niedziela, 27 stycznia 2013

Nadesłane: Agnieszka i Damian



Będzie to opowieść o dwojgu takich co świat zawojować chcieli.
Ona lat 25 – Agnieszka. On lat 42 – Damian.

      Agnieszka pochodzi z normalnej rodziny. Ojciec, matka, siostra – wszyscy o ile można dziś kogoś nazwać normalnym są normalni. Niczym szczególnie się nie wyróżniają, alkoholu specjalnie nie piją. Pracowali, doszli do emerytury. Normalny dom. Siostra ma swoją również normalną rodzinę. Ale nie Aga.. Bardzo szybko i trudno określić dlaczego spodobał jej się alkohol. Dla niego była gotowa zrobić wszystko i... z każdym.  Szybciutko stała się miejscową kurewką, stałą bywalczynią wszelakich melin. W pijackim amoku zachodzi w ciążę, skutkiem czego zostaje przeniesiona do OHP gdzie kończy gimnazjum z zawodem- sprzedawca. Nigdy nie pracowała  w zawodzie. Dziecko o dziwo rodzi się zdrowe. Aga ma dalej wszystko             w dupie i liczy się alkohol. Wychodzi z domu na całe dnie i noce, wraca czasem po kilku dniach jak jest głodna, lub zgarnia ją z jakiejś meliny policja i odstawia do domu. Przebywając w tych wszystkich melinach nabawia się łuszczycy. Rodzice mają jej dość. Wywalają na zbity pysk z domu. Dziecko zostaje u jej rodziców którzy stają się rodziną zastępczą. Aga chwilowo znajduje się w noclegowni i tam zostaje umotywowana do podjęcia pracy. Podejmuje ją i zostaje sprzątaczką czy kimś takim  w jednej ze spółdzielni. No sielanka trwa z miesiąc może dwa, zakaz spożywania alkoholu w placówce robi swoje. Łapie ciąg alkoholowy, a jak kończą się pieniądze kradnie. Wylatuje z pracy i wyłapuje wyrok. W wyroku dostaje obowiązek powstrzymania od nadużywania alkoholu i zobowiązanie finansowe na rzecz pokrzywdzonego pracodawcy.  Aga dochodzi do wniosku, że wszyscy jadą za granicę to ona też. No i jedzie do Niemiec pracować... jako kurwa. Chyba nawet do tego się nie nadaje. Szybko wraca, może po 3- 4 miesiącach. Poznaje Damiana.

       Damian- nie wiem dokładnie z jakiej rodziny pochodzi. Wiem natomiast, że ma brata który jest nałogowym alkoholikiem wędrującym obecnie  gdzieś po Polsce. Jego babcia, porządna kobita ma mieszkanie w którym przez jakiś czas mieszka brat. Jest skazany za kradzieże. Po odbyciu kary pozbawienia wolności i po wyjściu z ZK znika gdzieś w Polsce. Babcia mieszka jakiś czas sama i sama umiera.   Damian się nią nie interesował wcześniej. Damian ma konkubinę z którą ma dziecko. Znęca się nad nimi, nadużywa alkoholu, kradnie , nie łoży na utrzymanie – dostaje wyrok z art. 207 i 209 kk oraz obowiązek przeproszenia pisemnego, łożenia na utrzymanie i poprawnego traktowania swojej konkubiny ( bez dozoru kuratora albowiem skazany już w trakcie procesu wyprowadza się od konkubiny ). Zresztą konkubina nie jest lepsza też daje w palnik. No ale jest jednak bardziej odpowiedzialna i w miarę zajmuje się dzieckiem wraz ze swoją matką. Suma summarum wypiepszają Damiana ze swojego mieszkania.
Babcia Damiana  nie pozostawia testamentu, jest dwóch spadkobierców. Toczy się postępowanie spadkowe. Babcia umiera w fajnym dla Damiana czasie bo ma akurat gdzie się wprowadzić. Damian nie jest w stanie utrzymać mieszkania bo wszystkie pieniądze jakie gdzieś zarobi lub ukradnie, wyżebra to przepija.  Koledzy, koledzy, koledzy... W bardzo krótkim czasie z normalnego co prawda bardzo skromnie wyposażonego mieszkania, robi się totalna, zasyfiała i śmierdząca  melina w którym nie ma nawet ( napisze później czego ).

