czwartek, 28 lutego 2013

Po Gali.....

Operując małą ilością czasu wolnego i pobytem poza domem, korzystając z uprzejmości innej osoby, która udostępniła mi komputer, pragnę powiedzieć jedno. Dzięki serdeczne!!! Więcej wkrótce:)
PS. Kurwa mać! :)

wtorek, 19 lutego 2013

Podziękowania

Chciałem podziękować wszystkim tym, którzy tak aktywnie wspierają mnie w prowadzeniu bloga i doceniają mój bądź co bądź amatorski talent pisarski. Pragnę poinformować także, ze zostałem zaproszony na uroczysta Galę "BLOG ROKU" i mam nawet szanse na wygranie nagrody :)
Z oczywistych względów, nie pojawię się osobiście na Gali, jednakże będę godnie reprezentowany. Okazuje się, że kontrowersje wobec bloga który prowadzę są tak duże, mimo że jest to głównie moja twórczość literacka, która w sposób subiektywny przedstawia świat, z jakim się spotykam, to jednak moje zabiegi stylistyczne w opinii wielu osób są zbyt kontrowersyjne i w sposób negatywny przedstawiają zawód kuratora sądowego.
Korzystając z okazji, chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy mnie wpierają, także kuratorom zawodowym, którzy jednak potrafią rozgraniczyć beletrystykę od profesjonalizmu zawodowego. Chciałbym podziękować za sms'y wysyłane w konkursie i komentarze umieszczane pod postami. Trzymajcie kciuki na Gali w dniu 28 lutego 2013 roku w Warszawie :)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Nadesłane: Agnieszka i Damian cz. 2 ost.

Agnieszka i Damian cz.2

Na początek krótkie sprostowanie z części pierwszej w związku z waszymi sugestiami.
U Agnieszki faktycznie wystąpiły pierwsze objawy łuszczycy kiedy przebywała na tourne po melinach. Nie wiedziałem jednak, że jest to choroba jak mnie pouczono genetyczna i nie zaraźliwa. Z tego co wyczytałem na temat tej choroby to może to mieć coś wspólnego  z obniżeniem ogólnej odporności organizmu lub nieprawidłowym funkcjonowaniem  ukł. odpornościowego a między innymi jednym z głównych czynników ryzyka rozwoju łuszczycy jest alkohol. Czyli tak do końca nie musiałem się mylić a napisałem prawdę. Zostawmy to, moja wina a to nie blog medyczny i nie to jest najważniejsze w tej opowieści ale niestety w społeczeństwie pokutuje błędny stereotyp, że łuszczyca jest zaraźliwa. Popełniłem też błąd w sformułowaniu genetyczne i dziedziczne, z tego co wiem to rodzice nie są na to chorzy więc po prostu  dokonałem jakiegoś rozgraniczenia choć nie powinienem,  choroba u Agi nie jest dziedziczna z pierwszego pokolenia może gdzieś dalej czego nie wiem.
Jeśli kogoś uraziłem tamtym wpisem to bardzo, bardzo  przepraszam. Rzeczą ludzką jest się mylić a nie popełnia błędów tylko ten co nic nie robi…

 *******************************************************************
Nasza bohaterka Aga trafiła w końcu za kraty. Damian został sam. Znowu kurator się przyczepił. Wzywam Damiana aby alimenty jakieś płacił. No i w związku z ponownym skazaniem muszę złożyć wniosek o zarządzenie wykonania kary. Damian przychodzi do mnie do biura. Na pierwszy rzut oka nie poznaje chłopa, siada przede mną, pachnący, uczesany w czystej koszuli,  spodnie niemal ,,na kancik’’ i się odzywa… no teraz już poznaję, ma charakterystyczny akcent  i głos.  Zaczyna coś nawijać, że pracę znalazł, że zobowiązania z tego drugiego wyroku spłaci, że nie pije, że remont w mieszkaniu będzie - tylko po co, przecież wiem, że chce je sprzedać bo wspólnotę mieszkaniową trzeba spłacić, tylko to będzie wynosić 40 tys. a za mieszkanie może dostanie z 70- 80 tys.  Tak słucham i słucham, nawet nie przerywam a Damian nawija i nawija, roztacza wizje, a ja się zastanawiam co on pił, ćpał czy o co tu chodzi. Popisałem wszystko, pożegnałem się i siedzę osłupiały. Koleżanka wyrywa mnie z zadumy jakąś sprawą.
       Nie mijają dwa dni dzwoni do mnie Aga z AŚ. Informuje mnie, że nie może tu wytrzymać, że jest źle, że Damian taki dobry i paczki jej przysyła i że ona się już zmieniła ( po jakiś 3 tygodniach w AŚ ) i ona chce wyjść na dozór elektroniczny, i będzie  potrzebna opinia od kuratora.

- Co to jest system dozoru  elektronicznego  ( SDE) i mniej więcej jak to wygląda opisałem w  jednym z poprzednich opowiadań Pt. ,,Dozór elektroniczny’’.

