poniedziałek, 28 lipca 2014

Wujek



Wujek
Bezgraniczna przestrzeń schizoidalnej papirologii ogranicza mój pracowniczy obszar zyciowy powodując nieprzyjemne uczucie pieczenia na sam widok długopisu tudzież klawiatury komputerowej. Papierologia, pisanie, notatki, długopis, pióro, pieczątka, podpis. Najważniejsza rzecz w całym skostniałym systemie. Jak nie tworzysz notatek, pism, dokumentów – to nie żyjesz, nie pracujesz, nie jesteś potrzebny. Twe ręce stworzono ku pisaniu, twe palce służą do zakreślania sinusoidalnych znaków na kawałku papieru, twe opuszki mają klepać klawiaturę bez opamiętania. Papiery, papiery, papiery…
Zaczęło się od wywiadu środowiskowego w miejscu zamieszkania pewnej nieletniej, która postanowiła uciec z domu rodzinnego, bo było jej tam bardzo źle. Całe zło spowodowane było tym, ze wychowywana była przez matkę. Samotną matkę, która rozstała się z mężem alkoholikiem, by ustrzec swoja latorośl przed trwaniem w chorym, niszczącym związku. Wybrała dobro córki, jego spokój, swój spokój, Poświęciła się dla dziecka, bo wiedziała że dalej nie może trwać w tak chorym, niszczącym ją i córkę związku. Chciała być szczęśliwa, choć tylko we dwie…

„Od niedawna co prawda chodził ubrany lepiej
Niż jego rówieśnicy ze szkoły średniej
Ale ja go nie pytałem, ja czasu nie miałem
By dać jeść im wszystkim na dwie zmiany tyrałem”*


Matka na ucieczkę z domu zareagowała prawidłowo. Zawiadomiła Policję i pełna obaw próbowała skontaktować się z córką, która cały czas miała włączony telefon. I to właśnie spowodowało, że została znaleziona szybciutko przez Panów w Niebieskich Mundurach. Uruchomiony telefon, logowanie do stacji przekaźnikowej, namierzenie i wyciągnięcie jej później w konsekwencji z meliny, w której spędzała wesoło czas. Potem przyszła skrucha, przepraszanie, obiecanie poprawy. Na sprawie sądowej mamusia z córeczka płakały, tuliły się, rzucały w ramiona, były ochy i achy, ogólnie cool i zajebiście. Agatka dostała kuratora i szczęśliwa że na tym się skończyło, radośnie z mamusią oddaliła się od tego zionącego przejmująca grozą budynku, jakim jest Sąd Rejonowy.
Czyli kurwa mnie. Rzuciłem okiem na akta. Zapoznałem się znaczy. Całe cztery godziny poświęciłem na dogłębną analizę notatek Policyjnych tudzież zarządzeń sędziego, który niewyraźnym pismem wydawał polecenia co wpisać i do jakiego repertorium. Potem zapoznałem się zwrotkami, czy prawidłowo zostały zaadresowane, czy listy zostały odebrane i czy wyraźnie data została na nich odbita. Oczywistym jest, że musiał przyjść czas na okładkę – jaka gramatura kartonu z jakiego jest zrobiona, czy jest prawidłowo wypełniona, czy czarny flamaster z odpowiednią siłą dociskał twardej kartki. Po przejrzeniu całych 15 różnych karteluszek wraz z pouczeniami, przyszedł czas na sporządzanie sprawozdania z objęcia, czyli diagnoza.
Zanim to nastąpiło, skontaktowałem się ze szkołą, do której moja piękna dziewoja uczęszczała na zajęcia dotychczas, by poznać jej stosunek do nauki i obowiązków szkolnych.

„Ech ci ludzie, to brudne świnie, co napletli o mojej dziewczynie
Jakieś bzdury o jej nałogach, no to porostu litość, trwoga
Tak to bywa gdy ktoś zazdrości, kiedy brak mu własnej miłości
Plotki płodzi, mnie nie zaszkodzi żadne obce zło na mój sposób widzieć ją”**

