Siedzę
i obserwuje. Jednym okiem łypię na patolkę, drugim zerkam na czołgające się na
czworakach dziecko, które próbuje mnie złapać brudną rączka za nogawkę. Z
przemoczonego pampersa wypływają szczochy i ściekają po udzie tego czegoś, co
teoretycznie powinno być małym człowieczkiem ale bardziej przypomina szczeniaka
domagającego się zabawy.
-
Ile on ma lat – pytam patolki nawet na nią nie spoglądając, zaabsorbowany
istotką człekopodobną która w tym momencie zaczęła wykazywać zainteresowanie
moim zeszytem, próbując go złapać i włożyć do swojej zżartej próchnicą buźki.
-
Trzy lata – słyszę odpowiedź siedzącej naprzeciwko mnie kobiety 20-letniej.
-
Czemu w pampersie? Nie woła do nocnika? – odsuwam nogę, a kawałek smarka ląduje
na moim bucie – weźmie go pani. Czemu pampers?
-
Bo się nie nauczył.
-
A uczy go Pani?
-
Nie bo on nie chce.
Rozglądam
się po pokoju. Biorę głęboki wdech powietrza przesiąkniętego moczem i zapachem
zalegającego gówna. Dopiero teraz dostrzegam że w kącie leży reklamówka ze
stertą obsranych i obszczanych pampersów. W pokoju tapczan na którym siedzę,
krzesło z zawartością patolki na górze i łóżeczko – miejsce spania istoty
szczeniakopodobnej. Kobieta schyliła się w stronę dziecka i jednym zamaszystym
ruchem, łapiąc za kawałek pieluchy, przesunęła dziecko jakieś kilka metrów po
podłodze.
-
Dziecko się na ręce bierze a nie szura nim jak szmatą – instruuje i udzielam
porady wychowawczej.
-
On tak lubi.
Na
moich oczach zaczął ładować jakiś psi kołtun do swojej buźki plując za chwilę
na podłogę. Kobieta wstała z krzesła i dała mu butelkę ze smoczkiem.
-
Pij.
Mały
złapał łapczywie dwoma rączkami, dzięki czemu zapanowała chwila ciszy
przerywana głośnymi odgłosami połykanej cieczy.
-
A gdzie drugie dziecko? – pytam beznamiętnym głosem patrząc jednocześnie prosto
w oczy rodzicielce kochanej
-
Śpi.
-
Gdzie?
-
W pokoju obok.
-
Proszę pokazać - wstaję i czekam aż mnie
zaprowadzi.
Wychodzimy
z pokoju gdzie mały człowieczek w wielkim pampersie żłopał jakąś mętna ciecz z
butelki i kierujemy kroki do drugiego pomieszczenia, które nie ma drzwi tylko
starą brudną firanę rozpostartą na resztkach futryny. W półmroku na tapczanie
leżało małe, około jednoroczne dziecko. Spało. Klatka piersiowa mu się unosiła
więc chyba żyło.
-
Książeczki szczepień proszę pokazać.
-
Czyje
-
dzieci
-
Nie wiem gdzie mam
-
Proszę szukać, ja mam czas.
O
kurwa. Obym zdążył tylko do sklepu, zakupy miałem zrobić. I jeszcze na
wulkanizację koło zapasowe sprawdzić.
Pozostawione
człowieczę w pokoju zaczęło walić rączką w zamknięte drzwi.