       O naiwności kuratorska, wiara w ludzi czasem przesłania nam zdrowe myślenie to o to chodziło Damianowi, trzeba było zrobić dobre wrażenie! Nie mija faktycznie tydzień a przychodzi zlecenie przeprowadzenia wywiadu do SDE.
       Zbieram dupę w troki i maszeruję na wywiad. Sąsiedzi oczywiście relacjonują, że jak  Aga przebywa w ZK to ,,odetchnęli’’ i jakby do Damiana mniej ludzi przychodzi a w ogóle to go nie bardzo widać. Myślę sobie, co jest? Czyżby jednak  Damian się przejął tym, ze Aga siedzi w pudle? No nic idę parę pięter wyżej, pukam ( dzwonka oczywiście nie ma ), pukam coraz głośniej, cisza. Trudno przyjdę później. Później też nie zastałem, ani następnego dnia . Kurwa wywiad musi być na biurku sędziego w ciągu 5 dni, co on nie wie że Aga wniosek złożyła? Powinien na dupie siedzieć i czekać. Zostawiam kartkę w drzwiach, że będę jutro o tej i o tej godzinie. Nie powinno się tak robić ale co mogę jak go nie ma a potrzebne jest potwierdzenie czy współlokator wyraża zgodę na odbywanie przez  innego lokatora kary w systemie dozoru elektronicznego.
       Przechodzę kolejny raz na wywiad, wcześniej myślę co napisze jak go nie zastanę, czy wystarczająco dużo razy byłem, czy powinienem kuźwa spać pod tymi drzwiami aby go zastać, jak się wytłumaczyć przed sądem, ze nie mam potwierdzenia ???  Szlag mnie trafia i idę pełen obaw.
Pukam. Jest – chwała Bogu.
Otwiera drzwi. Zaprasza do pokoju. Od razu zauważam, ze coś jest nie tak. Damian czysty, przyzwoicie ubrany nie śmierdzi wódą w mieszkaniu jakoś tak czysto. A w pokoju… 7 letnia córcia Damiana. O ludzie, jeszcze dziecka mi tu potrzeba. Dobra wypytuję go o to i o tamto, Damian dalej wizje roztacza, że pracuje dorywczo, że się poprawił, że nie pije. Nawet była konkubina przyprowadziła córkę i za jakąś godzinę   po nią  przyjdzie ( chwała, że nie dłużej – ja bym mu dziecka nie powierzył do opieki nawet na 15 min a co dopiero na godzinę czy dwie ). Wcześniej taki troskliwy nie był – tak sobie myślę, że to wszystko Damian wykalkulował sobie,  się pokaże jaki to on jest  odpowiedzialny…
Dobra lecę dalej  z wywiadem.  Damian oczywiście zgodę na odbywanie przez Agę kary w systemie SDE potwierdza. Prąd w domu jest- spiął się i zapłacił zaległości, i ,,nabił’’ licznik przedpłatowy. Dobra ale nadal coś mi nie pasuje w domu…co to jest czegoś tu brakuje… ale czego?  Panie Damianie to jeszcze do łazienki zajrzymy. A po co ? No muszę sprawdzić czy kibel jest bo takie są wymagania. Zaglądam a tam …hehe  brak piecyka grzejącego wodę, brak wanny, brak kibla! Panie Damianie co jest? Ano remont szykuje jak kobieta ma przyjechać z ZK. Do powrotu panie kuratorze wszystko będzie.  Teraz mi zaświtało czego tu nie ma ale zaglądam jeszcze raz do innych pomieszczeń aby się upewnić. Żegnam się wychodzę i mówię, że napiszę tak jak jest, kłamać nie mogę, opinie wystawię taką jaką mieli sprzed osadzenia Agi i teraz. Co sąd z tym zrobi to już Aga i pan się dowiecie. Do widzenia. Wychodzę i notuję dodatkowo w kapowniku – brak kaloryferów CO.

       Nasmarowałem wywiad na 4 i pół strony co jak na wydział karny jest naprawdę jak esej. Opisałem sytuację sprzed osadzenia i teraz kiedy Aga siedzi. Opisałem również sytuacje prawną Damiana jakie ma wyroki i za co- w tym jakie obowiązki. Szczególną uwagę zwróciłem na wyposażenie mieszkania  a raczej jego brak. Żeby było śmieszniej jeszcze zanim wysłałem wywiad w dniu następnym doszły do mnie informacje, że Damian już pije ( pieniądze zapewne miał ze sprzedaży kaloryferów i innych metalowych rzeczy na złom ). Ująłem jeszcze i to, że tylko po przeprowadzeniu wywiadu doszły informacje o nadużywaniu alkoholu przez Damiana.
Aga na SDE nie wyszła. Damian się załamał i poszedł w ,,tango’’. W stanie jeszcze świadomości zdążył podejść do mnie do biura i się pożalić jaką to ja opinie napisałem. Wyciągnąłem kopię i przeczytałem mu te wątki do których miał ,,ale’’ – spytałem czy to prawda czy było inaczej, spuścił głowę, przyznał racje, wyszedł.
       Damian tak dobrze balował, że po jednej z imprez u niego w domu  obudził się na wytrzeźwiałce z informacją, że jest prowadzone postępowanie wyjaśniające w sprawie ujawnienia zwłok u niego w domu. Jak wytrzeźwiał przesłuchano go  i wypuszczono. Tak pili, że sąsiad o słabszym zdrowiu i jeszcze większym przebiegu alkoholowym po prostu zszedł- zapił się. Do domu Damian nie mógł wejść przez trzy dni.
       W międzyczasie złożyłem wniosek o zarządzenie wyk. kary w sprawie o alimenty. Alimentów nie płacił. Miał tez obowiązek powstrzymania się od nadużywania alkoholu ( co jak opisałem wcześniej również nie realizował). Po mimo moich nalegań za każdym razem aby poszedł się leczyć nie zrobił tego – przypominam Wam drodzy czytelnicy, że cały czas nie mam nad nim dozoru a ile razy się z nim już widziałem, ile nalatałem, to tak aby zobrazować co kurator robi kiedy nie ma dozoru . Sąd zarządza wykonanie kary.  Damian nawet nie stawił się na posiedzenie, po paru dniach pisze jeszcze  o odroczenie wyk kary i podaje stary adres konkubiny. Zrobił to celowo, dla zmylenia przeciwnika- czyli mnie.  Idę pod wskazany adres. Dowiaduje się, że oczywiście tu nie mieszka i nie przebywa. Raz nocował jak policja go wcześniej z jakiegoś śmietnika do szpitala zawiozła ( ludzie dzwonili na policję w sprawie bezdomnego ).Mieli go zawieść do noclegowni   ale po drodze dostał ataku padaczki . Potem policja dowiozła go tutaj -  była konkubina pozwoliła mu do rana się przespać a potem na zbity ryj wywaliła.
       Celowo nie idę pod adres gdzie przebywa bo nie będzie sobie pogrywał. Zresztą zgodnie z prawem to nawet mi nie wolno. Mam iść tam gdzie sąd mi wskazał. Zbieram jeszcze informacje od okolicznych meneli, którzy twierdzą, że Damian pod kościołem żebrze. Faktycznie tam go spotykam. Napruty jak Messerschmitt. Jednak na mój widok niemal na baczność staje.  Pytam, gdzie to się podziewa, a on , że tu i tam i ze w mieszkaniu nie mógł być bo tego trupa tam znaleźli. Ja mu na to,, czemu podał adres pobytu u konkubiny a on kłamie  w żywe oczy, że się pomylił. Nie dając mi dojść do słowa, mówi że pracy nie ma i opieka nie chce pomóc, i czy miałbym z 5 zł bo nie ma co jeść… Dałem choć byłem niemal pewny, że na ,,przelew’’ pójdzie. Tak, tak powiecie, że bułkę trzeba było kupić. Nie miałem czasu, nie chciałem wdawać się w dalsze dyskusje, ponadto w tym dniu miałem już dość. Pomyślałem ponadto - niedługo i tak będziesz miał przymusowy odwyk w ZK
     Damian ponownie nie stawił się na posiedzenie o odroczenie wykonania kary i sąd nie przychylił się do jego wniosku. Nawet protokolantka mówiła, że Damiana widziała jak żebrze pod kościołem, zaczepia ludzi i że ona się go boi. Damian trafił do ZK.

