Upał. Jak ja cholernie nie lubię upałów. Nie dość że
klimatyzacja w moim samochodzie wysiadła już wieki temu, to na
dodatek tumany kurzu dostają się do jego wnętrza syfiąc wszystko
dookoła. Kurestwo pyłkowe.
Wyobraźcie sobie
taki kadr z filmu. Kamera robi najazd na koła samochodu które
zatrzymują się na piaszczystym podłożu, potem otwierające się
drzwi auta i wysiadające stopy ze styranymi adidasami, które już
drugi sezon służą. Potem postać stojąca od tyłu z teczuszką
patrząca na chałupę, która ledwo stoi. Tak, to ja.
Podchodzę pod drzwi
rudery, upajając się zapachem wychodka stojącego nieopodal. Pies
szczekający na łańcuchu o mało co się nie wyrywa w moją stronę,
ujadając zajadle. W oknie domu zza brudnej szyby spoglądają na
mnie dwa koty, jakby zdziwione obecnością obcego człowieka w tym
miejscu. Wszędzie trawa po pas, chaszcze, tylko ścieżka wydeptana
pod same drzwi. I ten smród, do którego ktoś powie powinienem się
przyzwyczaić, a który wdrapuje się w każdą szczelinę mojego
nosa.
Pukam. Nic. Pukam
raz jeszcze.
- Kto tam? -
zachrypnięty głos starej kobiety wydobywa się zza spróchniałej
dykty. Chrapliwy, pełen zniechęcenia do tego by podejść i mnie
wpuścić by porozmawiać.
- Otworzy Pani, z
sądu jestem! - krzyczę w stronę dykty, jednocześnie patrząc na
odklejające się kawałki paździerza. Przekrzykuję wściekle
ujadającego psa i z ciekawości zerkam na koty, które wybałuszyły
na mnie ślepia a jeden przeraźliwie ziewnął, odsłaniając białe
kiełki.
- Idę, idę –
znów usłyszałem głos starej kobiety, która po chwili uchyliła
drzwi wypuszczając na mnie odór smrodu, moczu i zatęchłych szmat.
Przedstawiam się.
Tłumaczę że są zgłoszenia że zaniedbuje siebie i syna, który
jest niepełnosprytny intelektualnie w stopniu co najmniej
umiarkowanym. Pytam się gdzie syn.
- Panie, my nie
potrzebujemy pomocy – odrzekła stara, aczkolwiek ja nie
odpuszczam. Uchylam ręką szerzej drzwi i zaglądam do środka.
- Panie, ja nie
posprzątałam, przyjdź pan jutro – kobieta stara się mnie
powstrzymać, ponieważ już jedną nogą jestem w jej gniazdku. Nie
zważam na to, tłumacze że muszę z nią porozmawiać i synem.
Wchodzę.
I to był mój błąd.
Drzwi się zatrzasnęły a na mnie rzucił się kundel, który z
upodobaniem złapał mnie za buta. Stara doskoczyła i zabrała psa,
zamykając go w prowizorycznej kuchni. Za chwilę z tego
pomieszczenia dobiegł przeraźliwy jazgot kotów, które wdały się
w sprzeczkę z kundliskiem.
- Zamknąć się! -
kobieta krzyknęła, a ja udałem się do pomieszczenia służącego
za pokój.
Smród osiągnął
swoje apogeum. W stercie szmat, na prowizorycznym tapczanie leżał
nagi mężczyzna. Cały brudny, trzymał w ręku radio na baterie
które charczało w taki sposób, że nie można było zrozumieć ani
rozpoznać dźwięków się z niego wydobywających. Gdy wszedłem
przykrył swoje sterczące przyrodzenie szmatą i z zaciekawieniem
patrzył na matkę.
- Ile ma pan lat? -
zapytałem w jego stronę, patrząc na głowę psa która wynurzyła
się spod szmat obok leżącego faceta.
- Dwadzieścia trzy
– odpowiedziała stara – pójdzie już pan, nie mam czasu.
- Z czego się
utrzymujecie? - pytam ich starając się wyciągnąć notes by
zanotować odpowiedzi.
- Renty mamy, ja i
syn – odpowiada kobieta – pójdzie pan już, jutro przyjdzie to
posprzątam.
- Dlaczego syn leży
nagi w łóżku? - dociekam dalej choć wiem, ze pewnie przed chwilą
się brandzlował zapewne patrząc z pożądaniem na kundelka który
wtulony był w jego krocze.
- Panie, jak gorąco
to on tak zawsze leży, pójdzie pan już, jutro przyjdzie….
Poszedłem.
Ciekawa robota, choć na pewno niełatwa...
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że po długiej przerwie wróciłeś do pisania. Pierwszy Twój artykuł pokazał mi mój ojciec w " Polityce". Po przeczytaniu go czułam się,jakby ktoś spisał moje myśli. Dzięki za te mądre, dobre teksty. Trafne spostrzeżenia,które podzielam. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń