Cichutko zakradłem się pod drzwi,
bo wcześniej usłyszałem szmer na korytarzu. Stanąłem przed pomalowaną olejnicą płachtą
płyty OSB do której ktoś zamontował klamkę i wizjer. Wyjebitnie duży wizjer, na
który wystarczyło spojrzeć swoim kuratorsko-świdrującym wzrokiem by domyślić
się że ktoś na mnie łypie okiem z drugiej strony. Tak. Patol spogląda
podejrzliwie zza niego na mnie i zerka swoim kaprawym wzrokiem na postać
stojącą pod jego świątynia upadłości.
„Czego on tu kurwa przylazł?” –
pomyślał zapewne, niepewnie strzepując popiół ze skręconego peta na podłogę.
Zaszurał przetartym kapciem by rozprowadzić wypalonego ścierwa równomiernie po
zatęchłych dechach.
Ale ja twardo stoję, patrzę na
otwór i przybliżam głowę do niego. Teraz ja z drugiej strony łypie swoim
wzrokiem by zobaczyć czy ktoś jest w środku mieszkania. W pewnym momencie nasze
oczy spotykają się w szkiełku wizjera, powodując zarówno u mnie jak i u patola
mruganie.
„Jest!” - myślę w swojej głowie i
obmyślam plan jak sprowokować go do otwarcia drzwi. Czuję smród peta którym się
zaciągnął głęboko w płuca. Zaczynam psychologiczną grę. Grę opartą na
wyczekaniu odpowiedniego momentu, by zmobilizować postać po drugiej stronie do otwarcia
swych czeluści. Jakiego podstępu użyć, jak dokonać tego cudu?
Ponownie pukam nie odklejając
swojego oka od judasza, wpatrując jak zahipnotyzowany w oko patola, który także
nie wie chyba co zrobić. Nastał pat. Żaden
z nas nie jest w stanie podjąć żadnej racjonalnej decyzji, ale żaden z nas nie
potrafi odkleić swoich gałek ocznych ot tego magicznego otworu. Czuję jak
sekundy stoją w miejscu, czas spowolnił, a ja stoję i zastanawiam się jaki ruch
wykonać.
Patol mrugnął. Po jego mrugnięciu
mrugnąłem i ja. Dla pewności mrugnąłem jeszcze raz, tym razem patol powtórzył
mrugnięcie za mną. Postanowiłem zamrugać dwa razy, ale patol szerzej otworzył
swoją powiekę, jakby nie dowierzając i nie rozumiejąc moich intencji. Dla
pewności zamrugałem jeszcze raz dwa razy.
Cholerny pat.