niedziela, 29 kwietnia 2012

MIłość nie wybiera... i inne przypadki

Coby nie było tylko cięzkich tematów, przedstawię sylwetkę pewnej dziewczyny, która patolką nie jest, lecz jest często klientką moją, ponieważ jak mniemam zakochała się chyba we mnie, dlatego też mniej wulgarnie będzie :)
Marysia, tak ją nazwijmy, została przeze mnie poznana podczas wywiadu środowiskowego. Dziewucha lat 26, z dzieciakiem lat 6, którego wychowuje wspólnie z matką. Zarówno Marysia jak i jej mamusia upośledzone intelektualnie w stopniu lekkim. Naiwne obydwie i głupiutkie, aż się nie chce wierzyć że dają radę wychowywać dzieciaka w sposób prawidłowy. Co rusz dostaję zlecenie wywiadu, a bo to tatuś dziecka chce kontakty z nim ustalić, a to mamusia chce te kontakty zmienić, bo sąsiadka jej podpowiedziała, a to chce ograniczyć władzę rodzicielska, a to pozbawić ojca władzy rodzicielskiej, a to dowód osobisty wrobić dla dziecka, itp. Roboty kurwa co niemiara, ale pozytywne nastawienie do świata tej dziewuchy mnie rozbraja. Ogólnie dziewczę ładne, choć szczęka trochę krzywa a i zgryz zaniedbany. Marysia, jak złoży wniosek w sadzie, to zawsze dzwoni żeby dopytać się kiedy będę na wywiadzie - bo wie pan, na zakupy idę. Mówię jej wtedy kiedy przyjdę, bo dziewczyna musi się przygotować.
Wejście do mieszkania wygląda zawsze tak samo. Pukam i w duchu obstawiam jak Marysia mnie przywita i jak będzie odstawiona. Ostatnią wizytą to Marysia przyjęła mnie w rozpuszczonych włosach, umalowana na krwisto-czerwono, w kusej spódniczce z obniżonym pasem, tak że włosy łonowe dało się zauważyć. Paznokcie na czerwono umalowane, choć poobgryzane i ten uśmiech, jakby kochanka potajemnie przyjmowała. Zajebiście, myślę i czekam na dalszy rozwój wypadków, bo za każdym razem Marysia wymyśla coś nowego. 
Prowadzi mnie do pokoju. Na stole 3 świece zapachowe, zapalone, a obok nich kadzidełka. Zasłony zasłonięte, w radiu muzyka trzeszczy. O rzesz kurwa, za każdym razem coraz ciekawiej. Marysia na nogach kapcie z uszami Myszki Miki, na sobie bluzeczka obcisła też z Myszką - normalnie jak króliczek Playboya.
Nie mogę jej na więcej pozwolić. Biedna, upośledzona dziewczyna z prawdopodobnie dużymi potrzebami seksualnymi, pragnąca spędzać prawdziwie romantyczne chwile, nakarmiona serialami telewizyjnymi.
- Odsłoni Pani te zasłony, przecież widno jest - mówię to z uśmiechem, psując jej romantyczny nastrój.
- Świeczki mogą zostać, nie przeszkadzają mi - i siadam przy stole, zabierając się do uzupełniania notatek o dane, które potrzebne są do wywiadu.
Od kiedy zobaczyłem ją bez majtek, jak za drugim czy trzecim razem siadła naprzeciwko mnie, staram siadać z boku i oszczędzić sobie tego widoku.
Marysia często przychodzi do mnie do Sądu. zawsze z jakimś ważnym pytaniem, które spisuje sobie na karteczce, żeby nie zapomnieć. Do sadu przychodzi ubrana stosowniej, na szczęście. Pytania, na jakie udzielałem jej odpowiedzi to:
- czy na sprawie sądowej możemy wyprosić prasę jak będzie? - sic!
- czy można mnie przebadać wykrywaczem kłamstw (po co? czy pani ma zamiar kłamać, to sprawa o zgodę na wyrobienie dowodu dziecku),
- Czy sprawę można przenieść tam, gdzie jest Pani Sędzia Wesołowska, będę dojeżdżać.
- czy będzie pan moim adwokatem?
I tak za każdym razem jak przyjdzie do mnie. Czasami już cholery można dostać.

Inna patolke darzę mniejszym pozytywnym uczuciem. Taka typowa płaczka, depresyjna, wiecznie pokarana przez los. Ona już nie przychodzi, ona przyłazi do mnie z pretensjami, że jej się nic w życiu nie udaje. Kurwa, wiecznie niezadowolona. Łazi i płacze, biadoli jak jej źle i jak to nic od nikogo nie dostaje. Siedzi w tym moim gabinecie i systematycznie raz w miesiącu musi się wybeczeć. Kurwa, załatwiłem jej prawie wszystko, łącznie z badaniami u psychiatry, bo pewnie depresje ma. W opiece posiłki, dożywianie dla dzieci, dodatek mieszkaniowy, i inne chuje muje. Współczułem jej do czasu jak na festynie miejskim tańczyła pod sceną z dwoma innymi lumpami, łażąc z butelką piwa w łapie. W końcu wolny kraj, ale czemu odstawia te swoje jebane szopki? Bo na litość można więcej zyskać. Lecz już kurwa nie u mnie.!

I na zakończenie moherowy berecik. babinka, która za wnuczkę po sadach wszystko załatwia, bo wnuczka wyjebane ma na system i czeka aż ktoś za nią wszystko zrobi. Przychodzi babinka do mnie pożalić się, że wnuczka znowu jej dziecko zostawiła na noc i jakiegoś faceta do łózka nad ranem przyprowadziła. A to że pieluchy kupiła, bo wnusia alimenta przehulała na imprezie. A to że lekarstwa trzeba wykupić małemu, bo mamusia już nie ma a ona biedna tez na leki musi wydawać emeryturkę. babinka niesie ten swój krzyż życia i nie umrze nawet w spokojności o swojego prawnuka, który tak naprawdę jest fajnym i wesołym chłopczykiem.

Nie tylko meliny i syf fizyczny widzę dookoła. Każde, z pozoru normalne życie ma drugie dno. Czasami ludzie, sąsiedzi ukrywają przed wszystkimi tajemnice, które nie są nikomu, nawet rodzinie znane. Pan Witek ma syna, który oficjalnie za granica siedzi, a tak naprawdę na odwyku od narkotyków. Pani Stasia, ta nowa sąsiadka co kupiła mieszkanie, wcześniej miała piękny dom - sprzedała go, bo na adwokatów potrzebowała, bo syn zabił kogoś. Lucynka, pani z warzywniaka, jest ofiarą przemocy domowej, a mąż bije tak, żeby śladów nie było widać. Małgosia, ta dziewczyna co przyszła do nowej szkoły - swoją mamę zraniła nożem, który akurat miała w ręce, gdy ta próbowała jej znowu nastrzelać z płaskiego po twarzy. Pawełek jest chłopcem wstydliwym, bo pewnie przyszedł do rodziny zastępczej, ale niewielu wie że był wykorzystywany seksualnie.

