środa, 15 maja 2013

Nadesłane: Kontrast



Kiedy byłem tu pierwszy raz to nie trafiłem do podopiecznego, byłem wtedy aplikantem i przyjechałem razem ze swoim patronem na wywiad środowiskowy odnośnie zachowania Kowalskiego.
Tam gdzie dojechaliśmy skończyła się droga i stał mocno zrujnowany domek, bez ogrodzenia. Dzięki czemu mogliśmy wejść i zobaczyć , że ktoś go remontuje. Niemniej nikogo nie zastaliśmy, nie było również nikogo w pięknej willi nieopodal.

Dziś po kilku latach jadę tu sam. Zmienił się teren działania mojego byłego patrona teraz mam go ja.  Mam do przeprowadzenia wywiad, kontrolny- czy skazany, który uzyskał przerwę w odbywaniu kary z uwagi na konieczność opieki nad rodziną   właściwie ją wykorzystuje.

Jest piękny słoneczny dzień, gorąco u mnie w aucie. Klima dawno padła i nie stać mnie na naprawę ale i nie mogę pozostać na parę dni bez auta, nie mogę po prostu oddać do naprawy. Skręcam z głównej asfaltowej drogi obok ładnego dworku w prawo, w polna drogę. Droga jest szutrowa, nawet niezła. Skręca raz w lewo raz w prawo, wije się leniwie przez pola gdzie wzrastają plony, tu rzepak, tam pszenica i inne, których nawet nie znam.. W oddali widzę jakby zagajnik. Droga prowadzi wprost do niego. Droga się kończy takim niewielkim placykiem, jakby ubita polanka- rondo. Dookoła wysokie drzewa, sosny i topole. Na wprost płynie czyściutki strumyk a właściwe taka mała rzeczka. Po prawej wspaniała willa – jakiegoś lekarza. Przez posesję owej willi płynie też wspomniana rzeczka. Po lewej jakby odrestaurowane ruiny malutkiego domku, trudno to opisać, po prostu ze trzy ściany z cegieł, stare okno, bez dachu, dookoła troszkę porozsypywanych niby bez ładu cegieł, poustawiane  stare koła od wozów, kwiaty w doniczkach, niskie choinki, pięknie przystrzyżona trawa, huśtawka  z baldachimem, teren ogrodzony ładnym około  półtorametrowym płotem. Dziś wiem, że to teren rekreacyjny innego lekarza.
Do opisanego terenu przylega dom do którego trafiłem kiedyś jako aplikant razem z patronem, wtedy był remontowany- dziś faktycznie wyremontowany w starym stylu. Dookoła również urządzone podobnie jak na terenie rekreacyjnym lekarza, kwiaty w donicach, niskie drzewa iglaste, stare wozy tzw. drabiniaste,  przystrzyżony trawnik, kostka brukowa w trawniku a do tego akurat trafiłem na czas kiedy ,,ostre’’ słońce przebija się przez te wysokie topole i sosny, tworząc zdecydowanie bardziej oświetlone niektóre miejsca- coś pięknego. Tu mieszka inny bogaty człowiek, chyba trochę samotny, nie wiem dokładnie ale miły gość.
Tak tu kończy się moja jazda samochodem, do  posesji Kowalskiego dojechać może dalej tylko terenówka. Pomimo suchej aury, nie odważę się jechać dalej wzdłuż rzeki, zbyt duże koleiny i to już nie jest właściwie droga tylko trochę bardziej ubita ziemia.
Wysiadam z auta, wołam od furtki wspomnianego gościa- nie mam odwagi wejść, na tabliczce wyraźny napis z mordą psa popularnego ,,Kaukaza’’ – ja dobiegam do furtki  w 5 sekund a Ty ?
Pies faktycznie już na mnie czekał jak tylko auto usłyszał- ale nie szczeka, jednak jest w jego wzroku coś takiego, że ciary przechodzą. Na szczęście jest właściciel- przedstawiam się, mówię że chodzi o Kowalskiego, że wcześniej przychodziła tu taka pani itd. Facet miły, tak, pamięta- opowiada, że u Kowalskiego wszystko po staremu, ,,opiekuje się rodziną’’, nie pije. Jeszcze tylko pytam czy mogę tu auto na chwilę zostawić- bez problemu.
Tak więc idę błotnistym szlakiem wzdłuż czystej uregulowanej rzeczki jakieś 200 metrów. Za rzeczką pola a dalej lasek. Po lewej jeszcze kawałek mam posesje rozmówcy. Płot, potem wzdłuż płotu kilka sosen i innych drzew jakby pozostałość po starym lesie i .. inny świat.
Po prawej nadal mam rzeczkę a właściwie zrobiony w tym miejscu taki przepust, staw hodowlany, za to po lewej zaczyna się od góry śmieci. Stare graty które chyba kiedyś wyjadą na złom, stara komoda, stosy puszek ale nie po piwie tylko po konserwach, łupki po jajkach , na to narzucone trochę skoszonej gnijącej już trawy , jakieś papiery.
Zaraz za tą kupą ,,wszystkiego’’ studnia.  Na szczęście chyba nikt z niej nie korzysta bo wokół jakoś tak sucho i przykryta betonowymi kręgami.
No i ukazuje mi się dom w którym mieszka Kowalski.
Czy widzieliście pogorzelisko?  Tak więc ten dom to jest pozostałość pogorzeliska, nieco odremontowana, zamiast okien ma deski, zamiast drzwi ma szmatę, komin nadal okopcony , gdzie niegdzie na zewnątrz widać ślady ,,nowego’’ tynku. Nowy tzn. jakiś 20 letni. Nie ma bieżącej wody, gazu ani prądu który to najpierw został odłączony z powodu pożaru a później z powodu nie płacenia. Wchodzę na ganek i dylemat iść prosto w ciemną czeluść czy w prawo schodami w górę?  Głośno wołam Panie Kowalski ! Panie Kowalski ! Zewsząd dobiegają mnie pochrząkiwania, beczenie, szczekanie i miauczenie i Bóg wie co jeszcze. Ale na końcu korytarza widzę światełko ( światło dzienne), uchylają się drzwi w głębi domu . To Kowalski- tędy, tędy proszę. Ja pierdole ale schiza jak u Hitchcocka.

