sobota, 9 czerwca 2012

Jak prosiaczek

Piątek, ostatnie minuty do końca pracy, kiedy to biurko już posprzątane a na komputerze służbowym  czytam jakieś nudy na portalu informacyjnym. Weekend zaplanowany. W piątek wieczorek wyjazd na koncert a w sobotę impreza ze znajomymi. Czasami robię sobie taki weekendowy „katharsis”, odmóżdzając się i nie myśląc o robocie. Ekipę na imprezy mam fajną – imprezuje z nami koleś, który ze względu na stan zdrowia (podobno) nie może pić alkoholu. Dzięki temu mamy kierowcę, który jednej nocy wozi nas po połowie województwa. Jednym słowem - melanż.
Siedzę ja sobie przed tym komputerem, myśląc ile kasy będę mógł przetracić. Błogo robi się na duszy na samą myśl o przyziemnych przyjemnościach, jakże czasami potrzebnych w tym przesiąkniętym patologią życiu.
- Wywiad masz – z zadumy wyrwał mnie głos koleżanki – pilny!
- dobra, po weekendzie, nic teraz nie robię – odpowiedziałem, nie przeczuwając niczego. Te pilne wywiady to w większości o kant dupy rozbić. Idzie ci takie zlecenie przez tydzień pocztą, potem leży w sekretariacie 3 dni, zanim przewodnicząca się zapozna to następne dni. A potem wpierdolą termin 2-3 dniowy i musisz zapierdalać na koniec powiatu, choćby to święto było, bo kurwa pilny.
- Ile dni na zrobienie? – pytam koleżanki, która stoi nade mną ze zleceniem.
- 3 dni.
Kurwa, w poniedziałek rano gruba i pulchna sędzina chce mieć go na biurku. Ona w weekend będzie odpoczywać, a ja będę zapierdalał po wiochach. No cóż, sam taki zawód wybrałem, lecz i tak wkurwiony jestem
 Czytam zlecenie. Szpital zawiadamia że któregoś tam dnia przyjęli dziecko na oddział, jednoroczne, które nie miało żadnych szczepień, zaniedbane, sińce na ciele, niedowaga. W poniedziałek mają dzieciaka do domu wypisać, ale te zaniedbania i tak dalej.
W sobotę mam zajebistego kaca. Przesadziliśmy po koncercie. Troszeczkę. Budzę się koło południa, ibuprom na ból głowy i z 2 litry wody wlałem w siebie. Chętnie bym pospał jeszcze ale ten wywiad. Na kacu jeździć nie można, wiec odczekuje jeszcze 2 godziny, aż zacznę dochodzić do siebie i jadę. Dokładnie 37 kilometrów w jedna stronę. Najdalej wysunięta wiocha we właściwości mojego sądu.
Miejscowość do której przybyłem, to typowa popegeerowska wiocha, w której centrum jest blokowisko. Jeden z największych pegeerów w okolicy tu był. Sześć bloków mieszkalnych, każdy czteropiętrowy, dwuklatkowy. Była świetlica, była szkoła, klub sportowy też mieli, nie mówiąc o sławnej knajpie, znanej w okolicy z niezłych kiedyś baletów i łatwych dziewczyn.
Teraz to zostały tylko bloki. Państwowe Gospodarstwo Rolne upadło, a ludzie się rozchylali. Strach tam przebywać wieczorami, jak nie jesteś miejscowy.
Parkuje pod blokiem, koło 20 letniej beemwicy, otoczonej przez czterech łepków w dresach ortalionowych. Te wszystkie żarty o nich to szczera prawda. Młode chłopaki, a niektórzy już zębów na przedzie mają. Obok mnie na prowizorycznym parkingu stoją przeważnie polonezy i samochody nie młodsze, niż mój 15-letni zabytek. Cudownie, kurwa, cudownie pomyślałem, rozglądając się wokoło. Wiochę tą robię w zastępstwie za koleżankę, która w trzecim miesiącu ciąży poszła na zwolnienie więc nigdy tu nie byłem. Też bym tak zrobił będąc na jej miejscu. Przynajmniej odpocznie sobie od tego syfu.
Odnajduję klatkę, która o dziwo pomimo wielu lat nieremontowania jest w miarę czysta. Zanim trafię pod odpowiednie drzwi, pukam do sąsiadów.
- ja nic nie wiem, nie interesuję się, ja głucha jestem – odpowiedź na oko 60-letniej sąsiadki, której wygląd fizyczny wskazywał, że lubi sobie jebnąc coś w gardełko przynajmniej 5 razy w tygodniu.
- Ja powiem, ale wejdzie pan – to druga sąsiadka, trochę młodsza, ale wystraszona. Zna rodzinkę tego dzieciaczka i już patrzeć nie może co tu się dzieje. Bo ciągle tam chleją i awantury są. Ona się boi, bo tam różne pijaki przyłażą i tłuką się na korytarzu, dobijają po nocach do drzwi. Ale to prawda, jest tam źle.
Podziękowałem, nazwiska ani numeru mieszkania sąsiadki do sprawozdania nie wpiszę. Nikt do tego mnie nie zmusi, a z doświadczenia wiem, że jak jest potem sprawa, to potrafią takie patole wyciągnąć mój wywiad z akt i robić jazdy sąsiadom.
