Kiedy
byłem tu pierwszy raz to nie trafiłem do podopiecznego, byłem wtedy aplikantem
i przyjechałem razem ze swoim patronem na wywiad środowiskowy odnośnie
zachowania Kowalskiego.
Tam
gdzie dojechaliśmy skończyła się droga i stał mocno zrujnowany domek, bez
ogrodzenia. Dzięki czemu mogliśmy wejść i zobaczyć , że ktoś go remontuje.
Niemniej nikogo nie zastaliśmy, nie było również nikogo w pięknej willi
nieopodal.
Dziś
po kilku latach jadę tu sam. Zmienił się teren działania mojego byłego patrona
teraz mam go ja. Mam do przeprowadzenia
wywiad, kontrolny- czy skazany, który uzyskał przerwę w odbywaniu kary z uwagi
na konieczność opieki nad rodziną właściwie ją wykorzystuje.
Jest
piękny słoneczny dzień, gorąco u mnie w aucie. Klima dawno padła i nie stać
mnie na naprawę ale i nie mogę pozostać na parę dni bez auta, nie mogę po
prostu oddać do naprawy. Skręcam z głównej asfaltowej drogi obok ładnego
dworku w prawo, w polna drogę.
Droga jest szutrowa, nawet niezła. Skręca raz w lewo raz w prawo, wije się leniwie przez
pola gdzie wzrastają plony, tu rzepak, tam pszenica i inne, których nawet nie znam.. W
oddali widzę jakby zagajnik. Droga prowadzi wprost do niego. Droga się kończy
takim niewielkim placykiem, jakby ubita polanka- rondo. Dookoła wysokie drzewa,
sosny i topole. Na wprost płynie czyściutki strumyk a właściwe taka mała
rzeczka. Po prawej wspaniała willa – jakiegoś lekarza. Przez posesję owej willi
płynie też wspomniana rzeczka. Po lewej
jakby odrestaurowane ruiny malutkiego domku, trudno to opisać, po prostu
ze trzy ściany z cegieł, stare okno, bez dachu, dookoła troszkę porozsypywanych
niby bez ładu cegieł, poustawiane stare
koła od wozów, kwiaty w doniczkach, niskie choinki, pięknie przystrzyżona
trawa, huśtawka z baldachimem, teren ogrodzony
ładnym około półtorametrowym płotem.
Dziś wiem, że to teren rekreacyjny innego lekarza.
Do
opisanego terenu przylega dom do którego trafiłem kiedyś jako aplikant
razem z patronem, wtedy był
remontowany- dziś faktycznie wyremontowany w starym stylu. Dookoła
również urządzone podobnie jak na terenie rekreacyjnym lekarza, kwiaty w donicach, niskie
drzewa iglaste, stare wozy tzw. drabiniaste,
przystrzyżony trawnik, kostka brukowa w trawniku a do tego akurat
trafiłem na czas kiedy ,,ostre’’ słońce przebija się przez te wysokie topole i
sosny, tworząc zdecydowanie bardziej oświetlone niektóre miejsca- coś pięknego.
Tu mieszka inny bogaty człowiek, chyba trochę samotny, nie wiem dokładnie ale
miły gość.
Tak
tu kończy się moja jazda samochodem, do
posesji Kowalskiego dojechać może dalej tylko terenówka. Pomimo suchej aury, nie odważę się jechać dalej
wzdłuż rzeki, zbyt duże koleiny i to już nie jest właściwie droga tylko trochę
bardziej ubita ziemia.
Wysiadam
z auta, wołam od furtki wspomnianego gościa- nie mam odwagi wejść, na tabliczce
wyraźny napis z mordą psa popularnego ,,Kaukaza’’ – ja dobiegam do furtki w 5 sekund a Ty ?
Pies
faktycznie już na mnie czekał jak tylko auto usłyszał- ale nie szczeka, jednak
jest w jego wzroku coś takiego, że ciary przechodzą. Na szczęście jest właściciel- przedstawiam
się, mówię że chodzi o Kowalskiego, że wcześniej przychodziła tu taka pani itd.