       Tak wiec spotykają się gdzieś na mieście...on lubi wypić ona jeszcze bardziej. On właśnie stracił bezpieczne lokum u boku swojej konkubiny ale ma mieszkanie . Ona nie ma gdzie mieszkać (bo rodzice jej nie przyjmą z uwagi na to, że mogą w ten sposób stracić wnuka ). Pasują do siebie, ona mieszka u niego on ma co bzykać, oboje piją- jest super.

       Sielanka nie trwa długo, kurator się przyczepił, obowiązki nie wykonane, pije, sąsiedzi się skarżą  no to leci wniosek o zarządzenie  wykonania kary. Sąd zarządza wykonanie kary informując jednocześnie, że jeśli zostanie złożony wniosek o odroczenie wykonania kary a skazana podejmie leczenie przeciwalkoholowe w systemie stacjonarnym to może nie trafi do ZK.
       Aga  nawet chce pojechać na leczenie ale odzywa się znowu łuszczyca ( warunki bytowe nie pomagają w całkowitym wyleczeniu). Tak więc najpierw łuszczyca. Chyba ze trzy tygodnie siedziała w szpitalu, ach cóż to była za męka bez wódy. No ale wraca do Damiana, jest zdrowa, Damian właśnie coś dorywczo pracował, jest kasa jest impreza … to i jest  wyrok.  Zakłócanie spokoju, na razie słaby 1 miesiąc ograniczenia wolności ( 40 godzin do odrobienia) dla obojga. Oboje mają w dupie taki wyrok. No ale dalej mamy odroczenie, właśnie czas odroczenia się skończył, wywiad kuratora, negatywny, posiedzenie i .sąd odracza posiedzenie na okres niemal 2 miesięcy aby dać jeszcze raz szansę na podjecie terapii. Aga ostatkiem woli wyjeżdża na terapię, najpierw 2 lub 3 tygodnie detoksu potem ma być 6 tygodni terapii.
Terapii nie dokończyła. Wraca ,,wyleczona’’ z odpowiednim zaświadczeniem dla sądu, że była, że odbyła i żeby jej kur… dać święty spokój ! 
No niestety kurator to świnia ( jak często o sobie mówię ). No jakimś cudem ten niedobry i wredny kurator dowiedział się już 24 godziny od opuszczenia szpitala, że Aga wróciła. Dowiedziałem się już w sobotę, ze w piątek Aga wyszła. Po prostu zapomniałem wyłączyć tel na weekend i z rana już tel. od dzielnicowej, że jest Aga                i jest impreza.
Miałem już zlecenie przeprowadzenia wywiadu na okoliczność czy skazana odbyła terapię. Przychodzę w poniedziałek  ( dobrze wiem co się działo w piątek). No i co zastaje – impreza w zasadzie trwa nadal. Tak dla ścisłości, jedyny kumaty i w miarę trzeźwy jest Damian, znaczy siedzi w jedynym fotelu przy stoliku na trzech nogach a czwarta podparta wiadrem i jakimś pudełkiem. Pytam co i jak. Damian, że troszkę popili bo Agnieszka wróciła.  Ja mu na to, ze widzę… ona nadal śpi ( godzina gdzieś 11.00), jeden koleś śpi odwrócony dupą w moja stronę, nawet go nie budzę nie warto. Drugi przyczłapał z kuchni i przyniósł sobie krzesło. Kilka pustych butelek wina na stole, dwie butelki po taniej wódce za fotelem i jedna niemal na wejście po lepszej chyba wyborowa ( od niej pewnie zaczynali) niemal w centralnym punkcie pokoju, czyli w miejscu gdzie niegdyś był kredens a na nim TV, też został tylko kredens.