       Po jakimś miesiącu od ostatniego mojego spotkania z Damianem wychodzi Aga – na warunek. Czyli warunkowe zwolnienie z ZK. Stawia się u mnie 24 godziny od wyjścia. Oj jaka regulaminowa myślę sobie. Ale wiadomo- kurator może udzielić pomocy postpenitencjarnej. Czyli jakieś bony na żywność. Gdyby nie to pewnie by się nawet nie pokazywali choć mają  taki obowiązek stawić się u kuratora do 7 dni od opuszczenia jednostki penitencjarnej.
       Zaczynamy rozmowę. Na początek obowiązki warunkowo zwolnionego, oświadczenie do podpisu. Potem notatka z pierwszej rozmowy, piszę ją niemal  z pamięci, głupio to wygląda ale zadaje pytanie i jak nie zdąży odpowiedzieć w ciągu 3s. sam odpowiadam, a ona potwierdza. Adres zamieszkania – podaje, że może mieszkać nadal w mieszkaniu Damiana.
Aga słodka jak cukierek , dobrze wygląda – czysta, w miarę ubrana. Cera się poprawiła, oczy nie podkrążone. Obiecuje poprawę, że pić nie będzie, że pracy szuka, że ostatnią karę ograniczenia wolności wykona ( miała jeszcze jedną za zakłócanie ciszy której do osadzenia nie mogła wykonać ). Mówi po prostu wszystko tak jak powinno być. Oczywiście kolejny raz tłumaczę, proszę i przestrzegam. Oczywiście panie kuratorze jestem już inną kobietą.
Udzielam pomocy w wys. jakiś 160 zł w bonach.  W tym miejscu wyjaśnię, że aby taką pomoc otrzymać osoba zwalniana z ZK musi najpierw złożyć podanie do właściwego OPS – nie musi otrzymać pomocy ale podanie musi być złożone. Ponadto Aga mówi, ze będzie chciała nadal układać sobie życie z Damianem. To ja jej na to, że jak będzie dzwoniła do niego to niech przypomni mu,  że szkodę ma jeszcze do naprawienia i jak nie zapłaci to przedłuży mu się pobyt w ZK. Oczywiście panie kuratorze.