Kowalski -  ze 160 cm wzrostu, może 60 kg wagi. Zarośnięty na twarzy jak małpa ale uśmiechnięty, grzeczny, dużo mówi. Kiedyś był żonaty, ma dwoje dorosłych już dzieci. Rozpił się. Dom mu się spalił jeszcze w trakcie małżeństwa i zaczął go odbudowywać. Odbudował tyle, że ma dach nad głową. W trakcie też pił. Pił na umór do dna i do desek. Opuściła go żona z dziećmi. Pozostały mu ruiny domu z kawałkiem pola, które stoi odłogiem a uprawia tylko niewielki ogródek. Kiedy żona go opuściła on starał się nadal odbudowywać dom. To znaczy bardziej sklejał, czy zbijał gwoździami do kupy. Coś tam wymurował, tym czymś były tylko schody na piętro. Niestety schody przystosowane są chyba tylko do jego stóp- rozmiar może 40, ja tam wchodząc musiałem iść bokiem. Kiedyś jak poszedł do pobliskiej zrujnowanej stodoły kraść chyba jakieś belki stropowe to spadł z wysokości ok. pierwszego pietra  i pewnie wyzionął by tam ducha gdyby nie jakieś dzieci, które przyszły tam po dwóch dniach się bawić i go znalazły. Trafił do szpitala gdzie stwierdzono pękniętą czaszkę, wstrząs mózgu, poważny uraz kręgosłupa i wychłodzenie. Normalny człowiek pewnie zostałby warzywem on się wylizał. Utrzymywał się sam z ( to na później) oraz z poszukiwania staroci wśród znajomych czy  obcych ludzi ,gdzie coś tam pomagał w zamian za jakiś stary mebel, zegar, obraz, czy porcelanę które to rzeczy później odsprzedawał.  Niestety towarzystwo ,,szemrane’’ to i dał się naciągnąć na ,,słupa’’. Nieświadomie też  przywłaszczył sobie gdzieś jakieś drewno. Jeszcze jakieś ,,drobne’’ wyroki. W końcu trafił do ZK. Nie był wcześniej pod dozorem.
Okoliczni mieszkańcy kontaktowali się z sądem w sprawie ,,opieki’’ nad rodziną osadzonego – wysyłali po prostu pisma. Co poskutkowało złożeniem wniosku przez Kowalskiego o udzielenie przerwy w odbywaniu kary , którą to otrzymał a ja teraz dostałem zlecenie przeprowadzenia wywiadu na okoliczność właściwego wykorzystania przerwy.

Teraz widzę uchylone drzwi w głębi domu przez które dolatuje do mnie słabe dzienne światło, idę tam. Po drodze mijam jakieś bele słomy, worki ze zbożem.
Wchodzę do pomieszczenia wielkości 3,5 metra na może 3 metry, samo wejście sprawia problem, ja duży jestem a drzwi nie bardzo chcą się więcej otworzyć gdyż za nimi jakieś kolejne worki nie wiadomo z czym. W środku leżanka zarzucona chyba codziennymi ubraniami i zaplamionymi gazetami, w lewym rogu pokoju piec typu koza z rurą spalinową wyprowadzoną przez częściowo zabite okno. Na niej kubek               z herbatą i jakieś brudne sztućce oraz talerz z nieokreślona zupą która dość ładnie pachnie.  Po prawej stara komoda i krzesło. Na komodzie biała miska metalowa i dwa oskórowane króliki – rzeźnia normalnie.  Stołu brak. Wszędzie porozwieszany czosnek i cebula w pęczkach. Jakaś karma dla zwierząt w worku no name. Podłoga to beton z plamami wszelkiej maści i mnóstwem kurzu, ziemi, jakichś ziaren. Może bym i usiadł gdybym miał gdzie aby coś zanotować, ale gdzie? Kowalski  czuje o co chodzi szybciutko zgarnia trochę szmat z leżanki – zaprasza. Usiadłem. Już chcę torbę rozpinać aby wyciągnąć kapownik gdy dostrzegam pod krzesłem zawiązany worek i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że worek się rusza i to nawet dość energicznie. Robię oczy jak pięć złotych i pytam co to tam jest ?
- gołębie proszę pana
- ?
- no znajomy chce, muszę je zabić, oskubać i wypatroszyć, rosół będzie robił, chce Pan jednego ?
- nie
Myślę- ja pierdolę, wymiękam co jeszcze w tym domu duchów mnie spotka.
Kowalski opowiada co robi, z czego żyje, jakie ma plany. Planem podstawowym jest załatwienie aby w domu ponownie był prąd, jest to warunkiem podstawowym aby skazany mógł resztę kary odbyć w systemie dozoru elektronicznego ( kara którą miał do obycia była do jednego roku ). Poza tym ma wyznaczone mnóstwo terminów badań neurologicznych i ortopedycznych i Bóg wie jakich  jeszcze.
Kowalski miły, nawet sympatyczny na swój sposób. Dobra spisałem wszystko, mówię, że będę raczej opiniował pozytywnie jak zobaczę ,,rodzinę’’. Kowalski nie posiada się z radości i w dowód wdzięczności chce mi kiełbasę swojską wręczać – jakoś nie mogę jej przyjąć, nigdy nie przyjmuję niczego, nawet herbaty u podopiecznych- zdarza się, że szklankę wody jak jest bardzo gorąco ale tej kiełbasy nie wziąłbym nawet gdybym mógł. Wyglądała i pachniała ładnie ale warunki higieniczne…
Dobra wychodzimy z tego pokoju. Ja widzę tylko światło wpadające z wejścia, z miejsca z którego wszedłem do domu, Kowalski prowadzi mnie   w lewo, w malutki ciemny korytarzyk. Na końcu wnęka, tu były drzwi, wchodzę a na wprost mnie… owca spokojnie gryzie sobie trawę. Obok niej dwie kozy, patrzą na mnie zaciekawione a ja na nie. Kowalski prowadzi dalej. W lewym rogu tego pokoju jakby komórka czy coś, chyba kiedyś miał być to jakiś  aneks kuchenny czy garderoba a tam trzecia koza tyle, że w ciąży. Koza leży. Pytam Kowalskiego o to, czy to dobrze czy tak ma być? Kowalski mówi, że jutro lub pojutrze będzie poród odbierał. Ja pierdole – myślę.
W pokojach jest…czysto, zwierzęta mają czystą słomę. O dziwo jest nawet w miarę jasno i nie śmierdzi. Deski którymi są zabite okna mają chyba specjalnie pozostawione szpary  w celu wentylacji i po to aby trochę światła wpadało. Wrażenie, że światło pada znikąd. Wychodzimy, korytarzyk i drzwi na wprost- te widziałem wcześniej ale są zamknięte. Otwieramy- od razu uderza mnie nieprzyjemny zapach, nie no po prostu wali jak stodoła- gównem. Nie wchodzę, Kowalski wchodzi i pokazuje- krowę. Fajna brązowa krasula. Kowalski mówi, że jak pójdę to ją jeszcze wydoi i na pastwisko wyprowadzi. Mówi też, że specjalnie drzwi są bo tyle sra, że nie wyrobiłby z ciągłym sprzątaniem. Idziemy dalej, wracamy do wejścia do domu i tymi schodami na górę. Schodami o wąskich stopniach gdzie bokiem musiałem iść a o mało co i tak bym się nie wypieprzył. Wchodzimy na piętro, takie z tzw. skosami czyli to już bardziej poddasze. Ogólnie wolna przestrzeń i jakby boksy. Po prawej coś jakby magazyn, na słomę, siano, jakieś zboża i karmy, sporo tego. Dalej po prawej zagroda z desek, wysokości Ok 140 cm. a w niej króliki. Kowalski mówi, że młode ma. Patrzę, patrzę i nie widzę. Gdzie?- pytam. No tam niech Pan patrzy- no faktycznie, teraz dopiero się przyjrzałem, tam gdzie są króliki jest ściółka, twarda , ubita. Igliwie pomieszane sam nie wiem z czym, ze słomą czy wiórami. W tej ściółce są  norki i co jakiś czas wychyla się malutka główka. Dorosłe króliki  zupełnie się nie boją, małe jeszcze nie przyzwyczajone chowają się w tych norkach. Zagroda dla królików ma jakieś 20 metrów kwadratowych.
Po lewej stronie od schodów którymi weszliśmy znajduje się rama drzwiowa z drzwiami, tak całkiem sama. Nie ma ścian wokół. Pewnie kiedyś były i albo kowalski je rozebrał albo zawaliły się podczas pożaru.
Wygląda to trochę jak zamknięta brama do lasu, po prostu śmiesznie.  Za ,,bramą do lasu’’  kurnik. W środku kury, kogut, grzędy. Znajduje się tam też gołębnik.
Schodzimy na dół. Kowalski pokazał mi jeszcze świnię, wielka maciorę w boksie przyległym do domu.  Na odchodne przybiegły jeszcze dwa niewielkie kundelki, Kowalski mówi, że to też jego. Odprowadza mnie do rzeczki wskazując na ten niewielki staw, mówi że pomagał go budować i może tu łowić ryby.