Facet miły, tak, pamięta- opowiada, że u Kowalskiego wszystko po staremu,
,,opiekuje się rodziną’’, nie pije. Jeszcze tylko pytam czy mogę tu auto na
chwilę zostawić- bez problemu.
Tak
więc idę błotnistym szlakiem wzdłuż czystej uregulowanej rzeczki jakieś 200 metrów. Za rzeczką
pola a dalej lasek. Po lewej jeszcze kawałek mam posesje rozmówcy. Płot, potem
wzdłuż płotu kilka sosen i innych drzew jakby pozostałość po starym lesie i ..
inny świat.
Po
prawej nadal mam rzeczkę a właściwie zrobiony w tym miejscu taki przepust, staw
hodowlany, za to po lewej zaczyna się od góry śmieci. Stare graty które chyba
kiedyś wyjadą na złom, stara komoda, stosy puszek ale nie po piwie tylko po
konserwach, łupki po jajkach , na to narzucone trochę skoszonej gnijącej już
trawy , jakieś papiery.
Zaraz
za tą kupą ,,wszystkiego’’ studnia. Na
szczęście chyba nikt z niej nie korzysta bo wokół jakoś tak sucho i przykryta
betonowymi kręgami.
No
i ukazuje mi się dom w którym mieszka Kowalski.
Czy
widzieliście pogorzelisko? Tak więc ten dom
to jest pozostałość pogorzeliska, nieco odremontowana, zamiast okien ma deski,
zamiast drzwi ma szmatę, komin nadal okopcony , gdzie niegdzie na zewnątrz
widać ślady ,,nowego’’ tynku. Nowy tzn. jakiś 20 letni. Nie ma bieżącej wody,
gazu ani prądu który to najpierw został odłączony z powodu pożaru a później z
powodu nie płacenia. Wchodzę na ganek i dylemat iść prosto w ciemną czeluść czy
w prawo schodami w górę? Głośno wołam
Panie Kowalski ! Panie Kowalski ! Zewsząd dobiegają mnie pochrząkiwania,
beczenie, szczekanie i miauczenie i Bóg wie co jeszcze. Ale na końcu korytarza
widzę światełko ( światło dzienne), uchylają się drzwi w głębi domu . To
Kowalski- tędy, tędy proszę. Ja pierdole ale schiza jak u Hitchcocka.
Kowalski
- ze 160 cm wzrostu, może 60 kg wagi. Zarośnięty na
twarzy jak małpa ale uśmiechnięty, grzeczny, dużo mówi. Kiedyś był żonaty, ma
dwoje dorosłych już dzieci. Rozpił się. Dom mu się spalił jeszcze w trakcie
małżeństwa i zaczął go odbudowywać. Odbudował tyle, że ma dach nad głową. W
trakcie też pił. Pił na umór do dna i do desek. Opuściła go żona z dziećmi.
Pozostały mu ruiny domu z kawałkiem pola, które stoi odłogiem a uprawia tylko
niewielki ogródek. Kiedy żona go
opuściła on starał się nadal odbudowywać dom. To znaczy bardziej sklejał, czy
zbijał gwoździami do kupy. Coś tam wymurował, tym czymś były tylko schody na
piętro. Niestety schody przystosowane są chyba tylko do jego stóp- rozmiar może
40, ja tam wchodząc musiałem iść bokiem. Kiedyś jak poszedł do pobliskiej zrujnowanej
stodoły kraść chyba jakieś belki stropowe to spadł z wysokości ok. pierwszego
pietra i pewnie wyzionął by tam ducha
gdyby nie jakieś dzieci, które przyszły tam po dwóch dniach się bawić i go
znalazły. Trafił do szpitala gdzie stwierdzono pękniętą czaszkę, wstrząs mózgu,
poważny uraz kręgosłupa i wychłodzenie. Normalny człowiek pewnie zostałby
warzywem on się wylizał. Utrzymywał się sam z ( to na później) oraz z poszukiwania staroci wśród
znajomych czy obcych ludzi ,gdzie coś
tam pomagał w zamian za jakiś
stary mebel, zegar, obraz, czy porcelanę które to rzeczy później
odsprzedawał. Niestety towarzystwo
,,szemrane’’ to i dał się naciągnąć na ,,słupa’’. Nieświadomie też przywłaszczył sobie gdzieś jakieś drewno.