       Idę na pierwszy wywiad do mieszkania Damiana. Godzina jakaś może 15.00 . Ludzi wcześniej pytam czy zauważyli że Aga wróciła.  Ludzie twierdzą, że tak ale jeszcze jest spokój choć zauważyli, że znowu zaczęły się jakieś męty schodzić.
Jest w domu.. Spisuję co potrzeba. Oczywiście nie ma kaloryferów, kibla, ciepłej wody i prądu też. Świeczki porozstawiane. Motywuję do podjęcia pracy. Tak ,tak, oczywiście.
Mija może tydzień, ledwo zdążyłem pierwsze sprawozdanie wysłać, już mam pielgrzymkę sąsiadów, że impreza była i policja, i  koniec świata. Nosz kurwa mać!! Tak ją dupa swędzi, nawet tygodnia nie może wytrzymać bez wódy a jeśli nawet nie to czy musi to być zaraz aż taka impreza z przyjazdem policji i wszelkimi ekscesami. Ja pier… nie wytrzymam.
Wzywam listownie wraz z pisemnym ostrzeżeniem ( taka formułka, że jeszcze raz i wnioch o odwołanie warunkowego zwolnienia), bo jak pójdę to po mordzie po ojcowsku dostanie – nie no żart ale każdy ma swoje granice i mógłbym być niemiły.
Nie przychodzi w ustalony dzień, nie mam jeszcze zwrotki ale nie ma co czekać. Przygotowuje jeszcze raz pisemne ostrzeżenie i maszeruję na wywiad.
Ludzie mówią, że balanga była na 100 fajerek, zamek z drzwi wyleciał bo w którymś momencie nie chciała wpuszczać kolejnych ,,gości’’.
       Dzwonię do dzielnicowej. Dostaję informację, że była interwencja na…jej wezwanie! Że jeden mój dawny dozorowany ( taki lekko upośledzony ale w sumie zawsze w porządku- lubiłem go) wylądował w szpitalu. Był pobity, pocięty i… delikatnie pisząc wyruchany. O zgrozo- myślę.
Aga jest w mieszkaniu. Nawet zbytnio nie musiałem się wysilać  z wejściem bo drzwi były z wyłamanym zamkiem i trzymały się na jednym zawiasie, ale jaja.
       Pytam co i jak. Aga-śmierdzi od niej alkoholem- mówi, że Damian kolegę jakoś z ZK wysłał aby sprawdzić co w domu się dzieje.  To kolega przyszedł z innymi kolegami i tak jakoś się nazbierało – kolega ( ten od Damiana ) tez niedawno opuścił ZK i jest pod dozorem koleżanki. Aga relacjonuje, że wszystko było spoko do pewnego momentu jak już popili to się  pobili. Dalej mówi, że nie chce już Damiana i będzie sobie życie układać z tym nowym . Zadzwoni do Damiana , że wychodzi z mieszkania i niech policja czy zarządca budynku mieszkanie zabezpiecza. Tym bardziej nie będzie pracować na zobowiązanie Damiana.
No to miłość się skończyła i jak jeszcze Damian się dowie, że kolega mu Agę posuwa – super. Wręczam ostrzeżenie, Aga podpisuje. Pytam jeszcze czemu nie odebrała wezwania do stawiennictwa u mnie – a bo kluczyk od skrzynki zgubiła.  

-  Pani Agnieszko jeszcze raz a ma Pani bankowo wniosek o odwołanie i jak się pani zadomowi u nowego przyjaciela to ma Pani dać znać.

Wracam do pracy. Rozmawiam z koleżanka i mówię jej, że mamy parkę. Koleżanka załamana, musi wpłynąć na matkę nowego przyjaciela Agi aby pogoniła ich z domu a bynajmniej ją.
Udaje się to Aga nadal przebywa w mieszkaniu Damiana. Zresztą przyjaciel jak się okazuje był chyba na jedną noc lub dwie.

        Równocześnie składam wniosek o zarządzenie wykonania kary Damianowi w sprawie gdzie doskonal kradzieży tych włazów czy studzienek kanalizacyjnych bo szkody nie naprawił. Dowożą go skutego na posiedzenie. Udaje mi się zapytać jak tam kontakty          z Agą. Twierdzi, że przestała dzwonić. Wypiera się jakoby kogoś do niej wysłał. Ta, ta, ta  - ja wiem swoje, zresztą przecież sama Aga mi to powiedziała.
Na posiedzeniu przyznaje, że zobowiązania nie wykonał, ja twierdzę, że miał czas na to i możliwości skoro miał na alkohol. Sąd ,,odwiesza’’ wyrok. Czyli dołożyliśmy Damianowi jakieś 6 miesięcy.

       Po następnym tygodniu dostaję nowy wyrok Agi. Kurcze za co, kiedy, nic nie wiem? Czytam – w dniu takim i takim wszczęła awanturę i zniszczyła jakieś doniczki wystawowe i wybiła szybę. Straty 500 zł. Kara- 2 mies. ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonania 40 godz. miesięcznie. Patrzę i nie wierzę, czyn popełniony w dniu zwolnienia z ZK. Mistrzyni świata.
Piszę wezwanie do stawiennictwa w celu wyznaczenia miejsca wykonywania kary. Przychodzi. Wyznaczam miejsce wykonywania kary, to samo co zawsze. Opieprzam za to, że nie wykonuje poprzedniej kary i muszę złożyć wniosek.  Dodatkowo informuję, że muszę złożyć wniosek o odwołanie warunkowego zwolnienia z powodu popełnionego przestępstwa w okresie próby. Po licznych opieprzeniach – daje światełko – leczyć się, leczyć w systemie zamkniętym.

       Aga jeszcze raz zapija ( sąsiedzi mi donieśli ) ale – jedzie na leczenie, na detox. W międzyczasie przychodzi wezwanie na posiedzenie do sądu okręgowego wydziału penitencjarnego. Oczywiście Aga się nie stawia bo jest na leczeniu, posiedzenie odraczamy. Aga wychodzi po detoksie, nie stawia się na posiedzenie ale dostarcza dokument, że ma wyznaczoną terapię po tym detoksie na za jakiś miesiąc. No i zamieszkała dzięki mnie, moim namowom i ,,znajomościom’’ w noclegowni gdzie znajduje się specjalne  mieszkanie dla kobiet. Nie pije od wyjścia. Zarejestrowała się jako bezrobotna. Kolejne odroczenie posiedzenia. Namawiam wraz z kierownikiem noclegowni do podjęcia wykonywania kary ograniczenia wolności bo jak nie odwołają  warunkowego to trafi do pudła na zastępczą karę pozbawienia wolności za nie wykonane godziny. Ponadto kierownik noclegowni stawia swoje warunki, ma podjąć leczenie w ośrodku uzależnień (w systemie dziennego pobytu) bo jak nie to ją wywali z noclegowni. Aga dobrze wie, ze nie ma już gdzie wracać, w domu jej nie przyjmą, chata Damiana zamknięta przez zarządcę i zaplombowana. Podejmuje leczenie.