Wywiad napisałem pozytywny, Kowalski należycie ( jak na moje oko) wywiązuje się   z obowiązku opieki nad ,,rodziną’’.

Podczas pobytu kowalskiego w zakładzie karnym zwierzętami Kowalskiego opiekowało się pół wioski, sołtys, weterynarz i jakiś leśniczy.

Kowalski miał 6 miesięcy przerwy w odbywaniu kary, przez ten czas regularnie co dwa tygodnie odwiedzał mnie w biurze i zdawał relacje z wyników badań lekarskich oraz co tam u niego ogólnie słychać – choć wcale nie musiał. Udało mu się z pomocą sąsiadów i w końcu OPS ( pomimo tego, że tak naprawdę był samowystarczalny- żywnościowo) zapłacić dług w zakładzie energetycznym i ponownie podłączyć prąd co też skutkowało możliwością odbycia reszty kary w systemie dozoru elektronicznego.

Art. 153 § 2 KKW Sąd penitencjarny może udzielić przerwy w wykonaniu kary pozbawienia wolności, jeżeli przemawiają za tym ważne względy rodzinne lub osobiste.

Koniec

Szanowny czytelniku-pewnie po przeczytaniu tego zadajesz sobie pytanie dlaczego  o tym napisałem lub po prostu kwitujesz to stwierdzenie- słabe, właściwie bez akcji, same opisy.
Tak to prawda , akcji nie ma wiele ale w tym miejscu jest jakaś magia coś pięknego i zarazem niepokojącego. Nie wiem czy udało mi się to właściwie uchwycić i ukazać -choć starałem się jak umiałem, nie jestem zawodowym pisarzem-  ale to już do oceny pozostawiam Wam.

kane
bzdet14@o2.pl

41 komentarzy:

  1. Nietypowa - jak na ten blog - historia. Fakt, że ktoś nawet żyjący w skrajnej biedzie może wyjść z patologi jest budujący i podnosi na duchu. Wielkie dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  2. owszem zadaję sobie pytanie - gdzie jest cd poprzedniego postu??

    OdpowiedzUsuń
  3. Niepokojacego w tekscie nie znalazlam nic, wrecz przeciwnie. Tak lekko napisane ze czlowiek automatycznie nabiera sympatii dla Kowalskiego i jego "folwarku".
    Pozdrawiam
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  4. ja nie wiem czemu niektórzy tak marudzą, każda historia tutaj mi się podoba, i fajne jest to że nie mam bladego pojęcia co będzie następne; gwałt, czy przygnębiający pozytywny staruszek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietny tekst, ma w sobie cos co pozwala miec nadzieje ze nie nalezy byc rutynowym "zalatwiaczem" a czasami zaokraglic marginesy paragrafow. Dzieki za pozytyw i czekam na nowe historie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z zawodowej ciekawości zapytam - czy sąd penitencjarny udzielając Kowalskiemu przerwy w karze wiedział co to za "rodzina', którą trzeba się opiekować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak. Ale jak miał napisać - proszę sprawdzić czy kozy nakarmione :)) No ale to wszystko przecież beletrystyka ;) kane

      Usuń
    2. Tak czy inaczej, brawa dla tego "beletrystycznego" sędziego;)

      Usuń
    3. Ja tam myślę, z zawodowego doświadczenia, że sąd miał po prostu gotowiec-pismo i poszło jak zwykle do przerwy w sprawach rodzinnych.
      Mógł sąd napisać, czy zapewnił opiekę zwierzętom domowym i zadbał o gospodarstwo.
      Ale po co? Po co uprzedzać kuratora, skoro potem takie fajnie opowiadanie wyszło. Bez elementu zaskoczenia nie byłoby tego klimatu:-D

      Usuń
  7. Dobre! Mniej-więcej w połowie opowiadania zacząłem się domyślać, co to za "rodzina" - napisane ciekawie, przyjemnie się czyta no i to sympatyczne zakończenie. Czekam na ciągi dalsze!

    OdpowiedzUsuń
  8. jaka rodzina hehe-najlepsza i jedyna jaką ma.super!ktoś szuka alternatyw dla swojej samotności i je znajduję.pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytając to opowiadanie nasuwa się refleksja, że Kowalski stworzył dla swojej zwierzęcej rodziny o niebo lepsze warunki aniżeli wielu innych bohaterów ukazanych w poprzednich opowiadaniach dla swoich dzieci, żon, mężów.... Bravo dla tego człowieka, mam nadzieję, że się wyleczy i nadal będzie taki jak jest....

    OdpowiedzUsuń
  10. Śliczne i wzruszajace:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ludzki sąd, ludzki wrażliwy kurator, małe ludzkie szczęście i nieszczęście...
    Fajne! Podobało mi się.
    Klimat oddany:-D

    OdpowiedzUsuń
  12. Masz coraz lepszy styl pisania, wiesz ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. po prostu się uczę, cały czas się uczę. kane.

      Usuń
    2. Przeczytaj tą opowieść i swoją pierwszą. Sam zauważysz, nie ma tych chropowatości :). A tak btw - Kane jest od książek Wagnera ?

      Usuń
    3. Tak :) kane

      Usuń
  13. Tekst świetny, bohater niebanalnie pozytywny :)
    Rodziny podobno się nie wybiera, Kowalski wybrał koncertowo. Nie odejdą, nie strzelą focha, a nakarmią i miłość i oddanie włożone w opiekę oddadzą z nawiązką ;)
    A kontrast jak najbardziej na korzyść Kowalskiego, bo w życiu nie estetyka, a serce się liczy.

    OdpowiedzUsuń
  14. pan Kowalski shakował system :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękna historia. Czytając odczuwa się tajemniczy charakter miejsca. Myślę że pochwała należy się nie tylko osobom z wymiaru sprawiedliwości ale też sąsiadom pana Kowalskiego, którzy zaopiekowali się jego "rodziną" gdy ten przebywał w ZK.
    Bałam się że opowieść nie skończy się pozytywnie np. że ktoś doniesie że pan Kowalski dokonuje uboju w nieodpowiednich warunkach, lub że zwierzęta są niezarejestrowane.
    A. M.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czytałeś prawiek Olgi Tokarczuk ? To moje pierwsze skojarzenie z opowieści ale popracowałbym jeszcze mocniej nad magią tego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nie czytałem. Przyznaje, ze też mi czegoś brakuje, czego niestety nie umiem opisać, tego czegoś... kane

      Usuń
    2. Według mnie nic nie brakuje. Jest i magia i to ciepło słonecznego dnia i emocje. Nie wiem Kane, czego Ci brakuje, bo babskiego oka jak u Tokarczukowej z przczyn oczywistych będzie barkować Ci zawsze ;)

      Usuń
  17. To ja też pozwolę sobie na komentarz :) Początek był dla mnie ciężki, trochę za dużo nieistotnych szczegółów... ale wróciłam do historii na drugi dzień, żeby ją "przemęczyć" i... jestem mile zaskoczona! Odkąd zaczęła się część właściwa, czyli opis domu i życia Kowalskiego nie mogłam się oderwać. Bardzo budująca historia, pozostawia uśmiech na twarzy na długi czas po przeczytaniu jej. Dziękuję Ci Kane.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobre opisy. Też uważam, jak inni czytelnicy, że drugi kurator ma coraz lepszy styl pisania.