sobota, 28 kwietnia 2012

Wódko pozwól żyć

Alk - to sygnatura sprawy oznaczająca nadzór kuratora nad pijakiem, żeby w imię Boże się zmienił i pozostał trzeźwy do końca swojego wspaniałego życia. Amen.
Dostałem pod nadzór kobietę, menelówa jak chuj. Nie trzeźwieje od ponad 15 lat, mieszka razem z matką także menelówą, która wątrobę ma już dawno na wykończeniu i tak naprawdę to nikt nie wie dlaczego ona jeszcze żyje. Troje dzieci, które urodziła w pijackich zwidach, wychowuje jej była teściowa, która co chwilę lata po różnych psychologach i psychiatrach, bo dzieci z uszkodzeniami poalkoholowymi mózgu i raczej samodzielne w życiu nigdy nie będą. Ogólnie menelówa jest szmatą, bo po pijaku nachodzi swoje dzieciaki, i w pijackich majakach drze pizdę pod oknem, jak to bardzo je kocha i jak to bardzo ich babcia je skrzywdziła, bo zabrała je od niej, kochającej mamusi.
Zima. Śmiegu po kolana, a chałupa menelówy i jej matki znajduje się w lesie, jakieś 3 kilometry od wiochy. Wkurwiony, podpierdalam swoją padaką na czterech kołach leśnymi odstępami, modląc się żeby w zaspie nie wylądować w oczekiwaniu do pierwszych roztopów. Z reguły to pierdole taką pogodę, pisze w akta notatkę że droga nieprzejezdna, a do menelówy wysyłam wezwanie, ale kurwa tego dnia miałem ochotę powalczyć z pierdolonym, śnieżnym żywiołem. Trochę adrenaliny mi brakowało a i była okazja opony zimowe protestować, robiąc Hołowczyca na śniegu.
Podjeżdżam pod dom w stanie agonalnym, gdzie na szczęście syf go otaczający przykryty został białą połacią śniegu, ukrywając truchła beznadziejności losu ludzkiego. Z początku żywej duszy, choć ślady  stópek na śniegu świadczą, że ktoś spędza swoją egzystencję w tej norze.
Puk, Puk. Pukam i czekam. Czekam i pukam.
- Kto tam - głos nieokreślonej płci odezwał się zza drzwi. - Kto tam!
- Kurator! - drę się standardowo i z obrzydzeniem przyglądam się obejściu. Butelki, puszki, wszystko to wala się po podwórku. Ciekawe ile tego pod śniegiem leży?
Otwierają się drzwi, wychyla łeb baba, na oko 70 lat, cuchnąca i śmierdząca starym potem, brudem i alkoholem. 
- Do mnie? - pyta wycharczawszy słowa skierowane do mnie, a mnie na obrzydzenie wzięło na sam jej widok. Kurwa, zawsze się zastanawiam, jak można do takiego stanu sie doprowadzić?
- Szukam Magdaleny Iksińskiej, mieszka tu? - pytam spoglądając na tą kloaczna pokrakę, która tylko w niewielkim procencie przypomina człowieka, a obecnie jest istotą wegetująca na poziomie płazińca - zachlać mordę, nażreć się, spać..... i tak w kółko.
- Nie ma. Poszła gdzieś - charczy w moja stronę plując odorem zgniłych zębów.
- KTO TO KURWA! - z oddali głos dało się słyszeć. Menelinda Iksińska sama się sprzedała.
Wymijam starą, która przygarbiona w drzwiach patrzy na mnie spode łba. Kurwa, jak w Jasiu i Małgosi i chatce na kurzej nóżce ze starą babą Jagą. Zajebiste skojarzenie.
Wchodzę do pokoju, gdzie za drzwi robi robi powieszona szmata. Boję się jej dotknąć, bo śmierdzi i oblepiona syfem. Starucha zapierdala za mną, skrzypiąc bosymi nogami po podłodze. Przez przypadek spojrzałem na jej stopy - brudne, nieobcinane paznokcie, pozakrzywiane i drapiące podłogę. Miałem ochotę się wyrzygać. Oprócz tego jakieś strupy i włochy, wystające spod brudnych spodni.
Małgosia vel Magdalena leży w łóżku. Zajebana. Ubrana w szmatę robiącą za halkę nocną, odsłoniła swoje 30-letnie ciało, od 15 lat toczone przez alkohol. Zamulone oczy, przytłumione alkoholem spojrzały na mnie.
Ja pierdolę, niech to chuj strzeli. Odstrzelić ją powinni na tej komisji alkoholowej. Odstrzał kontrolowany - nie rokuje na poprawę. I teraz babraj się, pal paliwo, gadaj, jeździj, motywuj do zaprzestania picia alkoholu. 
- Kuratorem jestem, ma pani postanowienie sądu że musi podjąć leczenie odwykowe w trybie niestacjonarnym. Trzeźwa jest Pani w ogóle. - gadam, plotę, napierdalam swoje standardowe formułki. Nic do nie nie czuje, żadnego współczucia, kurwa nic. 
Menelka odpala fajkę. Wcześniej pyta czy może, bo się zdenerwowała. Bo ją zaskoczyłem tak wcześnie, bez uprzedzenia. Bo imieniny miała i goście przyszli wczoraj, i ma bałagan, i nieuczesana i w ogóle nieprzygotowana na spotkanie ze mną. Uśmiecha się nawet, pokazując rząd trzech zębów na przedzie, do połowy zjedzonych przez próchnicę.
Całe jej zycie to pasmo nieszczęść. Ojciec alkoholik, matka alkoholiczka, bracia alkoholicy i ona - jedyna córka, też alkoholiczka. Po pijaku troje dzieci - zabrane do rodziny zastępczej. Ona jest dobrą matką, dbała o dzieci, tylko ta kurwa, teściowa była jej zabrała. Byli i faceci - z każdym rokiem coraz większy menel, aż ostatni jej konkubent to recydywista po 15-letnim wyroku, który zrobił przechowalnię jemu podobnych w tym domu. Z rozmowy z nią dowiedziałem się, że starzy kryminaliści przyjeżdzali tu żeby pochlać i poruchać nie tylką ją, ale i starą, która po pijaku miała niezłe wzięcie. Schodziły tu się inne menelówy, liczące na darmową wódę za danie dupy jednemu czy drugiemu. Przyłaziły tu matki, które pozostawiały swoje dzieci same w domu, za możliwość rznięcia się za darmowe chlańsko. Przynosiły żarcie, niejednokrotnie zabierane swoim dzieciom, by koledzy mieli coś na zagrychę. Ludzki syf znalazł swoje miejsce na ziemi.

Co teraz robi menelówa? Wzięła zastrzyk, nie pije trzy miesiące, szuka pracy. W przeciągu ostatnich kilku lat tych zastrzyków już trochę wzięła. Wszystkie przepijała. Matka jej nie żyje. Zachlała się, to córeczkę trochę trzyma w trzeźwości, bo też ją wątroba pobolewa. Boi się że umrze. Lecz wiem, że ten strach jest krótkotrwały, zacznie pić, żeby się nie bać i żeby nie bolało....

Dzieci jej chodzą do szkoły specjalnej. wszystkie upośledzone, na o wiele niższym poziomie intelektualnym niż rówieśnicy. Z nimi także mam kontakt. Zawsze porozmawiają, pokażą swoje rysunki, spojrzą swoimi małymi oczkami i krzywymi buźkami, zdeformowanymi przez alkohol, który tak szmata piła w czasie ciąży. Uśmiechają się krzywymi ząbkami, gdy pytam co robiły w szkole i w co się bawiły. I kurwa cały czas tęsknią za mamą i opowiadają, że czasami je odwiedza i jak są szczęśliwe gdy mogą jej wejść na kolana. Bo te dzieci zawsze będą ja kochać, choćby nie wiadomo jak zła, kurwa, była.

środa, 25 kwietnia 2012

Proza życia codziennego...

W pracy kuratora przychodzi taki okres w ciągu miesiąca, że trzeba zapoznać się z kartami kuratorów społecznych. Oprócz tego że sam zapierdalam po różnych melinach, to mam jeszcze 9 kuratorów, każdy średnio po 7 spraw, którzy jeżdżą po różnych zakamarach i sprawdzają czy u patoli jest lepiej, czy gorzej, składając mi co miesiąc pisemne sprawozdania.
Siedzę więc przy biurku, i przeglądam zapiski.
„Nadzorowana była wczorajsza, w domu brud, syf, śmierdzi, nie posprzątane”. No tak kurwa, a na chuj jej sprzątać, jak brud sam odpada? Tak w ogóle to ta patolka, jak ją pierwszy raz zobaczyłem, to zrobiła całkiem pozytywne wrażenie. Odjebana, tipsy na łapach 10 centymetrowej długości, umalowana jak kurwa z taniego burdelu, miniówka i trwała na pustej czaszce. Normalnie „Topl Madel”. Patolka ma troje dzieci – każde z innym facetem i każde zrobione po pijaku. Najmłodsze z dzieciaków ma 15 lat, najstarsze już 20, wszystkie dziewczyny są puste jak mamusia. Piętnastolatka, jak pojechałem skontrolować czemu do szkoły nie chodzi, powiedziała mi: „bo nie miałam w co się ubrać i kosmetyków nie miałam”. Oj rośnie przyszła pocieszycielka wiejskich meneli. Z kolei najstarsza, 20 latka nie ma tych problemów – brakuje jej 3 zębów na przedzie a dwójka dzieci w rodzinie zastępczej. I tak sobie żyją w swoim szczęśliwym świecie, a ja czekam kiedy następne dziecko tam się urodzi.
Karta druga. „Iksińska podjęła prace dorywczą, dzieci są zadbane, nie ma problemów wychowawczych(…)” OOO, i tu jest sukces! Niektórzy z pozoru normalni faceci to fetyszyści, bo jak nazwać kogoś, kto mając dobrą pracę, będąc czystym i zadbanym, znajduje sobie taka meliniarę, po szkole specjalnej i zakłada z nią rodzinę? Ok, może to miłość, tylko dlaczego została pozbawiona władzy rodzicielskiej nad swoim pierworodnym dzieckiem? Przeszkadzało nowemu, wypachnionemu mężczyźnie? Wielu z was pewnie nie wie, ale większość upośledzonych kobiet, ma bardzo duże potrzeby seksualne. Dla nich jest to normą, pierdolić się po kątach i po pijaku, po prostu taki zew natury. A to że rodzą się potem dzieciaki, upośledzone podobnie jak mamusia – to już jest efekt uboczny tego całego syfu.
Następna karta sprawozdawcza. „Iksińska ma pretensję do kuratora, ze nie załatwił jej mieszkania z gminy w nowym bloku socjalnym”. Nosz to kurwa wspaniale! W ogóle to kurator powinien przyłazić i jeszcze w chacie posprzątać. I podzielić się ryczałtem, bo w końcu dzięki niej zarabia. Ale ta patolka akurat taka zła nie jest. Dzieciaki ogarnia, w domu w miarę czysto, rachunki popłacone – tylko łazi i żebrze gdzie popadnie, zamiast do roboty uczciwej się zabrać.
Cyganka. To jest cos wspaniałego. Chętnie bym przytoczył imiona które mają te dzieci, ale byłoby to zbyt rozpoznawcze. W każdym bądź razie weźcie Biblie do ręki i znajdzie najdziwniejsze imiona – tak maja na imię ich dzieciaki. Problem u cyganki jest taki, że dzieciaki nie łażą do szkoły, bo ich kultura tego nie wymaga. Możesz kurwa pęknąć, zesrać się, straszyć karą z gminy i sądami. Pietnastolatka do szkoły łazić nie musi i już. Tak w ogóle to ma już narzeczonego i jak będzie miała 16 lat to chce urodzić dziecko.
Następna karta to nielatka. Nie taka już mała, bo za 2 miesiące 18 latek będzie miała. Dziewczyna wie czego chce i wie jak to osiągnąć. Wcześniej kradła trochę i za to dostała nadzór kuratora, lecz teraz już wie, że dupą można więcej zarobić i znana jest w okolicy jako podobno dobra lodziara. A jako że jest drobna z postury i wygląda jak gimnazjalistka  - ma powodzenie u dziadów w beemkach.
I na zakończenie perełka, żeby nie było że tylko po melinach chodzę. Państwo Prezesostwo i ich synalek – debil rozpuszczony kasą mamusi i tatusia. Debil ten dla zabawy z innymi debilami pobili człowieka, dla jaj. Starzy posmarowali adwokatowi i poszkodowanemu, który przyznał się że sam zaczepił grupę pięciu nastolatków, ćpających marychę w parku.
Ot, proza życia codziennego.

sobota, 21 kwietnia 2012

Straszno i śmieszno

Praca  z patolami to także śmieszne zdarzenia. I choć jest to humor tragikomiczny, wart jest przytoczenia.
Zapieprzam swoim trupem na wywiad, bo mamuśka, stara wieloletnia alkoholiczka przypomniała sobie po 12 latach ze ma córeczkę. Córeczka, lat 14 wychowuje się w rodzinie zastępczej i raczej o swojej kochanej mamusi nie pamięta, ale patolka złożyła w pijackim zwidzie wniosek o przywrócenie władzy rodzicielskiej. Patol mi znany, nie raz i nie dwa u niej byłem. Typowa dzielnica menelska, syf, kiła i mogiła. Kamienica, gdzie lumpy się zbiegają, jak tylko zimniej się zrobi. Zaszczana i zasrana klatka, napisy na scianach HUJ, HWDP, KOCHAM JOLE i tym podobne. Tez czasami pojebany jestem, bo potrafię nawet o 20 godzinie w takie menelstwo pojechać, ale co tam.
Drugie piętro. Stoję przed drzwiami. Pukam.
- Rychu, kurwa, rusz dupe i zobacz, kurwa Czesiek pewnie lezie, otwórz mu - dobiegło zza drzwi. A to ci będzie niespodzianka.
Patolka i jej konkubent, oprócz tego że nie trzeźwieją, sa raczej niegroźni. Ale z pijanym to nigdy nic nie wiadomo. Otwiera drzwi Rychu
- dzień dobry - z bananem na twarzy witam menela - OOOO, imprezka widzę - i ładuję się do srodka. To jest sposób. Menel nie może widzieć w tobie wroga. Sa sytuacje że jestem skurwysynem bez litości, a sa sytuacje jak ta, że przychodzę z uśmiechem pogadać i podyskutować. Menelinda siedzi przy stole i pali szlugę.
- Dobry, Pani Wando - znów banan na twarzy - chyba trochę dziabnęliśmy? - i siadam na wysyfiałej kanapie. To tez jest ważne. I tak dzieciaka nie dostanie, ale ma poczucie, że nie jest traktowana przeze mnie z góry. Taki menel w gruncie rzeczy jest niebezpieczny. jej dzieci po kryminałach się szwendaja, w przerwach kary u niej nocują i chleją. Ja nie mam pistoletu, munduru, ani ochrony.
- wnioseczek pani złożyła, o powrót Kasi do domu, co? - pierdole jej poziomem umysłowym. W międzyczasie Rychu usiadł w fotelu z uśmiechem na twarzy i gada w moją stronę.
- Bo widzi Pan - rzęzi do mnie jakby krtani nie miał - dzieci trzeba wychowywać i kochać, a my ja kochamy - ja pierdole, jakie uczucia rodzicielskie, dajcie tu TVN24, niech kurwa zrobią reportaż jak to dziecko zostało z kochającej rodzinki odebrane.
- PPPanie kuratorze - patolka do mnie - to jest moja najukochańsza córeczka, ona płacze po nocach, bo tęskni za mną - ja ją kocham!
Kurwa, M jak miłość powinni tu nagrywać. dzieciaka od 10 lat nie widziała, nawet nie zna jego numeru telefonu, a pierdoli mi ze płacze po nocach. Komedię ciągnę dalej.
- No ale - zwracam się do szanownego Państwa Menelstwa - w szyje trochę za często jest - mówię do niej.
- Pppanie Kuratorze - Rychu się ocknął - A Pan nie pije.......? - rozjebał mnie.
- No, czasami, przyznam się wypije - odpowiadam z bananem znowu - Ale wy to chyba trochę za często.
- PPPanie kuratorze - tym razem Wandzia włącza się do dyskusji - Ja mocno przepraszam, ale zaschło mi w gardle, musze przepłukać- i jeb, z pod stołu beczułeczke wyciąga i napierdala w gardełko kilka głebszych łyczków.
Ja pierdole, zaraz mi szklankę postawią i poczęstują. Normalnie kurwa sielanka, tylko grilla brakuje.
- Rychu! - Patolka do konkubina - Chcesz łyczka?
- Kurwa, wanda, kurator przyszedł a ty pijesz, kurwa, dzieciaka nie dostaniemy - drze mordę w jej stronę.
- No co kurwa, muszę się napić, zaschło mi - tym razem ona mordę drze.
Uspokajam sytuację, pytam o zarobki. Patolka wiadomo - zasiłek stały z 450 zł na miesiąc, Rychu na czarno pracuje, pięć tysięcy wyciąga. jak nic, chyba zostanę patolem.
- A gdzie dziecko będzie spało - pytam ich, bo jeden pokój mają ze ślepą kuchnia i kiblem na zewnątrz. Odgrywam dalej szopkę, bo przecież nie powiem im że i tak szans nie mają.
- ZZZe mną, na tapczanie - patolka dumnie pokazuje mi szmaty na wersalce, służące za przykrycie.
No dobra, tak już śmierdzę, że mam dość. Szopka odegrana, wywiad odhaczony. Zresztą Rychu coś niezadowolony, bo zaczyna jebać Wandę ze nie posprzątała, że kurator widział jak pije. Robi się gorąco, bo Wandzia też nie da sobie w kaszę dmuchać i lecą bluzgi. Spierdalam z mieszkania, zanim zaczną się napierdalać, jak zwykle.
Najgorsze jest to, że u Wandy jestem średnio co 2 miesiące. A bo złoży o urlopowanie, o powrót dziecka, dwoje innych dzieciaków w placówce i co jakiś czas toczą się postępowania w ich sprawie. Mógłbym nie jechać, ale jak powiem ze nie byłem, mogę mieć przejebane - bo przecież mogła się, kurwa, zmienić, co nie?