       Na ostatnim posiedzeniu tuż przed wyznaczonym terminem stawiennictwa w szpitalu na terapię 6 tygodniową, obiecuje, że tam pojedzie, że teraz jest Ok, że mieszka w noclegowni gdzie pić nie można i podjęła terapię w ośrodku uzależnień.
Ech… dobra wnoszę do uznania sądu, niech sąd sam ocenia, ja jej nie wierzę zwłaszcza, że już chyba 3 miesiące obiecuje, że tą karę ograniczenia wolności będzie wykonywać i popełniła przestępstwo, i było ostrzeżenie a teraz kiedy naprawdę grunt się usuwa spod nóg to łapie się brzytwy. Prokurator mówi, że jak ojciec jestem bo za rączkę i tu prowadziłem i tu i to i tamto ale też daje jej szansę. Sąd postanawia nie odwoływać warunkowego zwolnienia, ostrzega, że następnej szansy nie będzie.
       Aga ledwo wróciła do noclegowni, dzień później mam telefon od kierownika, że już zapiła i nocowała w korytarzu. Na następny dzień nie wróciła już do noclegowni poszła w tango.
        Tyle co akta mi wróciły złożyłem następny wniosek o odwołanie warunkowego zwolnienia, z uwagi na ponowne nadużywanie alkoholu oraz nie poinformowanie kuratora gdzie przebywa.
Sąd wyznaczył posiedzenie. Aga się nie stawiła pewnie nawet nie wiedziała, że jest posiedzenie. Sąd odwołał w 5s. Padło tylko jedno pytanie – czy jest obecna. Nawet nie zasiadłem na ławie i wyszedłem z sali ( posiedzenie prowadzi w 99% zawsze ten sam sędzia) . Ma do odsiadki chyba z 5 miesięcy.

       Dodatkowo sąd rejonowy po moim wniosku za nie wykonanie kary ograniczenia wolności zasadził karę zastępczą, łącznie z dwóch kar 2 miesiące do odsiadki.
Obecnie jest poszukiwana przez policje do osadzenia.

       Za chwilę siedzieć będą oboje, ciekawe które pierwsze wyjdzie. Które trafi do mnie. Aga jest jeszcze bardzo młoda, ile razy będzie jeszcze w ZK, czy ten pobyt ją czegoś w końcu nauczy?
       A ja, czy dam radę kolejny raz jej i jemu uwierzyć, znaleźć siłę i sposób  aby ich jeszcze na prostą wyprowadzić? 

kane
Koniec cz. 2 Ostatniej
( ale czy na pewno?)

bzdet14@o2.pl

niedziela, 10 lutego 2013

Nadesłane: Rozwód traumą dzieci



       (...) Ostatnio w moim bliskim otoczeniu, dzieje się niejako na moich oczach historia, w której dorośli sprawiają, że cierpią dzieci. Dzieci jak dotąd wychowywane w cieplej, rodzinnej atmosferze, w domu gdzie nawet kasy jakoś nigdy nie brakowało, ale znowu bez przesady, zamożnymi ludźmi bohaterowie ci nie są. W każdym razie jak to bywa w różnych kochających się małżeństwach, tatusiowi znudziła się mamusia. Zaczął spotykać się z inną na boku, drogie prezenty, wysokie rachunki za telefon, zadłużona karta kredytowa, komornik na wypłacie za niezapłacony rachunek telefoniczny w wysokości 1800 zł. (pensja żony nawet nie osiąga takiej wysokości). Oczywiście żona zaczyna się domyślać, że coś nie gra. Pyta, żąda wyjaśnień. Odpowiada, że ma małe problemy finansowe, ale kochanki nie ma, to jej głupi wymysł. Żona wierzy, bo mąż nigdy jej nie oszukał, bo zawsze on zajmował się rachunkami i utrzymaniem domu. Już nie pamiętam jak, żona w końcu ma pewność. Nawet rozmawia z kochanką, która pyta ją kiedy ta ma zamiar się wyprowadzić z domu. Mąż wyśmiewa się żonie w twarz i mówi, że jest ostatnią, która się dowiaduje. I teraz zaczyna się piekło. 

       Skoro żona już wie, że on ma inną i jej nie kocha to się ma wynosić z domu, bo dom jest jego (konkretnie jego matki, budowali go w małżeństwie, ale na nieruchomości jej teściowej co okaże się bardzo istotne już za moment), mąż robi sobie tatuaż z wielkim imieniem kochanki na ręce i paraduje po domu przed żoną. Mąż wyzywa żonę od kurew, dziwek, zabrania matce żony odwiedzać ich dom (na marginesie pożyczył od niej za plecami żony 4 tysiące złotych mówiąc, że jest chory, a martwić żony nie chce, matka córce przyznaje się jej o pożyczce dopiero jak romans zięcia wychodzi na jaw, a po kasie nie ma już śladu), teściową też nawie kurwą, gdy ta mimo wszystko do swej córki przyjdzie. Odcina żonę od pieniędzy, żona utrzymuje siebie i dwójkę dzieci z pensji w wysokości ok 1300 zł. Mąż kasy nie daje, a wyjada jedzenie które kupi żona, swoją kasę nadal wydaje na kochankę i na nowe ciuchy dla siebie. Przychodzi zima, mąż nawet nie zatroszczy się o opał. Żona radzi sobie mimo tego. Pożycza pieniądze od rodziców, od teściów, składa pozew o rozdzielność majątkową, ze strachu, że mąż ma nowe długi. W między czasie mąż robi wszystko, żeby pozbyć się żony. Pakuje jej walizki i wystawia na dwór, nie chce jej wpuścić do domu po pracy, w środku nocy wchodzi do jej sypialni zapala światło odkrywa jej kołdrę, wyrzuca rzeczy z szafy, i tak kilkakrotnie w ciągu nocy. Kilku nocy. Nie są to zdarzenia jednostkowe. Dzieciom mówi, że matka zabiła ich braciszka. (stracili trzecie dziecko ok 3 lata wcześniej, zmarło podczas przedwczesnego porodu, żona była pod opieką lekarzy, przebywała w szpitalu od miesięcy, bo ciąża była zagrożona od początku). Żona nie daje rady, zaczyna wzywać policję z uwagi na przemoc psychiczną stosowaną wobec niej, policja generalnie daje dupy na całej lini, nigdy jej należycie nie pomogli. Z inicjatywy opieki społecznej dostaje niebieską kartę. Stara się zabierać dzieci do psychologa, żeby miały wsparcie, żeby umiały sobie z tym poradzić. Tatuś mówi im, że mama chce z nich zrobić wariatów i inne dzieci będą się z nich śmiały. Zresztą zaoszczędzone pieniądze syna (tysiąc złotych) zabiera i wydaje na kochankę, potem kupuje mu playstation, jak się okazuje później dostał je od polsatu cyfrowego za złotówkę, bo wziął drogi abonament telewizyjny. Zabiera synowi piłkę z podpisami piłkarzy Lecha Poznań i daje ją w prezencie synowi kochanki. Tak samo robi z rolkami i łyżwami. Nic, po prostu kochający tatuś.
              W między czasie składa pozew o rozwód, bez orzekania o winie. Cały czas chcąc wykopać żonę z domu, mówiąc jej między innymi, że nie ma godności siedząc w jego domu, mówiąc, że cała jego rodzina tak uważa. Ciągle trwa psychiczne maltretowanie. Żona ciągle wzywa policję. Dzieci to widzą, dzieci cierpią. I nagle następuje zwrot akcji w postaci, zmiany frontu rodziców tatusia. Teściom jest wstyd, że policja ciągle przychodzi, co powiedzą ludzie im się to nie podoba, oni rozkazują jej zaprzestać wzywania policji. Przestają ją wspierać. Mówią, że ma miesiąc, żeby się wyprowadzić. Bo dzieci nie mogą dłużej patrzeć na to co się dzieje.
       Upodlona, upokorzona straci wszelkie siły i wsparcie. Początkowo, odmawia, jest zameldowana jest matką dzieci, razem się dorabiali nie ma zamiaru się wyprowadzać. Jednak fakt, że i teściowie postawili się przeciw niej ją dobija, szuka mieszkania, zupełnie nieopodal, 3min pieszo od domu, bierze co jej i się wyprowadza. Dzieci zamierza zabrać jak się trochę ogarnie. Mieszkanie jest niskiego standardu, nie stać jej przecież, a czynsz i tak wynosi 800 zł. Zaczyna się walka o dzieci. Teściowie nagle robią wszystko, żeby wnuki zostały w domu rodzinnym. Dzieci są przekupowane, ciągle słyszą słowa pogardy o matce, jak będzie im się biednie i źle żyło z mamą. Córka (pierwsza klasa gimnazjum) mówi matce, że nie chce mieszkać w biedzie. I jest to jej jedyny argument. Kwestie materialne. Syn chce iść do matki, ojca nienawidzi, ale nie chce iść bez siostry. Kochanka rzuca męża, znajduje nową, wprowadza się ze swoim dzieckiem do męża. I dzieci tak sobie mieszkają z nową Panią i tatusiem.
Zaczyna się rozwód, ona odstępuje os orzekania o winie w nadziei, że rozwód szybciej się potoczy, dzieci szybciej będą z nią. Badania psychologiczne jednoznacznie wskazują, że matka wie więcej o dzieciach mimo, tego, że z nimi nie mieszka, że odwiedzają je w weekendy i w tygodniu. Ojciec stracił szacunek w oczach syna, córka chce po prostu mieszkać w domu, bez względu na to czy będzie w nim mama czy tata (mała materialistka dzięki babci), dzieci są ze sobą bardzo związane wzajemnie. Wyrok. Dzieci mają zamieszkać z matka, alimenty w wysokości 1000 zł. za oboje dzieci.
Mąż odwołuje się od wyroku, w międzyczasie zapładnia kochankę. Nawiasem mówiąc utrudnia żonie kontakty z dziećmi. Wyłącza ich telefony komórkowe, lub mówiąc, że dzieci śpią i nie mogą jeszcze do niej przyjść. Długie oczekiwanie na wyrok pełne jest różnych historii, związanych z barkiem współpracy ze strony męża. Babcia dzieci przy dzieciach mówi źle o matce, nakręca dzieci mówiąc, jak źle i biednie będą musiały żyć. Próbuje oczernić ją przed całą rodziną opowiadając niezwykłe historie na temat tego jaką złą była synową, a jak dobrze w porównaniu z nią prezentuje się zapłodniona konkubentka. Czas ma to do siebie, że zaciera wszystko, nawet obelgi ze strony syna i fakty których sama była świadkiem, w jaki sposób traktował żonę, długi jakie narobił, i fakt, że sama je spłacała za niego.
              Wyrok Sądu Odwoławczego. Podtrzymany. Opieka kuratora nad rodziną także podtrzymana. Wyrok jest prawomocny, żona idzie po dzieci. Zawiadomiła go wcześniej. Odmowa. Idzie na policję. Pokazuje prawomocny wyrok, policja nie ma obowiązku zadziałać. Policja nic nie robi. On także idzie na policję, mówi, że córka nie chce mieszkać z matką co ma zrobić? Troskliwy tatuś. Policja mówi, że wyrok jest prawomocny, dzieci musi oddać. Odszukuje kuratora, który jeszcze nie jest przyznany z imienia i nazwiska. Trafia do pana, który prawdopodobnie zostanie ich kuratorem, opowiada historię troskliwego taty, postawionym przed  niesprawiedliwym wyrokiem sądu, którego dzieci nie akceptują, bo nie chcą mieszkać z mamą. Dodam, że syn cały czas chce mieszkać z mamą, tylko ojciec go zastrasza. Kurator radzi mu nagrać dzieci jak mówią matce, że nie chcą z nią mieszkać. Ręce opadają.
            Matka idzie po dzieci, a tam scenka, ojciec w garniturze otwiera jej drzwi, konkubentka na schodach kręci filmik, i po kolei wychodzą dzieci mówiące mamo nie chcę z tobą mieszkać. Załamana odchodzi. Trafia do tego samego kuratora, który mówi jej, że on mu to poradził. Mówi, że ma złożyć wniosek o odebranie dzieci, ale to potrwa, bo to kolejna rozprawa. Czekanie. Polski wymiar sprawiedliwości. Dopiero teraz ma ogląd sprawy z dwóch stron, ale to dzięki jego radzie matka po tej zaaranżowanej scence musiała połknąć kilka tabletek na uspokojenie, żeby zasnąć.
Dodam, że jestem spokrewniona z mężem. Jest kuzynem mojego ojca. Nie mam przekazu tylko i wyłącznie ze strony matki, jesteśmy dużą rodziną, to co opowiada babcia tych dzieci, tym dzieciom i innym, a w zasadzie każdemu kto chce słuchać, w tej małej miejscowości trafia do mnie z każdej strony. Jestem też prawnikiem, dopiero na aplikacji, i razi mnie jak nieudolnie i wolno działa ten system. Jak ciężko tej matce uzyskać pomoc, od policji, od kuratora, w zasadzie tylko pomoc społeczna udzieliła jej pomocy dość szybko. Nie mam pretensji. Ja tylko ciągle szukam wyjścia z tej sytuacji i myślę jak jej pomóc. Ten syn naprawdę chce mieszkać z matką, ale wyraźnie się boi. A córka jest w wieku, w którym wydaje się jej, że wie wszystko, a tak naprawdę jej wiedza jest tak ograniczona do tego co powie babcia i ojciec,  do tego stopnia, że poszła z ojcem na policje złożyć doniesienie o tym, że jest maltretowana psychicznie przez matkę. "Dlaczego to zrobiłaś? - Bo tata powiedział, że dzięki temu zostanę w domu". "Tata miał prawo, nie chcieć z tobą mieszkać skoro już cię nie kochał". Wydaje mi się, że gdy to dziecko uświadomi sobie kiedyś co robiła, nie będzie wiedziała jak matkę przepraszać. Ta matka walczy dalej, ale widzę, jak traci siły. Jaka jest słaba, nadziei ma coraz mniej. Myślę, że wpada w depresję. Dzięki opieszałemu sądownictwu, ona mieszka już prawie rok bez dzieci.