    Agaton.

    OdpowiedzUsuń
  19. Chyba piszę na swoim blogu nieźe jak na 13-latka ,nie zaprzeczysz? http://zmienickraj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. http://www.drogalegionisty.fuckpc.com/?p=1836 tutaj zaś znajdziecie negowanie ulicznej patologii przez... samą ulicę

    OdpowiedzUsuń
  21. A mi ta historia przypomina film co strasznie polubiłam: "Winter"s Bone", po naszemu "Do szpiku kosci"... Nie wiem co mnie dokładnie w tym urzekło, ale taki surowy byt jest pociagający....

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo fajne,optymistyczne opowiadanie,dobrze napisane bez męczących oko wulgaryzmów czy dosadnych określeń spowodowanych frustrującą pracą .W sumie zazdroszczę Kowalskiemu,bo mieszkam w dużym mieście i hodować królików,kózek i innych zwierzaków nie mogę.Minus dla niego za gołębie na rosół.Gołębie się hoduje,a nie zjada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale bzdety wypisujesz kobieto! Na pewno nie chciałabyś żyć tak jak ten opisywany Kowalski w prymitywnych warunkach, brudzie, syfie, bez prądu i łazienki. Wiele osób ze wsi, by się z tobą bardzo chętnie zamieniło. Więc nie wypisuj głupot.

      A jak ci się nie podobają opisy pierwszego kuratora, to nikt ci nie każe i nie zmusza wchodzić na ten blog.

      Usuń
    2. Weź sobie człowieku Nervosol łyknij i wsadź głowę pod kran z zimną wodą.

      Usuń
    3. jestem ze wsi. i aż celowo tak napisze: mam zmyware kompa neta i co tylko możesz marzyć w wielkim mieście, ale krowów to ja nie mam...
      szok tylko ci mieszkańcy na wsi, którzy nie chcą albo stali się z różnych przyczyn samotni nie nadążają za postępem cywilizacyjnym....
      aż chce się napisać: "tępota"

      Usuń
    4. Ja też mieszkam na wsi i różnicy między własnymi "wygodami" a tymi miejskimi nie widzę...

      Usuń
  23. Bloga czytam od jakiegoś czasu z polecenia... a właściwie jako zadanie domowe od "naszego" kuratora w ramach zajęć na uczelni. Nie wzruszam się łatwo. Do tej pory jeden wpis przyprawił mnie o spocone gałki oczne... ten był drugi :) Faktycznie jest coś w tym opowiadaniu. Coś magicznego, pozytywnego w postaci Kowalskiego, budującego, dającego nadzieję (mam tu na myśli głównie ludzi, którzy pomagali, gdy Kowalski przebywał w ZK). "Rodzina" Kowalskiego wywołała u mnie wielki uśmiech na twarzy a cała sytuacja wzruszyła. Fajnie czyta się takie perełki w gąszczu tych bez happy endu. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Wrócę tutaj jutro, by ten przetrawić raz jeszcze, na razie - nie przebrnąłem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Brawo kane. Pięknie napisane.

    OdpowiedzUsuń
  26. Budujący wpis, daje sporo nadziei. Niezła odskocznia od typowych opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
  27. Warto zobaczyć! http://www.youtube.com/watch?v=42-w6jgjIng

    OdpowiedzUsuń
  28. kane - super, wlasnie przeczytalem - a po pewnej czesci tresci juz smiech (a zwlaszcza - krowa, ktora duzo sra:P;) kapnalem sie, ze to "rodzina":)) super - w koncu dowod na to, ze nie trzeba sie trzymac scisle wykladni i czasem naprawde zwlaszcza dla takich sumiennych, ale prostych i milych osob mozna wlasciwie zinterpretowac prawo:D nic bardziej mnie dzisiaj nie rozbawilo i nie poprawilo humoru jak wlasnie ten wpis. P.S. Czytam wlasnie bloga, ksiazke zakupilem, artykule dotyczace tej materii rowniez przeczytalem - piszcie dalej - super!

    OdpowiedzUsuń