Jeszcze jakieś ,,drobne’’ wyroki. W końcu trafił do ZK. Nie był wcześniej pod
dozorem.
Okoliczni
mieszkańcy kontaktowali się z sądem w sprawie ,,opieki’’ nad rodziną osadzonego
– wysyłali po prostu pisma. Co poskutkowało złożeniem wniosku przez Kowalskiego
o udzielenie przerwy w odbywaniu kary , którą to otrzymał a ja teraz dostałem
zlecenie przeprowadzenia wywiadu na okoliczność właściwego wykorzystania
przerwy.
Teraz
widzę uchylone drzwi w głębi domu przez które dolatuje do mnie słabe dzienne
światło, idę tam. Po drodze mijam jakieś bele słomy, worki ze zbożem.
Wchodzę
do pomieszczenia wielkości 3,5
metra na może 3 metry, samo wejście sprawia problem, ja duży
jestem a drzwi nie bardzo chcą się więcej otworzyć gdyż za nimi jakieś kolejne
worki nie wiadomo z czym. W środku leżanka zarzucona chyba codziennymi
ubraniami i zaplamionymi gazetami, w lewym rogu pokoju piec typu koza z rurą
spalinową wyprowadzoną przez częściowo zabite okno. Na niej kubek z herbatą i jakieś brudne
sztućce oraz talerz z nieokreślona zupą która dość ładnie pachnie. Po prawej stara komoda i krzesło. Na komodzie
biała miska metalowa i
dwa oskórowane króliki – rzeźnia normalnie.
Stołu brak. Wszędzie porozwieszany czosnek i cebula w pęczkach. Jakaś
karma dla zwierząt w worku no name. Podłoga to beton z plamami wszelkiej maści
i mnóstwem kurzu, ziemi, jakichś ziaren. Może bym i usiadł gdybym miał gdzie aby
coś zanotować, ale gdzie? Kowalski czuje
o co chodzi szybciutko zgarnia trochę szmat z leżanki – zaprasza. Usiadłem. Już
chcę torbę rozpinać aby wyciągnąć kapownik gdy dostrzegam pod krzesłem
zawiązany worek i nie
byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że worek się rusza i to nawet dość
energicznie. Robię oczy jak pięć złotych i pytam co to tam jest ?
-
gołębie proszę pana
-
?
-
no znajomy chce, muszę je zabić, oskubać i wypatroszyć, rosół będzie robił,
chce Pan jednego ?
-
nie
Myślę-
ja pierdolę, wymiękam co jeszcze w tym domu duchów mnie spotka.
Kowalski
opowiada co robi, z czego żyje, jakie ma plany. Planem podstawowym jest
załatwienie aby w domu ponownie był prąd, jest to warunkiem podstawowym aby
skazany mógł resztę kary odbyć w systemie dozoru elektronicznego ( kara którą
miał do obycia była do jednego roku ). Poza tym ma wyznaczone mnóstwo terminów
badań neurologicznych i ortopedycznych i Bóg wie jakich jeszcze.
