Trafił
mi się nadzór. Baba żyjąca z facetem, mężem nawet, nie konkubinat, co zaczyna
być rzadkością w tym skurwiałym środowisku. Czworo dzieci, gdzie najstarsze ma
lat 12 a najmłodsze 2 latka. Dwulatka, dajmy jej na imię Ania, FAS ma buźce
wypisany. Szczerze mówiąc, to jak patrzę na to, to cały czas się zastanawiam,
co do kurwy nędzy się dzieje, ze wcześniej tych dzieciaków już ktoś nie zabrał.
Jedynym
pocieszającym faktem jest to, że cos się kurwa w tym społeczeństwie zmienia. Jeszcze
10 lat temu, chlejąca i mnożącą się po pijaku taką rodzinę, społeczność
wiejska, bo o takiej jest tutaj mowa, nikt nie zauważał. Wszyscy wiedzieli że Iksińska
chleje, jej mąż też, mnożąc dzieci na potęgę które upośledzone są od wódy.
Nikogo nie obchodzi, że później będą kończyć szkoły specjalne, dostawać renty
socjalne i też będą chlać wódę, jak ich rodzice, znowu się mnożąc. Perpetuum
Mobile. A ty płac zasiłki, zapomogi i utrzymuj ich do końca ich beznadziejnego życia.
Żeby jednak nie było, nie oskarżam dzieci tylko ich rodziców i system, który w imię
wolności i braku ingerencji w „pozycie małżeńskie” nie zrobi nic, by ten
patologiczny krąg przerwać.
Pierwsza
wizyta
Zapyziała
wiocha na skraju powiatu. Kolonia, gdzie raptem 10 domów istnieje. Dom to
typowy barak, przerobiony na mieszkania, których jest tam chyba z 5. Wszystko
wygląda jak jedna wielka ruina, którą najlepiej zrównać buldożerem. Obok
podwórko, jakieś szopy, łażące kury, kundle na łańcuchach, umorusane dzieciaki grzebiące
patykami w psich gównach. Wszystkie brudne, umorusane, bez żadnej opieki kręcące
się wokół budynków, które pełnią funkcję komórek. Obok stoi jakiś zdezelowany
maluch, golf dwójka – oznaka dobrobytu nielicznych
mieszkańców. Czas zatrzymał tu się jakieś 20 lat temu. Jakiś tubylec w
gumiakach wyszedł z szopy. Przepity, brudny luj, koło sześćdziesiątki,
trzymający w ręku kurę, której przed chwilą upierdolił siekierą głowę, ale w pośmiertnych
drgawkach wydawało się że jeszcze żyje. Obiad niesie. Pytam o rodzinę
iksińskich. Wskazuje kurą na odrapane drzwi pośrodku baraku. Podchodzę i pukam.
Drzwi otwiera nastoletni chłopczyk. Odstające uszka, krzywy zgryz, podrapany na
twarzy. W ręku trzyma małego kotka – żywego. Pewnie tatuś nie zdążył jeszcze
utopić w wiadrze. Pytam o rodziców. Jest mama, ojciec gdzieś w lesie dorabia.
Iksińska
jest po trzydziestce. Zniszczona, bezzębna, ale włosy zaplecione w warkocz. Na
rencie socjalnej cos koło 500 złotych miesięcznie, plus jakieś zasiłki z OPS i
rodzinne. Ukończyła szkołę specjalną, nawet zawód zdobyła – pomocnik kucharza.
Znaczy się, wykształcona. Oczywiście nigdy nie pracowała, zaczęła rodzić i tak późno,
jak na takie środowisko, bo w wieku lat 20. Mówię jej o celu wizyty, pytam czy
wie ze ma ograniczoną władzę rodzicielska i takie tam. Odpowiada prostymi zdaniami,
czasami nie rozumie moich pytań, co chwile wtrącając że męża nie ma, a „on wie
lepiej”. Iksińska nie pamięta dat urodzenia swoich dzieci, szuka starego dowodu
osobistego, bo tam sobie „powpisywała”. Spisuje z zielonej książeczki potrzebne
dane.
Zastanawia
Was pewnie, jak to się stało, że Iksińska dostała nadzór kuratora. Dotychczas
wszyscy przymykali oczy na to co się dzieje. Te dzieciaki w wieku szkolnym,
łaziły do wiejskiej szkoły, która była w wiosce obok. Tak naprawdę to nikt się
nie zainteresował tym, cze może tak się dziać źle. Zresztą, co tu się
interesować, jak połowa dzieci w takiej wiejskiej szkole pochodzi od patoli.
Poziom nauczania żaden, prawie wszystkie dzieciaki korzystają z bezpłatnego
dożywiania, ubrania przynoszą nauczyciele, czasami dadzą kanapkę. Wszyscy
przyzwyczaili się, że te dzieci są biedne. No i co kurwa z tego?
A
teraz, drodzy czytelnicy, w tym wszystkim jest drugie dno. Chodzi o pieniądze.
Tylko i wyłącznie. Szkoła wiejska, na takiej zapadłej dziurze nie może sobie
pozwolić na stratę żadnego ucznia. Wszyscy drżą na myśl, że jakieś dzieciaki
mogą zostać zabrane do bidula. Jeżeli szkoła ma sześćdziesięcioro dzieci i
dajmy na to w ciągu roku, ubędzie jej siedmioro dzieci. Czyli ponad 10%
uczniów! A nie daj Boże, niech jeszcze dojdzie do tego wielodzietna rodzina,
gdzie jest 10 dzieci? Burmistrz powie – zamykamy szkołę bo się nie opłaca
utrzymywać. Dlatego żaden z nauczycieli, dyrektor czy ktokolwiek nie będzie
zgłaszał, że dzieci u nich są w katastrofalnej sytuacji. Dokarmiają, dożywiają,
ubierają, robiąc wszystko, by nie stracić żadnego dzieciaka. W tym przypadku,
szczęściem w nieszczęściu było to, ze jakaś nowa nauczycielka, nie znająca
zasad szkoły, napisała do Sądu bez wiedzy dyrektora, pismo. I maszynka ruszyła,
w konsekwencji ograniczając Iksińskim władzę rodzicielską.
Iksińska
pije. Dużo. Jej mąż też. Dzieciaki nie maja przyborów szkolnych, podręczniki załatwia
szkoła, chodzą brudne, głodne, czasami zawszawione. Mały zasób słownictwa, nie
uczące się, przepychane z klasy do klasy. Najmłodszy dzieciaczek, pomimo swoich
dwóch lat, porusza się na czworakach, nie umie jeszcze chodzić. Grubiutki, wręcz
spasiony pewnie na jakiś kluchach czy innym mącznym żarciu. Kochany mąż chleje
codziennie. Co prawda pracuje, ale z pracy wraca o dwudziestej – po kilku
piwach czy ja bolach. Potem awanturka, danie żonie po mordzie, zżarcie kolacji
i spać. I tak co dzień. Iksińska pije rano. Jak stary do roboty pójdzie.
Zaczyna popijać jakiegoś jabola, by koło południa nawalić się i pójść spać. Wstaje
potem o trzeciej-czwartej i robi obiad. Ziemniaki lub jakieś kluchy. Perpetuum kurwa
Mobile.
Mieszkanie
ma dwa pokoje. Prowizoryczna kuchnia, gdzie stoi piec opalany drewnem.
Odrapane, zagrzybione ściany, stare, wypaczone drewniane okna, podłoga lepiąca
się z brudu – leżało na niej jakieś gumoleum, bo kilka razy potknąłem się o
odstającą gumę. Zasyfione firany, wszędzie pełno much latających. Usiadłem na
kanapie i położyłem zeszyt na stole – rozglądając się wokoło zauważyłem nieopisany
kurz na starych i zniszczonych meblach i małe czarne kuleczki. Kuleczki? Nie,
to musze trupki, które pozdychały i zasychały na domowych sprzętach. Najmłodsze
dziecko zbierało te kuleczki i wkładało do buzi. Miłe.
Mówię
Iksińskiej że jak nie przestanie pic to zabiorę dzieciaki. Krótko, bezpośrednio
i na temat. Dostaje szansę – zgłasza się do Gminnej Komisji Rozwiązywania
Problemów alkoholowych, bierze wszywę, podobnie jak mąż, przynajmniej raz w
tygodniu kontaktuje się ze szkołą, zaczyna ogarniać dom, dzieciaki, może
załatwię jej wzmożoną kontrol z OPS, dzieciakom jakieś kolonie
socjoterapeutyczne. Ale kurwa, ma nie chlać!.
Daje
jej tydzień na kontakt z Alkoholówką, ma jechać do Opieki po kasę na wszywę, ma
stawić się u nauczyciela w szkole. Straszę, że będę co kilka dni sprawdzał jak
się ogarnęła.
5
dni później
Chuja
załatwiła, nie stawiła się w Gminnej Komisji, nie była w opiece. Jadę do niej.
O dziwo była trzeźwa, gotowała obiad, dzieci w szkole. No cóż, trzeba odegrać
szopkę i pokazać ze nie ma żartów ze mną. Kazałem otworzyć sobie lodówkę, żeby
zobaczyć czy ma żarcie, margaryna, jakieś parówki i konserwa. Pootwierać szafy, bo sprawdzam czy dzieci
mają czyste rzeczy – jakieś łachy miały, nie jest źle. Środki higieniczne – szampon,
mydło było. Aha, oni nie mają łazienki. Myją się w misce na środku kuchni.
