wtorek, 29 maja 2012

Widziałem zapach umierania


Ustanowienie rodziny zastępczej w osobach Zofii Iksińskiej nad małoletnimi dziećmi Sandrą i Kingą. To cel, w jakim dostałem zlecenie wywiadu środowiskowego. Chodzi o to, że są jakieś dwie dziewczynki, nad którymi rodzice nie mogą sprawować opieki, i tą opiekę ma sprawować babcia Zofia. OK, myślę, sprawa łatwa, wywiad formalność, wokanda ustalona. Pojadę, odpierdolę, napisze pozytywnie i oddam do wydziału rodzinnego, a potem szybko zapomnę.
Znowu wioska. Jak ma się teren głównie wiejski, to popierdalasz drogami, które asfalt widziały ostatni raz z 30 lat temu. Najbardziej rozjebują mnie drogi asfaltowe o szerokości jednego samochodu, mijanka na takich drogach, zarośniętych krzakami po bokach, często z jakimiś rowami melioracyjnymi, to zajebista sprawa. Raz taka jadąc, natrafiłem z naprzeciwka na ciężarówkę. Kurwa, kilometr na wstecznym popierdalałem, żeby ustąpić przejazdu. Musze jednak przyznać, że za komuny to do 3 domów potrafili asfalt wylać.
Jadę ja taką niby ścieżką, niby dróżką do wioski, która liczyła jednak więcej niż 3 chałupy. Odnajduję adres zlecenia, gdzie zastają chałupkę około 100-letnią, trochę zaniedbaną, ale w obejściu czysto. Na podwórku kurki, kogucik, piesek na łańcuchu przy budzie, kaczuszki. „Wsi spokojna, wsi wesoła” chciałoby się rzec. Przed chałupką, na ławeczce skleconej z 3 desek siedzi dziadek – pomarszczony, zastygł w bezruchu wpatrzony tępym wzrokiem w dal, tylko poruszająca się klatka piersiowa pokazywała że jeszcze żyje i oddycha. Na głowie kapelusz, w ręku laseczka, trzymana w pomarszczonych dłoniach.
- dzień dobry – rzekłem w jego stronę.
Zero reakcji, nawet wzroku nie oderwał z marzeń o przeszłości. Żyjący relikt z czasów Piłsudskiego.
- Słyszy mnie pan, halo? – zapytałem, nie wierząc w żadną już odpowiedź.
Rozglądam się i szukam innej duszy. Przede mną otwarte drzwi, zasłonięte szmatą, by muchy i inne ustrojstwo latające nie właziło do mieszkania, brzęcząc w nocy gospodarzom nad uchem
- HALO! – Krzyczę w sieni domu, rozglądając się, czy wynajdę jakiś ruch lub inne ślady bytności człowieka, oprócz żywej skamieliny, siedzącej przed domem i podążającej w stronę światła.
Wchodzę do kuchni. Na kuchni opalanej drewnem stoi garnek z gotującą się strawa. Zaskoczony jestem, bo co prawda czas w tej kuchni zatrzymał się jakieś 50 lat temu, jest czysto, wręcz przyjemnie, tak…. dziwnie.
-HALO! – podnosze głos, czując się jednak troche nieswojo. Niby ktoś tu jest, a jednak nie ma. Cisza, spokój, tylko odgłos bulgotania zupy, mąci ten sielankowy mogłoby się wydawac obraz.
Drzwi na lewo ode mnie uchylają się. Staje w nich kobieta, około 60 letnia, korpulentna ale ubrana schludnie, czysto, z siwymi włosami na głowie.
- Ciiiii – i pokazując palcem na swoje usta, prosi bym mówił ciszej. – Marysia próbuje zasnąć.
No dobra, nie ma sprawy myślę. Niech sobie śpi. Ściszonym głosem tłumaczę kobiecie po co przyszedłem, jakie czynności musze zrobić do sprawy, która odbędzie się niedługo. Zofia słucha mnie w milczeniu, potakuje głowa. Pytam o powód umieszczenia dzieci w rodzinie zastępczej, bo szczerze mówiąc nie chciało mi się sprawdzić w aktach zgromadzonych dokumentów. Wywiad to wywiad a ja wiem co sprawdzać i o co pytać.
- Niech Pan wejdzie do pokoju – to była jej odpowiedź na moje pytanie. Zatrwożyłem się, nie wiedząc co tam spotkam.
W panującym półmroku zobaczyłem łóżko, a na nim postać. Żywe wyobrażenie śmierci. Leżąca kobieta z każdym oddechem pojękiwała, a z zapadniętych policzków wydobywał się świst powietrza. Półprzytomne oczy spojrzały na mnie, a potem na kobietę stojąca koło mnie i ledwo słyszalnym szeptem zapytały:
- Mamo, kto to?
- Kurator z Sądu, córeczko przyjechał, w sprawie dzieci – matka przysiadła na łóżku i złapała córkę za rękę, która zszarzała nie miała siły już odwzajemnić uchwytu.
Oczy ponownie zwróciły się na mnie. Nie wiem czy jeszcze mnie widziała. Stałem i patrzyłem. Grałem jebanego twardziela. Dlaczego kurwa musze grac i udawać że to na mnie nie działa. Jestem kurwa jebany SĄD, patrzący na to i wewnętrznie nie zgadzający się z tym co widzę. Niech te wszystkie sędziny przyjdą tu i zobaczą, jak wygląda umieranie. Niech nie czytają sprawozdań, suchych faktów, tylko będą tu i patrzą, patrzą na ten skurwiały świat, pełen niesprawiedliwości.
Bądź twardy, jebany kuratorze, bądź twardy. Umieranie to twoja praca.
- Proszę – słyszalny szept zaczął świdrować mi umysł. Wytężyłem wszystkie zmysły by móc ją zrozumieć. Czułem nawet zapach śmierci. Już wiem jak pachnie śmierć. Jest słodka i mdła zarazem, wchodzi w każdy zakamarek twojego ciała i każe ci patrzeć na siebie. Nie chciałem na to patrzeć, a mimo to nie odrywałem wzroku. Zafascynowany i przerażony.
- Proszę – powtórzyła – nie zabierajcie dzieci do domu dziecka.
Czuję wewnętrznie że chce odpowiedzi, pewnie że nie zabiorę, przecież jest babcia, jest dom, są warunki.
- Nie proszę pani, ja nie przyszedłem w tym celu. Pani mama będzie dla nich rodziną zastępczą, dopóki pani nie poczuje się lepiej, żeby sama się nimi zajmować. Proszę naprawdę się nie przejmować. Dzieci tu zostaną.
Czułem że prawię banały. Ale nic innego nie przychodziło mi do głowy. Głupie to – wyzdrowieje, poczuje się lepiej. Przecież ona wie że UMIERA!
- Ja umieram – odpowiedziała i przymknęła oczy. Matka jej wstała i zaprowadziła mnie z powrotem do kuchni. Usiedliśmy przy stole a w jej oczach widziałem łzy.