Kowalski
miły, nawet sympatyczny na swój sposób. Dobra spisałem wszystko, mówię, że będę
raczej opiniował pozytywnie jak zobaczę ,,rodzinę’’. Kowalski nie posiada się z
radości i w dowód wdzięczności chce mi kiełbasę swojską wręczać – jakoś nie
mogę jej przyjąć, nigdy nie przyjmuję niczego, nawet herbaty u podopiecznych-
zdarza się, że szklankę wody jak jest bardzo gorąco ale tej kiełbasy nie
wziąłbym nawet gdybym mógł. Wyglądała i pachniała ładnie ale warunki
higieniczne…
Dobra
wychodzimy z tego pokoju. Ja widzę tylko światło wpadające z wejścia, z miejsca z którego wszedłem
do domu, Kowalski prowadzi mnie w lewo,
w malutki ciemny korytarzyk. Na końcu wnęka, tu były drzwi, wchodzę a na wprost
mnie… owca spokojnie gryzie sobie trawę. Obok niej dwie kozy, patrzą na mnie
zaciekawione a ja na nie. Kowalski prowadzi dalej. W lewym rogu tego pokoju
jakby komórka czy coś, chyba kiedyś miał być to jakiś aneks kuchenny czy garderoba a tam trzecia
koza tyle, że w ciąży. Koza leży. Pytam Kowalskiego o to, czy to dobrze czy tak
ma być? Kowalski mówi, że jutro lub pojutrze będzie poród odbierał. Ja pierdole
– myślę.
W
pokojach jest…czysto, zwierzęta mają czystą słomę. O dziwo jest nawet w miarę jasno
i nie śmierdzi. Deski którymi są zabite okna mają chyba specjalnie pozostawione
szpary w celu wentylacji i po to aby
trochę światła wpadało. Wrażenie, że światło pada znikąd. Wychodzimy,
korytarzyk i drzwi na wprost- te widziałem wcześniej ale są zamknięte.
Otwieramy- od razu uderza mnie nieprzyjemny zapach, nie no po prostu wali jak
stodoła- gównem. Nie wchodzę, Kowalski wchodzi i pokazuje- krowę. Fajna brązowa
krasula. Kowalski mówi, że jak pójdę to ją jeszcze wydoi i na pastwisko
wyprowadzi. Mówi też, że specjalnie drzwi są bo tyle sra, że nie wyrobiłby z
ciągłym sprzątaniem. Idziemy dalej, wracamy do wejścia do domu i tymi schodami na
górę. Schodami o wąskich stopniach gdzie bokiem musiałem iść a o mało co i tak
bym się nie wypieprzył. Wchodzimy na piętro, takie z tzw. skosami czyli to już
bardziej poddasze. Ogólnie wolna przestrzeń i jakby boksy. Po prawej coś jakby
magazyn, na słomę, siano, jakieś zboża i karmy, sporo tego. Dalej po prawej
zagroda z desek, wysokości Ok 140
cm. a w niej króliki. Kowalski mówi, że młode ma.
Patrzę, patrzę i nie widzę. Gdzie?- pytam. No tam niech Pan patrzy- no
faktycznie, teraz dopiero się przyjrzałem, tam gdzie są króliki jest ściółka,
twarda , ubita. Igliwie pomieszane sam nie wiem z czym, ze słomą czy wiórami. W
tej ściółce są norki i co jakiś czas
wychyla się malutka główka. Dorosłe króliki
zupełnie się nie boją, małe jeszcze nie przyzwyczajone chowają się w
tych norkach. Zagroda dla królików ma jakieś 20 metrów kwadratowych.
Po
lewej stronie od schodów którymi weszliśmy znajduje się rama drzwiowa z drzwiami, tak całkiem sama.
Nie ma ścian wokół. Pewnie kiedyś były i albo kowalski je rozebrał albo
zawaliły się podczas pożaru.
Wygląda
to trochę jak zamknięta brama do lasu, po prostu śmiesznie. Za ,,bramą do lasu’’ kurnik. W środku kury, kogut, grzędy. Znajduje
się tam też gołębnik.
Schodzimy
na dół. Kowalski pokazał mi jeszcze świnię, wielka maciorę w boksie przyległym
do domu. Na odchodne przybiegły jeszcze
dwa niewielkie kundelki, Kowalski mówi, że to też jego. Odprowadza mnie do
rzeczki wskazując na ten niewielki staw, mówi że pomagał go budować i może tu
łowić ryby.