Wchodzę dalej, bo doczłapać się musze na czwarte piętro. Krew uderza mi do głowy na trzecim piętrze. To jeszcze resztki kaca dają znać o sobie, przypominając, że mój organizm nie wrócił jeszcze do kondycji z dnia poprzedniego.
Staje przed mieszkaniem, którego wywiad dotyczy. Nic szczególnego, nawet drzwi wymienione. Pukam.
- Kto tam? – jakiś głos babiny odzywa się z wewnątrz.
- Kurator – odpowiadam – z sądu.
- Kto?
- Kurator z sądu! – już głośniej mówię.
- Nie słyszę, kto!? – znowu pyta
Kurwa, nie mogę.
- Otwiera pani, kurator!!! – wydarłem się na klatce, aż sam się przestraszyłem, że tak głośno to zabrzmiało.
Odgłos zamka w drzwiach, które się uchylają za chwile, ale zablokowane są porządnym, grubym łańcuchem. Wychyla się głowa, babiny na oko 70-letniej, z widoczną zaćma na oczach, ubrana w jakąś halkę czy chuj wie co. Mówię jej że szukam rodziców dzieciaka, który jest w szpitalu.
- Nie ma ich – i jebut, trzasnęła drzwiami.
Trzy głębokie wdechy, policz: jeden, dwa, trzy. Nie pomaga.
- Wpuści mnie pani, chce zobaczyć w jakich warunkach dziecko żyje, otworzy pani!!! – drę się na korytarzu jak opętany. Chuja otworzy.
- Ja nie wpuszczam nikogo, oni są w szpitalu, ja nie będę z nikim gadać, to nie moja sprawa – wydarła się w moją stronę przez zamknięte drzwi a mnie kurwica brała, na myśl ze będę musiał tu jechać. No nic, nic więcej nie zrobię. Schodzę na dół. Na drugim Pietrze dwie sąsiadki stoją. Na mój widok zamilkły, ale po chwili jedna zaczęła mówić.
- panie, zróbcie cos z nimi, bo tego dzieciaka szkoda – mówi jedna
- tak, tak, szkoda – wtóruje druga.
- Panie, ona dziecku nic nie kupuje, tego dzieciaka ona karmi cycem, jak narąbana jest i ledwo na nogach stoi. Tam jest melina – znowu pierwsza relacjonuje.
- A ostatnio – to już druga, ale bardzo ściszonym głosem – panie, to dziecko to już nie płakało, one tak kwiliło, jak prosiaczek jakiś, tak: kłi, kłi, kłi… one już siły nie miało płakać.
- Panie, nie oddawajcie jej tego dziecka, ona kiedyś mówiła, że jak dużo płacze, to mu smoczek w winie moczy.
Jeden, dwa, trzy, jeden, dwa, trzy, jeden, dwa, trzy. Kurwa, nie pomaga.
Patole podobno są w szpitalu u dziecka. Jadę tam. To po drodze do domu mojego. W szpitalu szukam lekarza dyżurnego. Sympatyczna Pani doktor szybko znalazła dla mnie czas. Dzieciak wylądował u nich, bo rodzice kilka dni temu, przypomnieli sobie jednak, że mają zrobić jakieś szczepienia i przyjechali na izbę przyjęć z dzieckiem do szpitala. Tam przytomna pielęgniarka, czując od rodziców alkohol, i widząc roczne dziecko wielkości 3-miesięcznego, zawołała szybko lekarza i uzgodnili z rodzicami, że mały musi zostać na badaniach. Dzięki Bogu, że ktoś zwraca na to uwagę.
Dzieciak rzeczywiście przyjęty w stanie niedowagi, niedożywienie, zaniedbany higienicznie, ślady siniaków na ciele, brak szczepień, zapalenie płuc!!! W opinii lekarki, jest ten dzieciaczek uzależniony od alkoholu. Strasznie płacze, wyje wręcz, prawdopodobnie domaga się alkoholu i jest na głodzie.
Jeden, dwa, trzy, jeden, dwa, trzy. Kurwa, nie pomaga.
Kochana mamusia i tatuś dzieciaczka, są w szpitalu. Przynieśli mu pieluszki, mleczko, kupili maskotkę. W rozmowie ze mną, na co udostępniono mi gabinet lekarza, mówili jak to bardzo żałują, że tak się stało. Zapomnieli o tych szczepieniach. A libacje alkoholowe w domu to nie oni, to jego brat w gości przyjechał i kilka razy popiwkowa li sobie, ale to nic złego przecież. Najciekawsza była rozmowa z matką:
- ma pani jakieś dzieci jeszcze? – pytam
Chwila zawahania, wzrok w stół.
- Nie – odpowiada.
Kłamie szmata. Kłamie. Jeden, dwa, trzy, jeden, dwa, trzy. Kurwa, nie pomaga.
- Czy     ma      pani     dzieci     jakieś      oprócz     tego      tutaj? – powoli, stopując każdy wyraz pytam raz jeszcze patola.
Spojrzała na mnie i wzrok w stół.
- mam, sześcioro – odpowiedziała.
- Gdzie są?
- Dwoje u ojca, troje w domu dziecka a najstarsza córka to nie wiem, dorosła już jest i nie mam z nią kontaktu.