Wracając do domu myślami byłem cały czas w tamtym pokoju, myśląc o umierającej kobiecie, której ostatnimi myślami, były myśli o dzieciach. Nie rozpłakałem się, tylko naciskałem bezwiednie pedał gazu, nie patrząc na prędkościomierz. Ocknąłem się wtedy, gdy na zakręcie zarzuciło mnie, o mało nie wpadając do rowu lub nie rozbijając się na drzewie. A myślałem, kurwa, że jestem twardy.

niedziela, 27 maja 2012

Życie ludzkie

Słoneczko świeci, ptaszki ćwierkają a ja popierdalam swoim gruchotem, na wywiad, tak zwana przeze mnie rozwodówkę, bo jakieś małżeństwo się rozwodzi, maja małe dzieci i Sąd Okręgowy musi sprawdzić warunki, w jakich pozostaną dzieci po rozwodzie. Wywiad milutki, bo ponad 70 złotych ekstra mi za taki płacą (rozwód kosztuje 600 złotych, więc jest z czego płacić).
Ogólnie nie lubię tego robić. Żale, brudy, narzekanie. Ale mus to mus. Podjeżdżam na dzielnicę willową miasta, szukam domu, który okazuje się wyjebaną willą jakieś 300 metrów kwadratowych, z basenem przed domem i sztucznymi palmami wokół tego basenu. Je pierdolę kurwa mać - pomyślałem, w życiu nie dorobię się nawet połowy tego co widzę. Skurwysyny mają rozmach.
Brama otwarta, więc podjeżdżam pod same drzwi, tym bardziej że jakiś samochód stoi na podjeździe. No cóż, BMW X5 i mój trup, wstyd mi jak cholera.
Z samochodu wychodzi facet - oczka rozbiegane, włos przylizany, elegancka czarna skóra, sygnety, złoto, koszula z 3 stówy kosztowała, a buty z tysiaka. Podchodzi do mnie i od razu:
- Czego pan szuka - zapytał, a ja chciałem mu odpowiedzieć "gówna".
Powoli, sięgnąłem do kieszeni, wyciągnąłem legitymacje i trzymając ją wpół otwartą machnąłem mu przed twarzą.
- Sąd rejonowy w Wypiździewie, kurator. Pan się nazywa Jan Iksiński?
- Tak - odsapał naburmuszony - o co chodzi?
I znów chciałem odpowiedzieć: "o gówno", ale ugryzłem się w język.
- W sprawie rozwodowej z powództwa Jana Iksińskiego przeciwko Beacie Iksińskiej, bla, bla, bla - wyrecytowałem treść zlecenia.
I stał się cud.
Nagle zostałem prawie jego przyjacielem. Jak on sie cieszy że mnie widzi, jak to wspaniale że dzisiaj przyjechałem, bo on taki biedny, taki poszkodowany, jaką ofiarą losu został.
No dobra, ale do rzeczy.
- Bo widzi Pan - tłumaczy mi w swoim żałosnym słowotoku - żona zabrała mi wszystkie klucze do domu, siedzę w samochodzie i muszę czekać na nią, żeby mi otworzyła. Tak mną pomiata, ma kochanka, chce mnie zrujnować, a ja taki biedny, nie wytrzymuje - żali się, prawie płacze, prawie mu kurwa łzy będą lecieć. Nie mówiąc o żelu na włosach. A może to żel a nie łzy? Zastanawiające? Hm, czy żel pod wpływem fałszywych emocji może zalać oczy? Czy są jakieś badania na ten temat?
Kiwam głową, biedny człowiek, nie wpuszczony do domu, ma tylko ten samochód, BMW X5. Stary już co prawda, bo półtora roczny, że tez nie wstydzi się takim jeździć.
Pogadałem, posłuchałem biadolenia, zostawiłem wizytówkę, coby zadzwonił jak będzie miał klucz od domu i umówimy się na inny termin, ponieważ muszę sprawdzić warunki w jakich dzieci żyją i mieszkają.

Dwa dni później na biurku moim dzwoni telefon. Podnoszę słuchawkę.
- Kurator, Sąd Rejonowy słuuucham - recytuje do znużenia.
- Dzień dobry, nazywam się Beata Iksińska, Pan rozmawiał z moim mężem? - zatrwożony głos w słuchawce
- Tak, ale nie wpuścił mnie do domu, bo nie miał kluczy, a muszę sprawdzić warunki mieszkaniowe i mógłbym się tym razem z Panią umówić - od razu przechodzę do rzeczy.
Umówiłem się na rozmowę, tym razem w domu z jego zona, która zamyka mu dom, nie daje kluczy, ma kochanka i w ogóle jest największym złem. Jadąc tam, oczekiwałem wypindrzonej paniusi, z tona makijażu na gębie, zmanierowanej kasą i dającą się dymać ogrodnikowi, który niewątpliwie dbał o obejście tej chałupy. Zastałem przeciętna kobietę, koło czterdziestki, na twarzy której odbijało się wiele lat zmartwień.
Willa w środku okazała. Przepych i gustowna ręka projektanta dawała się bardzo przyjemnie we znaki. Poprosiłem by pokazała mi cały dom, do wywiadu oczywiście.
- Na górę nie wolno mi wchodzić - oznajmiła - mąż zabrania i pozamykał wszystkie pokoje.
- Ale go przecież nie ma, nie rozumiem - zapytałem
- Toaletę też zamknął, tą na dole. Korzystam z łazienki w garażu - ?????????
- Słucham? - i znowu znaki zapytania być powinny.
Pokazała mi....... skobel założony na drzwi w łazience na dole przy salonie.
- Pokażę Panu kuchnię.
Cudo, kuchnia w półokręgu. Matowe srebro wykończenia. Kurwa, szkoda słów by to opisać.
Lodówka, na zamknięcie rowerowe!!!! Zamknął skurwiel lodówkę!
- Niech pan spojrzy na szafki.
Kurwa, w szafkach zamki, że za cholere nie otworzysz. ja pierdolę.
- Pokażę coś panu w piwnicy.
Ja pierdole, idę, kurwa, co tu się dzieje, jak z jakiegoś horroru.
- To jest piec centralnego ogrzewania.
Piec jak piec, stoi i nie grzeje, bo lato jest, to normalka.
- Niech pan popatrzy na przewody sterowania piecem.
Poucinane, kurwa, poucinał przewody!. Jak pojebanym trzeba być, by to zrobić!!!
- Pokaże Panu garaż.
Idę do garażu. Co jeszcze, co jeszcze zobaczę?
W garażu na trzy samochody stoi prawie nowy Mercedes A-klasa i jakieś Volvo.
- Niech pan spojrzy na koła.
Pospuszczane powietrze.
- Widzi pan jak ja żyję. Od roku walczy ze mną. Dom ten postawiłam za pieniądze z firmy moich rodziców, którzy zmarli w jednym roku. On, kochający mąż miał ze mną wszystko. Po ich śmierci chce, żebym się wyprowadziła i dom mu zostawiła.Oskarża mnie o kochanków, że chcę go zabić, zniszczyć. Ja ma nowotwór, proszę pana i on liczy na moją śmierć!

Życie ludzkie. Czym to bagno rożni się od bagna alkoholowej patologii?




piątek, 25 maja 2012

Ręki cięcie, też zajęcie.