Wywiad
napisałem pozytywny, Kowalski należycie ( jak na moje oko) wywiązuje się z obowiązku opieki nad ,,rodziną’’.
Podczas
pobytu kowalskiego w zakładzie karnym zwierzętami Kowalskiego opiekowało się pół
wioski, sołtys, weterynarz i jakiś leśniczy.
Kowalski
miał 6 miesięcy przerwy w odbywaniu kary, przez ten czas regularnie co dwa
tygodnie odwiedzał mnie w biurze i zdawał relacje z wyników badań lekarskich
oraz co tam u niego ogólnie słychać – choć wcale nie musiał. Udało mu się z
pomocą sąsiadów i w końcu OPS ( pomimo tego, że tak naprawdę był
samowystarczalny- żywnościowo) zapłacić dług w zakładzie energetycznym i
ponownie podłączyć prąd co też skutkowało możliwością odbycia reszty kary w
systemie dozoru elektronicznego.
Art. 153 § 2 KKW Sąd penitencjarny może
udzielić przerwy w wykonaniu kary pozbawienia wolności, jeżeli przemawiają za
tym ważne względy rodzinne lub osobiste.
Koniec
Szanowny
czytelniku-pewnie po przeczytaniu tego zadajesz sobie pytanie dlaczego o tym napisałem lub po prostu
kwitujesz to stwierdzenie- słabe, właściwie bez akcji, same opisy.
Tak
to prawda , akcji nie ma wiele ale w tym miejscu jest jakaś magia coś
pięknego i zarazem
niepokojącego. Nie wiem czy udało mi się to właściwie uchwycić i ukazać -choć starałem się jak umiałem, nie
jestem zawodowym pisarzem- ale to już do
oceny pozostawiam Wam.
kane
bzdet14@o2.pl
Nietypowa - jak na ten blog - historia. Fakt, że ktoś nawet żyjący w skrajnej biedzie może wyjść z patologi jest budujący i podnosi na duchu. Wielkie dzięki!
OdpowiedzUsuńowszem zadaję sobie pytanie - gdzie jest cd poprzedniego postu??
OdpowiedzUsuńNiepokojacego w tekscie nie znalazlam nic, wrecz przeciwnie. Tak lekko napisane ze czlowiek automatycznie nabiera sympatii dla Kowalskiego i jego "folwarku".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Agnieszka
ja nie wiem czemu niektórzy tak marudzą, każda historia tutaj mi się podoba, i fajne jest to że nie mam bladego pojęcia co będzie następne; gwałt, czy przygnębiający pozytywny staruszek.
OdpowiedzUsuńSwietny tekst, ma w sobie cos co pozwala miec nadzieje ze nie nalezy byc rutynowym "zalatwiaczem" a czasami zaokraglic marginesy paragrafow. Dzieki za pozytyw i czekam na nowe historie.
OdpowiedzUsuńZ zawodowej ciekawości zapytam - czy sąd penitencjarny udzielając Kowalskiemu przerwy w karze wiedział co to za "rodzina', którą trzeba się opiekować?
OdpowiedzUsuńtak. Ale jak miał napisać - proszę sprawdzić czy kozy nakarmione :)) No ale to wszystko przecież beletrystyka ;) kane
UsuńTak czy inaczej, brawa dla tego "beletrystycznego" sędziego;)
UsuńJa tam myślę, z zawodowego doświadczenia, że sąd miał po prostu gotowiec-pismo i poszło jak zwykle do przerwy w sprawach rodzinnych.
UsuńMógł sąd napisać, czy zapewnił opiekę zwierzętom domowym i zadbał o gospodarstwo.
