Przejmujące
zimno powodowało, że ogarniały mnie dreszcze, gdy wysiadłem z samochodu i podążałem
w stronę chałupy, ulokowanej pośrodku wsi. Ciemno już, ale czego wymagać o
godzinie 19 zimą? Żadnej lampy, żadnego oświetlenia, tylko światło święcące się
w oknach okolicznych domów. Zmęczony jestem, cholernie zmęczony, bo od rana
objeżdżam i produkuje różnego rodzaju wywiady i kontrole. Potem dwa dni będę siedział
i wklepywał w komputer, by potem wydrukowane przeze mnie kartki powpinać w
odpowiednie miejsca, by za jakiś czas porosły kurzem w archiwum. I tak, nie
przeczyta tego nikt więcej niż ja.
W świetle
latarki za 5.99 z Biedronki przyświecam na kartkę, na której mam zlecenie
wywiadu środowiskowego. Nazwisko nie
wiele mi mówi. Nigdy tu nie byłem. W snopie padającego światła, odnajduję
furtkę, którą otwieram i dróżkę, prowadząca do drzwi wejściowych. Dotknięcie
zimnej, metalowej furtki nie było przyjemne. Zaskrzypiała, gdy ją uchylałem.
Stanąłem przed drzwiami, zaświeciłem latarką w poszukiwaniu dzwonka. Nic.
Pukam.
- Chwileczkę – słyszę
odgłos z wewnątrz. Odsuwam się o dwa kroki, żeby nie zostać uderzony
otwierającym się skrzydłem drzwi. W coś wdepnąłem. Kurwa, pewnie gówno.
Otwiera mi
kobieta, na oko 50-cio letnia. Zniszczona, ale jak się okazuje pewna siebie, zahartowana
w życiu i nie bojąca się żadnej pracy. Pytam się jej, czy to ona zawiadomienie
do Sądu złożyła, że syn jej z synową urządzają ciągle awantury, kłócą się przy
małych dzieciach, była nawet interwencja Policji. Potwierdza i zaczyna tłumaczyć
mi, że próbuje przemówić im do rozsądku, że tak nie może być, ale ciągle to
samo. Wybita szyba, wrzaski, nie wracanie na noc, pozostawianie jej dzieci i
łażenie gdzieś po nocach. Albo się ogarniają pod jej dachem, albo wynocha na
swoje, ale wnuka skrzywdzić nie da.
Pytam o syna, bo
jakoś go nie widzę. Kobieta pokazuje na pokój i mówi że tam siedzą. Jej synek,
synowa i dwoje dzieciaków, które tylko jedno jest wspólne. Idę porozmawiać i wchodzę
do pomieszczenia.
O kurwa!
Justynka. Wspaniała
Justynka. Pamiętam ją bardzo dobrze, przez rok byłem jej kuratorem. Z 6 lat
temu, gdy wychowywała się w bidulu. To ci nagłe spotkanie po latach. Nawet nie
wiedziałem co się z nią działo dalej, po uzyskaniu pełnoletniości. O Justynce mogę
powiedzieć jedno – kawał niezłej suki. Marzeniem każdego chłopaka, u którego
zaczęły buzować hormony, było ja przelecieć. Długonoga piękność, blond włosy,
jasna cera, duże oczy, zgrabna i wysoka. Już w wieku 15 lat wiedziała jak
wykorzystać swoje ciało, by osiągnąć to co chce. Pamiętam miała chłopaka. Także
z Bidula, który ślinił się na jej widok. Chłopaka ojciec pracował gdzieś w Niemczech
dorywczo i jak sobie przypomniał o synku, potrafił przekazać mu nawet 1000
złotych. Wtedy stawała się jego dziewczyną i robiła wszystko to, na co on miał
ochotę. W seksie też. Przestawała być tą dziewczyna, albo była bardzo wkurwiona
i nadąsana, gdy mu się kasa kończyła. Chłopak wpadł w narkotyki, bo chciał mieć
kasę na nią. Ale nie tylko on dawał jej pieniądze. Dziwnym trafem Justynka
miała wielkie szczęście do znajdowania wypasionych telefonów. Kupowania
markowych ciuchów, a przy piątku lub sobocie, mając już 17 lat uciekała na noc.