Opinię szkoła miała jasno wyrobiona o dziewuszce, a pani pedagog na pytanie o jej stosunek do nauki pokiwała tylko głowa i spojrzała na mnie z politowaniem. Leń, leser, pyskata, nieuk, uganiająca się za chłopakami, bez wpływu wychowawczego. Niczym mnie nie zdziwiła, połowa moich nadzorowanych ma taka opinię. Na koniec poinformowała mnie pedagożka z długim stażem staro-panieństwa, że nic dobrego z tej dziewczyny nie będzie i pewnie nie skończy gimnazjum, bo już raz pierwsza klasę powtarzała. Tylko matki żal, bo to taka dobra kobieta – skwitowała ze smutnym uśmiechem, życząc mi powodzenia. Życzyłem jej tego samego a w szczególności spełnienia w pracy zawodowej bo to po Nowym Roku było i jakoś tak wypadało. Nic innego życzyć za bardzo nie było już co, bo przecież nie uciech z dzieci, które jakby były to i tak pewnie już dorosłe.
Następny to dzielnicowy lub ktoś tam z patologii do spraw nieletnich. Odwiedziny na komendzie zawsze należą do najprzyjemniejszych. Na dyżurce grzecznie się przedstawiam i pytam dyżurnego czy jest któraś z osób mi potyrzebnych.
- Dzień dobry, witam. Szukam kogoś do spraw nieletnich? – zagajam przez pancerna szybę do wiszącego mikrofonu.
Acha, muszę poczekać aż włączy. Słychać trzaski.
- Słucham!
- Dzień dobry, jestem kuratorem i szukam do spraw nieletnich kogoś – wygięty w pół mówię do czarnego punkcika na szybie, zerkając jednocześnie na dyżurnego.
- Kogo!!?
- Do spraw nieletnich!!
- Zaraz sprawdzę!!
Szuka w zeszycie numeru. Gdzieś dzwoni. Trzymając słuchawkę w ręce cos mówi przez szybę.
- Nie słyszę!! – krzyczę i kiwam głową.
Cos tam nacisnął na biurku.
- Kim pan jest?! – powiedział w moją stronę, nachylając się do stojącego mikrofonu i patrząc na mnie lekko przekrzywiona głową.
- Kurator!
- Nie ma do spraw nieletnich – odpowiedział w ten sam sposób co zadał poprzednie pytanie.
- A dzielnicowy? – zapytałem w czarny punkcik.
- Zaraz sprawdzę i rozłączył mikrofon. Wertuje po książce, potem jakieś grafiki, kartki…
Pstryknął w przycisk na biurku, nachylił się do mikrofonu i powiada:
- Nie ma, na urlopie.

„Piąty grosik dla policji, toć żyjemy bezpieczniej
Wypił litra i stoi – taki to mój podopieczny”***

- Dziękuję – powiedziałem w mały czarny punkcik na szybie, który połączony kabelkiem wędrował po biurku dyżurnego i odwróciłem się.
W drzwiach stał dzielnicowy, właśnie kończył pracę.

