Stare akta. Kopalnisko
wiedzy o ludzkich tragediach i problemach. Trzymane na półkach kuratorskich
czasami przez 20 lat, bo póki matka rodzi co chwile dzieciaki, które trafiają
pod nadzór, póty będą prowadzone. Trzymam ja takie w ręku, na okładce
wypisanych dwanaścioro dzieci, z czego jedenastka jest już zakreślona (czyli
postępowanie tych dzieci już nie dotyczy, bo albo są pełnoletnie, albo zmarło
lub nie mieszkają z rodziną). Trzymanie akt to sprawa w tym przypadku trochę
względna, bo są to trzy grube tomy, w których skoncentrowane jest 20 lat życia
tej rodziny.
Otwieram
pierwsze strony tomu pierwszego. Odręczna notatka przysłana przez anonimowego sąsiada
lub sołtysa który nie chciał się podpisać i skierowana do Policji.
„Niech się Milicja zajmie tą Iksińską, bo dzieci jej
brudne po wsi chodzom, ona im jeść nie daje, do sąsiadów się proszom o
jedzenie. My już na to patrzeć na wiosce nie możemy, bo Iksińska do żadnej roboty
nie idzie tylko prosi wszędzie o pieniądze i zasiłki (…)”
Na początku lat
90-tych donosicielstwo było bardzo czymś obrzydliwym. Ówczesny Dzielnicowy na
rozkaz pewnie komendanta pojechał, sprawdził i sporządził swoją opinię, która
mniej więcej brzmiała tak:
„W dniu 24.06.1993 roku udałem się do miejsca
zamieszkania Jadwigi Iksińskiej w G., gdzie zastałem obywatelkę w domu wraz z
dwojgiem dzieci i mężczyzną, którego wylegitymowałem i który nazywał się
Zbigniew W., syn Tadeusza, zamieszkały (…). Jadwiga była trzeźwa, powiedziała
że nie spożywała alkoholu. Zbigniew W. przyznał się do wypicia piwa. W domu
panował porządek.
Jako dzielnicowy rewiru (…) potwierdzam, że
zgłaszane były mi osobiście informacje że Jadwiga Iksińska spożywa alkohol u
siebie w mieszkaniu i prowadzi rozwiązły tryb życia (…)”
Wertuję akta
dalej. Zarządzenia, zawiadomienia na sprawę, zwrotki, jeszcze jakieś notatki.
Rozprawa i protokół z niej. Kiedyś protokoły pisano nawet ręcznie, potem na
maszynach obecnie na komputerze. Sam kiedyś protokołowałem sprawę sądową, w
dobie komputerów i Ipod-ów, ale to była specyficzna sprawa, bo odbywała się w
miejscu zamieszkania wnioskodawczyni. Nie mogła wychodzić z domu, za bardzo kto
nie miał jej pomóc, nie miała rodziny a z sąsiadami była pokłócona, bo chcieli
ja wyrzucić z zajmowanego mieszkania na poddaszu, zresztą, długa historia. W
każdym bądź razie ja (świeży kurator), sędzia i obrońca z urzędu stawiliśmy się
u schorowanej kobiety i tak jak przepisy każą, odbyła się sprawa sądowa. Mnie
wmanewrowano w protokołowanie, na co już nigdy więcej się nie zgodziłem.
Wertuję kartki
dalej. Wywiad kuratora, który sprawdził w środowisku że Jadwiga pije, słabo zajmuje się dziećmi,
które chodzą głodne, brudne, zaniedbane. Standard w takich przypadkach. Kilka
kartek dalej postanowienie sądu, że Jadwidze sąd ogranicza władze rodzicielską
poprzez nadzór kuratora nad małoletnimi dziećmi. Dla tych co się nie orientują
w przepisach sądowych, to Sąd Rodzinny nie wydaje wyroków, wydaje
postanowienia, bo w Sądzie Rodzinnym nie skazuje się nikogo.
Sprawa zostaje
powierzona kuratorowi społecznemu, który co miesiąc musi kontrolować i
odwiedzać Jadwigę w miejscu zamieszkania, by sprawdzać, czy zmieniła swój tryb życia.