Wezwani. Przychodzą, pouczam, straszę, przestrzegam. Oni tłumaczą się kłamią, oszukują lub nie przyłażą w ogóle, bo mają wyjebane na system. Ja ich, oni mnie. Haj lajf.
Puk, puk, słyszę pukanie w drzwi swojego gabinetu.
- Proszę! - Krzyczę, nie podnosząc nawet głowy znad notatki, która pisałem po poprzednim debilu, który chleje na umór i wyżera własnym dzieciom żarcie z lodówki. Żona jego popierdala po pomocy społecznej i Caritasach, by mieć co żreć, a on w majakach alkoholowych żre wszystko to co na oczy mu się nawinie i jeszcze kolesiom od beczułek wynosi.
- dzień dobry – wchodzi do pokoju kobieta lat trzydzieści parę z córeczką Paulinką lat 16. Lecz co to było za wejście. Kobieta minióweczka, obcasiki, delikatny makijaż, uczesana bardzo elegancko, w ogóle ładniutka, elegancka, zadbana. Jest się za czym oglądać na ulicy.
Obok niej stoi córeczka. Lachonik. Wylaszczona jak cholera. Minióweczka, obcasik, długie włosy, zalotne, uwodzicielskie spojrzenie. Matka i córka. Obydwie szczupłe, wysokie, normalnie można się zakochać.
- Jestem kuratorem zawodowym i wezwałem Panią do siebie z córką, ponieważ kurator społeczny napisał mi ostatnio w kartach, że narasta bardzo duży konflikt pomiędzy panią i córką oraz że paulina się tnie po rekach? – wyłuszczyłem szybko powód wezwania.
Matka w tym momencie spojrzała na córkę, a ta na nią. Paulinka minkę zrobiła jakby miała zaraz komuś przypierdolić.
- Co ty, kurwa, znowu nagadałaś temu kuratorowi! – Paulinka grzecznie zwróciła się do mamusi – pierdolisz mu i kłamiesz na mnie!
- A co, nie jest to prawdą! – tym razem mamusia drze mordę – pokaż rękę, no pokaż, gówniaro jedna!
- Chwila, chwila – uspokoiłem lachony – po pierwsze Paulino, nie kurwuj mi tu, bo chyba zapomniałaś gdzie jesteś, a po drugie proszę o cichą i spokojną rozmowę. TU JEST SĄD!
Ale zajebisty jestem. Tu jest sąd, tak jakby ktoś się jeszcze tym przejmował.
- Panie kuratorze – zwróciła się do mnie Mamuśka – no zróbcie coś z nią, no zróbcie. Robi co chce, szwenda się z jakimiś lumpami, pali papierosy, nie słucha mnie i do szkoły nie chce łazić.
- Co nie łażę, co nie łażę – Paulinka odezwała się – nie kłam, nawet na wywiadówce nie byłaś. Kiedy byłaś w szkole? No kiedy?
- Przestań! – mamuśka znowu głos podnosi – wiesz że pracuje, dzwoniłam do wychowawcy!
- taa, pracujesz, chyba dupą – Paulinka znów nie wytrzymuje – ilu masz tych kochanków, no powiedz! Powiedz że w nocy sama zostaje bo łazisz i się kurwisz!
- Zamilcz gówniaro! Jak śmiesz!
- Co jak śmie. A nie jest tak? Mnie się czepiasz że z kolegami chodzę a sama w nocy po baletach latasz. A ile razy w nocy z jakimś facetem w łóżku się pierdoliłas, myślisz że nie słyszałam?
- To moja sprawa gówniaro! Zobaczysz, ja do domu dziecka cię oddam! Nie chce cię, rozumiesz, wstyd mi przynosisz!
- STOP! – nie wytrzymałem kłótni lacho nów – O co ja prosiłem, co to w ogóle jest? Żarty jakieś?
Wyprosiłem córkę, ma zaczekać na korytarzu, a ja na spokojnie porozmawiam z matką. Rozmowa spokojna, ale mamusia wylewa swoje żale na córeczkę, jaka to ona jest niedobra, jak jej nie szanuje, jak jej nie słucha, jak do szkoły nie chce chodzić, jak ja wyzywa. Biedna, poszkodowana mamusia, która przecież tyle dobrego w Paulinkę ładuje, która dba o nią, wszystko jej kupuje, a część alimentów który jej tatuś z zagranicy przysyła, daje jej na kieszonkowe, a to przecież prawie 150 Euro. I taka niewdzięczność. No i te sznyty na reku. Tnie się gówniara bez opamiętania, na ramionach.
Poprosiłem córeczkę, by z nią porozmawiać i tym razem jej wersje zdarzeń ustalić.
- Mam jej dość! Czepia się wszystkiego, nigdzie nie mogę wyjść, nic nie mogę zrobić, tylko mnie kontroluje, wyzywa mnie, popija wódę sama w domu, łazi do jakiś facetów, pieprzy się na lewo i prawo, nawet koledzy mi o tym mówią. Jak wypije to ją wszyscy obmacują. Mówią na nią osiedlowa dziwka. Ja mam już dość. Niech mnie odda do domu dziecka, będę miała spokój.
I na zakończenie Paulinka płacze, ocierając oczy chusteczka jednorazową. Porozmawiałem z Pauliną, pouczyłem ją, pokazała mi pociętą rękę. W spokojnej rozmowie całkiem normalna i fajna dziewczyna.
Paulina poszła, a ja wezwałem z korytarza matkę. Nie powiedziałem jej wszystkiego, co Paulina mi powiedziała. Zasugerowałem by pomyśleli o terapii rodzinnej. Powiedziałem jej jednakże, że nie powinna swojego życia towarzyskiego przenosić do domu, gdy Paulina spi w innym pokoju. Krótka rozmowa wychowawcza, co powinna robić, jak się do córki odnosić, a także czego powinna od córki wymagać.
Czy da to efekt?
Paulina naukę w szkole średniej (tak, w szkole średniej) rozpoczęła w mieście wojewódzkim. Zamieszkała w internacie. Z powodu braku problemów wychowawczych, nadzór kuratora został uchylony. Co teraz porabia, nie wiem.

poniedziałek, 21 maja 2012

A ja palę, i palę, i palę...