Z zeszytem pod pachą, który powinien służyć wybijaniu głupoty z mojej głowy, zaiwaniam pod wskazany na powierzeniu adres zamieszkania nielatki, by razem z nią i jej mamusią przedyskutować o problemach dnia codziennego a w szczególności, by dokonać tak zwanego sprawozdania z objęcia.
Sprawozdanie z objęcia to wywiad. Ale taki poszerzony, gdzie starasz się dociekać, używając swojej przeogromnej wiedzy pedagogiczno-psychologicznej co jest przyczyna takiego stanu rzeczy. Tworzysz diagnozę środowiskową dzieciaka gdzie określasz co i jak gdzie kiedy po co i dlaczego. Ogólnie twoja diagnoza służy głównie tobie i osobie cię kontrolującej – ale musi być, bo niby takie to ważne. Najważniejsze są daty. Daty to rzecz święta, oczywiście nie dla sędziego, bo go niewiele interesuje czy objąłeś w terminie i czy zwrotka prawidłowo wpięta, ale daty najważniejsze są dla osoby kontrolującej. Zamiast zrobić cos w siedem dni, zrobisz w osiem – zostanie ci to zauważone i zapamiętane. Za mało wodolejstwa zrobisz w sprawozdaniu z objęcia – też Ci to zapamiętają. Tak w ogóle to trzeba ściemniać umieć. Rozwlekać, dodawać bajki, tworzyć historię, używać dużej ilości przymiotników i słów klucze: podejrzewam, myślę że, mniemam, prawdopodobnie, itp. Im więcej tym lepiej. Wodolejstwo, przypuszczenia i plan pracy, czyli co zamierzam zrobić z dana nielatką. Wśród innych danych znajdujących się takim profesjonalnym sprawozdaniu to tryb życia rodziny, z kim nielata została poczęta, czy są jakieś choroby, warunki mieszkaniowe i inne, mało istotne elementy, do których już nigdy więcej nie wrócisz.
Diagnoza brzmi prosto. Brak wzorca ojca, nadopiekuńczość matki, wcześniejsze przeżycia, gdy młoda była świadkiem awantur i rękoczynów. Małolata szuka, szuka szczęścia, zainteresowania u płci przeciwnej, testuje matkę. Lubi starszych facetów – substytuci ojca. Szuka miłości i uwielbienia.
Pierwsze trzy-cztery miesiące upłynęły bez żadnych niespodzianek. Nielata chodziła do szkoły, większych problemów nie było, aczkolwiek w jej postawie dało się wyczuć pewna cisze przed burzą. W domu niby wszystko w porządku, nie łazi po nocach, matka się nie skarży za bardzo. Poznała chłopaka, starszy o 5 lat, który miał na nią zbawienny wpływ. Motywował do nauki, odrabiał z nią lekcje, zapraszał do kina. Matka była wniebowzięta. Zaczęła przebąkiwac nawet, że może nadzór już niedługo zostanie uchylony, ze taka zmiana i takie tam.
Z każdego miesiąca musze składać sprawozdanie. Na piśmie, wpinać w akta z czynnościami jakie podjąłem w danej rodzinie. Wszystko musi być uporządkowane, w terminie, nie daj Panie Boże się spóźnić. Opisane, piękną polszczyzną. Czasami więcej czasu poświęcam na opisywanie i ubarwianie, niż trwa moja wizyta w domu. Co zrobić, papier najważniejszy.
Siedzę na dyżurze w Sądzie i poddaje się intelektualnej analizie kart sprawozdawczych, jakie donieśli mi kuratorzy społeczni. Czytam, przeglądam, wpinam w akta te wypociny o ludzkich losach, gdy w drzwiach gabinetu pojawia się ON.
ON, czyli chłopak mojej nieszczęsnej nielatki.
- Można? – zapytuje mnie.
-Proszę – odpowiadam, nie spodziewając się jeszcze kim jest i w jakim celu przyszedł do mnie.
- Ja od Karoliny, ona jest moja dziewczyną, znaczy była dziewczyną… - zaczyna swa opowieśc a mnie zdziwienie wzięło, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby chłopak przyszedł do mnie rozmawiać o nadzorowanej. Robi się bardzo ciekawie.
- Słucham, co się stało?

„Spalam się
Dla ciebie spalam się
Spalam się
Dla ciebie spalam się”****

- Bo wie Pan, Karolina mnie rzuciła……. – mówi w moja stronę.
- No wiesz, młoda  jest, nie każda miłość w tym wieku ma szanse przetrwać – zaczynam swa moralizatorską treść, starając się w kilku słowach wytłumaczyć chłopakowi co i jak i żeby poszukał sobie innej, równie ciekawej dziewczyny.
- Napisała mi sms’a „spierdalaj huju, mam wyjebane na ciebie, nie pisz i nie dzwoń, już cie nie kocham” – zacytował trzymając telefon w dłoni.
- Wulgarnie, ale wiesz, to wasza sprawa i jeśli cię nie chce… - próbuje dalej tłumaczyć chłopakowi.
- Bo ona poszła do niego!
- Do kogo?
- Do tego faceta, u którego kilka razy była – smutnym głosem tłumaczy mi.
- jakiego? – Tu z kolei mnie zdziwienie wzięło, bo o spotykaniu się z innym facetem nie wiedziałem.
- No tego, co ma żonę i dziecko. Ona łazi do niego, jak jego żona jest w pracy, mówi ze to jej wujek a ja wiem ze to nieprawda…
Nosz kurwa jego jebana mac. Jeszcze mi tu żonaty facet obrabiający moją nadzorowaną, niepełnoletnią potrzebny. Podziękowałem chłopakowi za informacje, szybciutko sporządziłem notatkę z rozmowy i zadzwoniłem do matki dziewczyny.
- Dzień dobry, bla, bla, bla… do jakiego wujka Karolina chodzi? – zapytałem grzecznie i spokojnie.
- Jakiego wujka? – odpowiedziała mi grzecznie i spokojnie matka, choć zdziwienie dało usłyszeć się w głosie.
- No, był tu jej chłopak i powiedział że go rzuciła i chodzi do jakiegoś żonatego wujka – wytłumaczyłem pobieżnie treść rozmowy.
- Ja nic nie wiem…
Małolata rządzi. Znów się zaczyna. Kilka miesięcy spokoju.

* Kazik – Tata dilera
** Kazik – Baranek
*** Kazik – 12 groszy
**** Kazik na Żywo – Spalam się