piątek, 24 kwietnia 2015

Delirium tremens



       Muchy. Latające i srające gdzie popadnie muchy. Wielkie i obrzydliwe, brzęczące swoimi skrzydełkami w powietrzu, a obok nich latają mniejsze ale równie tak samo wkurwiające. Każde pomieszczenie w tym obskurnym domu przegrodzone jest nie drzwiami, a zwisającymi śmierdzącymi szmatami które zatrzymują muchy w jednym pomieszczeniu, dzięki czemu unika się przemieszczania tego brzęczącego paskudztwa po całym mieszkaniu. Życie tych stworzeń ograniczone jest do tego jednego pomieszczenia i ewentualnego brzęczenia przy szybie, gdy swoimi wielkimi muszymi ślepiami patrzą na świat zza brudnego okna, nie zdając sobie sprawy jak wygląda przestrzeń poza pokojem w którym obecnie i ja się znajduje. Całe życie takie muchy żryją gówno i srają gównem. Ich życie kręci się wokół gówna by zakończyć je potem jako truchło wysuszone na parapecie. Albo w buzi jakiegoś dzieciaczka, które nieświadomie podniesie tego trupka z podłogi i z przyjemnością połknie.

       Patolka. Jej świat, podobnie jak świat latających wokoło stworzonek, jest także ograniczony do tej jednej przestrzeni. Leży na łóżku i patrzy na mnie swoimi nieobecnymi oczkami, próbując zapewne w zakamarkach swych synaps i połączeń nerwowych znaleźć odpowiedź na pytanie kim ja do kurwy nędzy jestem. Stadium choroby alkoholowej w której się znajduje nie daje jej możliwości szybkiej analizy, więc poddaje się czego oznaka są wybałuszone przed siebie oczy. Ona żyje dla alkoholu, nie dla jedzenia, nie dla przyjemności, ale dla alkoholu. Alkohol zastępuje jej myślenie, alkohol stępia jej niewielki móżdżek, który obecnie służy prawie tylko i wyłącznie do podtrzymywania podstawowych procesów życiowych. Oddychaj. Żryj. Sraj. Pij. Koło niej butelka najtańszego wina, popielniczka z petami zrobionymi z najtańszych skrętów. Brudna wymiętolona pościel okrywa jej grube, pomarszczone ciało. Drżąca ręka odpala następnego papierosa, by skierować go do spierzchłych ust. Potężny haust powietrza powoduje, że jedna trzecia fajki wylądowała w płucach. 

       W pomieszczeniu unosi się smród moczu i zapewne nie do końca gdzieś wytartego gówna. Stare meble lepią się z brudu, przy łóżku na którym leży ofiara alkoholu stoi przekrzywione krzesło. Zastanawiam się przez chwilę czy na nim nie usiąść, ale mam jasne spodnie. Chujowo będzie z szarą dupą łazić po innych chałupach Odór najtańszych fajek napełnia pokój w którym się znajduję, jeszcze bardziej pobudzając bzyczące muchy do zwiększenia swej aktywności ruchowej. Kurwa, ja to mam chyba jakiś fetysz na te muchy bo wybitnie mnie wkurwiają tym razem. Oprócz tego latającego gównożrącego ścierwa nienawidzę jeszcze jednej rzeczy – śmierdzących szmat pozawieszanych w drzwiach. Z obrzydzeniem odsuwam te kotary gdy mam wejść do mieszkania czy pomieszczenia, nienawidzę jak ta szmata mnie dotyka, jak przez przypadek muska moją głowę. Szmata jako drzwi, szmata jako bariera przed robactwem, szmata skrywająca tajemnicę tego domu. Napisze kiedys esej o szmatach albo wiersz. Nawet tytuł wymyśliłem już. „Życie szmatą pokryte”.