Czytamy:
„Nadzorowana w domu ma nieopisany bałagan. W
mieszkaniu śmierdzi, jest dużo kotów, dwa psy. Jak byłem to gotowała obiad.
Dużo brudnych ubrań, bo mówi że nie ma pralki i ręcznie pierze. Poinformowałam
ją że ma zrobić pranie, sprawdziłam, jedzenie w lodówce było. Dzieci bawiły się
na podwórku, powiedziałam jej, że ma je pilnować. Wyglądała na trzeźwą (…).”
Wertuję karki
dalej. Wpisy kuratora społecznego podobne. Raz jest napisane, że była trzeźwa,
raz że wypiła piwo. Dzieci trochę czystsze, kuratorka dała jej stara pralkę „Franię”
i kontrolowała, czy systematycznie pierze. Opieka Społeczna przyznała jej pomoc
w formie bonów, więc jedzenie dla dzieciaków musiało być.
„ Jadwiga Iksinska jest w ciąży. Na moje pytanie kto
jest ojcem dziecka, odpowiedziała że nie wie”.
Zbyt długo
trwało zadowolenie z poprawy Iksinskiej. Kto w tych środowiskach myśli o
gumkach i antykoncepcji. Pochlała gdzieś, ktoś ją wyjebał, a potem szok i
zaskoczenie. Jestem w ciąży. Dalej czytam że Iksińska nie chce wiedzieć, kto
jest ojcem dziecka, nawet nie próbuje tego dociekać. Nikt jej nie zmusi.
Zbliża się termin
porodu. Kto zajmie się dwójka dzieciaków, która jest w domu, jak pójdzie do
szpitala. Sytuacja rozwiązała się się miesiąc przed porodem:
„U Iksińskiej zamieszkał Władysław W. Powiedziała mi
że to jej konkubent i się kochają. Władysław W. jest osoba karaną sądownie,
poznała go u gospodarza, u którego zarówno ona jak i on pracowali w lecie. Informowałam Iksińska że nie powinna przemęczać
się i pracować w czasie ciąży, lecz ona mnie nie słuchała”
A teraz kobiety
w trzecim miesiącu ciąży, idą na zwolnienia. Iksińska nie przerwała by
plewienia grządek, nawet podczas porodu, a pępowinę pewnie by odgryzła pomiędzy
jednym chwastem, a drugim.
Władek był
robotnym facetem, ze standardowymi ciągotami do alkoholu. Trzeba jednak
przyznać, że dzieciaki lepiej ubrane, w domu czysto, jedzenie było. Gonił
Iksińska do roboty i zajmowania się dzieciakami i domem. Sam pracował,
dorabiał, czasami się najebał z nią, albo bez niej. Standard. Problem tylko
taki, że miał chyba z dwoje dzieci, na których alimentów nie płacił, ale to
szczegół.
Po roku czy
dwóch dalej czytam:
„Jadwiga w ciąży. Powiedziała mi to, gdy zauważyłam,
że jej brzuch urósł. Na początku nie przyznała się, ale po moich namowach
powiedziała że chyba piąty miesiąc. Kazałam jej pójść do lekarza (…)”
Jadwiga
utrzymuje że ojcem jest Władysław. On się wypiera, bo twierdzi że Iksińska się
kurwi i on nie uzna dziecka. W domu są awantury, Jadwiga zaczyna ostro pić
będąc w ciąży. Interwencja Policji. Władysław pakuje rzeczy i wyjeżdża. Iksińska
nie wie gdzie jest, jest załamana, chce odebrać sobie życie. Pijana trafia na
porodówkę.
„Iksińska nie chce ustalać ojcostwa. Próbowałam ją
namówić, lecz powiedziała że sobie da radę. Władysław w ogóle się nie interesuje.
