukną z niezadowolenia i zwiał do pokoju obok.
- Kto jest ojcem Martyny?
- Nikomu nie mówiłam, byłam gwałcona. Martynka jest z gwałtu. Ona o tym nie wie.
Ale ja wiem że to nieprawda. Konkubent zostawił ja wiele lat temu, nie mogąc znieść prawdopodobnie postępujących dziwactw Ireny. A to że zostawił jej córkę nic z tym nie robiąc, to inna bajka.
Przepisy w Polsce są tak skonstruowane, że ja jako kurator nie mogę wystąpić o przebadanie Irenki przez lekarza psychiatrę, nawet pod przymusem. Może sąd to zrobić na wniosek najbliższej rodziny albo na wniosek Ośrodka Pomocy Społecznej. Dziwne, prawda? Podobnie sytuacja wygląda z alkoholikami – to Gminna lub Miejska Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych może zgłosić do sądu wniosek o przymusowe leczenie. Ja niestety nie mogę. Na szczęście dobrze żyję z OPS i taki wniosek o przebadanie przez biegłego sądowego jest kierowany.
Po kilku tygodniach, Irena jest kierowana na badanie psychiatryczne. Lekarz psychiatra orzeka, że Irenka co prawda jest chora, ale nie wymaga leczenia stacjonarnego (szpitalnego). Wspaniale, kurwa jego mać.
CDN.