Dobra myślę sobie trzeba by ogarnąć ten bajzel i zadbać też o swoje bezpieczeństwo. Daniel nie był nigdy agresywny, bynajmniej w stosunku do mnie, gościa nie znam a ten co śpi to chyba go poznaję, stara recydywa ale ,,nie mój’’ to znaczy nie był i nie jest pod moim dozorem, możliwe, że pod kolegi. Damian przynosi i mi krzesło. Siadam w pewnej odległości od nich, kapownika nawet nie wyciągam, trzeba mieć ręce jakby co wolne. Pytam co się działo i jedno pytanie o Agę kiedy wróciła ( choć dobrze wiem kiedy).  To już się nie podoba koledze i coś mruczy, czy mam nakaz.  Oj jak ciśnie mi się takie proste – w dupie mam nakaz oraz chęć odpowiadania tobie- więc grzecznie mu mówię, że ma opuścić pokój bo utrudnia mi prowadzenie czynności. Widzę, że ciśnienie dźwiga się u gościa i coś chce powiedzieć. Damian jednak mówi mu, że jestem kuratorem. On na to, że ma to w dupie. Tak więc wyciągam telefon i informuję, że dzwonie na policję bo utrudnia mi przeprowadzenie czynności zleconej przez sąd. W tym momencie ( nawet nie zdążyłem wejść w menu ) Damian krzyczy - e tylko nie policja trzeci raz !  niech Pan da spokój, Krzysiek wypierdalaj do kuchni.
       No i spokój. Krzysiek spierdala szybciutko do kuchni, facet na łóżku nieco się poruszył coś mamrocząc a i odezwała się Agnieszka z pytaniem- kto przyszedł.
Dobrze, że tak się skończyło. Niestety numer z telefonem to 50% szans, że dobrze się zakończy bo w drugiej połowie wywołuje to jeszcze większą agresję i trzeba przyjeżdżać drugi raz, albo wzywać. Policja przyjeżdża jest zamieszanie, gapie zaraz się znajda i ,,obrońcy’’ uciśnionych przez system ewentualnie ,,przyklaskiwacze’’.
Dobra ad rem.
       Ide po Agnieszkę bo coś opornie przychodzi do pokoju , no fakt jeszcze w bieliźnie , mówi, że już idzie, ja jej żeby najpierw się ubrała. Przez wybite okienko w drzwiach do jej pokoju widzę jeszcze kilkanaście butelek po piwie na ziemi…taaa – była impreza.
Przeprowadzam resztę wywiadu, gdzie była , od kiedy do kiedy, czy prace ma, z czego się utrzymuje, czy ktoś jej pomaga, czy z dzieckiem się widziała i … czy to leczenie cos jej dało czy przestała pić lub ograniczyła ( w duchu znam doskonale odpowiedź ciekawe jestem jednak odpowiedzi- czy będzie kłamać, jak się zachowa ). Na ostatnie pytanie odpowiada bez zająknięcia- ja nie piłam. Damian też twierdzi, że tylko on pił z kolegami. No to ja mu, ze przecież też ma zakaz i nie może i że będę musiał podjąć czynności w jego sprawie i szkoda, że nie pojechał razem z Agnieszką na leczenie bo – jak pan słyszał Agnieszka już nie pije i terapia chyba pomogła….  Damian się zdenerwował i zirytował , w potoku słów na temat nieskuteczności leczenia wypala : przecież piałaś razem z nami !
Jak to mówią młodzi ( więcej pytań  nie mam ).
       Wywiad było oczywiście negatywny , sąd już nie pamiętam albo nie przedłużył odroczenia wyk. Kary albo odwołał odroczenie.
Dodatkowo odbyło się posiedzenie w przedmiocie zarządzenia kary zastępczej pozbawienia wolności za niewykonane godziny. Damian i Agnieszka wykonali je w końcu do czasu zatrzymania- sąd na cito uchylił postanowienia o zamianie i wycofał nakazy zatrzymania i doprowadzenia do AŚ.
Oczywiście nie uchroniło do Agi od zatrzymania w sprawie odbycia kary  zasadniczej w sprawie o kradzież.