Stoi i patrzy na mnie, tymi małymi oczkami, wywracając gałkami ocznymi na lewo i prawo. Proszę Państwa, oto...... Krzyś! Krzyś jebnięty jest nie od dziś. Tak mi się zrymowało w myślach jak patrzyłem na niego i jego postawę, która wyrażała jedno "mam was chuje w dupie". 
Pierwszy kontakt z Krzysiem nawiązałem jakieś 4 lata temu, gdy ten miał 12 lat i poznał smak czekoladek z Biedry za 0,99 grosza. Złapał go emerytowany ochroniarz, po trzech zawałach, z cukrzycą i widoczną otyłością, który z misją porządnie spełnionego obowiązku powiadomił Policję, że ten oto Krzyś, jest złodziejem, a on udaremnił potężną kradzież sklepową.
Fakt, to fakt. Kradzież to kradzież i nic jej nie tłumaczy. Przyjechali Panowie Policjanci, wezwali mamusię, zabrali Krzysia na komisariat i przesłuchali go, na okoliczność KRADZIEŻY. Jako ze Pan Policjant, lubiący słupki i statystyki wykrywalności przestępstw w mieście, chciał zaplusować do awansu, zawiadomił Sąd Rodzinny, że Krzyś, popełnił przestępstwo z artykułu dwieście ileś tam kk. Wyprodukował tony papieru, spedził cały dzień na przesłuchaniach Krzysia, ochroniarza po trzech zawałach z widoczną otyłością i cukrzycą, kasjerki, sprzątaczkę i Panią z kiosku ruchu. Tak przygotowane materiały, w pieczołowicie zaklejonej kopercie, powędrowały do Sądu, by wydać wyrok na Krzysia, który popełniwszy wielkie przestępstwo już o nim zapomniał, bo w Sadzie przeleżało z rok na półeczce u sędziego.
Po roku, dostałem wywiad na okoliczność demoralizacji nieletniego, czyli Krzysia, który jeszcze dla mnie nie był wcale pojebany, lecz w moich myślach chłopczykiem, który głupotę odwalił by popisać się przed kolegami. 
Krzyś mieszka z mamusią i tatusiem i dwójką rodzeństwa. Blok, czysto w chacie, przytulnie, oboje rodzice pracują. Sielsko i anielsko.
Oczywiście, jak wchodzę to pierdole te swoje formułki, bla, bla, bla kim jestem, jak się nazywam, jak bardzo mam wyjebane na to co robię, bo chce tylko odwalić wywiad, bo sprawa drobna, bo dawno, a pewnie Krzyś to grzeczne dziecko. Po przebrnięciu przez nudną część i nasłuchaniu się jak to ciężko u prywaciarza się pracuje, dorwałem Krzysia i zaczynam z nim dialog:
- Krzysiu, dlaczego to zrobiłeś? - pytam go i obserwuje. 
- Nie wiem - odpowiada, ja juz nie pamiętam - i lekki uśmieszek na jego mordce sie pojawia. Wkurwia mnie.
- Jak to nie wiesz? - pytam i nalegam na odpowiedź.
- Nie pamiętam - i odwraca łeb w drugą stronę, ukrywając uśmieszek.
Zawiesiło mnie. Trzynastolatek i jawnie robi ze mnie debila. Biorę matkę w obroty, bo ona jedyna jakaś przestraszona. Ojciec przed moją rozmową z Krzysiem poszedł do sąsiada, bo wiertarkę miał pożyczyć. 
- Czy aby na pewno z Krzysiem wszystko w porządku? - zapytuje matkę, która wlepiła oczy we mnie i nie wie co powiedzieć.
- No wie pan, mamy trochę problemów - zaczyna mówić, a ja już drążę temat.
- Jakich problemów? - zapytuje, a ona macha ręką i mówi do mnie że nieważne, że było minęło, już jest dobrze.
Stój, myślę sobie. Co to kurwa jest? 20 minut wcześniej mówi ci że w domu grzeczny, ułożony, w szkole dobrze, a terań co? W chuja lecisz? Bron synka, broń, a za kilka lat w twarz ci napluje i powie żebyś wypierdalała z domu, albo kasę na dragi dawała. Zatyrasz się na debila, bo zażąda firmowych butów za 400 złotych, albo do szkoły nie pójdzie.
- No to jakie problemy? - pytam i obserwuję Krzysia, któremu uśmieszek już sie zmalował z twarzyczki, a oczka zrobiły się duże i błagalnym wzrokiem obserwowały mamusię.
- W szkole dwa razy ukradł telefon, ale my już wyjaśniliśmy i zapłaciliśmy - odpowiada mamusia, donośnie akcentując "zapłaciliśmy".
- Papierosy palisz - rzuciłem ni z tego i owego w stronę Krzycha, oczekując szybkiej odpowiedzi przez zaskoczenie.
- Rzuciłem - kurwa, sukces wychowawczy. Rzucił palenie w wieku 13 lat.
Krzysiu dostał nadzór kuratora. Myślę sobie, może go to utemperuje, przestraszy się, zmądrzeje. I tak przez 3 lata bujał się Krzysiu, ledwo przełażąc z jednej klasy do drugiej. No cóż, więcej nic nie wpływało, Krzyś mimo drobnych wyskoków jakoś funkcjonował w domu i w szkole, społeczny kurator tam jeździł, karty sprawozdawcze w miarę OK, więc do 18 dociągnąć go i nara. Spierdalaj, adios ajriwederczi.
Dwa tygodnie wcześniej rozmawiam ja sobie z aspirantem do spraw nieletnich. Gadka szmatka o nadzorowanych, aż w końcu wyskakuje do mnie z tekstem:
- Ty, a Krzyś Iksiński to twój?
- No mój, coś wywinął? 
- Trochę wywinął..... - zaczyna mówić.
- co wywinął?
- No wiesz, wyjaśniamy dopiero..... - i znowu ociąga się w wyjaśnieniach, jakby żałował że zaczął w ogóle gadać.
-  tam chłopaki jeszcze dochodzenie prowadzą, ale w sumie wobec niego już skończyli - mówi.
- Co odpierdolił? - dociekuję.
- dragami na mieście handluje, dilerką się zajmuje.
To ci Krzyś pojebany. A to skurwysyn sobie działeczkę na źródło dochodów znalazł. zaczął od batoników, potem telefony, aż zmienił branżę, bo wiedzieli wszyscy że złodziej. 
***
Stoi tak i patrzy, wywracając tymi oczkami i uśmiecha się głupio. Matka łzy ociera i płacze, że nie wie co zrobić. Bo nie spodziewała się, że tak poważnie narozrabiał. Bo ona nie mówiła kuratorowi, że Krzyś sam ma pieniądze na swoje wydatki i chodzi w markowych ciuchach, ona nie mówiła kuratorowi, jak Krzyś zaczął późno do domu wracać. Nie powiedziała, jak z ojcem się kłóci i straszy ojca, że jego kolesie go zajebią jak się będzie wtrącał. Bo ona nie mówiła....
Dzięki tej współpracy mamusi i sądu, narodził się nowy diler - Krzyś, który pojebany jest nie od dziś.

Jak sobie wychować dilera, to dla tych co nie wierzą, że 16-latek może dilowac. Dilera wychowuje się od najmłodszych lat. Nawet 13-14 latek może zacząć dilować. Takich małolatów szuka się w miejscach gdzie wagarują, palą papierosy, próbują alkohol. Potrzebny jest ktoś im znajomy z widzenia, kto ma dostęp do dilerów. Znajomy taki, zdobywając zaufanie małolata, daje małolatowi propozycje zarobku i kontaktuje z dilerem. Jak sprzeda 2-3 gramy zielska, to za każdego grama ma 10 złotych. Małolat, sprzedaje lub z kolegami wypala, spotykając się potem z dilerem (teraz już nie z kolegą starszym, który to zaproponował, lecz z dilerem, którego nie zna całkowicie, ale do którego ma numer) i oddaje mu kasę, pomniejszoną o wypłatę. Małolatowi się to podoba, tani towar i jeszcze kasa. Chce znowu. I znowu dostaje 2-3 gramy. 
Dilerzy sprawdzają go. Nie pobiegł do mamusi, nie wykapował, kasę przyniósł i chce jeszcze. jakby go złapali z 3 skrętami, to jest uczony ze ma mówić ze znalazł. jak pęknie, to wskaże starszego kolegę, który skontaktował go z dilerem. Tylko ze ten kolega nie będzie pamiętał takiego zdarzenia, a łepek zmyśla, bo boi się powiedzieć pewnie starym, że pali marychę albo że im kasę podwinął. Za 3 skręty nikt do więzienia jeszcze nie wsadził.


*****
Na fali dilerki, przypomniało mi się zdarzenie. Inny Krzyś, wioska, zima godzina 19.00 więc ciemno jak w dupie u murzyna. Ten inny Krzyś "udzielał środek odurzający w postaci marihuany" innym kolegom. Łepek pod nadzorem kuratora, więc pojechałem do domu, pogadać z rodzicami co oni na to. Jako ze nikogo nie zastałem, a miałem jeszcze sprawę na wiosce do załatwienia, zaparkowałem pod innym blokiem i poszedłem na czynności kontrolne do innej rodzinki. Po 15 minutach wyszedłem, a koło mojego samochodu stoi Golf i jakaś Kalibra. W środku z 4 karki, a przed moim samochodem stoi Inny Krzyś.
- Szukał mnie pan? - ni to zapytał ni to stwierdził.
Z Kalibry napierdala muza. Peja czy inny chuj.
Ciemno, zywej duszy, ABS-y w samochodach mnie obserwują. Jak spierdole teraz to koniec. Syfiarz straci szacunek do mnie, ale wiem, że mając pseudokolegów za sobą, stroi cwaniaka.
- Wsiadaj - krótko do niego
Wsiadł do mojego samochodu. Karki patrzą.
- Dilujesz - stwierdzam
- Nie!
- Postępowanie w Sądzie wszczęte, sprzedawałeś temu i temu - nawijam do niego.
Cisza. patrzy na mnie.
- Skoro jesteś dorosły, to wiesz co robisz - spokojnie mówię do niego i patrze mu w oczy. Odwrócił wzrok. 
- Dobranoc - powiedziałem w jego stronę, a on wyszedł, odpowiadając tym samym.
Karki w swoich samochodach czekały aż odjadę. Uff, ciśnienie opadło.



piątek, 18 maja 2012

Robimy interneta, czy jakos tak

"Robimy interneta" to akcja, zapoczątkowana na jakimś blogu, lecz nawet nie pamiętam na jakim :). Pokrótce polega ona na tym, ze każdy blogowicz umieszcza u siebie 5 blogów, według niego ciekawych, z krótkim opisem. jako ze mnie opisano na kilku blogach (za co dziękuje) i ja postaram się wskazać takie blogi.
Moja lista blogów:
1. Uzależniona od bólu... - młodziutki blog dziewczyny, która uwielbia żyletki. Pod każdą postacią. Uwielbia też tymi żyletkami ciąć się po rękach i zadawać sobie ból. Pisze subiektywnie, głównie o doznawanej przyjemności cięcia. Ciekawa lektura dla psychoanalityków, domorosłych psychologów i kandydatów na lekarza psychiatrę. Ogólnie dziewczyna fajna i sympatyczna, aż chciałoby się poznać ją w rzeczywistości :)
2. "Zaburzenia odżywiania i okolice" - kolejny blog dziewczyny, która leżała po psychiatrykach i walczyła ze swoją wagą i ciałem. Ponownie ciekawa lektura dla branżowców, choć nie tylko. Ogólnie dobra robota o zaburzeniach jedzenia, które mają podłoże emocjonalne.
3. "Jak nie teraz to kiedy" - blog osóbki, która zaczęła bardzo niedawno i która chce zostać aktorką. Co prawda trudno określić, czy chce być kolejną Kasią Cichopek czy innymi Mroczkami, ale na zdjęciach widać całkiem ładną buźkę. Warto ją zdopingować do pisania, może jej się uda i za jakiś czas powiemy, że rozmawialiśmy i wymienialiśmy uwagi z największą celebrytka polskiej sceny filmowej :)
4. "W każdej chwili" - "Pracuję w placówce dla osób przewlekle psychicznie chorych..." W taki sposób zaczyna się jeden z ostatnich postów. Kolejny blog za osób z deficytami emocjonalnymi, ale ogólnie jest o przemyśleniach blogowiczki. Za bardzo go nie kojarzę i nie wiem o co chodzi, ale wrzucam, może komuś się podoba :)
5. "Simple stories project"  - facet codziennie robi zdjęcie i wrzuca je na bloga. Jest to jakiś jego projekt. Można wejść i zobaczyć zbiór jego fotek, bo właśnie zastanawia się czy jakiejś wystawy nie zrobić.

I na zakończenie bonus. Muzyka na głowie -  czyli jak rozebrać stare radio pionieer, wyczyścić laser, kupić płytę Gotye. Dowiecie się jakiej muzyki słuchają teraz w piwnicach i przenośnych radioodtwarzaczach na kasety z CD i na baterię R-14. Ogólnie coś tam o muzyce i sprzęcie grającym, zdjęcia starych kaset (nawet kaseta Kazika "Spalam się"). Dla emerytowanych rockowców gratka :)

To tyle ode mnie. Pozdrawiam na krętej drodze ludzkiej patologii :)

A ja kocham moją mamę...


Alkoholowy zespół płodowy (FAS) – zespół chorobowy, który jest skutkiem działania alkoholu na płód w okresie prenatalnym. Dochodzi do umysłowych i fizycznych zaburzeń, które mogą wyrażać się jako: opóźnienie umysłowe, dysfunkcja mózgu, anomalie rozwojowe, zaburzenia uczenia się i zaburzenia psychologiczne. Efekty mogą być groźne lub średnio nasilone i wyrażają się obniżeniem IQ, zaburzeniami uwagi i zdolności uczenia się, aż do wad serca, dysfunkcji mózgu i śmierci włącznie. Wiele dzieci doświadcza poważnych zaburzeń zachowania i funkcjonowania społecznego, które trwają całe życie. Na świat przychodzi więcej dzieci z FAS, niż z zespołem Downa. Większość przypadków pozostaje niezdiagnozowana lub zdiagnozowana niewłaściwie.
 Źródło: Wikipedia.

Siedzę sobie któregoś pięknego ranka w mojej cudownej i wspaniałej pracy i sporządzam notatki, co by wykazać na papierze moją ciężką i syzyfową pracę. Za oknem skurwiała pogoda, zajebiście spać mi się chce i po napisaniu kilku tych notatek, gdzie „pouczyłem, zobowiązałem, kazałem, sprawdziłem” rzygać już mi się chciało od w kółko pisania tego samego. W międzyczasie kilka telefonów z różnych instytucji, głównie ze szkół, bo Jasiu pobił kogoś, bo Małgosia znowu nie chodzi do szkoły, bo matka nie stawiła się na zebranie, itp. Chuj już mnie to obchodzi, jest piątek i mam zamiar odwalić tylko to co potrzebne i z radością udać się do domu.
Dzwoni telefon:
- Kurator zawodowy słucham? – znudzonym głosem odzywam się do słuchawki, naczekując następnego trajkotania o niedobrym Jasiu lub Małgosi. Tak, jakbym miał ich wszystkich wychowywać, zastępować ojca i matkę i wyręczać szkołę w nauce i pedagoga w rozwiązywaniu problemów ich ucznia.
- Dzień dobry – w słuchawce głos mojego kuratora społecznego. „Kurwa”, zakląłem w myślach, bo on nigdy nie dzwoni w prostych i błahych sprawach – mam problem, bo jestem u Iksinskiej, a ona nawalona jak stodoła, ledwo bełkocze do mnie – relacjonuje mi kurator, a ja tylko westchnąłem.
- No i? – pytam kuratora co zamierza. Patolka dwoje dzieci ma w rodzinie zastępczej. Został z nią tylko 16 letni syn, chłopak w porządku, dosyć dobrze uczący się. Był jakiś czas w Domu Dziecka, lecz warunkowo wrócił do mamusi, która taką szopkę odjebała na sali sadowej przed młodą sędziną, że wrócił pod skrzydełka mamusi, która obiecała całkowitą, wspaniałą poprawę. Patolka zaczyna pić coraz więcej, wzywana była do sadu, w Gminnej Komisji Alkoholowej wniosek o leczenie, dostała miesiąc czasu na poprawę, a tu kurwa klops.
- Bo widzisz – z niektórymi kuratorami jestem na ty – ona jest w ciąży. Czwarty miesiąc, a podobno chleje już od tygodnia – relacjonuje mi kurator to, co ustalił z sąsiadami.
- Ja pierdolę.
I tak naprawdę chuja zrobisz. Najebała się i to że w ciąży to co? Jak będzie rodziła, to pewnie w amoku alkoholowym, a dziecko urodzi się z uzależnieniem od alkoholu i z FAS-em. Uszkodzone, upośledzone, uzależnione jak mamusia od alkoholu.
Patolka ma w dupie dwoje swoich dzieci, przebywające u rodziny zastępczej. Jedno z nich ma prawdopodobnie także FAS, okazało się że jak poszła do szkoły, to nie potrafi opanować nauki czytania i pisania, ma zaburzone relacje w nawiązywaniu  kontaktów z rówieśnikami, opóźniona w rozwoju. Na razie jest co prawda podejrzenie FAS, wątpliwości mają rozwiać, jeśli się nie mylę, badania DNA.
Zastanawiam się czy nie pojechać tam. Pierdolę, mam weekend i czas na wolne. Chłopak już jest prawie dorosły, poradzi sobie. Zresztą zawsze sobie radził. Jak się mamusia najebała, to grzecznie kładł ją w łóżku, wyganiał menelstwo, chował alkohol. W Domu dziecka potem cierpiał, uciekał do matki, płakał jak Policja go zabierała od niej i z powrotem wiozła do placówki. A on znowu hyc, i do mamusi 10 kilometrów na piechotę. 
Patolka była kompletnie uzależniona od niego. Wychowawcy z Domu Dziecka, jak jechali go odebrać od matki z ucieczki, nie raz opowiadali, jak ta będąc pijana i wtulona w niego, płakała, żeby nie zabierać jej ukochanego synka, jej oparcia życiowego (!), jego najukochańszego synalka, który tylko ją kocha i nie zostawił jej jak tamte dzieci (sic!). Jakim trzeba być pojebanym i jak mózg od wódy zlasowany, żeby tak dzieciakowi beret ryć!
Przeciwników sterylizacji chciałbym zabrać do swojej pracy, ale co najmniej na 2 miesiące. Mam w dupie poprawność polityczną i 10 przykazań.