       Próbuje porozumieć się z leżącą postacią, co w delirium tremens łypie na mnie swoimi niewidzącymi oczkami. Wydaje pewne dźwięki których ja nie do końca potrafię zrozumieć. Taki bełkot z bezzębnej jamy ustnej. Jęczy w moja stronę, rzęzi jej z płuc, a ja patrzę na nią jak na małpę w zoo. Jest takim prawie że niemym obrazkiem, który nie wzbudza u mnie żadnych innych uczuć jak zaciekawienie. Właśnie, zaciekawienie. Czuję się jak ten anatomopatolog, który krojąc zwłoki na stole sekcyjnym nie czuje żadnego obrzydzenia czy wstrętu do ciała ludzkiego. Leżąca patolka jest dla mnie ciekawostką, zjawiskiem, jeszcze jednym do kolekcji obrazkiem, który znajduje się w zakamarkach mej świadomości.

       Znalazłem się tutaj bo szpital do Sądu zgłosił, że wypuszczają z oddziału taką jedna „delirium tremens”. Babka ma chyba już alkoholowy zanik mózgu, funkcjonuje tylko wtedy gdy pije. Jak nie pije to nie funkcjonuje. Ona nie może być trzeźwa, bo wtedy ma omamy, majaki i w ogóle nosi ją po całym mieszkaniu. Gada wtedy od rzeczy i niszczy wszystko co znajduje się zasięgu jej rąk. Musi po prostu ciągle być najebana. Naćpana tanim alkoholem który łagodzi jej ból egzystencji. Codziennie oprócz fajek musi wydoić 2-3 wina, by leżeć spokojnie. Bez telewizora, bez radia, bez gazety czy książki. Ona kurwa leży i patrzy w sufit, by co chwilę popijać łyczek swojego napoju procentowanego i zapalić skręconego szluga. Jaki cholerny, jebany minimalizm życiowy, do którego doprowadziła się chlejąc od niepamiętnych czasów wódę. 

       Rozglądam się po pomieszczeniu, zadając jednocześnie sobie pytanie czy ktoś jeszcze jest w domu. Pierdolone muchy brzęczą niemiłosiernie w powietrzu, doprowadzając moje uszy do katorgi, lecz cóż ja kurwa mogę na to zrobić. Powinienem chyba z muchozolem łazić i zapsikiwać te wstrętne robactwo. Patrzę na upstrzone owadzimi odchodami ściany, na stół nakryty gazetą i popielniczkę, w której „delirium tremens” dogasiło kolejnego peta. Nikogo z kim się porozumieć i złapać kontakt logiczny. Nikogo. Jedna mucha usiadła na popielniczce i wpierdala popiół. Uzależniona. 

       Po chwili się okazało że nie do końca jestem sam w tym domku, bo szmata odsunęła się i stanął w niej mikrus. Mikrus, bo ta 30-letnia kobieta miała nie więcej niż 150 cm wzrostu i miała strasznie malutką główkę a w niej małe oczka które patrzyły na mnie z zaciekawieniem. Wąskie usta otwarły się i szczerbaty uśmiech ukazał się na jej licu bladym. Najbardziej uwydatniał się u niej brzuch, świadczący że jest co najmniej w 7 miesiącu ciąży. W ręku pet. Równie śmierdzący co ten który paliła kobieta na łóżku. Zaciągnęła się przy mnie i zadała nieśmiertelne pytanie: „kim pan jest”. 

       Oczywiście, przedstawiłem się i powiedziałem cel swojej wizyty. Grzecznie, uprzejmie, jak Pan Bóg przykazał. Że przyszedłem sprawdzić, czy po wyjściu ze szpitala dobre są warunki do pielęgnacji deliry, która na wieść że zacząłem o niej mówić zaczęła przewracać się na drugi bok, tak niefortunnie odsłaniając kołdrę i w tak niefortunnym momencie, że byłem świadkiem tej sceny. I to był mój błąd, bo niestety „co się zobaczy to się nie od-zobaczy”. Nie odzobaczę niestety wielkiego gołego dupska, który nagi wysunął się spod plandeki. Na szczęście będąca w ciąży piękna trzydziestolatka doskoczyła do łóżka, i poprawiła jak się okazało mamusini pled.

       Czemu pani pali papierosy, przecież w ciąży pani jest. Oczywiste pytanie, oczywistego człowieka na oczywistym miejscu. Odpowiedź mnie rozjebała na łopatki. „Troje dzieci urodziłam, wszystkie urodziły się zdrowe. Mi tam fajki nie szkodzą”. Uśmiechnęła się potem do mnie z pięknie szczerym, bezzębnym uśmiechem. Później dowiedziałem się że najstarsze z jej dziatków jest w szkole specjalnej, a młodsze prawdopodobnie tez tam trafi. Najmłodszy brzdąc to jeszcze nie wiadomo, bo srał na nocniku w drugim pomieszczeniu, a nad nim unosił się piękny rój ponętnych i wściekle brzęczących much.

       Jak w Afryce. Najlepsze obrazki to takie, szczególnie przez fotografów zamieszczane, jak małe dzieci, murzyniątka z dużymi brzuszkami od głodu, odganiają łażące po nich muchy i inne robactwo. Jakby to jebane robactwo wiedziało, że jeszcze trochę a będzie mogło żreć takie małe murzyniątko, ponieważ los jego bardzo niepewny. A ja żałuje wtedy w takich sytuacjach że nie mogę pierdolnąc fotki dzieciakowi, który umorusany na brudnym nocniku opędza się od much. Jej palenie nie szkodzi – nosz kurwa mać.

       Jak ustaliłem podczas wykonywanych czynności z uczestniczką postępowania, „delirium tremens” ma wszystko co potrzeba do życia. To znaczy rentę, zasiłek z Opieki i jabole z fajkami systematycznie dawane. Na kibel wstaje sama, przy myciu wymaga pomocy, żarcie trzeba jej pod nos podtykać. Czasami zrobi pod siebie jak jej zwieracze puszczą, ale matka czwartego dziecka w drodze daje sobie z nią radę. 

********
Alfabet dokończę następnym razem. Teraz biorę się za zamówiony artykuł, który będzie swego rodzajem autowywiadem. Podeśle link do strony na której się ukaże.  Dla zainteresowanych zajebisty film, który polecam każdemu, kto ma problem z chlaniem wódy.
Podobno kuratorzy mają strajkować. Zgłaszam się na pikietę pod Ministerstwem Sprawiedliwości. 
Miłego oglądania, naprawdę warto!!!


8 komentarzy:

  1. Tak mi się nasunęło w trakcie czytania:
    1. "... z petami zrobionymi z najtańszych skrętów..." - a są jakieś droższe?
    2. Skoro tylko pije i pali, to od czego jest gruba?

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Tytoń jest w rożnych cenach. Z reguły ten najtańszy jest najgorszego sortu i najbardziej śmierdzi.
    2. zapewne musi jeść, nie przesadzajmy. najtańsze rzeczy jak placki, naleśniki, ziemniaki, kopytka, kluski, są najłatwiejsze do przyrządzenia, z reguły mączne co przy braku ruchu odbija sie na wadze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Straszne to mało powiedziane. Anty - życie.

    OdpowiedzUsuń
  4. codzienność dnia powszechnie pracującego - tragiczna lecz jak najbardziej realna - TO NIE WYMYSŁ

    OdpowiedzUsuń
  5. Tych dwóch "dam" nawet troszkę mi nie szkoda. Szkoda mi jedynie ich dzieci, bo je prawdopodobnie czeka dokładnie taki sam los (o co skutecznie mamusia się zatroszczyła, jeszcze zanim pojawiły się na świecie)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma co, praca marzeń:) Żal mi tych dzieci, nie mogłabym tak pracować, bo bym takie baby rozszarpała ze złości i niemocy. Rodziców sobie niestety nie wybieramy, a szkoda!

    OdpowiedzUsuń
  7. Szmatologia rules ☺ to wszystko istnieje nie ma co kryc.lubie taki zdrowy dystans bez owijania gówna w bawełnę. Trzeba zachowac dystans ze względu na zdrowie psychiczne. Pozdrawiam 😉

    OdpowiedzUsuń