       Konsekwencją  trzydniowej libacji alkoholowej były po dwa wyroki dla Damiana                 i Agi za zakłócanie ciszy i spokoju.
Wyroki również kary ograniczenia wolności. Dwa wyroki łącznie dwa miesiące dla każdego z nich i łącznie chyba 80 lub 70 godzin do wykonania przez każdego z nich.
Art. 51 § 2kw.
       Damian zostaje sam. No cóż to za tragedia. Z tej rozpaczy popełnia czyn karalny                w postaci kradzieży bodajże studzienek kanalizacyjnych . Kradł oczywiście wcześniej jednak tym razem go złapano i osądzono. Wyrok w zawieszeniu chyba 6 miesięcy na dwa lata.
  

Koniec cz. 1
Cdn.

kane
bzdet14@o2.pl

sobota, 26 stycznia 2013

BLOG ROKU 2012

No i stało się. Zgłosiłem się do konkursu na Blog Roku 2012. Powiem szczerze, że miałem obiekcje, czy to zrobić. W końcu chcę dalej pozostać anonimowy, lecz dostałem tyle słów zachęty, także ze strony innych kuratorów zawodowych a także od osób nazwijmy to "wyżej postawionych", które są zadowolone i popierają, że ktoś ukazuje "prawdziwą pracę kuratora", targanego emocjami, będącego świadkiem naprawdę wielu nieszczęść. Z przykrością muszę stwierdzić, że na teren my, kuratorzy mamy coraz mniej czasu. Jesteśmy kontrolowani z ilości wytworzonych dokumentów, a nie z efektów,  na co także chciałem zwrócić uwagę. Szuka się u nas błędów, i jedna pomyłka może rzutować na Twoją całościową ocenę pracy zawodowej, a sukcesy są wielokrotnie zbywane milczeniem. Dlatego myślę, że warto o tym mówić nie tylko w kontekście pomocy rodzinom i dzieciom, ale także w kontekście trudnej pracy zawodowej jaka wykonujemy i która jest coraz mniej doceniana.

Aby zagłosować na Bloga, należy wysłać SMS o treści: K00055  na numer 7122. Koszt SMS to 1,23 złote, przekazane na cele charytatywne. (W treści SMS'a znajdują się 3 zera)

Zachęcam do głosowania w imieniu nie tylko swoim, ale wielu innych kuratorów zawodowych i społecznych, a także w imieniu osób które pracują z osobami marginalizowanymi. Głosować można TYLKO do 31 stycznia 2013 roku do godziny 12.00.

niedziela, 20 stycznia 2013

Lajcik jak cholera



W życiu Patrycji nastał wielki przełom życiowy. Ta 16-letnia dziewucha, o twarzy aniołka i dobrotliwym serduszku, co to żadnego zwierzaczka nie skrzywdzi i nawet przestraszona muszkę z pajęczynki złego pająka wyciągnie, po osiągnięciu rzeczonej granicy wieku, dostała jakby całkowitej szajby i odjebało jej, przekręcając jej myślenie o 180 stopni. Postanowiła zostać EMO. Emoludek to taki śmieszny stwór, co niewiele zastanawia się swoja przyszłością, żyjąc dniem dzisiejszym i zamartwiając się, jak to zjebane ma się życie i jak to wszyscy wokoło nie rozumieją jej. Coś w tym było. EMO-Patrycja wychowywana była przez matkę, będącą pracownikiem urzędu gminnego, a cały dochód rodziny wraz z alimentami oscylował w granicach 2500 złotych miesięcznie. W domu nie było biedy, matka dorabiała jak mogła, dziewczyna na swoje potrzeby w sezonie babrała się w ogrodnictwie. Typowa nastolatka, z mankamentem rozbitej rodziny. No, ale przyszło EMO jako manifest swojej niezależności, i matka pewnie i to by przełknęła, czekając aż jej przejdzie i skończy się farbowanie włosów na czarno oraz mazanie swoich oczu kredką w kolorze hebanu, nie mówiąc o ciuchach i butach typu Martens Glan’s edition. Emoludkowi odpierdalało w domu.

