poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Do poczytania i komentowania...

Zapraszam do zapoznania się z moimi ostatnimi artykułami, które napisałem dla dwóch mediów elektronicznych. Pierwszy z artykułów, opublikowany na stronie Śląskiego Dziennika jest moim komentarzem do propozycji rządzących by każdej bezrobotnej kobiecie przyznać comiesięczny zasiłek 1000 złotych przez rok.

" Rząd polski przyjął nowelizacje ustawy wprowadzającą nowe świadczenie rodzicielskie, czyli tysiąc złotych przez rok po urodzeniu dziecka dla osób bezrobotnych, studentów, rolników oraz pracujących na umowę o dzieło. Osobiście większego kuriozum nie widziałem na własne oczy...."

Więcej na stronie" Tysiąc złotych - komu, komu bo idę do...

Artykuł drugi, a raczej opis mojego dnia pracy to rozpoczęta współpraca z Klubem Literackim www.mydrea.ms. Myślę że to co stworzyłem, także się czytelnikom spodoba:

"Zadaniowy czas pracy, który mam staje się coraz większym przekleństwem. Z jednej strony sam sobie decyduję co, gdzie i kiedy będę robił, z drugiej zaś powoduje, że siedzę wieczorami nad stertą papierów i opisuję ludzkie losy. Tak, dokumentuję ludzkie losy. Najczęściej pogmatwane i przeplatane tragediami nie tylko pojedynczych ludzi, ale także całych ich rodzin.
Stojąc w drzwiach, gdy wychodzę do pracy sprawdzam po raz kolejny czy wszystko spakowałem. Kluczyki od samochodu – są, telefon – jest, portfel – w kieszeni. Za 30 minut muszę być w pracy, by rozpocząć dyżur...."
Więcej na stronie: Najgorszy rano jest dźwięk budzika


Zapraszam do lektury.

piątek, 24 kwietnia 2015

Delirium tremens



       Muchy. Latające i srające gdzie popadnie muchy. Wielkie i obrzydliwe, brzęczące swoimi skrzydełkami w powietrzu, a obok nich latają mniejsze ale równie tak samo wkurwiające. Każde pomieszczenie w tym obskurnym domu przegrodzone jest nie drzwiami, a zwisającymi śmierdzącymi szmatami które zatrzymują muchy w jednym pomieszczeniu, dzięki czemu unika się przemieszczania tego brzęczącego paskudztwa po całym mieszkaniu. Życie tych stworzeń ograniczone jest do tego jednego pomieszczenia i ewentualnego brzęczenia przy szybie, gdy swoimi wielkimi muszymi ślepiami patrzą na świat zza brudnego okna, nie zdając sobie sprawy jak wygląda przestrzeń poza pokojem w którym obecnie i ja się znajduje. Całe życie takie muchy żryją gówno i srają gównem. Ich życie kręci się wokół gówna by zakończyć je potem jako truchło wysuszone na parapecie. Albo w buzi jakiegoś dzieciaczka, które nieświadomie podniesie tego trupka z podłogi i z przyjemnością połknie.

       Patolka. Jej świat, podobnie jak świat latających wokoło stworzonek, jest także ograniczony do tej jednej przestrzeni. Leży na łóżku i patrzy na mnie swoimi nieobecnymi oczkami, próbując zapewne w zakamarkach swych synaps i połączeń nerwowych znaleźć odpowiedź na pytanie kim ja do kurwy nędzy jestem. Stadium choroby alkoholowej w której się znajduje nie daje jej możliwości szybkiej analizy, więc poddaje się czego oznaka są wybałuszone przed siebie oczy. Ona żyje dla alkoholu, nie dla jedzenia, nie dla przyjemności, ale dla alkoholu. Alkohol zastępuje jej myślenie, alkohol stępia jej niewielki móżdżek, który obecnie służy prawie tylko i wyłącznie do podtrzymywania podstawowych procesów życiowych. Oddychaj. Żryj. Sraj. Pij. Koło niej butelka najtańszego wina, popielniczka z petami zrobionymi z najtańszych skrętów. Brudna wymiętolona pościel okrywa jej grube, pomarszczone ciało. Drżąca ręka odpala następnego papierosa, by skierować go do spierzchłych ust. Potężny haust powietrza powoduje, że jedna trzecia fajki wylądowała w płucach. 