Często było tak, że stały już pod bidulem jakieś samochody, a jak usłyszało się
pisk opon lub trzask drzwi samochodowych, to wychowawcy sprawdzali, czy
Justynka przypadkiem nie uciekła znowu. Jednakże wbrew pozorom, Justynka była
cwaną osobą. Nie uciekała też za często, a do szkoły chodziła w miarę
systematycznie uzyskując promocje do następnej klasy. Jej marzeniem było
znaleźć dzianego gościa, który będzie spełniał jej zachcianki, a ona będzie w
zamian w pełni mu oddana.
A teraz Justynka
siedzi tu przede mną, i nie wie gdzie wzrok odwrócić. Roztyła się trochę po
dwóch ciążach, jednak nie straciła swojego seksapilu i wciąż była atrakcyjną
blondynką z długimi kręconymi włosami. Nie dziwie się, ze chłopak stracił głowę
dla niej, a ona nie mając się gdzie podziać, po 3 miesiącach znajomości wzięła ślub
cywilny i zamieszkała z nim u jego matki, bardzo szybko dając mu dzieciaka,
przy okazji wnosząc posag małżeński w
postaci 5-cio letniego synka.
Standardowe
czynności do wywiadu. Pytania o dochody, o dzieci, wykształcenie, itp. Jak im się
układa, dlaczego się kłócą? No właśnie. Pytanie o kłócenie się.
Żadne nie
odpowiada. Całej rozmowie przysłuchuje się matka.
- No powiedz
jedno z drugim o co chodzi – naciska na syna i jego małżonkę.
Cisza. Facet zasłonił
twarz rękoma, Justynka spojrzała w sufit z lekceważącym wzrokiem. Matka nie
ustępuje. Drąży dalej.
- No powiedz
Zygmuś, no powiedz, miej jaja jak chłop – tak, naprawdę dała mu na imię
Zygmunt. Też w to nie wierzyłem, ale na zleceniu jak byk.
Zygmusiowi się
oczy zaszkliły, gdy podniósł głowę i spojrzał na matkę. W międzyczasie Justynka
zerwała się z fotela, na którym siedziała rozjebana jak matrona, traktująca
wszystkich z góry i bez słowa wyszła z pokoju i w ogóle z domu, trzaskając
głośno drzwiami, aż wzdrygnęły się dzieciaki – 5-cio latek i 2-latek, siedzący na
podłodze i układający klocki. Nawet nie zrobiło to na mnie wrażenia. Na
Zygmuncie i jego matce chyba też.
- Dowiem się w końcu
o co tutaj chodzi? – zapytałem, bo czułem, że matka chce cos powiedzieć, ale
czeka na odpowiedź syna.
- Proszę pana –
pewnie i stanowczo odezwała się do mnie, wymachując wielką, żylastą i spracowaną
ręką – proszę pana, to jest kurwa i szmata!
- Mamo!
Przestań! – tym razem syn odważył się wydobyć głos.
- Co przestań,
co przestań! Prawdę mówię. Z dziwką się ożeniłeś!
- Przestań, no! –
wykrzyczał syn w stronę matki i zaczął ocierać łzy.
- Panie, jaka to
jest kurwa, to pan sobie nie wyobraża. Jaka ona mi tu opinię na wiosce zrobiła.
Pośmiewisko ze mnie i z jego – mówiąc to wskazała palcem na Zygmusia, który
słuchał wywodu matki ze spuszczoną głową – Panie, tu wieczorami samochody
podjeżdżają i ona wyłazi o 11, o 12 w nocy i wraca nad ranem, czasami jej dwa
dni nie ma. Kurwi się i szmaci dziwka jedna bez opamiętania.
- Przestań mamo!
- Co przestań,
co przestań. Ślepy jesteś. Zakochałeś się. Głupi po prostu, mówiłam ci że ona
nie jest nic warta. Ze zaraz dzieciaka ci zmajstruje i będziesz łożył na nią i
jej pierwsze dziecko! Wszyscy się tu z ciebie śmieją, bo tu prawie każdy chłop
ja miał! Dziwkę sobie wziął za żonę!
- No dobrze –
staram się tłumaczyć, ale po co w takim razie zawiadamiała pani sąd, jakie tu
zaniedbania. Oni sami musza rozwiązać swoje problemy – staram się uspokoić
starą, bo coraz bardziej głos podnosi i jedzie po swoim synalku, bo tak
naprawdę na chuj mam tego wysłuchiwać.
- Bo widzi pan,
jak ja mu tak nawtykam, to on jaj dostaje i jak ona wraca z kurwienia się, to
każe się wynosić. Wtedy ona do niego z mordą, on z mordą, ale ja się nie
wtrącam, i zaczynają się wyzywać a czasami to nawet bić. Wszystko tu rozwalają.
Panie, to są moje rzeczy, a ona demoluje mi mieszkanie. Panie, ja nie
wytrzymałam kilka razy i jej po mordzie też przylałam. To ona za telefon i na
Policję dzwoni, że ja ją biję z synem.
Spojrzałem na dzieciaki
siedzące na podłodze. Zajmowały się swoimi czynnościami. Zdaje się
niewzruszone i nieświadome bagna, jakie rozgrywa się wokół nich. szkoda było mi starszego, pewnie na swój rozumek już co nieco pojmował, że o jego mamusi raczej w pozytywach się nikt nie wyraża. Pojebany los dzieciaków.
- No ale czego
pan oczekuje – zwróciłem się do Zygmusia który chyba naprawdę jaj nie miał,
albo był tak szaleńczo zakochany.
- Żeby żona w domu
dziećmi się zajmowała – odpowiedział niepewnie w moją stronę.
- No wie pan,
sad nie zmusi pana żony żeby w domu siedziała i po nocach nie latała nie
wiadomo gdzie. Są jakieś terapie, można się rozwieść, separację, coś trzeba
robić a decyzję pan musi podjąć jako mąż. Przejąć opiekę nad dzieckiem,
cokolwiek.
- Myśli pan że
mu nie mówiłam? Cały czas mu powtarzam, to tylko mówi żebym się nie wpieprzała
w jego życie. Taki mądry. Słyszysz co mówi pan kurator – i tu pokazała ręką na
mnie – masz się rozwieść!
- Chwileczkę –
musiałem mamusię przystopować – ja nie powiedziałem że pan ma się rozwieść,
tylko to pan musi podjąć decyzję, co dalej z pana związkiem. Ja tu nikogo do
rozwodu nie namawiam.
Kurwa, jak ja
mam już dość tej gadki i tego domu. Wymiękłam, jestem zmęczony wysłuchiwaniem
trajkotania starej i patrzenia na tego kapciowego przygłupa, który siedzi z
babą, jawnie prosto w oczy walony po rogach. Jak ludzie sobie komplikują swój
żywot. Stara powinna swojego syna do psychiatry czy psychologa wysłać, pewnie jakiś kompleks Edypa lub inny autyzm by mu znaleźli.
Pranie brudów.
Pierzesz te ludzkie brudy, wysłuchujesz się w żale i masz być powiernikiem ich
trosk. Traktują cie jak księdza, spowiednika, który powinien przyjść i nałożyć
pokutę. Jesteś autorytetem, jak w tym przypadku dla starej, która szukała
poparcia we mnie, bym przemówił do rozsądku Zygmusiowi. Przy tobie ludzie
potrafią wylewać wiadro pomyj na siebie, chcąc byś słuchał i najlepiej włączył
się w ten słowotok rzygowin i poparł tych, co głośniej krzyczą. Patrzysz na to
z obrzydzeniem, starając się na początku zrozumieć jedną i druga i stronę.
Chcesz być obiektywny bo tak cie uczą na aplikacji. SĄD JEST BEZSTRONNY i kurator
też. A tak naprawdę po 15-20 minutach wysłuchiwania żalów i oszczerstw wyłączam
się. Kończę rozmowę, zadaję ostatnie pytania i spierdalam, z uczuciem ulgi że
opuściłem ten dom, to mieszkanie, nie musze ich słuchać, tego piekła jakie
sobie urządzili.
Po jakimś
czasie, około 1 roku ponownie spotkałem Zygmusia i jego matkę. Justyna uciekła
do niego razem z dzieciakami, zamieszkała z nowym facetem. On złożył wniosek o
ustalenie widzeń z dzieckiem. Na koniec matka do mnie powiedziała:
- Panie, gdyby
on miał jaja, to by ten dzieciak z nami mieszkał. Zygmuś udał że nie słyszy i
szybko się oddalił.
Trafilam tu przez przypadek i czekam na wiecej i wiecej!!!! Najlepszy blog w necie jaki czytalam.
OdpowiedzUsuńGdyby mamusia była inna to i on by może jaja miał ;))
OdpowiedzUsuńtak zygusia wychowała na takiego niedorajde to ma.
OdpowiedzUsuńKolejny świetny post. Mam tylko jedno zastrzeżenie - lepiej by się tekst wyrównany do lewej strony a nie wyśrodkowany/wyjustowany.
OdpowiedzUsuńA ja uważam, że wyjustowany ;-) (który przy okazji jest równocześnie równany do lewej strony)
UsuńZgadzam się z apa. Mnie się podoba jak jest.
Usuńzdecydowanie powinien zostać wyjustowany. Po wyrównaniu do lewej będzie mniej czytelnie:)
UsuńJak zawsze, w takich rodzinnych awanturach cierpią dzieci, często włączane do koalicji przeciw jednemu z rodziców. Profesjonalne podejście kuratora, jesli mogę oceniać. :-) Odpowiedzialnosc za własne decyzje spoczywa na nas samych. Pozdrawiam i dołaczam się do pochwał na temat bloga. :-)
OdpowiedzUsuńTutaj oboje, Zygmuś i Justyna, nie mieli dobrych wzorców wychowawczych. Tak to mniej więcej jest, w dużej liczbie przypadków, jak się taka w domu dziecka wychowa, lub w "rodzinie" gdzie jest tylko matka.
OdpowiedzUsuńOdniosłem takie wrażenie, że starej zależało najwięcej na opinii "co ludzie powiedzą". Jakby ta kurwa, żona Zygmusia, przynosiła do domu pieniądze i dzieliła się ze starą. To pewnie byłaby tolerowana. Szkoda tylko dzieci.
Agaton
czy masz mozliwość modyfikowania rss'ów? Bo póki co mam bardzo jasny szary tekst na bialym tle (nieczytelne wcale) :/
OdpowiedzUsuńA może część ze swoich historii użyłbyś w moim projekcie? Będę wdzięczny za sugestie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://smietnikwglowie.blogspot.com/
Projekt o tworzeniu historii o pewnym człowieku..... blog został usunięty? To tez forma projektu :) Pozdrawiam
UsuńŚwietny post, czytam bloga od dłuższego czasu ale jeśli chodzi o styl to ten wpis miażdży wszystko co zostało przez autora do tej pory napisane. Pomijając treść, która też jest dobra, przez kilka pierwszych akapitów miałem wrażenie że to początek bardzo dobrej książki :)
OdpowiedzUsuńTeż w pewnym momencie złapałam się na tym, że czyta się jak dobrą książkę :P A dopiero potem przyszło olśnienie, że to prawdziwa historia. Autor się wyrabia i zaraz tu bestseller spłodzi!
UsuńSp.
Mam sugestie ,czy autor tego bloga nie zastanawiał sie nad napisaniem ksiazki? Byla bym pierwsza po nia w ksiegarni. Super stylem pisane wciagajace na maksa. Jak tak dalej bedzie to i ja bede mieć kuratora za zaniedbywanie dzieci, powód : uzależnienie od tego bloga he he....
OdpowiedzUsuńDzięki. Takie sugestie juz były i kto wie.... Pozdrawiam
UsuńSkoro to nie tylko moje odczucie, pora sie powaznie zastanowic nad tym:)
OdpowiedzUsuńZzz
Blog czytam już jakiś czas, ostatnio częściej. Dziś zdecydowałem się w końcu skomentować.
OdpowiedzUsuńŚwietnie mi się czyta Twoje wpisy.
Co do dzisiejszego bohatera - typowy rogaś. Gdy czytałem tę notkę, przed oczami miałem kumpla, który kilka lat temu też dawał się tak robić swojej dziewczynie, później nawet żonie. Teraz się już to skończyło, pomimo braku dzieci ta suka i tak wyciągnęła od niego jakimś cudem alimenty. Koniec końców finał tej historii był dość ciekawy a zarazem sprawiedliwy - ona wyjechała do anglii za jakimś pseudo macho, który wpędził ją do pracy w burdelu. Uciekła stamtąd, wróciła do kraju, depresja i te wszystkie jazdy zaprowadziły ją do leczenia u psychiatry. Teraz nawet nie wiem, co się z nią dzieje.
Czasem jednak takim sukom życie zwraca z dodatkiem.
Pozdrawiam
Czytamy twoje posty jak dobrą książkę..może nastąpi c.d Zygmusia i Justynki :) jak i innych bohaterów :D
OdpowiedzUsuńZapraszamy do siebie
http://myhomeikea.blogspot.com/
Pozdrawiamy
Dlaczego matka k*wiszon nie jest ścigana jak za uprowadzenie dzieci? Ojca by wydrapali choćby z piekielnych otchłani, a tu? Jak to jest, że w obliczu prawa, które z założenia jest równe dla wszystkich, najgorsze k*wiszcze bywa lepsze od w miarę normalnego ojca? A może się mylę?
OdpowiedzUsuń