„Proszę sąd o pomoc mi w zdyscyplinowaniu córki. Od około pół roku nie potrafię sobie poradzić z jej wychowaniem. Lekceważy mnie, nie wraca na noc do domu, wyzywa mnie, stosuje wulgaryzmy, kradnie pieniądze, pali papierosy i podejrzewam że próbowała narkotyków. Wiele razy wyczułam od niej alkohol. Zgłaszałam problemy w szkole, byłam z nią w poradni psychologiczno-pedagogicznej, lecz nikt tak naprawdę nie potrafi mi pomóc, bo w szkole jest lubianą i grzeczna uczennicą. Ponadto montuje sobie blachy na twarzy, przekłuwa się w różnych miejscach, podejrzewam że także w intymnych, przez co obawiam się, o jej zdrowie. Ma zrobiony tatuaż na lewej ręce. Córka zastrasza mnie, straszy że pójdzie do Domu Dziecka i opowie że ja ją biję, przez co zostanie mi odebrana. Proszę o jakąkolwiek pomoc”.

Taki mniej więcej, ze zmienionymi poniekąd szczegółami, trafił list do sadu, a w konsekwencji na moje biurko, co by sprawdzić, jak wygląda poziom demoralizacji nieletniej i czy potrzeba wobec niej zastosować przewidziane UPN-em środki wychowawcze.

Siedzę u nielaty w domu i patrzę na tego EMO-ludka z lekkim uśmiechem na twarzy. Jak żałośnie ta dziewczyna mnie rozśmieszała. Pomalowane na czarno oczy i wargi, pociągnięte czarna szminka. Żuła gumę i patrzyła na mnie. Ruszając brodą, ruszały się także dwa ćwieki wbite po bokach brody. Ale ona musi być kurwa cool zajebista. Czarne paznokcie, co chwile zerka na nie nerwowo, lecz stara się dosyć długo wytrzymać mój wzrok na sobie, gdy na nią po raz pierwszy spojrzałem. Na pierwszym spotkaniu nigdy nie odpuszczam i patrzę się w oczy aż taka gówniara czy gówniarz spuszczą wzrok. Nauczyła mnie tego pewna historia, gdy jako początkujący kurator wszedłem do mieszkania, zajmowanego przez, jak się okazało, kilku młodocianych uciekinierów. Zdewastowany lokal należał do jednego z nich, a raczej rodziców, którzy wybyli gdzieś w długą. Wszedłem tam poprzez uchylone drzwi bo usłyszałem że ktoś jest w środku. Trafiłem na libację młodocianych. Nielat, który był pod nadzorem, w popisie przed kolesiami stanął przede mną i kazał mi wyjść. Bezczelnie patrzał mi w oczy z głupim uśmieszkiem. Nie odwróciłem wzroku, tylko powiedziałem żeby kazał opuścić mieszkanie swoim starszym kolegom. Odpowiedział wtedy „bo co?”.
- Nic – ja także odpowiedziałem, a on coraz bliżej przysuwał swoją głowę do mojej, dalej mi patrząc w oczy – powiesz kolegom żeby sobie poszli do domu – powiedziałem spokojnie nie odrywając wzroku od niego.
Atmosfera robiła się bardzo gorąca, to wszystko trwało w rzeczywistości może kilkanaście sekund, ale ja czułem, że nie mogę odwinąć się na pięcie i wyjść. Tym bardziej że reszta, jakiś 3-4 innych nielatów mnie obserwowało. Stałem tak i szczerze mówiąc nie wiedziałem co będzie. Jak na mnie się rzucą, to przejebane. Jak nielat mnie uderzy, to także przejebane. Jak odpuszczę – jeszcze gorzej.
Wybawienie z opresji i nieciekawej sytuacji przyszło od strony innego nielata. Wstał on i po prostu walnął ręka mojego nadzorowanego lekko w głowę, ze słowami że on wychodzi. Razem z nim podnieśli się inni nielaci i wyszli a mój debil spuścił głowę i stanął pod oknem, w znacznej odległości ode mnie.  Od tamtego czasu nauczyłem się, żeby nie spuszczać wzroku, jak ktoś na ciebie patrzy w ten sposób, siłując się. Na szczęście z nielatami to działa. Jeszcze.