W domu panuje bałagan, brud, nadzorowana nie daje rady z wychowywaniem czwórki
dzieci, które chodzą i proszą się o jedzenie”
No i wracamy do
punktu wyjścia. Kilka lat względnego spokoju i Iksinska znowu zaniedbuje
dzieciaki, lecz już nie dwójkę, a czwórkę ma na wychowaniu. Sąd w swej
mądrości, ograniczył jej władze rodzicielska nad następnymi małoletnimi,
których ojciec jest nieznany.
Przewracam
kartki dalej. Iksińska jakoś daje radę. Co prawda nie jest różowo i kolorowo, a
ona sama puszcza się na lewo i prawo, ale pijana jej podobno nikt nie widział,
a i skarg ze szkoły nie ma, bo najstarsze rozpoczęło naukę. Kuratorka pomaga
jej załatwiać sprawy urzędowe, daje ubrania po swoich dzieciach, jakiś wózek,
tapczan, wymieniany mebel. Iksińskiej to na rękę. Uzależniła się od kuratora i
jego pomocy. Zresztą, Iksińską pewnie by zlewano, a tak przychodzi z nią ktoś,
kto jest wykształcony, wygadany i zna trochę prawa.
Kuratorka
społeczna rezygnuje. Jakieś prawy osobiste, a może miała już dość. Nadzór
zostaje powierzony facetowi – także kuratorowi społecznemu. On już ma inny
pogląd rzeczywistości. Jest facetem który wymaga i z dużym krytycyzmem patrzy
na Jadwigę.
„Jadwiga Iksińska jest osoba nieodpowiedzialną i
niezaradną życiowo. W środowisku znana jest jako osoba podejmująca przypadkowe
kontakty seksualne, ponadto pozostawia najmłodsze dzieci pod opieką najstarszej
dziesięciolatki. Wielokrotnie widywana była pod wpływem alkoholu. Nie dba o porządek
w mieszkaniu, wszędzie panuje syf i brud (…).”
Po kilku miesiącach
i kilkunastu przewróconych kartkach czytam dalej:
„Jadwiga Iksińska nie respektuje moich poleceń, nie
chce wpuścić mnie do mieszkania, podejrzewam że jest pod wpływem alkoholu, albo
są u niej jacyś mężczyźni (…)”
Jadwiga zostaje
wezwana do sądu na rozmowę celem złożenia wyjaśnień, dlaczego nie wpuszcza
kuratora. Ze sporządzonej notatki wynika, że nie może się z nim dogadać, że on
na nią krzyczy, że każe jej samej wszystko robić, że poprzednia pani kurator
była inna, lepiej się z nią dogadywała. Iksińska prosi o zmianę kuratora.
Kurator to nie
nagroda i nadzorowani muszą to wiedzieć. Często zdarza się że kuratorzy przekraczają
pewna granicę – zbytnio spoufalają się z nadzorowanymi czy dozorowanymi,
zbytnio wyręczają ich w codziennych sytuacjach, stają się zbyt odpowiedzialni
za nadzorowanych. Oczywiście, czasami jest tak, że kurator ogranicza się tylko
do czynności kontrolnych i stawiania kolejnych wymagań, co także nie jest
wskazane do końca. Ale nie o tym tu.
Po rozmowie Jadwigi
z kuratorem zawodowym i skargami na nowego kuratora społecznego, przyszła kolej
na nowy związek z sąsiadem, który podobno dla niej pozostawił konkubinę z
dwójką dzieci. Czytam:
„Z Iksińską zamieszkał Jan B. który jest sąsiadem i
do tej pory mieszkał po sąsiedzku. Konkubina Jana B. urządza Jadwidze awantury,
że zabrała jej faceta. W miejscu zamieszkania nadzorowanej odbyły się już dwie
interwencje Policji, bo Jan b. i Jadwiga Iksińska wspólnie spożywają alkohol, a
konkubina była Jana B. ciągle na Policje dzwoni (…).”