Kibel w szopie. Dałem patolce znowu tydzień.
2
tygodnie później
Zapomniałem
o niej. Miałem inną robotę. Dzwonię do Gminnej czy była. Nie. Dzwonię do szkoły
– raz się pokazała. Wszystko bez zmian. Znowu jadę. I znowu trzeźwa. Zjebałem
ją że nie tak się umawialiśmy, ale czuję że to bez sensu. Jej mąż też ma na
wszystko wyjebane. Zostawiłem kartkę, że ma się stawić u mnie na dyżurze w
sądzie – z nim też chcę pogadać.
1
tydzień później
Chuja
się stawił. Ma na to wyjebane. W OPS-ie znowu dali jej zasiłek. Na żywność. Co by
głodna nie chodziła ona i jej dzieci. Ciekawe czy wiedzą, że jej dziecko żre
zdechłe muchy?
1
tydzień później
CDN….
(Będziecie
mnie linczować, ale postaram się dokończyć jak najszybciej)
Miesiąc a "na zachodzie bez zmian"... ehh
OdpowiedzUsuńWątpię, by cokolwiek się zmieniło w tej sprawie. Taaaa...
OdpowiedzUsuńAle żeby dziecko zdechłe muszki jadło?! Na sama myśl mi się cofa ;/ szczerze Ci współczuję, że w takim sypie musisz pracować i oglądać to, co widzisz... Niezły ten post - ale masz rację, przez ten CDN jest już po Tobie :D
Dzieciaki tak już mają, moja sąsiadka zlizywała gołębie kupy z poręczy. Okazało się że brakowało jej wapnia i kupy nagle okazały się przysmakiem na niedobory, magia natury :D
Usuńśmiech przez łzy... Naprawdę ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Zlikwidować socjal dla alkożuli, meneli, cyganów, szukających latami pracy, leni, nierobów. Zostawić tylko chorym. Sami albo wezmą się za siebie albo poumierają, proste. Warto by też nagradzać tych co chcą naprawdę pracować, a nie starać się o pracę. Zmuszać do chodzenia na kursy zawodowe po okresie bezczynności, zarejestrownania w urzedzie pracy. Karać za lenistwo, nagradzać za pracowistość. Obecnie system jest odwrotny. Chuj mnie trafia jak rozmawiam z ludźmi i mówią, że latami nie mogą znaleźć pracy i jacy są biedni. Czy się stoi czy się leży wypłata/socjal/współczucie się należy. To jest tak banalne, że aż mnie boli. Jest to rak zżerający nie tylko instytucje państwowe ale prywatne. To by wymagało wielu zmian w systemie ale dla chcącego nic trudnego. Gorzej, że ludzie są wygodni i dalej poza swój talerz nie lubią widzieć.
OdpowiedzUsuńA poza tym interesujący blog, czytam prawie od początku, pozdrawiam. :)
UsuńLeczą mnie takie wypowiedzi. " Chuj mnie trafia jak rozmawiam z ludźmi i mówią, że latami nie mogą znaleźć pracy i jacy są biedni." Nie wiem jakim cudem alkoholik i menelka o poziomie inteligencji graniczącym z upośledzeniem mieliby znaleźć pracę na wiosce,skoro SETKI ZDROWYCH LUDZI Z DOŚWIADCZENIEM I OCHOTĄ DO JAKIEJKOLWIEK PRACY nie mogą jej znaleźć w największych polskich miastach! I jak Ty sobie wyobrażasz likwidację takich zapomóg? Nie mógłbyś przejść przez ulicę, bo walałoby się tam mnóstwo bezdomnych,głodnych ludzi, rozbój by tak wzrósł, że nikt nie mógłby wychodzić z domu. Twoja wypowiedź jest kompletnie odrealniona.
Usuńciekawe jak długo sie z nimi bawiłeś ? Generalnie stawiam , że więcej jak miesiąc lub dwa na ,,dupościsku'' - termin chyba Ci znany - nie wytrzymali . Dzieci są w domu dziecka lub rodzinie zastępczej a szkoła nie chce Cie znać :))kgb14
OdpowiedzUsuńI w końcu napiszesz wniosek o odebranie takim "rodzicom" tych biednych dzieci, a tu przyjedzie ta cała "uwaga" z TVNu i narobi szumu, że się dzieci odrywa od rodziny! Porażka!
OdpowiedzUsuńHeh, siedzę o tej porze pijany jeszcze i tak czytam pana bloga. To takie niesamowite, że tak na świecie jeszcze jest...
OdpowiedzUsuńPewnie w innych krajach jest tak samo?
Dobra stronka Polecam i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmy web page :: polecane strony