Wróćmy do naszej nielaty. W jej obecności wypytuje matkę o wszystkie problemy wychowawcze. Matka relacjonuje jak najęta, lecz stara się już wybielić córeczkę, że jest lepiej, że mniej się kłócą, że ona już z pedagogiem rozmawiała, że może za szybko złożyła wniosek do sądu, bo nie jest tak źle. Kurwa, WHY, LEO, WHY, chciałoby się rzec, bo cała machina ruszyła nie po to, by teraz umarzać postępowanie. Najprościej, napisać do sądu że sobie nie radzę, niech kurator przyjedzie, sąd wyznaczy termin wysłuchania, a potem umorzy. 30-40 % spraw w ten sposób się odbywa – w chuj czasu na to jest tracone i pieniędzy podatnika, a potem ludzie z rzeczywistymi problemami dziwią się, ze taka przewlekłość postępowań. Podczas moich odwiedzin pogadałem jeszcze z emoludkiem, wrzuciłem jej kilka dosadnych słów, postraszyłem ośrodkiem szkolno-wychowawczym, kazałem słuchać się matki i inne pierdolenie, które pewnie na niej nie zrobi żadnego wrażenia, ale ja w sprawozdaniu to ujmę. Na koniec mamusia mi podziękowała i stwierdziła, że teraz to pewnie już wszystko będzie dobrze, a córeczka stanie się grzeczniutką dziewczynką, z warkoczykami zaplecionymi czerwonymi wstążeczkami. Zadzwoniłem następnego dnia jeszcze do szkoły, gdzie zblazowana pedagożka powiedziała mi, że nic w szkole odnośnie nielaty się nie dzieje, lecz matka jest dziwna, bo przychodzi i tylko ma pretensję do córki, że w domu jest niegrzeczna i sprawia jej problemy wychowawcze.

Ok. Już widzę hejterów internetowych, którzy wypisują mi, ze pewnie matka nie jest autorytetem dla córki, nie radzi sobie z nią, to wina rozbitej rodziny. Wiem, kurwa, że są takie przyczyny i zalążek problemów jest w postawach matki, lecz co ja na to poradzę. Nielata ma wyjebane, szmaci się, chleje, ćpa i wbija sobie gówno w twarz, to nic na to nie poradzę. Jak matka nie zrozumie, że sama ze sobą także musi cos zrobić, to potem będzie żałować i płakać po nocach, gdy córeczka z brzuszkiem zawita w gościnne progi rodzinne, ze słowami że nie wie kto jest tatusiem, bo naćpana i pijana leżała na jakiejś melinie i pewnie kilku ją dymało na wszelkie możliwe sposoby.

Tak jak przypuszczałem. Nieletnia na sprawie sadowej została pouczona. Matka wybieliła ja na wszelkie możliwe sposoby tak, że prawie to kryształowe dziecko w domu, które drewna porąbie i węgla do piecyka podrzuci, by mamusia z łóżka nie musiała wstawać za wcześnie, a i jeszcze herbatkę z cytrynka przyniesie. Matczyna miłość. Chorobliwa wręcz miłość. Aż przypomniała mi się „Ballada o Januszku”.
Mija miesiąc i matka przychodzi do mnie, że ona sobie nie radzi. No i co w związku z tym, pytam wcale nie zaskoczony jej obecnością u mnie, spodziewając się takiego obrotu sprawy. Mamusia płaczliwym głosem opowiada, jak to córeczka wywędrowała gdzieś na cały weekend, a po powrocie do domu powiedziała jej, że piła z jakimiś facetami i się pierdoliła (cytuję słowa mamusi) i ma w dupie ja i całą szkołę.
- Panie, co ja mam zrobić – pełnym zniechęcenia głosem mówi w moją stronę.
- Składa pani ponownie wniosek o demoralizację, bierze pani opinie ze szkoły, jeśli ostatnio zaczęła wagarować. Zrobić jej badania w poradni psychologicznej, może umieści ją pani w jakimś ośrodku młodzieżowym, lub socjoterapii. No i niech Pani idzie z nią do ginekologa, niech jakieś tabletki antykoncepcyjne jej da, bo jeszcze z brzuchem wróci ze swoich eskapad.

Ojciec nielatki nie interesuje się nią od dobrych kilku lat. Łoży jakieś tam alimenty i poza tym ma wyjebane co jego Emo-córeczka odpierdala. Pogubiło się biedne dziewczę, ale do kurwy nędzy, wszystko ma swoje granice a ona nie jest dziesięciolatką. Na koniec rozmowy matka pochlipała w chusteczkę, ponarzekała, jaki to ciężki los ją spotkał i solennie zarzekała się, że ponownie napisze podanie na córkę do sądu o demoralizację.

Po kilku dniach dostałem telefon. Młoda poszła znowu się kurwić, a matka nie wie gdzie. Nie chce już jej wychowywać. Ma jej dość. Chce żeby poszła do Domu Dziecka, bo nie chce brać odpowiedzialności. Jest zdesperowana i marzy o spokoju, bo ze względu na córkę zaczęły się jej problemy w pracy. Po dwudziestu minutach rozmowy sam mam ochotę pierdolnąć słuchawką. Mówię jej  żeby złożyła w sądzie wniosek o umieszczenie nielatki w Domu Dziecka. Tłumacze jej, że będzie się to wiązało z ograniczeniem jej władzy rodzicielskiej. Nie zależy jej na tym, ona jej już nie chce.
Desperacja matki była tak wielka, że tego samego dnia jeszcze przed zamknięciem biura podawczego, taki wniosek został złożony, a ja nazajutrz dostałem zlecenie na pilny wywiad środowiskowy, odnośnie czy dobro małoletniej nie jest zagrożone, ponieważ matka chce się jej pozbyć z domu. Uzasadniając potrzebę umieszczenia emoludka w bidulu napisałem:

„Zachowania świadczące o demoralizacji małoletniej, trwają co najmniej dwa lata. Matka przez długi czas próbowała radzić sobie z tak destrukcyjnymi zachowaniami córki, tym bardziej że w środowisku szkolnym funkcjonowała bez zarzutu. Jednakże ostatnie problemy wychowawcze, w tym nocowanie poza domem, picie alkoholu, podejmowanie kontaktów seksualnych ze starszymi mężczyznami spowodowały, że małoletnia nie poddaje się żadnym wpływom wychowawczym ze strony matki. Ponadto, matka małoletniej złożyła pisemny wniosek, o umieszczenie jej dziecka w placówce opiekuńczo-wychowawczej, ze względu na niemożność sprawowania opieki. Obawia się, że córce stanie się krzywda, a ona zostanie pociągnięta do odpowiedzialności karnej. W rozmowie ze mną oświadczył, że NIE CHCE sprawować opieki nad swoim małoletnim dzieckiem”.

Oczywiście nie cytuję dosłownie, lecz coś w ten deseń. Nielata nic nie wiedziała o poczynaniach matki i po kilku dniach została dowieziona do placówki, mieszczącym się w innym mieście. Skwitowała to w ten sposób:
- I co kurwo, pozbyłaś się mnie, tak jak i ojca!!!