I jakby
przeczuwając, biorąc kolejny tom akt do ręki czytam:
„(…) podejrzewam że Jadwiga Iksińska jest w ciąży,
ona sama zaprzeczyła (…)”
No i chuj bombki
strzelił, albo raczej strzelił gdzie indziej, zapładniając Iksińską w chwilach
i przyjemności uniesień. Oczywiście to się potwierdza kilka kartek dalej, bo
ile w końcu można wypierać się i ukrywać stan błogosławiony. Tym razem Jan B.
uznaje dziecko, przyrzekając Iksińskiej dozgonną miłość. Przewracam kartki,
stan bez zmian, iksińska pije sporadycznie, dzieciaki w miarę ogarnięte, czasem
brudno, czasem trochę czyściej, tam z opieki dostała, tam dorobiła, urodziła
następnego dzieciaka, znowu ktoś ją pijana widział, tam do szkoły dostała
wezwanie że dzieci zeszytów nie mają……. Z kuratorem od kiedy mieszka z nią Jan B.
układa się w miarę poprawnie. Przewracam dalej karty, nowe millenium wchodzi,
była konkubina Jana B. jakby także odpuściła trochę.
„Jan B. powrócił do byłej partnerki. Nadzorowana
jest załamana i chce oddać dzieci do domu dziecka. Jest pod wpływem alkoholu (…)”
Jadwiga
Iksińska, lat 33, wykształcenie podstawowe, bez zawodu. Pierwsze dziecko
urodziła w wieku 22 lat. Dwoje najstarszych dzieci pochodzi ze związku
partnerskiego z Zbigniewem K., którego miejsce pobytu nie jest znane. Otrzymuje
na dwoje tych dzieci alimenty. Dwoje następnych dzieci nie ma ustalonego ojca,
a nadzorowana nie wie albo nie chce podać kto nim jest. Piąte dziecko pochodzi
ze związku partnerskiego z sąsiadem, Janem B., który po powrocie do poprzedniej
partnerki nie interesuje się dzieckiem, nie uczestniczy w jego wychowaniu.
Sporadycznie przekazuje drobne kwoty finansowe na utrzymanie dziecka (50 zł,
czasami 100 zł miesięcznie). Iksińska na razie nie chce podać go alimenty.
Nadzorowana nie posiada własnego, stałego źródła dochodu, utrzymuje się z prac
dorywczych, zasiłków Pomocy Społecznej, alimentów, instytucji charytatywnych.
Cdn…
Ostatnio druga a dziś pierwsza! A to dlatego że z niecierpliwością czekałąm na nowy wpis i zerkałam co jakiś czas. Oby najszybciej był ten ciąg dalszy. W sumie to zaczeła zastanawiać mnie jedna rzecz: dlaczego ten blog jest anonimowy??? To znaczy nikt nic nie wie o jego autorze? To ze względu na twój zawód? Czy ze względu na Ciebie? Jestem ciekawa!
OdpowiedzUsuńpomysl dlaczego i nie zadawaj glupich pytan.
OdpowiedzUsuńby poznac cala prawde o kuratorze, nalezy wyslac komentarz zawierajacy co najmniej 43 wykrzykniki i znaki zapytania, przy czym musi on zawierac ciag przynajmniej 7 tych znakow po sobie w dowolnej kolejnosci.
OdpowiedzUsuńTakim babom to po drugim dziecku powinni zaszywać cipsko! Nawet u zwierząt nie występuję porzucanie potomstwa na taką skalę.
OdpowiedzUsuńDobrze, że dzieci z takich rodzin, nie są pozostawiane same sobie. Jak ktoś chce, może się przekonać, jak jest na takiej Ukrainie, czy w Rosji. Nie poradzili sobie z tym problemem, bezprizornymi dziećmi, przez ponad 90 lat, od rewolucji bolszewickiej 1918r.
Usuńhttp://eastbook.eu/2012/06/country/ukraine/ukraina-bezdomne-zycie-w-odessie/
Albo sobie obejrzyjcie film dokumentalny: "Dzieci z Leningrackiego". Jest chyba na youtube.pl
Tam to jest dopiero wynaturzenie. Europa kończy się niestety na Polsce. Na wschód od polskiej granicy, jest już azja, mentalnie i "kulturowo".
Kuratorzy z Polski i mopsiary, jakby tam pojechali to za głowę by się złapali, gdyby to wszystko zobaczyli.
