niedziela, 15 marca 2020

Chałupinka


Upał. Jak ja cholernie nie lubię upałów. Nie dość że klimatyzacja w moim samochodzie wysiadła już wieki temu, to na dodatek tumany kurzu dostają się do jego wnętrza syfiąc wszystko dookoła. Kurestwo pyłkowe.
Wyobraźcie sobie taki kadr z filmu. Kamera robi najazd na koła samochodu które zatrzymują się na piaszczystym podłożu, potem otwierające się drzwi auta i wysiadające stopy ze styranymi adidasami, które już drugi sezon służą. Potem postać stojąca od tyłu z teczuszką patrząca na chałupę, która ledwo stoi. Tak, to ja.
Podchodzę pod drzwi rudery, upajając się zapachem wychodka stojącego nieopodal. Pies szczekający na łańcuchu o mało co się nie wyrywa w moją stronę, ujadając zajadle. W oknie domu zza brudnej szyby spoglądają na mnie dwa koty, jakby zdziwione obecnością obcego człowieka w tym miejscu. Wszędzie trawa po pas, chaszcze, tylko ścieżka wydeptana pod same drzwi. I ten smród, do którego ktoś powie powinienem się przyzwyczaić, a który wdrapuje się w każdą szczelinę mojego nosa.
Pukam. Nic. Pukam raz jeszcze.
- Kto tam? - zachrypnięty głos starej kobiety wydobywa się zza spróchniałej dykty. Chrapliwy, pełen zniechęcenia do tego by podejść i mnie wpuścić by porozmawiać.
- Otworzy Pani, z sądu jestem! - krzyczę w stronę dykty, jednocześnie patrząc na odklejające się kawałki paździerza. Przekrzykuję wściekle ujadającego psa i z ciekawości zerkam na koty, które wybałuszyły na mnie ślepia a jeden przeraźliwie ziewnął, odsłaniając białe kiełki.
- Idę, idę – znów usłyszałem głos starej kobiety, która po chwili uchyliła drzwi wypuszczając na mnie odór smrodu, moczu i zatęchłych szmat.
Przedstawiam się. Tłumaczę że są zgłoszenia że zaniedbuje siebie i syna, który jest niepełnosprytny intelektualnie w stopniu co najmniej umiarkowanym. Pytam się gdzie syn.
- Panie, my nie potrzebujemy pomocy – odrzekła stara, aczkolwiek ja nie odpuszczam. Uchylam ręką szerzej drzwi i zaglądam do środka.
- Panie, ja nie posprzątałam, przyjdź pan jutro – kobieta stara się mnie powstrzymać, ponieważ już jedną nogą jestem w jej gniazdku. Nie zważam na to, tłumacze że muszę z nią porozmawiać i synem. Wchodzę.
I to był mój błąd. Drzwi się zatrzasnęły a na mnie rzucił się kundel, który z upodobaniem złapał mnie za buta. Stara doskoczyła i zabrała psa, zamykając go w prowizorycznej kuchni. Za chwilę z tego pomieszczenia dobiegł przeraźliwy jazgot kotów, które wdały się w sprzeczkę z kundliskiem.
- Zamknąć się! - kobieta krzyknęła, a ja udałem się do pomieszczenia służącego za pokój.
Smród osiągnął swoje apogeum. W stercie szmat, na prowizorycznym tapczanie leżał nagi mężczyzna. Cały brudny, trzymał w ręku radio na baterie które charczało w taki sposób, że nie można było zrozumieć ani rozpoznać dźwięków się z niego wydobywających. Gdy wszedłem przykrył swoje sterczące przyrodzenie szmatą i z zaciekawieniem patrzył na matkę.
- Ile ma pan lat? - zapytałem w jego stronę, patrząc na głowę psa która wynurzyła się spod szmat obok leżącego faceta.
- Dwadzieścia trzy – odpowiedziała stara – pójdzie już pan, nie mam czasu.
- Z czego się utrzymujecie? - pytam ich starając się wyciągnąć notes by zanotować odpowiedzi.
- Renty mamy, ja i syn – odpowiada kobieta – pójdzie pan już, jutro przyjdzie to posprzątam.
- Dlaczego syn leży nagi w łóżku? - dociekam dalej choć wiem, ze pewnie przed chwilą się brandzlował zapewne patrząc z pożądaniem na kundelka który wtulony był w jego krocze.
- Panie, jak gorąco to on tak zawsze leży, pójdzie pan już, jutro przyjdzie….

Poszedłem.

2 komentarze:

  1. Ciekawa robota, choć na pewno niełatwa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że po długiej przerwie wróciłeś do pisania. Pierwszy Twój artykuł pokazał mi mój ojciec w " Polityce". Po przeczytaniu go czułam się,jakby ktoś spisał moje myśli. Dzięki za te mądre, dobre teksty. Trafne spostrzeżenia,które podzielam. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń