środa, 16 listopada 2016

My Dreams: "Pani da paczkę"

Nie strzelajcie. Proszę.....
Po prostu zarabiam na życie po 12 godzin dziennie i póki najbliżsi wytrzymują - nie zmienię pracy :)
Poniżej link do mojego ostatniego artykułu, mam nadzieję że się podoba :) Komentarze mile widziane.

"Pani da paczkę"

lub: http://mydrea.ms/m/articles/view/Pani-da-paczk%C4%99

Obiecuję przed świętami ucztę dla oczu i duszy :)


12 komentarzy:

  1. Skąd ten jad do OPSów, pracowników socjalnych ? Przepisy, ustawy obdarowywanie narzucają więc co taki PS może zrobić? Z drugiej strony co taki kurator robi? gówno robi. Przyjeżdża do OPS wszystko się wypyta, robi wielkie oczy, w teren nie jeździ i gówno wie. Kuratorzy są zbędni bo i tak całą robotę robi PS, AR.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę, że artykuł strasznie jadowity. Wszystkich bierze na jedno kopyto. Wiadomo, że są ludzie, którzy pomocy potrzebują a są uczciwi i też są tacy, którzy to wykorzystują.

      Usuń
  2. Cała prawda! Zgadzam się w 100%.

    OdpowiedzUsuń
  3. OPSy pracują do godz.16, później w teren za Boga nie pójdą a życie w rodzinie hula wieczorem. Na ogół pracują za biurkiem, niestety!

    OdpowiedzUsuń
  4. A pójdziesz do nawalonych patoli o 19? Sam? O tej porze to nawet komornik bez niebieskich nie polezie

    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziłam.Przez 32 lata. Bez "niebieskich". A te "patole" (jak mówisz ) często dawali mi eskortę do przystanku - no bo "tu taki element się kręci, wie pani..." . To był wzajemny szacunek. Jak byli nawaleni, zabezpieczałam dzieci na ten czas, a potem po wytrzeźwieniu mieli jazdę bez trzymanki. Wiedzieli, co będzie. Do Poradni też z nimi jeździłam jak dojrzeli do leczenia. No cóż, taka głupia?

      Usuń
  5. Panie kuratorze, jeśli Pan nie ma czasu na notki, proszę zostawić krótką informację - przez kilka miesięcy się zastanawiałam, czy ten blog nie skończy jak wiele innych - tzn. z wieloletnią przerwą. Po drugie - radzę utemperować trochę poglądy nt. "sponsorowania" - Pana zdaniem - patologii przez państwo. Wie pan, kiedyś było tak, jak pan radzi - przed wojną. Moja babcia pracowała w urzędzie miasta przez 50 lat. Galicja, jeden z najlepiej wtedy wykształconych rejonów. W czasach natychmiast powojennych zielonych pracowników z działu edukacji używano jako przynieś podaj pozamiataj podczas wizytacji w szkołach w mieście i w rejonie. Nauczyciele często kierowali "inkwizycję" bezpośrednio do domów uczniów, chociaż nie było to obowiązkiem ani polem wydziału edukacji. Urząd miał pilnować, czy zgadza się liczba dzieci urodzonych i uczących się w danym rejonie. W przeciwieństwie do czasów przedwojennych. Patologia natychmiast po wojnie była ogromna, mimo, ze państwo przedwojenne nie rozdawało zasiłków. Ani emerytur. Efektem było to, że ludzie się mnożyli po to, by dzieci ich utrzymywały (nie tylko brak antykoncepcji), a w najgorszym razie sprzedawali dzieci, oddawali na służbę zamiast do szkoły podstawowej (to ostatnie jest powszechne we współczesnych państwach kapitalistycznych bez socjalu, ale z dużym zróżnicowaniem społecznym). Prostytucja dziecięca kwitła. Czasem wymuszona przez rodziców. Przed wojną domy dziecka były prowadzone przez kler i niewiele było w nich miejsc. Czy Pan sądzi, że przez nawrót do czasów przedwojennych zniszczy pan zjawisko patologii, czy raczej zmusi patologię do poszukania innych źródeł utrzymania, jak pokazała historia? Jak Pan sądzi ile dzieci obecnie zostaje oddanych na służbę do dobrze zarabiających ludzi lub na prostytucję, a ile spotkałby ten los po zlikwidowaniu i tak nędznych zasiłków (nie, nie jesteśmy na poziomie Szwecji, gdzie z socjalu można normalnie żyć)? Rolą tych wizytacji było wejście państwa z buciorami w życie ludzi - 2 ostrzeżenia, a potem już wizyta jakiś tam służb. Ewentualnie dostawa ubrań i butów, jeśli przyczyną nieobecności była konieczność wymiany 1 pary butów między dzieciakami, jak było w przypadku ojca mojego kolegi, który do tej pory dziękuje komunie za zmuszenie jego rodziców do posłania go do szkoły. "Nie pójdzie, bo mamy 5 dzieci i jedne buty". Mówię to nie ze względu na dzieci jako takie, ale na to, że dzięki temu, że z jednej strony biedna (wg pana synonim z patologiczna gdy młodzi ludzie)rodzina nie musi zmuszać dzieciaka do (nawet do normalnej) zarobkowej pracy zamiast nauki, a z drugiej strony nauka jest bez czesnego, te dzieci mają szansę nie powielić wzoru rodziców i pomóc swojemu rodzeństwu. Ukrócić system. Tak jak ja - u mnie nie było alkoholu, ale wychowywała mnie samotnie sprzątaczka. Korzystała przez pewien czas z mopsu. Tak jak było to w przypadku moich znajomych z podwórka - syn alkoholiczki skończył krakowską akademię ekonomiczną z drugą lokatą, pomógł mniej zdolnemu bratu w zdobyciu zawodu. Minęło 10 lat. Wszystko jest dobrze.
    szałwia

    OdpowiedzUsuń
  6. Szałwia - dziękuje za ten komentarz. Gospodarz bloga potrafi wyłapać patologie systemowe i nie przebierając w środkach napiętnować dysfunkcyjne osoby, ale czasem brakuje takiego humanistycznego podejścia i zwykłego szacunku dla drugiego człowieka (chociażby dzieci tych alkoholików).

    Ze swojej strony dodam, ze całe społeczeństwo jest cwaniackie i roszczeniowe (praca na czarno, oszukiwanie na podatkach itp) a nie tylko pijacy i patologia i mam czasem wrażenie, ze każdy powinien spojrzeć przede wszystkim na siebie. Wiadomo, śmierdzący alkoholik leje dzieci i wyłudza 500+, najłatwiej sie dowartościować kosztem takiej osoby zamiast sie zastanowić czy samemu sie wszystko tak uczciwie rozlicza :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o 500+ należy również pamiętać, że trafia ona nie tylko do patologii - a również do normalnych rodzin, z 2 czy 3 dzieci, przy takiej liczbie dzieci ryzyko wystąpienia patologii jest znacznie mniejsze.

      Usuń
  7. Cuda czasem się zdarzają. Jak mi było wstyd za dzieciaka, że matka wysyłała mnie po zakupy na zeszyt. Że obiady opłacała pomoc społeczna. Że ubrania dostawałam po jej koleżankach, buty po innych dzieciach, na podręczniki musiałam zarobić sama w wakacje od 12 roku życia, wcześniej po prostu ich w większości nie miałam, pożyczalam od koleżanek.
    A wszystko dlatego, że nie bardzo interesowała ją praca, tylko najpierw dawanie dupy bejom, potem użeranie się z zarzyganym menelem z którym zawarła nawet święty węzeł małżeński.
    Cały czas pamiętam te paczki. Powiew odświętności ��
    Szybko stamtąd mówiąc dosadnie spierdalałam. Jak już wreszcie jakimś cudem udało się pozbyć menela, to okazało się, że dalej jej się nie chce pracować, a ja na złość dostałam się na dzienne studia na uniwersytecie i nie miałam jak jej utrzymywać. I jak już zabrałam nad ranem po ciemku parę kartonów ze swoimi rzeczami (bo powykręcała żarówki w całej ruinie żeby darmozjad nie zużywał prądu - o innych atrakcjach szkoda gadać), to spałam 4 godziny na dobę, bo zajęcia na uczelni a potem zmianowa praca na cały etat. I skończyłam studia.
    Jej nie widziałam od 11 lat. I nie tęsknię.
    W życiu nie korzystałam z żadnej instytucjonalnej pomocy, byłby to dla mnie wstyd nie do opisania, że nie potrafię sobie poradzić.
    Aha, założyłam zupełnie normalną rodzinę, moje małżeństwo trwa dłużej niż wszystkie jej związki z bejami podsumowane razem.
    Nie interesuje mnie nawet kto ją pochowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szacunek!

      Usuń
    2. Mamusia się zgłosi się za parę lat po alimenty i wtedy zobaczysz, jak wygląda instytucjonalna pomoc

      Usuń