Ogólnie wandę lubię. Choć jest na dnie syfu społecznego i zachleje się w tej swojej norze, to nigdy złego słowa na kuratora nie powiedziała. Kiedyś mi nawet powiedziała, że ze mną rozmawia sie tak, jakbym ją rozumiał. Zawsze narzeka na "Pizdy z OPS-u", 'Jebana Policję" a do mnie zawsze dzień dobry i kłania się w pas.




wtorek, 17 kwietnia 2012

Rodzić dzieci? To nie problem (część 2)

Trzymając telefon przy uchu patrzę na klękającego patola. Kurwa, jak oni grają, jak udają przejmujące mamusie w obliczu nadchodzącego zagrożenia. Zastanawiam się, co taki patol czasami myśli - że mi dzieci zabiorą czy kurwa zasiłki z Opieki i z funduszu alimentacyjnego. Do dziś pamiętam jedna patolkę, która narodziła z siódemkę dzieci i wszystkie do specjalnej szkoły wpychała, bo na renty socjalne się załapią.
Odkładam telefon. Każe wstać patolowi i przestać udawać.
- Szkoda że pani tak nie płakała jak dziecko chore bez leków leży - żałośnie spojrzałem na nią i nie poczułem nic, żadnego jebanego współczucia dla niej. Jesteś kobieto dnem.
- Ja go zabiorę, zaraz kupie leki, pojadę do lekarza - łka i patrzy na mnie.
Teraz! Kurwa teraz! I co, może wyjdę i udam ze wszystko w porządku szmaciaro? Biorę telefon do reki, dzwonię na 112. W słuchawce głos, standardowa formułka, mówię że chcę lekarza na wieś taką a taką do chłopca z wysoka temperaturą, kaszlący mocno, rozpalony bardzo, osowiały, itp.
- Karetka do przeziębień nie jeździ - głos dyspozytorki nie dawał złudzeń
- Proszę panią, nie interesuje mnie to - i tłumaczę babie kim jestem i co tu robię.
- Karetka i lekarz do takich zgłoszeń nie jeżdżą, proszę przywieźć dziecko - pierdoli mi w kółko
Co ja kurwa? Taksówka jestem? Ja wiem że dziecko chore, należy pomóc, ale po to jest jebane pogotowie, żeby w trudnych sytuacjach podejmować interwencję. Kurwa, jak go wezmę do samochodu, będzie wypadek to mi prokurator na głowę wsiądzie i do pierdla wsadzi. Do chuja pana.
- Proszę mnie posłuchać. Ja zaraz przyjadę, ale sam, bez dziecka i przyjdę do pani, ukłonie się ładnie i poproszę od Pani odmowę na piśmie wysłania tutaj karetki, abym to pismo przedstawił sędziemu, który bardzo szczegółowo się z nim zapozna, dobrze?
Karetka będzie za 60 minut.
Patolka patrzy na mnie, nie wie co zrobić.
- Co sie Pani tak patrzy,? - wrzasnąłem na nią - szuka Pani czystych rzeczy, umyje dzieciaka, przebierze. Napali Pani w kuchni w piecu, żeby cieplej było. Ma Pani jakąś rodzinę gdzieś tutaj, sąsiadkę która w razie czego przypilnuje dzieci? - jak z dzieckiem - zrób, umyj, posprzątaj, napal, nakarm...
Przychodzi ........ sołtysowa. Stara, gruba rura w przetłuszczonych włosach i z przymilającym uśmiechem trejkocze:
- Ja wiedziałam że tak będzie, w końcu ktoś zareagował, bo tu źle było, dzieci zaniedbane, głodne po wsi chodziły już od dawna........... - napierdala słowotokiem, aż mnie ciary przeszły. Stara prukwo zjebana, wiedziałaś że tak jest i co? Chuja zrobiłaś, czekasz tylko aż ktoś cię wyręczy w nic nie robieniu. Out!
- Proszę wyjść, przyjdę do Pani to porozmawiamy! - krótka piłka, na nią będzie jeszcze czas.
W tym czasie patol myje dzieciaka. Płacze. Dzieci płaczą. Kurwa, może i ja się zaraz rozpłaczę. W końcu dzieciak umyty, przebrany, napalone w piecu w kuchni, trochę cieplej. Przylazła jakaś koleżanka - trochę wczorajsza, ale kij z tym. Kazałem jej zostać i napisać oświadczenie że zaopiekuje się dziećmi do powrotu matki, jeżeli będzie taka potrzeba i karetka zabierze małego. Zawsze biorę taką podkładkę, a nuż mi spierdoli jak mnie nie będzie i zostawi dzieci same?
Karetka przyjechała, wyczłapał się lekarz, wkurwiony że go ktoś tu wysłał. Przedstawiłem się, powiedziałem w czym problem. Nawet nie odpowiedział. Prostak jebany.
Dzieciak na szczęscie został w domu. Babka miała troche kasy i pojechała z receptami do miasta. Zadzwoniłem do OPS-u żeby ją skontrolowali czy kupiła leki w najbliższych dniach.
Oddaje sprawozdanie. Chcę ograniczenia władzy rodzicielskiej poprzez nadzór kuratora, może się sędzina przychyli. Wezmę ją pod osobisty nadzór. Dam jej szansę.
P.S. Po pięciu miesiącach od zdarzenia patolka jest w ciąży. Nie wie kto jest ojcem dziecka. Ostatnio dowiedziałem się, że zaczęła ostro grzać z wioskowymi menelami. Jej ulubiony tekst ostatnich dni: "jestem w ciąży to w ciąże nie zajdę, co nie?" Kurwa, gratuluję jej poczucia humoru.


poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Post Scriptum

Dotykam bardzo trudnego tematu, przez co narażam się na ataki że wylewam swoje żale, jestem wulgarny, gardzę ludźmi z którymi pracuję, że się nie nadaję do pracy. No cóż, każdy ma prawo wyrażać swoją opinię i oceniać mnie na podstawie moich postów i szanuje to. Mój blog jest bardzo subiektywny, nie ubarwiam rzeczywistości jak można to zauważyć w telewizji, nie kreuje fałszywego świata. Po prostu na swojej drodze spotykam ludzi bez sumienia, nie przejmujących się losem swoich dzieci. Moje inwektywy powstają pod wpływem chwili, emocji, gdy pisząc, przypominam sobie tamtą sytuację. Praca z takim środowiskiem to bardzo duże obciążenie emocjonalnie - wielu kuratorów ma problem z alkoholem, nie potrafi odseparować pracy od życia rodzinnego, co kończy się często rozpadem małżeństw. Pisanie bloga jest jedna z form "katharsis" i niczym nie rożni się od bloga lekarza naśmiewającego się ze swoich pacjentów i ich przypadków medycznych, czy bloga strażnika więziennego, opisującego prace z więźniami. Nazywam rzeczy po imieniu - patol, nielat, dziwka, kurwa - bo kim jest kobieta, pozostawiająca dzieci same w domu, w międzyczasie przebywając na libacji alkoholowej i usługująca 3 czy 4 męźczyzn? Jak mam ją okreslić w myslach? Kobieta nieodpowiedzialna, kobieta z negatywnym bagażem doświadczeń? Ofiara? Może i ofiara, lecz czemu gotuje taki los dzieciom, jakiego samego doznała, dlaczego daje tak wiele cierpienia osobom, które nosiła pod sercem?
Ja pomagam, chcę pomagać i będę to robił, ponieważ mam satysfakcję, jak ten "Patol", nawet jak na początku był zły na mnie i wkurwiony, ze jego dzieci trafiły do placówki, spotyka mnie na ulicy i mówi: "Panie kuratorze",byłam na dnie, a teraz nie pije i mam szanse odzyskac dzieci. Sięgnęłam dna, i potrzebowałam tego zrozumieć. Chciałabym, ze jesli dostane dzieci, Pan do mnie przychodził i mnie kontrolował." Naprawdę, sa takie sytuacje i wtedy pomagam, daje szansę, opiniuje dla sadu że jest szansa na poprawę, wydaje opinie dla urlopowania, itp.
Ktos do mnie napisał, że mam problem z agresją. Może i mam, tego nie wiem. Na szczęście testy psychologiczne które przechodziłem, nie wskazują na to :) Ale czasami jak zareagować na bezsilność systemu? Pozdrawiam i zapraszam do dalszego czytania mojego bloga. Mam tylko nadzieję, że mimo kontrowersji jakie wywołuje ten blog, nie "narażę" się nikomu.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rodzić dzieci? To nie problem!

Dzieci rodzić jest bardzo łatwo. Za łatwo. Ja mam takie powiedzenie: "Sex jest najtańszą rozrywką biednych". Dlaczego w tym beznadziejnym kraju, nie wsadza się do więzienia rodziców, których dzieci są umieszczane w domach dziecka? Robią te dzieciaki, mnożą się, zapełniają placówki i nic im, kurwa, zrobić nie można. Dzieci z FAS, RAD, uszkodzeniami mózgu - bo chlała w czasie ciąży nie bacząc na dziecko. Snują się takie potem po kamienicach i familokach, umorusane, brudne, głodne - dziesięcioro, dwanaścioro na zasiłkach z opieki społecznej.
Któregoś dnia dostałem zlecenie na przeprowadzenie wywiadu. Znowu wioska, choć tym razem w jej środku. Obleśna chałupa, z walącym się płotem. Zimno było, bo to styczeń, a w chałupie tylko drzwi z dykty były granicą patologii. Stojąc zmarznięty przed drzwiami, klnąc na czym świat stoi, bo w samochodzie zjebało się ogrzewanie, wchodzę to chałupy. Światło sie pali, ale zimno, syf, brud, nasrane przez psa na środku pokoju, jakieś resztki jedzenia na talerzach na stole, dziecięce ubranka walają się wśród ogólnego syfu. W chacie zimno, nienapalone. Kurwa, co jest?
Wychodzę przed dom. Godzina 19.00, ciemno, żywej duszy w obejściu. Zawiadomienie ze szkoły dostałem, że dziecko brudne, zawszawione, nie pokazuje się od kilku tygodni w szkole, brak kontaktu matki ze szkoła. Idę do sąsiadów - Nikt nic nie wie, ktoś ją widział, dzieci nie widział, a może widział. W tym zjebanym kraju, mogą cie zamordować, a nikt się tym nie zainteresuje.
Wracam do chałupy - trochę ryzykownie bo na dobrą sprawę, wyglądam jak włamywacz. Pierdole to, wiem że są dzieciaki, spróbuje chociaż jakaś kartkę zostawić, sprawdzić cokolwiek, nie wiem sam do końca po co wchodzę, ale ciekawość zwycięża. Dotykam pieca w mieszkaniu - jeszcze ciepły, żarcie w talerzach, jakby ktoś rano jadł - kurwa, wrócę tu rano.
Ósma rano - z powrotem przed chałupą. Puk, Puk i nie czekając na zaproszenie wchodzę.  W chacie zimno, jakieś 10 - 12 stopni. Przedstawiam się, mówię co i jak i pytam grzecznie co się dzieje z dzieckiem.
- Chore jest - odpowiada mi patolka, wzruszając ramionami.
-Jak to chore, gdzie są leki? U lekarza było? - jeszcze spokojnie pytam, lecz mi ciśnienie zaczęło już niebezpiecznie do góry zapierdalać
- Było - odpowiada beznamiętnie patolka.
Idę do pokoi dzieci, patolka za mną i pierdoli mi teksty że dzieci spią, żeby nie budzić, bo chore, późno wczoraj wróciła. Spierdalaj babo, sobie myślę, albo mi te dzieci pokażesz, albo kurwa zaraz bedziesz żałować.
- Otworzy pani pokój - mój głos juz nie był miły, był wkurwiony
- klucza nie mam - odpowiada mi patol, a ja za klamkę. Zamknięte.
- Jak mi zaraz tych drzwi nie otworzysz, to dzwonię na Policję, a wcześniej sam je wyważę. - Co za bladź jebana, dzieci w pokoju zamyka. Poleciała gdzieś na chwilę i wróciła z kluczem. Otworzyła.
W jednym małym pokoju, na dwóch łózkach spało 4 dzieci. na środku piecyk gazowy na gaz propan-butan. Bez wentylacji, opary gazu unoszą się w całym pomieszczeniu. Najstarsze z czwórki, 7 lat - chłopczyk ze szkoły, reszta mniejsza. na łóżkach barłogi, poprzykrywane szmatami, osmarkane.
- Który to chory - pytam patolkę
- Ten najstarszy - odpowiada, a ja podchodzę do dzieciaka. Cały spocony, rozpalony, przykładam rekę do głowy - gorąca.
- Jakie leki bierze, gdzie są, kiedy był u lekarza? - staram się zachować spokój. Patolka patrzy na mnie jak kurwa na jakiegoś kosmitę
- Do lekarza miałam jechać - odpowiada, jakby kurwa problemu nie było. Przecież, dziecka od kilku tygodni w szkole nie ma bo chore.
- Termometr! - ciśnienie moje 180/200, jak chuj
- nie mam, zbił się - cynizm, kurwa, jebany cynizm.
Ja pierdole, nie wytrzymam, zajebie ją, uduszę. dzieciak chory, bez leków, bez lekarza, zamkniety w pokoju w oparach spalin z pieca, w syfie, brudzie, a ONA mi kurwa "zbił się".
Telefon biore do ręki i dwonię na pogotowie. Kurwa, nie wytrzymam. mam ochotę jej wpierdolić, jebnąc tak, żeby już nie wstała.
A tu szopka sie zaczyna. Patolka pada u mych nóg i płacze:
- Panie kuratorze, prosze, nie zabieraj mi dzieci - kleka przede mną wylewając fałszywe łzy.
Odejdź kobieto, nie wkurwiaj mnie, myśle. Sorry, ale bez szacunku, bez kurwa litości. Nie mam litości w sytuacji, gdy widzę takie rzeczy. Nienawidzę fałszu i grania. A to była zajebista aktorka, conajmniej mamusia matki małej Madzi.
Ciąg dalszy nastąpi.....


czwartek, 12 kwietnia 2012

Szanuj matkę swą, lumpiaro!

Lubię takie wywiady. Babinka wypisana ze szpitala, wymaga stałej pomocy i opieki osób drugich, wiec szpital zawiadomił sąd, że Babinka zamieszkała pod adresem takim a takim, nie moze samodzielnie egzystować. Z reguły wywiadzik spokojny, Ą, Ę, fajnie, w porządku, zdrówka życzę...... Z regóły ludzie sympatyczni, przerażeni trochę obowiązkami wobec ludzi starszych.
Zajeżdżam swoim trupem na wiochę. Domek przy drodze, trochę zaniedbany, nie jest źle myślę. 20 minut gadania i dalej w drogę. Pukam do drzwi. Cisza. Pukam głosniej.
 - ZARA! - drze ktos mordę z pokoju. Czekam. Luz na razie, nie wkurwiam się. Mija minuta.
Puk, Puk, wale mocniej w drzwi.
- ZARA, IDE! - ten sam głos. Wkurwia mnie już. Minuta czekania. Chrobot zamka i uchylaja sie drzwi w których staje facet, na oko 60 lat, wysuszony,  nieogolony, w samych ciemnożółtych na przedzie gaciach, z których do połowy wystaje owłosiony worek mosznowy.
 - Dzień dobry, kurator, legitymacja, szukam tej a tej, z sadu jestem, wywiad mam.
Wkurwiacz podrapał się po głowie. Na najmniejszym palcu prawej reki miał coś, co napawa mnie obrzydzeniem. Paznokieć, kurwa, co najmniej 5 centymetrów długosci, obciety na strzałkę. Po co oni noszą te paznokcie? W rowie nim grzebią? 
- Kryyysiu, do ciebie  - zawył w głąb mieszkania, zapraszając mnie do środka.Wchodze do duzego pokoju, śmierdzi wódą i tanimi fajkami, staje na srodku pomieszczenia i czekam. Nagle, włazi Krysia. Ale co to było za wejscie. Krysia lat 45, ubrana jak dziewucha 16 letnia z wiejskich baletów, obcisłe białe lajkry, wpinajace sie w pizdę, bo gaci  nie ubrała, pępek na wierzchu, bluzeczka biała obcisła, podkreślająca fakt, ze nie ma stanika, usta szminką kwistoczerwoną odjebane. Tylko kurwa ta twarz, pijacka, przechlana, opuchnieta.
Przedstawiłem sie, powiedziałem po co przylazłem. Reakcja Krysi zajebista.
- Przepraszam Pana bardzo. - najebana kurwa, ale próbuje trzymac fason - Ja bardzo przepraszam pana - poetórzyła, robiąc usta w dziubek i zbierając mysli - Ja muszę to powiedziec - i pręzy sie przede mną, próbujac udawac ze jest trzeźwa.
- O co chodzi - normalnie zapomnialem po co przyszedłem. Rozjebała mnie. Miałem ochote parsknąc smiechem  - z trudem sie powstrzymałem.
- Bo wie Pan, Stefan, mój przyjaciel, który mi pomaga, ........ aLLLeeeeeee tu nie mieszka............. bo Stefan, rozumie pan.................. miał wczoraj imieniny........... i ten teges troche ........ wczoraj...........troszeczkę......... ociupinke............ wypilismy.
No i chuj. Teraz juz wiem jak konczą przydrozne dziwki. Jak ona.
- Allllllle, ja, panie kuratorze, jestem prawie trzeźwa - mówi do mnie - niech Pan zobaczy, jaskółkę zrobię.
I kurwa staje na jednej nodze rozprostywując ręce w powietrzu. Komedia jak chuj.
Nagle spowazniała. Usiadła przy stole i wyjmuje papierosa.
- pozwoli Pan, że zapalę - z zajebistym akcentem na co drugą sylabę.
Ogólnie nie jest źle. W miarę kontaktowa, rozmawiam o matce jej, spisuje dane. Każę prowadzić sie do pokoju, by babinke poznać, porozmawiać, zobaczyć czy ma wszystko. babinka miła, mało kontaktowa, i z poalkoholowym zanikiem mózgu, chorobą alkoholową, padaczka alkoholowa. lat 75 i całe zycie w dobrym zdrowiu przechlała. Normalnie kurwa cud. Babcia miła, usmiechniet, tylko nielogicznie gada już.
Stara kurwa, z alfonsem i babinką z alkoholowym zanikiem mózgu. Zajebiste trio. Ale cos mi tu nie gra. Za dobrze, za ładnie, za sztucznie kurwa, nierealnie. Czuje smród patola, czuje fałsz i obłude ze strony dziwki i jej alfonsa, czuje smród gówna, który unosił sie wokół tego wszystkiego.
Ide do najblizszego domu. Pusto. Chałupa wogóle stoi na skraju wsi. To nawet nie wieś, to kolonia. Ide do nastepnego. dwoje starszych dziadków przyjmuje mnie z ostrożnością. Pytam o babinkę z domu obok.W odpowiedziach słysze: melina, bójki, dziwka, kurwa, bije matke, wygania ja z domu, jesc nie daje, zamyka w komorce, wyzywa, straszy smiercią, spi w stodole....... KURWA!!!!! DOŚĆ!!!!!!!!!
Jedna i druga siebie warta, stara bo całe zycie przechlała i córka, która przez starą chleje. Dziwkarstwo, menelstwo i mnożenie dzieci. Ludzkie bagno.



środa, 11 kwietnia 2012

Menelownia na poddaszu

Rano trzymałem zlecenie - wywiad środowiskowy do sprawy o pozbawienie władzy rodzicielskiej. Wywiad u ojca dziecka, menela srającego i lejącego pod siebie, który całe swoje zasrane i przechlane życie mógłby zmieścić w beczułce taniego, śmierdzącego wina. Menel jest mi znany osobiście, mijam go przed sklepem w którym robię zakupy - śmierdzący, często osrany, żebrze o możliwość odwiezienia wózka zakupowego. Z tymi menelami to mam zawsze problem, pijaki jebane lubią mnie, bo przychodzę i pytam ich o rzeczy, o których już dawno starają się zapomnieć, zachlewając swoje mordy beczułkami za 3,99 z Biedrony. Jak tylko wychodzę ze sklepu, to leci taki jeden przez drugiego drąc mordę "uszanowanie kierowniku, może wózeczek odwieźć, bo suszy mnie niemiłosiernie". Przynajmniej jeden z drugim nie kłamie, ze na bułeczkę, mleczko, czy kurwa dzieci głodne w domu płaczą. Wiedzą, że mnie nie oszuka.
Godzina 15.30. Kończę dyżur w sądzie i swoim 15 letnim trupem udaje się na wskazaną ulicę. Typowa kamienica, do której wchodzi się przez bramę. Z zewnątrz wspaniały Burmistrz miasta ją odmalował - gryzła się z ratuszem, stojącym trzy domy dalej. Zamykające się drzwi bramy uświadomiły mi, że jestem w swoim żywiole. Przed schodami spogląda na mnie menel (z francuskiego "Cloushard", bo zaraz jakiś komentator bloga powie ze obrażam menela. Menel to menel - stoczył się na dno i jest syfem, wrzodem tego społeczeństwa. To muzułmanin dnia codziennego). Menel podniósł łeb na mój widok, usmarkana broda ze stróżką śliny i kałuża rzygowin lejąca się z jego wysyfiałej kurtki, jasno pokazała, w jakim jest stanie.
- Ryszarda takiego a takiego szukam - zwróciłem się do menela, zachowując odstęp co najmniej czterech metrów - jest w melinie?
- Yyyyyy, Ryyyycha? - wycharczał, wyrzucając resztki rzygowin ze swego otworu gębowego.
- Tak, Rycha szukam, wiesz gdzie jest? - mam w dupie ze to przecież człowiek i na Pan trzeba mówić. Człowiekiem on jest, jak jest trzeźwy, teraz to roślina łapczywie szukająca dostępu do światła i wody. Szczególnie wody.
- RYYYYYCHU!!!! - wydarł się na cały głos, unosząc do góry głowę i pokazując strupy, które spowijały całą jego szyję. RYYYYCHU, POOOOLICJA do ciebie - i zacharczał jakby śmiał się, ze swojego zjebanego poczucia humoru. 
- Zamknij się! Co się drzesz! - z obrzydzeniem go wyminąłem, przestępując co dwa schody i zmierzając do mieszkania, a raczej poddasza, na którym zagnieździł się ten ludzki szczur.
Napierdalam w drzwi. Oklejone dyktą, urwaną klamką i dziurą w środku, służąca do oceny gości, witających w tym apartamencie.
- Kto tam? - charczący głos wydobywał się z czeluści meliny
- Kurator, z sądu jestem - drę się na korytarzu, pełen wkurwienia, ze czeka mnie pobyt w smrodzie i syfie.
- Policja? - kurwa, jebane śmierdziele zawsze pytają czy Policja. Tak kurwa, tu nawet gliniarz nie wejdzie bez odbezpieczonego pistoletu, a ten jebany sąd wysyła mnie samego w takie gówno.
- KURATOR!!! - drę się do menela, który szuru, szuru, zmierza do drzwi. Otwiera je, a na mnie bucha odór śmierdzącego powietrza. Wyobraźcie sobie bezdomnego, albo lepiej pięciu, zamkniętych w pomieszczeniu 5 metrów kwadratowych bez wentylacji. Pomnóżcie razy pieć zapach, to poczujecie to. - Poznaje mnie PAN?
- AAAA, poznaje, poznaje - łypnął oczkami w moją stronę - proooooszę! i odchylił drzwi na oścież. 
Pakamera to jeden pokój, bez kibla i łazienki. Menel szcza do umywalki, a gówno robi w wiadro pod zlewem. Na środku pokoju stół, przykryty gazetą i tapczan, okryty szmatami, na którym leżał inny menel, śmierdząc i wydalając mocz w międzyczasie.Na stole zaczęta beczułka, którą to mój szanowny rozmówca pieczołowicie i starannie zakręcił, z utęsknieniem zerkając, czy nie uroni żadnej kropelki.
- To kolega, z więzienia wyszedł i nie miał gdzie spać. Urodziny miał wczoraj i wie pan, trochę wypiliśmy - charczał w moją stronę uderzając ręką w szyję. Kurwa, zawsze maja urodziny jak ja przychodzę. Kurwa, chyba normalnie zacznę prezenty im nosić.
- to Pan jest Ryszard taki a taki? - pytam z obrzydzeniem.
- Ja! - aż się wyprostował, jak do orderu przypinania.
Przechodzę do rzeczy. Kilka szybkich pytań potrzebnych do wywiadu. Rozglądam po melinie się. Rzygać mi się chce. 
- Rysiuuuuuuu? Kto to? - w drzwiach ukazała się głowa menela z dołu, który tak przyjemnie przywitał mnie swoim żarcikiem - Policja? - wybełkotał. Jak on tu kurwa się doczłapał? Drugie piętro, strome schody - czyngis-Cham jebany!
- Spierdalaj, spierdalaj Stachu - menel Ryszard kulturalnie wyprosił gościa za drzwi.
- .... ale rysiu? - z akcentem na Ryyysiu. Zapyziała morda nie ustępowała, wywalając fioletowy jęzor na wierzch.
Menel Rysiu doskoczył do drzwi i jednym szarpnięciem pchnął menela tak, ze poleciał na plecy lądując na schodach. Rumor wielki, jęki Stacha - wyjrzałem za drzwi, gdzie lump próbował wstać. Rączusia jego w powietrzu próbowała znaleźć jakieś podparcie.
- Rysiu, co to kurwa za hałas? - oszczana gnida na kanapie podniosła łeb przecierając zaropiałe gałki oczne. - kto to Rysiu? Policja?
Mam dość. Wyszedłem.


wtorek, 10 kwietnia 2012

Tomuś

Tomuś to typowy, bezmózgowy nielat, który swoja przygodę z Sądem zaczął w wieku 8 lat, podpalając słomę na wiosce. Później jeździł do miasta i kradł batoniki za 1,29 z Biedrony, by wieku 13 lat dostać nadzór kuratora. Tomuś ogólnie nie jest głupi, całkiem sensownie gada, lecz ma okresy że odpierdala mu w czajnik i systematycznie ląduje na policji.
Tomuś to efekt bezgranicznej miłości swoich rodziców. Jedenasty efekt. Na dwóch pokojach w klitce wielkości 40 metrów kwadratowych żyje rotacyjnie 13 osób. Dlaczego rotacyjnie? Ojciec systematycznie za chlanie wódy i jazde na rowerze pod wpływem alkoholu, trafia do kryminału, a trzy siostrzyczki, osiedlowe kurwy, co miesiąc znajduja nowego frajera, do którego sie wyprowadzają. Ale jak to z kurwą bywa, nawet najlepsza się znudzi i z powrotem wracają by spać na materacach w przedpokoju. Przyznać jednak trzeba jedno - dziwki ładne są i jak się odpierdolą na balety, to nie jeden ślini się na ich widok. To jest własnie powód, dlaczego nie łażę na balety w mieście gdzie znam patoli. Prawie wszystkie, które są gotowe na ciebie po postawieniu piwa, to syfiary - odjebane i ubrane odświętnie na balety, z podmytym kroczem. A najbardziej wkurwia mnie, że są takie, które na mój widok wręcz celowo krążą wokół mnie i sie ocierają, uśmiechając się w moją stronę, licząc na to że zaliczą kuratora. Po dwóch czy trzech takich akcjach, nauczyłem się jeździć na balety do miasta oddalonego o 50 kilometrów.
Ale powróćmy do Tomusia. Tomuś ma mamusię, kochającą. Szkoła specjalna, cztery klasy ukończone. renta socjalna, po podwyżce 590 złotych miesięcznie. I rodzinne - jakieś cztery stówy, i alimenty, bo dwoje dzieci innego ojca - 700 złotych, i zasiłek okresowy - jakieś 500 złotych, i zasiłek celowy na żarcie - 400 złotych, i zasiłek kurwa na opał - 300 zlotych. te, co łażą jeszcze do szkoły - dożywianie w szkole - jakieś 400 złotych, dodatek mieszkaniowy - 200 złotych. Oprócz tego Caritas, Pajacyk, Polski Komitet Pomocy Społecznej i pierwsza klientka do darmowej kiełbachy na festynach miejskich (na które tez kurwa już nie chodzę). Nie to zebym zazdrościł, ale wszystko ma swoje granice.
Tak więc, Tomuś ma wzorce wspaniałe. Na moje pytanie - Tomuś, co będziesz robił, jak będziesz duży (bo Tomuś, choć ma lat 14 prawie, to intelekt 9-cio latka), Tomus odpowiada - To co tata. A co Twój tata robi? - pytam go dalej. Kradnie - odpowiada całkowicie spokojnie chłopczyk.
Najgorsze w tym jebanym systemie jest to, że praktycznie niewiele możesz zrobić. Tomuś, jak ponownie wyjebie jakis numer, wsadzę go MOW-u (Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy), bo wtedy będzie miał szansę na skonczenie szkoły, bo w kryminale i tak, prędzej czy później skończy.

P.S. Jestem zszokowany ilościa wejść na tego bloga, który naprawdę pomaga mi się zdystansować od tego syfu w którym sie obracam. Choć brzmi to dziwnie, ta praca sprawia mi przyjemność.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Kasia, Krzyś, Tomek

Piątkowe popołudnie. Wszyscy normalni ludzie o tej porze kończą robotę i szykują się na wieczór. Ja natomiast wsiadam w swój 15-letni wehikuł czasu i zapindalam na wiochę odległa o 30 kilometrów, gdzie jestem zasadzony na jedna patolkę. Od jakiegoś czasu wiem ze chleje na potęgę i szlaja się po melinach, lecz kurwa nigdy jej nie złapałem. Jak nie dziś, to nigdy. Dostałem właśnie telefon od zaufanej innej patolki, że moja meliniara browary w sklepie kupiła i jest już wcięta. FULL POWER MUSIC w samochodzie napierdala a ja jadę na spotkanie z ludzkim bagnem.
Ropiejąca rudera na skraju wsi, od 40 lat nieremontowana, z obejściem zasranym przez bezpańskie psy i koty. W chałupie ciemno, zywej duszy. Kurwa, zaklnąłem pod nosem, wypalone dobre z 8 litrów wachy po 5,70 złotych. 40 jebanych złotych poszło w dym.
W tej samej wiosce mój kurator społeczny ma nadzór. Patolka, typowa labadziara co juz jest tak posunieta w rozkładzie, że powodzenie ma juz tylko u nekrofilii i zboczeńców za flachę. Labadziara żyje z męzem, alkoholik z delirą i zanikiem mózgu. Do tego troje dzieci: Kasia lat 13, Krzyś 10, Tomek 15. Owoc ich wspólnej miłości zrodzony w majakach alkoholowych.
Rodzinka mieszka w bloku. bez łazienki, z kiblem na korytarzu. ogólnie syf, kiła i mogiła. Smród. Włażę do mieszkania na chama - puk, puk, za klamkę i w razie z czego lekki kop. Wiem ze muszą być, zasiłki płacono wczoraj w opiece to kasa na chlanie jest, a ja nie na darmo zasuwałem 30 kilometrów żeby pusty przebieg mieć. W mieszkaniu dzieciaki, obiad gotują, czyli ziemniaki z keczupem. 
- Gdzie matka - pytam dzieciaków rozgladając sie w międzyczasie po calym mieszkaniu, cuchnącym moczem i stęchlizną.
- Pojechała 3 dni temu - rezolutnie Kasia odpowiada, a ja w pokoju obok zauważyłem dwóch innych debili, na oko 17-19 letnich patrzących na mnie spode łba.
- A ojciec - coraz bardziej wkurwiony spoglądam na Kaskę i dwóch przygłupów siedzących obok w pokoju. Do tego jeszcze kurwa browar mają jeszcze.
- ojciec to nie wiemy, nie ma go od wczoraj - Kasia znowu odpowiedziała, a ja przyglądnąłem się jej bardziej. Lat prawie 14, cycek rośnie, wysoka, całkiem ładna, w króciutkich spodenkach i bluzeczce z dekoltem i kurwa te pozy, jakie przybiera w rozmowie ze mną - młode dziecko a podświadomie szczuje już chłopaków. I nagle kurwa zajarzyłem co te dwa zjeby robią w tej chacie. Pierdolone pedofile.
No i mam, trybik. Pilny. Ale wcześniej - kolęda po sąsiadach, sołtys, sklepowa. Potwierdziłem, sprawdziłem i znalazłem ciotkę tych dzieciaków - trzeźwą. Podpisała że zaopiekuje się dzieciakami przez weekend, a ja w poniedziałek trybik dokończę.
Poniedziałek. Wnioseczek o pilne umieszczenie dzieciaków w placówce napisany, akta dołączone, uzupełnione, karty nadzorów powpinane. Siedzi ta matrona, sędzia rodzinna znaczy, w swoim gabinecie i wpierdziela pączka.
- Dobry - sile się na życzliwość - tryb pilny mam!
- Dzień dobry - matrona podniosła wzrok znad pączka - a to takie pilne? - kurwa, nie, nie pilne, tak dla jaj przychodzę bo chce zobaczyć jak pączka żresz. Streszczam jej wniosek, bo i tak pewnie go nie przeczyta.
- No dobrze, dobrze, zrobię - łaskawa pani Sędzia paluchem całym w lukrze od pączka wskazała  miejsce na biurku, gdzie mam zostawić wniosek - dzisiaj będzie.
A co mnie to obchodzi, pomyślałem, do mnie już reszta nie należy.

niedziela, 8 kwietnia 2012

Sąsiedzi

Kurator sądowy ma często za zadanie zdobywac informacje w środowisku sąsiedzkim, tak zwana opinię w miejscu zamieszkania. Wygląda to tak:
Puk, puk - napierdalam w drzwi sąsiada jakiegoś patola.
- słucham? - otwiera mi drzwi 70 -cio letni mocherowy berecik, a w tle kakofonia dźwieków Radia Maryjan ze 134 tajemnicą bolesną różańca. - Słucham?
- dzien dobry, kuratorem jestem -  i podtykam pod nos legitymacje - chciałem zapytać, czy zna pa..........
- Gdzie podpisać? - one kurwa chyba celowo akcentuja PODpisać.
- Nie, ja z sądu jestem, chciałem zapytać o rodzinę Xińskich - gadam do babki, choć po wyrazie twarzy widzę, że nawet księdzu nic by nie powiedziała. - Zna Pani?
- Panie, ja nie znam, ja sie nie mieszam, nie interesuje, nic nie widze, nic nie słyszę, mieszkam od niedawna - własciwe podkreśl.
Wtedy trzeba zastosować techniki socjologiczne. Na Mocherowego Berecika działa jedno - dzieci.
- Anonimowo pytam, króciutko, bo widzi Pani, tam sa dzieci małe, ja musze wiedzic czy im sie krzywda nie dzieje. Ja widzę, ze Pani nie pozwoliłaby dzieciom krzywdy zrobic, takie małe, wie Pani, dziewczynka i chłopczyk (lub co tam innego) Pija oni?
- No nie wiem, ja tam nic nie widzę, przygłucha jestem - mieknie stara rura, juz ja mam
- ale nich pani kiwnie głową, pija? - nie wiem dlaczego, ale to zawsze działa i ludzie kiwają
- a czesto? Codziennie? - I znów kiwnięcie
- a jakieś awantury, kłótnie, libacje? - ciągne dalej wykorzystując falę wznoszącą
- AAa, panie, szkoda słów, ale ja sie nie wtrącam - to mi wystarczy. Opinia nienajlepsza.
Doswiadczenie mi kaze robić rozpytanie sasiadów:
1. Przed wywiadem w miejscu zamieszkania patoli
2. Nigdy naprzeciwko ich drzwi.
3. Nie pytam o nazwisko ani nie podaje w sprawozdaniu numeru mieszkania
A na koncu patol i tak wie, kto na niego gadał.

Jola

Jolę poznałem całkiem niedawno. Sąd ograniczył jej władzę rodzicielską poprzez nadzór kuratora, a ja z polecenia służbowego wziąłem ja do osobistego nadzoru. Jola to bardzo interesujący przypadek. Kobieta lat 40, z dwójka dzieci, mieszkająca w centrum miasta w kawalerce. Alkoholiczka z depresją. Praca z takimi alkoholiczkami jest bardzo trudna. Ma depresję, to polepsza sobie humor alkoholem, jak trzeźwieje, to popada w stany depresyjne i znowu leczy się alkoholem. I tak w kółko. Jolka była kiedyś niezłą lufą. Resztki jej urody pozostały do dziś. Ma wykształcenie wyższe, studiowała drugi fakultet, ekonomistka. Były mąż to wojskowy, jakiś podporucznik, który zostawił ja 10 lat temu. Problemy z życiem u Jolki zaczęły się, gdy ja zostawił, a ona nienauczona pracy i samodzielnego utrzymania została z dwójka dzieci i kawalerka w spadku.
Jolka lubi specyficzny sport - zbierać meneli z flachą i w chacie urządzać popijawy, lądując nawet z dwoma czy trzema facetami w łóżku, ot taki fetysz. Przeważnie 5 letni Damianek śpi obok na łóżeczku, a 15 letni Mariuszek, ćpa wódę i marychę z kolegami pod blokiem.
Moje pierwsze spotkanie z Jolką, odbyło się, jak każe prawo, Biblia i Koran w miejscu zamieszkania patolki. Wlazłem do lokalu na chama, bo z zasady nikomu drzwi nie otwiera, a sprawdzony sposób to zapukać i za klamkę złapać - uwielbiam ten moment zaskoczenia na ich twarzach.
- Dzien dobry - u progu wołam, zauważając ruch ręką chowanego browara pod stołem.
- yyyyy, a TY to kto, kurwa - zwróciła się do mnie całkiem kulturalnie patolka
- Kurator z sądu! - krzyknąłem, pod nos przystawiając jej legitymację z wielką pieczątką Prezesa Sądu Okręgowego - dzieci gdzie?
- Alle, alllleee...... Panie kuratorze...... ja nie piję...... tylko jedno piwko......... a Dawidek u tatusia, na weekend - wybełkotała w moja stronę, a ja przed oczyma mam kserokopie postanowienia sądu zobowiązująca do do zaprzestania spożywania alkoholu. - Mariuszek u kolegi, nocuje u niego, pppozwolilam mu.... - dalej bełkocze w moją stronę.
Już mnie wkurwiła, na samym początku naszej pięknie zapowiadającej się znajomości. Morda z oznakami przepicia próbowała uśmiechnąć się do mnie, lecz mnie już złość i obrzydzenie wzięło. I na dodatek ten facet w kiblu, który wylazł jak tylko mnie usłyszał. Luj pierdolony, śmierdziel oblesmy, który dobrze wiedział że jak przyniesie browara to porucha ją dzisiejszej nocy. I to na łózku w którym spi z własnym dzieckiem, w niezmienionej pościeli. Kurwa, bez szacunku.
- A Pan - z akcentem na PAN - to kto, ja się pytam, bo Jolusia to moja dziewczyna! - wypluł te słowa z odorem alkoholowym, plując przez szczerbinę w zębach. W ogóle patole maja wspaniałe zeby. Nie leczone, same wypadają z niedożywienia i przechlania takiego osobnika. Ci co maja jeszcze trochę poczucia wstydu, próbują ukrywać swoje niedostatki, lecz z czasem jak staczają się na dno, przestają sie tego wstydzić.
- Rychu, kurwa, zamknij się! ttto Pan Kurator! - normalnie zaanonsowała mnie jak kogoś, kurwa, bardzo ważnego. - On do mnie przyszedł!
- AAA, to przepraszam, mnie tu nie ma - oblech wyszedł z mieszkania chwiejnym krokiem, w międzyczasie pod pazuchę chowając browaska. - Jola, ty skończ, a ja przyjdę zaraz - na odchodne rzucił do swojej ukochanej i otarł wąsa ujebanego i zżółkniętego od nikotyny.
No cóz, i tak nic dzisiaj wiecej z nią nie podziałam. Najebana, bełkocząca patolka, która w dupie ma postanowienie sadu i która wyjebane tez ma na własne dzieci. I wex tu kurwa z taką pracuj. Czeka mnie niezła walka, coś czuję.