Mopsiary by się pewnie popłakały, jakby zobaczyły tą skrajną nędzę i patologię. Ale nie ze współczucia. Tylko z przerażenia i ze strachu.
Zawód kuratora, powinni wykonywać mężczyźni. O wiele lepiej się do tego nadają. "Równouprawnienie" jednak za daleko poszło.
Agaton
Agaton czy to jest jakaś forma trollowania? Każdy komentarz zawiera stwierdzenie, że kobieta wykonująca zawód x się do niego nie nadaje. Nie wiem czy to prowokacja czy naprawdę masz takie ograniczone poglądy.
OdpowiedzUsuńTy, lasencja, nie rozumiesz do końca otaczającego świata. "Postępowcami" byli Marks, Engels, Lenin, Stalin, Mao, itd. Marksizm się nie sprawdził ekonomicznie, to żydowsko-masońska łunia ewropejska, forsuje marksizm "kulturowy". Czego wy, politpoprawne niunie po uniwerkach, się na to nabieracie. W Polsce takim tworem jest michnikowszczyzna.
UsuńChłop i baba, zostali zaprojektowani przez naturę, do innych celów. Kobieta na ogół jest ładniejsza od chłopa. Kobiety mają większe zdolności manualne. Lepiej piszą na maszynach/komputerach. Dlatego opanowały w niemal 100% stanowiska sekretarek, bo się lepiej sprawdzają.
Kobiety też mają większy zasób słów, szybciej się uczą języków obcych. Ale też mają większą skłonność do plotkowania.
Dlatego poloniski, anglistki, sekretarki, nawet i księgowe, opłaca się kształcić w tych zawodach. Natomiast w takich zawodach jak inżynier, lekarz, żołnierz, mechanik kobiety się o wiele mniej sprawdzają niż chłopy. Na ogół jest to strata pieniędzy podatnika na kształcenie w tych zawodach kobiet.
W niektórych miastach francuskich, jest zatrudnionych nawet 40% policjantek i... nie ma komu pracować.
Mózgi kobiet i mężczyzn inaczej działąją. Całą cywilizację stworzyli mężczyźni. Czy to się wam, feministkom, podoba czy nie.
Gdyby wziąć tak najlepsze inżynierki z całego świata, które skończyły polibudy z wyróżnieniem. I kazać im zaprojektować cokolwiek. Jakiś samolot naddźwiękowy, łódź podwodną, czy elektrownię atomową. To wiadomo, że nie zaprojektują. Chłop zaś, żeby nie wiem co, nie może urodzić dziecka.
Są dobre pisarki wśród bab. Niemniej nie ma wśród was takich, które by dorównywały pisarzom tego formatu jak Dostojewski, Shakespeare, Goethe.
Tak że niunia, to nie jest takie proste jak wam się to wszystko wydaje. Że wystarczy naumieć się i z wyróżnieniem skończyć uniwerek. Trzeba tą wiedzę również umieć zastosować.
Agaton
Nie jestem lasencją, feministką ani niunią. Skąd pomysł, że komentarz napisała kobieta? To co piszesz jest żenujące.
UsuńTo co, facet może urodzić dziecko??? Pokaż mi, gdzie, w którym miejscu, napisałem nieprawdę. A nie w stylu, "to jest żenujące, bo jest żenujące". To nie są żadne argumenty!
UsuńJakbyś była facetem, nie wypisywałabyś takich głupot. Chyba że jesteś jakimś metroseksualnym cipkiem, których dużo ostatni się porobiło. Podpisz się lepiej.
Agaton
Agaton, ja jako kobieta też uważam, że te wpisy są żenujące. Żenujące jest traktowanie kobiet przedmiotowo i obraźliwe określenia których w stosunku do nich używasz.
UsuńJak kurator pisze o patolach, to jest dobrze. "Ochów i achów" nie ma końca. Kurator też bardziej dosadnych używa określeń o niektórych "kobietach".
UsuńTakie słowa jak facet, chłop, baba, dziunia, lasencja, to są słowa potoczne. Nie uważam tego za jakieś obraźliwe.