Ale po co? Po co uprzedzać kuratora, skoro potem takie fajnie opowiadanie wyszło. Bez elementu zaskoczenia nie byłoby tego klimatu:-D
Dobre! Mniej-więcej w połowie opowiadania zacząłem się domyślać, co to za "rodzina" - napisane ciekawie, przyjemnie się czyta no i to sympatyczne zakończenie. Czekam na ciągi dalsze!
OdpowiedzUsuńjaka rodzina hehe-najlepsza i jedyna jaką ma.super!ktoś szuka alternatyw dla swojej samotności i je znajduję.pozdr.
OdpowiedzUsuńCzytając to opowiadanie nasuwa się refleksja, że Kowalski stworzył dla swojej zwierzęcej rodziny o niebo lepsze warunki aniżeli wielu innych bohaterów ukazanych w poprzednich opowiadaniach dla swoich dzieci, żon, mężów.... Bravo dla tego człowieka, mam nadzieję, że się wyleczy i nadal będzie taki jak jest....
OdpowiedzUsuńŚliczne i wzruszajace:)
OdpowiedzUsuńLudzki sąd, ludzki wrażliwy kurator, małe ludzkie szczęście i nieszczęście...
OdpowiedzUsuńFajne! Podobało mi się.
Klimat oddany:-D
Masz coraz lepszy styl pisania, wiesz ?
OdpowiedzUsuńDzięki. po prostu się uczę, cały czas się uczę. kane.
UsuńPrzeczytaj tą opowieść i swoją pierwszą. Sam zauważysz, nie ma tych chropowatości :). A tak btw - Kane jest od książek Wagnera ?
UsuńTak :) kane
UsuńTekst świetny, bohater niebanalnie pozytywny :)
OdpowiedzUsuńRodziny podobno się nie wybiera, Kowalski wybrał koncertowo. Nie odejdą, nie strzelą focha, a nakarmią i miłość i oddanie włożone w opiekę oddadzą z nawiązką ;)
A kontrast jak najbardziej na korzyść Kowalskiego, bo w życiu nie estetyka, a serce się liczy.
pan Kowalski shakował system :D
OdpowiedzUsuńTak :) kane
OdpowiedzUsuńPiękna historia. Czytając odczuwa się tajemniczy charakter miejsca. Myślę że pochwała należy się nie tylko osobom z wymiaru sprawiedliwości ale też sąsiadom pana Kowalskiego, którzy zaopiekowali się jego "rodziną" gdy ten przebywał w ZK.
OdpowiedzUsuńBałam się że opowieść nie skończy się pozytywnie np. że ktoś doniesie że pan Kowalski dokonuje uboju w nieodpowiednich warunkach, lub że zwierzęta są niezarejestrowane.
A. M.
Czytałeś prawiek Olgi Tokarczuk ? To moje pierwsze skojarzenie z opowieści ale popracowałbym jeszcze mocniej nad magią tego miejsca.
OdpowiedzUsuńNie nie czytałem. Przyznaje, ze też mi czegoś brakuje, czego niestety nie umiem opisać, tego czegoś... kane
UsuńWedług mnie nic nie brakuje. Jest i magia i to ciepło słonecznego dnia i emocje. Nie wiem Kane, czego Ci brakuje, bo babskiego oka jak u Tokarczukowej z przczyn oczywistych będzie barkować Ci zawsze ;)
UsuńTo ja też pozwolę sobie na komentarz :) Początek był dla mnie ciężki, trochę za dużo nieistotnych szczegółów... ale wróciłam do historii na drugi dzień, żeby ją "przemęczyć" i... jestem mile zaskoczona! Odkąd zaczęła się część właściwa, czyli opis domu i życia Kowalskiego nie mogłam się oderwać. Bardzo budująca historia, pozostawia uśmiech na twarzy na długi czas po przeczytaniu jej. Dziękuję Ci Kane.
OdpowiedzUsuńDobre opisy. Też uważam, jak inni czytelnicy, że drugi kurator ma coraz lepszy styl pisania.
OdpowiedzUsuńAgaton.