wtorek, 15 maja 2012

Post Scriptum (3)

Ostatnio dostałem kilka interesujących e-maili przestrzegających mnie, że mogę mieć nieprzyjemności z powodu prowadzenia tego bloga i czy nie boje się konsekwencji. Oczywiście, obawiam się, że są osoby, które uwazać tego typu zapiski będą za obrazę ludzi, traktowanie ich w sposób skrajnie nieodpowiedni i zły. Wiele osób uzna pewnie za nieetyczne, nazywanie "dysfunkcjonalnych rodzin" za patoli, kobiety nie dbajace o swoje dzieci i pozostawiające je by spedzić czas na melinie za dziwki, nazywanie skrajnych alkoholików menelami, itp. Wielu osobom wydawać się może, że nie powinno traktować się tak człowieka, ze to umniejsza jego godności, że gardze ludźmi, pomiatam nimi i stawiam sie w roli Boga nad nimi, chcąc za wszelką cenę udowodnić im swoją wyższość.
Powiem Wam szczerze, nachodzą mnie takie myśli. Zastanawiam się naprawdę, czy to co robię jest etyczne i "poprawne politycznie". Zastanawiam się takze, czy powinieniem nazywac w ten sposób osoby, które nie przystosowały się do "normalnego społeczeństwa".
Świat w którym się obracam, jest światem przepełnionym złymi emocjami. Jest przepełniony przemocą, okrucieństwem, skrajna biedą i nieodpowiedzialnościa. Jest ponadto przepełniony krzywdą tych, którzy nie moga sie obronić i skazani sa na trwanie w swoim beznadziejnym stanie, nie wynoszac zadnego bagazu pozytywnych doswiadczeń. Po imieniu, czyli patol, menel, dziwka, itp. nazywam te osoby, które swiadomie postępują wbrew ogólnie przyjętym normom i które wyrządzają bardzo wiele zła swojemu najbliższemu otoczeniu. Okreslając ich jednak w ten sposób, nie gardze nimi, ale pełen skrajnych emocji staram się, na ile tylko mogę, wyciągnąc ich z tej beznadziejności. Sam nieraz wobec nieletnich używałem wulgaryzmów, wielokrotnie do pijaka uzyłem słów z rynsztoka, bo takie słowa on najlepiej rozumie. Nie robię tego z czystej satysfakcji upodlenia człowieka, ale żeby zwrócił uwage na to co mówię, zeby mnie zrozumiał i zechciał współpracować.
Środowisko "marginesu" jest środowiskiem bardzo trudnym. Opisując zdarzenia, cofam sie emocjonalnie do tego obrazka. Przypominaja mi sie myśli i uczucia, jakże negatywne. często chodzac po melinach czy kamienicach narażam zycie, przywloke jakieś choróbska do domu (miałem wszy) i nie jestem w stanie, nabuzowany emocjami zastępować słowa "menel" słowem alkoholik, "dziwki" - kobietą lekkich obyczajów, patol - rodziny dysfunkcjonalnej.
Aczkolwiek zeby było jasne, nie namawiam do żadnych form agresji wobec osób, które sa pięknie mówiąc "nieprzystosowane". Pomimo ze wiele zła taki ktos mógł wyrzadzić, może chcieć się zmienić i wtedy trzeba dać mu szansę. Jeżeli te zmiany sa szczere, to dla mnie nie jest juz patolem, dziwką, ale jest kimś, kto naprawdę zasługuje na pomocna dłoń.
Jeżeli ktos uwaza, ze jednak w sposób nieprawidłowy opisuję ten swiat, że nie powinieniem tego robić, że postępuje niecywilizowanie, że moje działania przynoszą więcej szkody niz pożytku, zapraszam do dyskusji. jezeli argumenty będą przemawiały, ze szkodzę, zamknę ten blog.
Pozdrawiam.

Lat około 30 ...