Sprawdź sobie i inne, co oznaczało słowo 'kobieta' w XVI i XVII w. Polsce!
Wchodzicie na tego bloga, czytacie o patolach z wypiekami na twarzy. Żeby się dowartościować, że wam się lepiej powodzi, macie swoją "pracę" na państwowym, studiujecie.
A jak ja napiszę trochę o was, głupich kurewkach polskojęzycznych, lemingach, POpaprańcach, "pracownicach" administracji, "służby zdrowia", to się obrażacie.
Agaton
Tak, Agaton, oczywiście masz rację...
UsuńPS. Na każdym forum/blogu potrzebna jest prowokacja :D
Piszesz świetne tekst. Czyta się je z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŻal mi dzieci bo one na świat się nie prosiły, tak czytam, i czytam różne wpisy, fakty, i zawsze nasuwa mi się myśl, że gdyby mnie nie było na tym świecie to przenigdy bym nie chciała urodzić się w takiej rodzinie, .. a, gdybym się urodziła w takiej? ponownie nasuwa się pytanie, i kolejne, co bym zrobiła będąc dzieckiem, które już rozumie?, jak bym żyła? jaką szkołę bym skończyła, czy poszłabym w ślady matki? .. setki pytań
OdpowiedzUsuńps. mój ojciec pił, opuścił mnie, brata, i mamę jak miałam około 10 lat, a w zasadzie mama doprowadziła aby odszedł ze względu na nas, jak był trzeżwy nie był złym człowiekiem ale jak był pijany to niejednokrotnie odbijała mu palma, i gnębił psychicznie mamę..nas nigdy nie uderzył..odwiedzałam go jak już byłam pełnoletnia, brat niechętnie chciał ze mną jeżdzić, mama nie zabraniała nam kontaktu, ojciec miał 2 rodzinę.. tak naprawdę nigdy mi nie nie dał, nie pomógł w chwilach kiedy pomocy potrzebowałam, nie było go nigdy w ważnych dla mnie chwilach, nic po nim nie mam, żadnej pamiątki oprócz wspomnień..
pamiętam jeden z wielu epizodów: miałam bodajże 5 latek, rozumiałam to czego dziecko w tym wieku rozumieć raczej nie powinno, szłam z babcią na działkę, która była oddalona o 2 przystanki tramwajowe od naszego domu...
idąc alejką zbliżałyśmy się do działki, wyszła do nas sąsiadka i niby na ucho powiedziała babci żeby mnie nie wpuszczała do altanki ponieważ zięć czyli mój ojciec spędził noc z kobietą lekkich obyczajów...
niestety babcia nie ustrzegła mnie przed tym widokiem, pamiętam wnętrze jakby to było dziś, resztki jedzenia na stoliku, tapczan z pościelą rozgrzebany, 2 puste butelki po gorzale, ogólny nieład, ..........
co czułam jako dziecko? smutek, żal, ból, rozumiałam co znaczy słowo prostytutka........ na stoliku znalazłam damski klips, wiszący biały plastikowy, brzydziłam się go wziąć w rękę ale wzięłam, poszłam za altankę, i zakopałam go głęboko w ziemi, płakałam...nienawidziłam ojca!!
Czy jestem dzieckiem DDA? tak, jestem...uciekałam zawsze z tą myślą, nie dopuszczałam jej do siebie, nie mam typowych zachowań DDA oprócz jednego...jestem żebrakiem miłości, czasami mam odczucie że, nie jestem nikomu potrzebna, czasami odchodzę od ludzi lub zamykam im drogę do mnie pomimo tego, że jestem bardzo towarzyską osobą..jednak jest coś we mnie że...taki cichy żebrak miłości, której mi zawsze brakowało..
Masakra jakaś :/ Chylę czoła.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny tekst, choć sprawa ciężka. A co do niej, w rzeczywistości, mimo wszystko uważam, że lepiej zaufać doświadczeniu i wiedzy, jaką zagwarantuje dobra kancelaria prawnicza. ;)
OdpowiedzUsuń