Chyba piszę na swoim blogu nieźe jak na 13-latka ,nie zaprzeczysz? http://zmienickraj.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńhttp://www.drogalegionisty.fuckpc.com/?p=1836 tutaj zaś znajdziecie negowanie ulicznej patologii przez... samą ulicę
OdpowiedzUsuńA mi ta historia przypomina film co strasznie polubiłam: "Winter"s Bone", po naszemu "Do szpiku kosci"... Nie wiem co mnie dokładnie w tym urzekło, ale taki surowy byt jest pociagający....
OdpowiedzUsuńBardzo fajne,optymistyczne opowiadanie,dobrze napisane bez męczących oko wulgaryzmów czy dosadnych określeń spowodowanych frustrującą pracą .W sumie zazdroszczę Kowalskiemu,bo mieszkam w dużym mieście i hodować królików,kózek i innych zwierzaków nie mogę.Minus dla niego za gołębie na rosół.Gołębie się hoduje,a nie zjada.
OdpowiedzUsuńAle bzdety wypisujesz kobieto! Na pewno nie chciałabyś żyć tak jak ten opisywany Kowalski w prymitywnych warunkach, brudzie, syfie, bez prądu i łazienki. Wiele osób ze wsi, by się z tobą bardzo chętnie zamieniło. Więc nie wypisuj głupot.
UsuńA jak ci się nie podobają opisy pierwszego kuratora, to nikt ci nie każe i nie zmusza wchodzić na ten blog.
Weź sobie człowieku Nervosol łyknij i wsadź głowę pod kran z zimną wodą.
Usuńjestem ze wsi. i aż celowo tak napisze: mam zmyware kompa neta i co tylko możesz marzyć w wielkim mieście, ale krowów to ja nie mam...
Usuńszok tylko ci mieszkańcy na wsi, którzy nie chcą albo stali się z różnych przyczyn samotni nie nadążają za postępem cywilizacyjnym....
aż chce się napisać: "tępota"
Ja też mieszkam na wsi i różnicy między własnymi "wygodami" a tymi miejskimi nie widzę...
UsuńBloga czytam od jakiegoś czasu z polecenia... a właściwie jako zadanie domowe od "naszego" kuratora w ramach zajęć na uczelni. Nie wzruszam się łatwo. Do tej pory jeden wpis przyprawił mnie o spocone gałki oczne... ten był drugi :) Faktycznie jest coś w tym opowiadaniu. Coś magicznego, pozytywnego w postaci Kowalskiego, budującego, dającego nadzieję (mam tu na myśli głównie ludzi, którzy pomagali, gdy Kowalski przebywał w ZK). "Rodzina" Kowalskiego wywołała u mnie wielki uśmiech na twarzy a cała sytuacja wzruszyła. Fajnie czyta się takie perełki w gąszczu tych bez happy endu. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWrócę tutaj jutro, by ten przetrawić raz jeszcze, na razie - nie przebrnąłem.
OdpowiedzUsuńBrawo kane. Pięknie napisane.
OdpowiedzUsuńBudujący wpis, daje sporo nadziei. Niezła odskocznia od typowych opowiadań.
OdpowiedzUsuńWarto zobaczyć! http://www.youtube.com/watch?v=42-w6jgjIng
OdpowiedzUsuńkane - super, wlasnie przeczytalem - a po pewnej czesci tresci juz smiech (a zwlaszcza - krowa, ktora duzo sra:P;) kapnalem sie, ze to "rodzina":)) super - w koncu dowod na to, ze nie trzeba sie trzymac scisle wykladni i czasem naprawde zwlaszcza dla takich sumiennych, ale prostych i milych osob mozna wlasciwie zinterpretowac prawo:D nic bardziej mnie dzisiaj nie rozbawilo i nie poprawilo humoru jak wlasnie ten wpis. P.S. Czytam wlasnie bloga, ksiazke zakupilem, artykule dotyczace tej materii rowniez przeczytalem - piszcie dalej - super!
OdpowiedzUsuń