No właśnie. Co oznacza lat około 30 w przypadku pijaka, który chleje do potęgi entej od kiedy zaczął stawiać pierwsze kroki i poznał smak bełta, pozostawionego na stole swych skurwysyńskich rodziców. Pewnie urodził się jako bękart, któryś z kolei i pojony alkoholem od najmłodszego (na smoczek), bo kurwa nie płakał i lepiej spał.
Dostałem ja niedawno, takiego jednego. Lat około 30, jak powiedziała pani w spożywczaku, który na wymiarach 3 metry na dwa mieścił chyba pół magazynu Biedrony.
Alk, jebany Alk. Tym razem dom na obrzeżach miasta. taka zapomniana uliczka, składająca się ze starych, przedwojennych domków jednorodzinnych i kilkurodzinnych. Dziury w jezdni, płoty z walącymi się sztachetami, pourywane i oszpecone bramy wjazdowe, na podwórkach kury i koty, poprzeplatane psami na łańcuchach, pilnujących nie wiadomo jaki dobytek swych gospodarzy. Mimo ze to miasto, czuję się jak na wsi, jeszcze tylko tabliczkę SOŁTYS postawić i będzie zajebiście.
Jebany Alk. Kto to wymyślił? Jak żywego trupa, z wyjebaną na wierzch wątroba zmusić do leczenia w AA czy Gminnej Komisji Rozwiązywania problemów alkoholowych (skąd oni tą nazwę wzięli, GKRPA). Powinno się do obozów pracy wsadzać i przy okazji leczyć pracą - przyjemne z pożytecznym. Sory wielkie stróżom moralności, ale nie wyobrażacie sobie ile kasy rocznie idzie na takiego jednego - zasiłki stałe, leki, zasiłki celowe na opał, zasiłki na żywność bo mu brakuje, zasiłki na opłaty, bo też mu brakuje, składka ubezpieczeniowa.... Kurwa, ludzie ja wiem ze to człowiek, ze chory, że państwo ma pomagać, ale kurwa nie ten system. Co te wszystkie Mellibrudy i inni mądrale od leczenia i przeciwdziałania patologiom alkoholowym robią? Chuj, i tak systemu nie zmienię.
Podchodzę do chałupy w której mieszka kilka rodzin. Drzwi menela są na parterze, zaraz przy drzwiach wejściowych, do tego pięknego przybytku. Stare, ze śladami kopnięć po środku, z odłażąca farbą. Za dzwonek robi drut, wyciągnięty z puszki przy drzwiach. Kurwa, po ciemku jeszcze prąd by mnie pierdolnął.
Walę w drzwi. Nic. wale znowu. Nic. Wale znowu:
- yyyeeeehhhggghhhh - cos takiego usłyszałem
- Otwieraj pan - dre się na korytarzu
- yyyeeeggghhhhhh - znowu ten odgłos.
- Kurator z sądu, otwieraj! - drę się jak głupi, pewnie ku uciesze mu podobnych sąsiadów.
Cisza. Walę znowu. I znowu cisza. W cuda nie wierze, pewnie nie umarł.
Pukam do sąsiadów. Nikt nie otwiera. jedne drzwi, drugie. Kurwa, przed chwila w oknie co najmniej dwóch widziałem, a teraz żaden nawet drzwi nie uchyli. jak pójdę, to wyleżą i będą przez pół wieczoru gadać, po co ten dziwny ludek przylazł do chłopaka. Przecież on taki spokojny, śpi jak wypije...
Wyłażę z tego domu, rozglądając się choć za jakimkolwiek źródłem informacji. Oczywiście, sklep BIEDRONA DWA, tylko upchnięta na 6 metrach kwadratowych, razem z zajebiście wielką lodówka na lody i kaszę Gryczaną.   Sklepowa, gruba baba, ledwo mieszcząca się w przerwie pomiędzy półkami i ladą. Z lokami na łbie i siateczką, lat 65, 140 kilo wagi. Pudzian kurwa nie dałby rady.
- dzień dobry - i legitymuje się sklepikarce, która cmoknęła i mlasnęła głośno, przyglądając się legitymacji.
- no - tylko tyle. Odpowiedziała no i czeka. czeka i patrzy tymi małymi oczkami, zmrużając je coraz bardziej, jak zaczynam zadawać pytanie o menela.
- Zna PANI takiego a takiego, co mieszka tu w domu obok? - grzecznie, spokojnie z uśmiechem, w końcu to najważniejsza osoba na tej ulicy. Królowa bełtów i innych mózgojebów.
- No - i znowu kurwa to NO. No wykrztuś z siebie inny wyraz, a nie tylko no, no, no. Jąka się czy inny chuj?
- no ....... no znam, a o co chodzi? - podniosła głowę znad legitymacji i spojrzała na mnie tymi swoimi małymi, kaprawymi oczkami, które wydawało mi się świdrują mój mózg na wylot, odkręcając wszystkie zwoje mózgowe i zakręcając je w druga stronę.
- Pije on? - zapytałem, czując się przytłoczony wzrokiem Królowej, która wpatrywała się we mnie, sczytując chyba moje myśli, kłębiące się pod czaszką.
- Pije? Panie, on chleje i w ogóle nie trzeźwieje, taki menel osiedlowy. - wypowiedziała w końcu to o co mi chodziło.
- No - odpowiedziałem do królowej w jej dialekcie, na znak że zrozumiałem i zakodowałem jej wypowiedź. - a może go Pani jakoś opisać, jak wygląda na co dzień, jak się zachowuje - pytam i pierdole trzy po trzy, żeby nie było, że sklepikary nie wypytałem, choć same drzwi jego dawały do zrozumienia, że właściciel ich nie czyta forum bespoke.pl.
- Lat około 30..... - kontynuuje Królowa mózgojebów i innych wynalazków, które mielą mózg na papkę odpowiedzialną tylko  za podstawowe czynności życiowe - brudny, śmierdzący, cuchnący, chlejący z największymi menelami z całego miasta.
Piękny obraz obywatela Polski rzeczypospolitej, o którego dba więcej instytucji niż o niepełnosprawne dziecko wychowujące się w biednej rodzinie.
- Kupuje u pani alkohol? - zapytałem na odchodne, klnąc w duszy i rzucając w myślach kurwami na lewo i prawo, z jakim to człowiekiem przyjdzie mi pracować i wyprowadzając go na prostą ........... równolegle pochyłą.
- Panie - kaprawe oczka zrobiły się większe, a na twarzy Królowej Jest Tylko jedna i Nie jest to Doda, zagościł uśmiech, odsłaniający do połowy zjechane przez życie zęby.
- Panie - powtórzyła - Ja denaturatu nie mam w sprzedaży! - i zaczęła śmiać się do rozpuku, trzęsąc się całym ciałem, aż półka zaczęła drżeć, zagrażając towarowi na niej ustawionemu.
Wychodząc, słyszałem jeszcze jej śmiech.

Ciąg dalszy o menelu nastąpi w bliżej nieokreślonej przyszłości. a korzystając z okazji przepraszam że nie odpisuje na wszystkie komenty i zapytania na FB, bo jest tego za dużo po prostu. Ale po krótce: na temat rodziny nie będę pisał, bo czytają to moi znajomi i o tym wiem i mogliby skojarzyć. co do rodzin zastępczych - dzieci poniżej 10 rż trafiają do Pogotowii rodzinnych (specyficznych rodzin zastępczych) starsze do bidula. Można żyć biednie, skromnie ale czysto i przyjemnie. farbę do pomalowania ścian sam mogę załatwić za darmo, od zaprzyjaźnionego hurtownika, czy dostać w gminie pod warunkiem że się samemu pomaluje - to do tych co twierdza że za darmo nic się nie dostanie. sam załatwiałem ZA DARMO lodówki, pralkę nawet (taka franie, ale sprawną), czy inne rzeczy. Po prostu jak się chce to się dostanie.

PS. Do tych co "robią interneta" i mnie wyróżniają. Dzięki Panowie (lub Panie), tez w wolnej chwili napisze o Waszej akcji. Ponad 100 tysięcy odwiedzin, fiu fiu...


sobota, 12 maja 2012

Dzień Dobry. Zastałem Jolke? (częśc 2 ost.)


Dom patolki znajduje się na końcu wsi. Korowód sprawiedliwości, na którego czele zapierdalam swoim 15 letnim trupem, porusza się z niewielką prędkością. Dobrze ze to ranek, niewiele ludzi w obejściach, bo inaczej niezłe zbiegowisko by się zaraz zrobiło.
Zaparkowałem samochód przed samym domem, za mną bus bidula a kilkanaście metrów dalej Policja. Prawie każdy rzuca kurwami na lewo i prawo, bo nie są to sytuacje najprzyjemniejsze, tym bardziej że Patolka nie raz się odgrażała, że żadna kurwa jej dzieci zabierać nie będzie.
Żeby było jasne. Przymusowe odebranie to nie wygląda tak, że ktoś wpada, wykręca ręce, rzuca na glebę a dzieciaki odrywa od szyi mamusi. Co to to nie. Przymusówka jest przerywana w sytuacjach, gdy robi się gorąco, np. matka zaczyna się szarpać, dzieciaki się szarpią, itp. Wyznaczamy wtedy następny termin i …. Do skutku. Podobno gdzieś w Polsce kurator tak już po raz 20 napierdala i robi trybik u jednej rodziny.
Kiedyś zdarzyło mi się, że kamieniami w samochód rzucali, choć na szczęście żaden nie trafił w mój samochód. Miejscowe lumpy broniły kochanej rodzinki. Akcja została co prawda przerwana, ale po dwóch dniach mamusia przyszła do sądu i powiedziała, że sama odstawi dzieci do Bidula, co zrobiła bez problemów zresztą. I takie niespodzianki się zdarzają.
Uzgadniamy, że idzie z nami dwóch Policjantów, pracownik PCPR, Domu Dziecka i oczywiście młoda opeesiara, która z każdą chwila robi się bledsza. Dom w którym mieszka patol wraz z rodziną, to typowy popegeerowski blok sześciorodzinny – taki kwadraciak jednopiętrowy, od 30 lat nieremontowany, gdzie większość okien to spróchniałe, drewniane gówna, pozabijane w wielu miejscach dyktą i kartonami. Nie wiem, jak można doprowadzić do takiego stanu klatkę schodową, mieszkając tylko w 6 rodzin. Ściany wymazane długopisami i wydrapane napisy typu „szmata, kurwa, chuj mi lata”. Podłoga syfem zarośnięta, pełno wszędzie niedopałków. Wokół domu gromada psów, patrząca i szczekająca w naszą stronę. Czasami mam wrażenie że te stworzonka są inteligentniejsze od patoli, z którymi prowadzę walkę. Czy im kurwa tak ciężko kupić kilka litrów farby i pomalować te ściany? Czekają tylko i pierdolą w większości – bo gmina miała remont zrobić, bo kurwa innym zrobili a mi nie. Weź się lumpie jeden z drugim i pomaluj te ściany, kup nawet najtańsze drzwi wejściowe albo poproś o jakieś używane z demontażu i wstaw. Pierdolą tylko jak im źle, a czynszu od 20 lat i tak nie zapłacili.
W szóstkę stajemy pod drzwiami. Stuk, stuk pukam do drzwi, w ręku trzymając postanowienie sądu. Cisza się zrobiła jak makiem zasiał. Obok z mieszkania wychylił się jakiś facet – spojrzał na policjantów i na nas i spierdolił do mieszkania. Będzie miał co opowiadać przy jabolu pod sklepem pewnie.
Drzwi się otwierają i wygląda z nich….. Patolka. Zamulona, w brudnej, pomiętej koszuli. Oczy jej pierw zaspane, przymknięte do połowy, zaczęły robić się coraz szersze, większe, a na japie odzwierciedliło się zajebiste zdziwienie. Otworzyła swój otwór gębowy, ukazując ubytki w zębach, które oblepione próchnicą, zżerały do dziąseł to co zostało.
- Możemy wejść – chociaż zabrzmiało to jak pytanie, pytaniem nie było. Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, władowałem się razem z całą świtą do środka mieszkania i od razu skierowałem swoje kroki do pokoju, w którym zawsze spały dzieciaki. Patolka za mną lezie i odzyskuje władzę w aparacie mowy, bo zaczyna drzeć się w naszą stronę, że nie mamy prawa wchodzić, to są jej dzieci, i takie tam pierdolenie jak zwykle. Złazi z wyra trójka najstarszych dzieciaków i patrzą w naszą stronę zdezorientowani
- Postanowieniem Sądu Rejonowego w K. z dnia………… - napierdalam w jej stronę formułkę z postanowienia.
- Kurwa, nie oddam dzieci – drze tą mordę w moją stronę,
- …w trybie artykułu …….. – dalej czytam postanowienie, nie wykazując żadnych, ale to żadnych jebanych emocji.
- Krzysiu, Stasiu, nigdzie was kurwa nie oddam, nigdzie nie pójdziecie!! – drze się teraz do dzieciaków i rzuca się na najstarszego. Obrończyni dzieci się znalazła, kurwa.
- … umieścić małoletnich w trybie pilnym w placówce opiekuńczo-wychowawczej. – Amen. Koniec. Przeczytałem, pouczyłem na koniec, choć pewnie i tak mnie nie słuchała. Ale kij jej w odbyt.
Na razie nic nie robie, pozwalam mamuśce odegrać szopkę. Niech się wykrzyczy, wydrze, to się uspokoi. W międzyczasie zapytałem gdzie dwójka najmłodszych – do szkoły poszli. To dobrze, tam ich zgarniemy i przy okazji oszczędzę im tych scenek w domu.
Patolka spuściła trochę z tonu, wstała z łóżka syna, na którym wręcz się położyła, rzucając się mu na szyję i wierzgając nogami na lewo i prawo, co nieomal nie doprowadziło mnie do śmiechu. Żałosność tej sytuacji była wręcz patologicznie komediowa.
- chłopaki, jedziecie do domu dziecka – spokojnie się do nich zwróciłem – zabierzcie najpotrzebniejsze rzeczy, podręczniki, macie na to 10 minut, ok.?
Chłopakom nie trzeba było 2 razy powtarzać. Wstali, zaczęli się ubierać, szybkie mycie. Nawet z matką nie rozmawiali. A ta od razu fajka w zębach, i raz się drze, to łazi w kółko i mamrocze coś pod nosem. Jak wlazła do kuchni, to jeden z Policjantów stanął w drzwiach kuchennych i ją przyblokował, żeby nie szwendała się i darła jak dzieciaki pakują swoje najpotrzebniejsze rzeczy.
- Kurwa, kurwa, co Pan tak stoi, nie pozwolę dzieci zabrać! – znów dostała napadu matczynych uczuć, szmata jedna.
- Uspokoi się pani, spali papierosa, chłopaki wiedzą co mają zabrać – tym razem gliniarz stopuje matczyne zapędy.
No cóż, myślałem ze będzie gorzej. Patolka ma resztę rzeczy dostarczyć do bidula w najbliższym czasie,
Po pozostałą dwójkę podjechaliśmy do szkoły. To typowa wiejska szkoła we wsi obok. Jakieś 50 uczniów. Dyrektorka jak mnie zobaczyła w asyście busa (bo Policja już nie była potrzebna) to się przeżegnała 3 razy. Kiwnęła tylko głową i zrezygnowana poszła przyprowadzić najmłodszych. Dzieciaki początkowo przestraszone, ale jak trójkę braci w samochodzie zobaczyli, to się uśmiechnęły i bez oporów pojechały do placówki.
Jak potem rozmawiałem z pedagogiem bidula, oni wiedzieli że trafią do Domu Dziecka. Są na tyle dorośli i dojrzali, że nawet ucieszyli się, że w końcu ta szopka, którą odstawiała ich matka się zakończyła.
W gruncie rzeczy to mi ich szkoda. Zamiast dzieciństwa to zapierdalali na dom, sprzątali, gotowali, zajmowali się młodszym rodzeństwem, gdy ta kurwiła się po melinach, lub przyłaziła nachlana do domu. Wyganiali jej kochanków, którzy po pijaku dobijali się wieczorami do drzwi, wołając ją by dupy dała.
Zjebałas szmato swoje życie i to jest twoja sprawa. Ale zabrałaś dzieciństwo tym, o których miałaś dbać i przygotować do dorosłego funkcjonowania. Czym one na to zasłużyły?