Marta

Przykazania boskie

Zaciskała zziębnięte pięści, chuchając słabym oddechem, bu choć trochę je ogrzać. Stała na progu domu, na schodach prowadzących do jej własnego jeszcze mieszkania, które zajmowała wraz ze swoim do niedawna jeszcze ukochanym.
- Wypierdalaj szmato, już cię tu nie ma!!!
       Nawet nie podniosła głowy, zgięta wpół oczekiwała razów, wymierzanych od swojego oprawcy. Płakała, a łzy ciekły jej po policzku, tworząc strugi razem ze spływającym z włosów deszczem. Zakryła pięściami oczy, przykucnęła, łkając i prosząc by ją wpuścił. Prosiła słabo, co jeszcze potęgowało JEGO agresję.
- Poszła mi stąd, spierdalaj do swojej matki i swojego jebanego braciszka!!!
       Lecz ona nie ruszyła się, trwała w bezruchu udając że nie słyszy. Nagle mocne kopniecie przewróciło ją, że spadła z tych kilku schodków, wpadając w kałużę. Podnosiła się powoli, czując zimno wody i błoto, które przylgnęło do jej twarzy. Ręką podparła się, lecz ta ześlizgnęła się z mokrego kamienia, powodując że znowu straciła równowagę. Czuła się upodlona, bezbronna, lecz nie to ja martwiło. Podniosła głowę w poszukiwaniu dzieci. Wzrok zatrzymał się na swoim oprawcy, któremu złość malowała krzywy grymas na twarzy. Stał ON w drzwiach z poczuciem triumfu, czerpiąc satysfakcję z upodlenia swojej kobiety. JEGO kobiety, która była własnością, która miała być ślepo podporządkowano jemu i jego rozkazom. PAN i WŁADCA życia, jej życia i życia jej dzieci. Poorana twarz od pracy, a także od alkoholu, nie wykazywała ani krzty uczucia empatii. Zaciśnięte zęby, pożółkłe od dziesiątek dziennie wypalanych papierosów wyrażały skrajna pogardę.
- Jesteś nikim, ty i te twoje jebane bachory, które nawet nie wiadomo z kim narobiłaś!!!
       Takie słowa nie robiły na niej wrażenia. Słyszała je bardzo często, za często. Pierw były wyzwiska, portem szarpnięcia. Myślała że tak musi być, że jeszcze się zmieni, będzie lepiej, bo jest nerwowy, mało zarabia. To jeszcze udało się znosić, lecz nie przeczuwała, że z biegiem lat, zacznie się katowanie – najpierw uderzy z płaskiej ręki, potem z pięści. Nie pamięta nawet kiedy ukrywała pierwsze siniaki na twarzy. Wierzyła za każdym razem, że to ostatni raz.
       Gdy chodziła poobijana, sąsiedzi i znajomi odwracali głowy. Każdy udawał że nie widzi. Nie wtrącał się, to nie jego sprawa. Po co wchodzić temu wariatowi w drogę. Skoro takiego faceta wybrała, to niech teraz się męczy. Ksiądz na kazaniu często mówił, że małżeństwo jest w doli i niedoli, że trzeba cierpieć czasami, bo Bóg tak chciał i każdy ma jakąś rolę. Małżeństwo to sakrament, którego trzeba się trzymać za wszelką cenę, to uświęcenie. I Ona nosiła to brzemię ofiary, modląc się do Boga, żeby dał jej siły, bo są dzieci i dla nich żyje i żeby Bóg w końcu zmienił GO, by przestał pić, bo jak nie pije to jest tak przyjemnie, tak normalnie….
       Wierzyła w to także, gdy podnosząc się z błota, w samych kapciach na nogach spojrzała na niego. Myślała że zaraz mu przejdzie. Wyżyje się i połozy spać. Ona wtedy po cichu wróci to mieszkania, sprawdzi czy synowie są w pokoju i ich utuli. Małe dzielne szkraby, gdyby nie one, straciłaby już dawno chęć życia. One dzielnie znoszą awantury pijackie ojca. Tak po cichutku i spokojnie trwają w pokoiku, czekając aż ucichną odgłosy i wyzwiska ojca.
- Nawet kurwa nie próbuj tu wleźć!!!
       Trzasnął drzwiami, pozostawiając ją na zewnątrz. Z jej ust wydobywała się para. Jest listopad, zimno, nieprzyjemnie. Ona w samej koszuli, mokra, ubrudzona błotem stoi przed domem czekając aż ucichną wyzwiska pod jej adresem. Jeszcze kilkanaście minut, poczekaj, wytrzymaj, dasz radę…
Poszła do obory, Tam trochę cieplej. Pokrząta się, sprawdzi czy kury są pozamykane, czy króliki dostały jedzenie. Cały czas myśli o dzieciach, co porabiają, czy bezpieczne przebywają w swoim pokoju. W sumie, dzieciom nigdy krzywdy nie robił, czasami krzyczał na nie i wyzywał od bękartów, ale nigdy nie uderzył. Ona wierzy, że tym razem będzie tak samo.
       Wyzwiska ucichły. Odczeka jeszcze pięć minut, może z dziesięć. Tak będzie bezpieczniej. Jak ją znowu zobaczy, znowu wpadnie w złość i będzie bił. Na dzisiaj jej wystarczy, nie chce już razów, w sumie to mniej bolą niż wyzywanie dzieci od bękartów, bachorów, skurwysynów…
Przecież zawsze była mu wierna. Nigdy nie zdradziła, nie myślała o tym. Bóg jest wszędzie a ona nie potrafiłaby łamać przykazań kościelnych. Zazdrościła czasami tym, które tańczyły na zabawach z innymi mężczyznami, śmiejąc się i żartując. Jej MĄŻ nigdy nie tańczył, zawsze schlał się wódką a ona czekała, kiedy zaprowadzi go do domu, bo sam ma problem z dojściem. Przecież jest dobrą i wierną żoną.
       Minęło 10 minut. Nie słychać żadnych odgłosów. Po cichu podchodzi do drzwi mieszkania, uchyla je powolutku tak, żeby ewentualnie GO nie obudzić. Śpi. Zdejmuje ubłocone kapcie i na bosaka kieruje się do pokoju dzieci. Uważnie stąpa po podłodze, by żadna deska nie zaskrzypiała. Nagle jęknięcie deski, skrzypnięcie, które spowodowało, że stanęła w bezruchu. Słyszy mamrotanie z pokoju obok. ON zasypia, leży jak zwykle na kanapie, pewnie zalany moczem. Odczekuje minutę, może pół. Robi następny krok do przodu spoglądając na drzwi od pokoju, za którymi jest przekonana siedzą jej dwaj synowie. Mali jeszcze – 13 i 10 lat. Schodzą z drogi ojca, bo nie chcą być ofiarami jak ich matka. Ona wstydzi się przed nimi. Wstydzi się tego, że jest tak traktowana a oni na to patrzą. Wstydzi się swojej słabości.
Jeszcze dwa kroki i złapie za klamkę. Zobaczy ich i przytuli. Uspokoi. Potem pójdzie do NIEGO i go rozbierze. Jak zaśnie po pijaku, to nic go nie zbudzi. Rano będzie chciał zupy – dobrze ze zostało jej rosołu z dzisiaj.
       Otworzyła powoli drzwi. Skuleni pod kołdrą leżeli jej chłopcy. Usiadła koło nich i przytuliła. Poczuła wewnętrzny spokój.
       3-4 lata później ON szedł wioską. Z zakrwawionej twarzy lała się krew. Ledwo powłóczył nogami. Ktoś zadzwonił po pogotowie. W szpitalu spędził bardzo długi czas. Pęknięcie czaszki, złamana szczęka, wstrząs mózgu, złamane żebro. Gdy wrócił ze szpitala, ona pomagała mu jeść. Lecz nie drżała już na jego widok. Przestał pić. Przestał także odzywać się do synów.
       Powyższa historia nie jest z akt sądowych. Jest naoczną obserwacją autora bloga.