Pewnie to jest przyczyna całych problemów w rodzinie. Czeka ja teraz co najmniej 2 lata w bidulu, by w wieku dorosłym już, czyli po swojej osiemnastce, wrócić na łono rodziny, by pewnie dalej wkurwiac mamusię i drzeć z nią koty. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Patrycja w Bidulu była gwiazdą. Emo-ludek świetnie zaczął się dogadywać z innymi współplemieńcami bidula, podporządkowując sobie kilka młodszych dziewczyn, a wśród starszych chłopaków zdobyła sympatię, dobrze robiąc loda i dając dupy za osiągnięcie pewnych korzyści materialnych lub innych przywilejów. Naiwni ci, co myślą, że dzieciaki w bidulu nie pierdola się po katach. Popytajcie wychowawców, jeśli takich znacie, a jeśli prawdę wam powiedzą, to się bardzo zdziwicie. Przecież to całkiem normalne, że 16, 17 robią sobie dobrze, nie zważając na zabezpieczenia, a seks traktują instrumentalnie. O tym, moi kochani czytelnicy, nie oglądnięcie w TV, ani nie przeczytacie w żadnej innej gazecie. Osobiście uważam, że powinno się uświadamiać te dzieciaki a najbardziej pobudliwym seksualnie dziewczynom, dawać środki antykoncepcyjne, bo przecież nie stać ich raczej, by kondomy kupować systematycznie. W każdym bądź razie, jeżeli w jednym bidulu jest 60 dzieci w wieku bardzo różnym, to nocne zabawy są tam na porządku dziennym.

Patrycja gwiazdorzyła około 1 roku. Potem ze zdziwieniem zorientowała się, że nie dostała okresu. Czekała jeszcze miesiąc aż dostanie, i w końcu poszła do wychowawcy, pełna strachu że chyba jednak któryś ja zapłodnił. Potem szybkie sikanie na test, który dwiema malutkimi kreseczkami potwierdził, że oto w jej bądź co bądź pięknym brzuszku rozwija się ukochane i wyczekiwane maleństwo.

Od tamtego okresu zaczęła się walka z czasem. Lekarz ginekolog wyliczył, że termin porodu to jakieś 2 tygodnie po osiemnastce. Patrycja, na co mieli nadzieję wszyscy wychowawcy, w dniu swojej osiemnastki jest ekspediowana do matki, a będąc u niej rodzi swojego dzieciaczka. Sprawa czysta i zamknięta, tym bardziej, że Nielatka nie wskazała żadnego ojca dziecka, twierdząc ze nie pamięta. Ot, umknęło jej, komu dupy dawała. Smutne to, bo przecież to dziecko, lecz cóż było zrobić, pasa cnoty ani korka nikt jej nie założy.

Po zajściu w ciąże, Patrycja usiadła na dupie. Przestała uciekać, przesiadywała całe dnie w pokoju. Z powrotem zaczęła nawiązywać relacje z matką. Im większy brzuch, tym matka częściej ją odwiedzała. W końcu obiecała że pomoże jej w wychowaniu dziecka, Patrycja ma dalej się uczyć i jakoś to będzie.

Urodziła już formalnie będąc w domu u matki, jako dorosła i pełnoletnia kobieta. Zdrowy chłopczyk, bardzo do niej podobny. Poszła potem nawet do szkoły zawodowej, uczyć się w jakimś zawodzie. Początkowo zajmowała się małym i robiła przy nim większość czynności. Po około pół roku znudziło się jej i wyjechała, podobno za granicę do pracy. Jako że w rozmowach telefonicznych nie śpieszyło się do powrotu, matka wystąpiła o rodzinę zastępczą nad wnukiem, ponieważ córeczce nie śpieszyło się nawet do przysyłania żadnych pieniędzy. Patrycja nie stawiła się nawet na sprawę sądową.


wtorek, 1 stycznia 2013

Trzynastka

13 Trzynastka – średniometrażowy, telewizyjny film dokumentalny Ewy Borzęckiej (reżyseria i scenariusz) z 1996 roku. Film podejmuje trudną tematykę – losy matki samotnie wychowującej trzynaścioro dzieci. Życie codzienne tej kobiety i jej licznego potomstwa przedstawiono z dużym dystansem i obiektywizmem, ukazując jego najzwyklejsze aspekty.

Źródło: wikipedia

CZĘŚĆ 1


CZĘŚĆ 2

 

CZĘŚĆ 3


 

CZĘŚĆ 4