       W pomieszczeniu unosi się smród moczu i zapewne nie do końca gdzieś wytartego gówna. Stare meble lepią się z brudu, przy łóżku na którym leży ofiara alkoholu stoi przekrzywione krzesło. Zastanawiam się przez chwilę czy na nim nie usiąść, ale mam jasne spodnie. Chujowo będzie z szarą dupą łazić po innych chałupach Odór najtańszych fajek napełnia pokój w którym się znajduję, jeszcze bardziej pobudzając bzyczące muchy do zwiększenia swej aktywności ruchowej. Kurwa, ja to mam chyba jakiś fetysz na te muchy bo wybitnie mnie wkurwiają tym razem. Oprócz tego latającego gównożrącego ścierwa nienawidzę jeszcze jednej rzeczy – śmierdzących szmat pozawieszanych w drzwiach. Z obrzydzeniem odsuwam te kotary gdy mam wejść do mieszkania czy pomieszczenia, nienawidzę jak ta szmata mnie dotyka, jak przez przypadek muska moją głowę. Szmata jako drzwi, szmata jako bariera przed robactwem, szmata skrywająca tajemnicę tego domu. Napisze kiedys esej o szmatach albo wiersz. Nawet tytuł wymyśliłem już. „Życie szmatą pokryte”.

       Próbuje porozumieć się z leżącą postacią, co w delirium tremens łypie na mnie swoimi niewidzącymi oczkami. Wydaje pewne dźwięki których ja nie do końca potrafię zrozumieć. Taki bełkot z bezzębnej jamy ustnej. Jęczy w moja stronę, rzęzi jej z płuc, a ja patrzę na nią jak na małpę w zoo. Jest takim prawie że niemym obrazkiem, który nie wzbudza u mnie żadnych innych uczuć jak zaciekawienie. Właśnie, zaciekawienie. Czuję się jak ten anatomopatolog, który krojąc zwłoki na stole sekcyjnym nie czuje żadnego obrzydzenia czy wstrętu do ciała ludzkiego. Leżąca patolka jest dla mnie ciekawostką, zjawiskiem, jeszcze jednym do kolekcji obrazkiem, który znajduje się w zakamarkach mej świadomości.

       Znalazłem się tutaj bo szpital do Sądu zgłosił, że wypuszczają z oddziału taką jedna „delirium tremens”. Babka ma chyba już alkoholowy zanik mózgu, funkcjonuje tylko wtedy gdy pije. Jak nie pije to nie funkcjonuje. Ona nie może być trzeźwa, bo wtedy ma omamy, majaki i w ogóle nosi ją po całym mieszkaniu. Gada wtedy od rzeczy i niszczy wszystko co znajduje się zasięgu jej rąk. Musi po prostu ciągle być najebana. Naćpana tanim alkoholem który łagodzi jej ból egzystencji. Codziennie oprócz fajek musi wydoić 2-3 wina, by leżeć spokojnie. Bez telewizora, bez radia, bez gazety czy książki. Ona kurwa leży i patrzy w sufit, by co chwilę popijać łyczek swojego napoju procentowanego i zapalić skręconego szluga. Jaki cholerny, jebany minimalizm życiowy, do którego doprowadziła się chlejąc od niepamiętnych czasów wódę. 

       Rozglądam się po pomieszczeniu, zadając jednocześnie sobie pytanie czy ktoś jeszcze jest w domu. Pierdolone muchy brzęczą niemiłosiernie w powietrzu, doprowadzając moje uszy do katorgi, lecz cóż ja kurwa mogę na to zrobić. Powinienem chyba z muchozolem łazić i zapsikiwać te wstrętne robactwo. Patrzę na upstrzone owadzimi odchodami ściany, na stół nakryty gazetą i popielniczkę, w której „delirium tremens” dogasiło kolejnego peta. Nikogo z kim się porozumieć i złapać kontakt logiczny. Nikogo. Jedna mucha usiadła na popielniczce i wpierdala popiół. Uzależniona. 

       Po chwili się okazało że nie do końca jestem sam w tym domku, bo szmata odsunęła się i stanął w niej mikrus. Mikrus, bo ta 30-letnia kobieta miała nie więcej niż 150 cm wzrostu i miała strasznie malutką główkę a w niej małe oczka które patrzyły na mnie z zaciekawieniem. Wąskie usta otwarły się i szczerbaty uśmiech ukazał się na jej licu bladym. Najbardziej uwydatniał się u niej brzuch, świadczący że jest co najmniej w 7 miesiącu ciąży. W ręku pet. Równie śmierdzący co ten który paliła kobieta na łóżku. Zaciągnęła się przy mnie i zadała nieśmiertelne pytanie: „kim pan jest”. 

       Oczywiście, przedstawiłem się i powiedziałem cel swojej wizyty. Grzecznie, uprzejmie, jak Pan Bóg przykazał. Że przyszedłem sprawdzić, czy po wyjściu ze szpitala dobre są warunki do pielęgnacji deliry, która na wieść że zacząłem o niej mówić zaczęła przewracać się na drugi bok, tak niefortunnie odsłaniając kołdrę i w tak niefortunnym momencie, że byłem świadkiem tej sceny. I to był mój błąd, bo niestety „co się zobaczy to się nie od-zobaczy”. Nie odzobaczę niestety wielkiego gołego dupska, który nagi wysunął się spod plandeki. Na szczęście będąca w ciąży piękna trzydziestolatka doskoczyła do łóżka, i poprawiła jak się okazało mamusini pled.

       Czemu pani pali papierosy, przecież w ciąży pani jest. Oczywiste pytanie, oczywistego człowieka na oczywistym miejscu. Odpowiedź mnie rozjebała na łopatki. „Troje dzieci urodziłam, wszystkie urodziły się zdrowe. Mi tam fajki nie szkodzą”. Uśmiechnęła się potem do mnie z pięknie szczerym, bezzębnym uśmiechem. Później dowiedziałem się że najstarsze z jej dziatków jest w szkole specjalnej, a młodsze prawdopodobnie tez tam trafi. Najmłodszy brzdąc to jeszcze nie wiadomo, bo srał na nocniku w drugim pomieszczeniu, a nad nim unosił się piękny rój ponętnych i wściekle brzęczących much.

       Jak w Afryce. Najlepsze obrazki to takie, szczególnie przez fotografów zamieszczane, jak małe dzieci, murzyniątka z dużymi brzuszkami od głodu, odganiają łażące po nich muchy i inne robactwo. Jakby to jebane robactwo wiedziało, że jeszcze trochę a będzie mogło żreć takie małe murzyniątko, ponieważ los jego bardzo niepewny. A ja żałuje wtedy w takich sytuacjach że nie mogę pierdolnąc fotki dzieciakowi, który umorusany na brudnym nocniku opędza się od much. Jej palenie nie szkodzi – nosz kurwa mać.

       Jak ustaliłem podczas wykonywanych czynności z uczestniczką postępowania, „delirium tremens” ma wszystko co potrzeba do życia. To znaczy rentę, zasiłek z Opieki i jabole z fajkami systematycznie dawane. Na kibel wstaje sama, przy myciu wymaga pomocy, żarcie trzeba jej pod nos podtykać. Czasami zrobi pod siebie jak jej zwieracze puszczą, ale matka czwartego dziecka w drodze daje sobie z nią radę. 

********
Alfabet dokończę następnym razem. Teraz biorę się za zamówiony artykuł, który będzie swego rodzajem autowywiadem. Podeśle link do strony na której się ukaże.  Dla zainteresowanych zajebisty film, który polecam każdemu, kto ma problem z chlaniem wódy.
Podobno kuratorzy mają strajkować. Zgłaszam się na pikietę pod Ministerstwem Sprawiedliwości. 
Miłego oglądania, naprawdę warto!!!


wtorek, 14 kwietnia 2015

Nadesłane: Pożycz 3 złote czyli księżna w pałacu. Część druga, ostatnia

Kurator z innej części Polski o nicku "Bzdet" podesłał kilka miesięcy temu opowiadanie a raczej jego pierwszą część. Zainteresowani mogą sobie przypomnieć:

Pożycz 3 złote, czyli księżna w pałacu cz. 1

Poniżej znajduje się dokończenie tej powieści, a ja zainteresowanych czytelników chce przeprosić i obiecuję, że niedługo dokończenie alfabetu dotyczącego kurateli sądowej. Zapraszam do lektury

*****************************************************



Jadę poszukać jej w dawnym miejscu zamieszkania, do wsi oddalonej o jakieś 10 km. Rozglądam się bo może spotkam ją gdzieś po drodze, no niestety to szczęście mnie nie spotyka, może poszła inną drogą bo są przynajmniej dwie drogi. Na miejscu również przejeżdżam wolno, może się gdzieś pojawi, nic z tego. Dobra to trzeba popytać ludzi, może Włodka zastanę w domu. Niestety Włodka nie zastałem, koło domu porozrzucane zabawki, rower i jakieś graty, widać że brak kobiety. Dobra idę do sąsiadów. Początkowo nieufni, legitymacja tłumaczenie o co chodzi, dobra rozkręcają się.  ( słownictwo oryginalne) „Panie ona tu często do nas na kawę przychodziła i my jej tłumaczyli, ze nie może tyle pić, ze dziećmi się trza zająć ale to jak grochem o ścianę i kiedyś nam pedziała, ze zapije się jak jej ojciec”. Kierują mnie  jeszcze do siostry Włodka. Po drodze spotykam jeszcze jedną dawną sąsiadkę. Z wcześniejszych informacji wynika że z tą lubi wypić, i że ta jest chora psychicznie. Fakt, już sam jej wygląd wydaje się jakiś …dziwny. Niby ubrana ale jakoś tak ni jak. Wystająca halka spod niebieskiego fartucha, kapcie na nogach, ciepła czapka na głowie, brak zębów, roztaczający się wokół odór przetrawionego alkoholu. Przedstawiam się i mówię o co chodzi. Patrzy na mnie wzrokiem osoby wszystko wiedzącej i mówi: „Paaanie ją trzeba zamknąć, leczyć, pije na okrągło. Już nawet ja nie daje rady tyle pić”. Dobra idę dalej. Docieram do siostry Włodka. Tu uzyskuje informacje, że Ewa jest widziana we wsi dość często i że nawet dziś się gdzieś tu kręciła. Rozmówczyni twierdzi, że Ewa nie interesuje się dziećmi, nawet nie wiedziała, że były niedawno chore a jedno było w szpitalu. Jak przechodzi obok jej domu to tylko krzyknie aby jej jakieś drobne dać. Dowiaduję się też, że poza tą kradzieżą to kilka razy naprzykrzała się Włodkowi i dzieciom będąc pod wpływałem alkoholu. No ale trzeba ustalić gdzie to zrobiła, bo ma zakaz zbliżania się od godz. 18.00 do posesji i jej mieszkańców (o tym wcześniej nie wspomniałem). Pozostawiam swój nr do kontaktu i proszę o nr do Włodka. Ponadto siostra Włodka naprowadza mnie na trop, że może u matki jest, albo w tej melinie co przed wyprowadzeniem zrobiła sobie w takich opuszczonych garażach. Jadę tam. Po drodze mijam jeden z dwóch sklepów we wsi. To ten ,,gorszy’’ tzn. z osłoniętym od drogi  drewnianymi parawanami, miejscem gdzie można spożywać alkohol zakupiony w tym sklepie. Wstąpię tam w drodze powrotnej. Podjeżdżam pod pegeerowski blok.  Wiem gdzie mieszka matka Ewy –pukam. Nikogo, idę do sąsiadów, nikogo. Dobra idę do tej meliny. Kurka no nie ma, nie ma meliny ale za to zainteresowała się mną jakaś sąsiadka- a czego Pan tu szuka ?!  Legitymacja, formułka i mówię o co chodzi. Pani od razu zmienia nastawienie. Mówi  ,ze zna obie panie. Że matka się uspokoiła i że nie pije, chyba kogoś znalazła i bardziej mieszka u niego jak tutaj. A Ewę widziała dzisiaj – kurwa myślę wszyscy ją widzą tylko nie ja no fatum jakieś czy co – dowiaduje się, że dziś też była na bani i że tutaj meliny już nie ma. Wspólnota zagospodarował te garaże, podzieliła na jakieś komórki i ludzie tam rowery i inne graty trzymają. Rozmówczyni twierdzi, że z Ewy to już nic nie będzie, że urzęduje z chłopami na całego. Dobra jadę dalej idę do wspomnianego wcześniej ,,lokalu’’ na świeżym powietrzu. Wchodzę przez osłonięte wejście. Zwykła plandeka nad głową, stoły  i krzesła z grubych  drewnianych belek. Kubeł na śmieci, kawałek łączki za sklepem służący do oddania potrzeby fizjologicznej. Interes się kreci. Trafiam chyba na dobry dzień, może OPS akurat zasiłki płacił albo PUP. Choć uczciwie trzeba przyznać, że klientela jest wszelkiej maści. Od tych ostatnich ,,obszczymórków’’ po młodzież co ledwie wąs się sypnął i w dresie z kapturem chodzi. No siedzi z 10 chłopa. Wszyscy od razu wzrok na mnie, jestem obcy, zbyt dobrze ubrany (oczywiście nie chodzi tu o to ze jeżdżę w garniturze). Teczki nie brałem celowo. Wchodzę na pewniaka trochę mówią na to „na policjanta”. Rzucam hasło – Ewy szukam, słyszałem że tu była. – Mówię to patrząc na wszystkich i na nikogo konkretnie. Przygotowany jestem na ewentualną obronę przed jakimś wybuchem agresji.  „A co dupczyć się Panu chce?” – słyszę w odpowiedzi i śmiech. Dobra nie jest źle, jest słowo Pan i rozbawiłem towarzystwo.  – Zadziałało myślę. Ciągnę wątek dalej – no tak, wezwań nie odbiera a leczyć ją trzeba. „Panie co my tu z nią mamy, ostatnio ją trzech tutaj ruchało a ten co tam śpi (teraz dopiero go zauważam bo był jakoś schowany za plecami innego) to chyba z 20 min bo spuścić się nie mógł. Za wino dawała” – i dalej śmiech. „Ale dziś jej nie widzieliśmy. Przekazać jej coś?” z propozycją ,,wyskakuje’’ rozmówca. Nie, znajdę ją sam. Wychodzę.
Jeździłem za Ewą jeszcze kilkakrotnie, nie mogłem jej zastać ani w domu, ani w okolicach poprzedniego miejsca zamieszkania. Raz trafiłem na sklepową z tego sklepu co można na miejscu dokonać konsumpcji. Powiedziała mi, że była świadkiem jak Ewa będąc w amoku alkoholowym, siedząc na schodach próbowała pożyczyć 3 zł od … własnych dzieci które właśnie tamtędy wracały  ze szkoły, nie poznała ich a dzieci jak zobaczyły mamę to po prostu się przestraszyły, rozpłakały i uciekły.

W końcu udaje mi się zastać hrabinę w pałacu na włościach. Jak zwykle najpierw pukam co nie przynosi szczególnie efektu. Drzwi są niedomknięte więc używając pięści dwa razy przyp… i się otwierają. Na wprost znowu widzę kanapę tą co wcześniej była zasrana, o dziwo teraz nie ma na niej żadnych widocznych odchodów. Szmaty ściągnięte, zza szmaty oddzielającej drugie pomieszczenie wychyla się ona- nieuchwytna Ewa. Kurator – można? Nie czekając zbytnio na sprzeciw biorę głęboki wdech i wchodzę. Niemal przebiegam przez pierwsze pomieszczenie i wchodzę do drugiego gdzie na drugiej kanapie siedzi już Ewa. Włosy rozczochrane, gdybym nie wiedział ile ma lat powiedziałbym że jest znacznie po pięćdziesiąte, śmierdzi alkoholem- ale jest chyba trzeźwa albo też poziom alkoholu jest taki, ze pozwala jej na jakieś logiczne myślenie.  Pomieszczenie nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty, mam wrażenie, że much jakby więcej jeszcze lata. Ewa twierdzi, że nie pije a utrzymują ją przygodni mężczyźni. Alkoholu oczywiście nie nadużywa i w ogóle to ma wszystko w dupie. Kontakt z dziećmi ma dobry nawet z tą córką co w Anglii i w ogóle to ona ją tam zabierze i będzie „haj lajf” . Leczyć się nie będzie. Nie pamięta aby kiedyś ukradła dzieciom jedzenie, i w ogóle o co mi chodzi.  Informuję ją, że jest wyznaczone posiedzenie sądu w przedmiocie zarządzenia wykonania kary,  i żeby lepiej była. Twierdzi, że będzie.

Do czasu posiedzenia udało mi się jeszcze skontaktować z Włodkiem, który o dziwo potwierdził , że złamała zakaz sądowy w sumie tylko raz i raz ich okradła.
Udaje mi się również dotrzeć do opinii psychiatrycznej zrobionej na zlecenie wydziału rodzinnego. Sprawa o ubezwłasnowolnienie zgodnie z moimi przewidywaniami upadła. Z opinii wynika głębokie uzależnienie od alkoholu ale jest zdolna do kierowania własnym losem.

Odbywa się posiedzenie w przedmiocie zarządzenia wykonania kary. Okazuje się, że sekretariat się pomylił i wysłał  wezwanie na poprzedni adres. Sprawa odroczona. Drugie posiedzenie. Ewa oczywiście jak i na poprzednie się nie stawia. Do protokołu proszę o wpisanie, że osadzenie w ZK może uratować jej życie. Sąd i bez tego by zarządził wykonanie kary . Ewa nie stawia się dobrowolnie w ZK. Idą nakazy – wszystko od mojego wywiadu trwa ok 2,5 miesiąca. Policja ją odnajduje ale odstępuje od zatrzymania i doprowadzenia do ZK- Ewa znajduje się w hospicjum , nie poznaje nikogo jest w stanie agonalnym. Nie udało mi się  uratować jej życia.

Koniec cz.2 ostatniej.

Ps.  Czytałem ostatnio gdzieś jakaś krótką informacje, że najbardziej zdemoralizowaną grupą społeczną są studenci . Myślę nawet , że jest w tym nawet trochę racji. Miałem ostatnio na stażu studentkę która nomen omen brała udział w części wydarzeń opisanych wyżej.
Chciałbym aby wszyscy młodzi ludzie uczący się na kierunkach humanistycznych mieli tyle pomysłów, zapału, werwy i chęci do pracy co ona. Była najlepszą stażystką z jaką współpracowałem do tej pory. Serdecznie Cię pozdrawiam  Aniu.

Kane