W poniedziałek dzieciak ma zostać wypisany. Wychodząc ze szpitala podbiegł do mnie tatuś jego i pyta.
- Panie kuratorze, ale co, dobrze jest?
Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy, to zrobić jeden krok do przodu, lekko odchylić się, zrobić zamaszysty ruch ręką i pięścią pierdolnąć mu w ten  zachlany ryj. Jeden, dwa trzy, jeden, dwa, trzy. O kurwa, pomogło.

Dzieciak wylądował w Pogotowiu Rodzinnym. Nie dostali go. Matka jego pojechała gdzieś w Polskę. Mam nadzieję, że już nie urodzi.

23 komentarze:

  1. Jeden, dwa, trzy, jeden, dwa, trzy. O kurwa, nie pomaga :/

    OdpowiedzUsuń
  2. nie ma to jak niemowle na glodzie. Szkoda ze nie mozna do takich strzelac w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szok,co sie na tym swiecie dzieje!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie... szok. I znów mi się ,,morfina" przypomina. I manga i to drugie.
    Żeby dziecko zachlać, to już naprawdę... I ten tatuś: ale co dobrze jest? A to, że dziecko ledwo żyje, to nic? Trzeba mu było przypierdolić porządnie, i chuj z zasadami, dziecko nic nie może zrobić, więc...
    Tak.. wiem, że musisz się hamować Ale piszę tak, bo o tej porze często jest ze mną porządnie nie tak. I tak nic nie zrobisz, ja nic nie zrobię. Bo co można zrobić? Zniżyć się do ich poziomu?

    Zapraszam do bloga i na ankietę:
    www.kiyami-tenshi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oficjalnie każdy musi się hamować. Czasami naprawdę myślę że przydałaby się anonimowa grupa ucinaczy palców...

      Usuń
    2. Ostatnio w Irlandii pojawiła się grupa, która w swojej miejscowości "wymierza sprawiedliwość" dealerom narkotykowym. Przestrzeliwują im kolana. Policja na razie nie złapała członków grup, generalnie nikt nic nie widział, nikt nikogo nie rozpoznał itd. i porządek zapanował na ulicach.

      Usuń
  5. A miałem nie czytać, gdy doszedłem do "przyjęli dziecko na oddział, jednoroczne", miałem dalej nie czytać, kurwa, nie czytać!!!!! Teraz tydzień, nie, korrrrba, DWA, albo i TRZY cholerne tygodnie będę miał we łbie tą historię, będę ją miał i sobie przypominał i będę się, korrrrba, wściekał.....

    OdpowiedzUsuń
  6. Urodzi, jeszcze niejedno dziecko.Będa tylko inni tatusiowie.Miałam taką jedną, ładna, młoda i głupia Ostatnio z brzuchem pod brodę."Wie pani, nareszcie trafiłam na dobrego faceta, tylko teraz siedzi w areszcie".Ło Matko Boska!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy coś grozi rodzicom?

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślałem, że pańskim katharsis to właśnie ten blog - całą złość wypisuje pan tutaj, a nie libacje alkoholowe.
    Czy znajomi wiedzą o pańskim blogu?
    I czy boi się pan sam popaść w nałóg alkoholowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowieku, przecież wiesz do kogo piszesz. Kurator to spec od patologii. To jakbyś się szewca pytał, czy się nie boi, że bez butów będzie chodził. A ty się nie boisz, że popadniesz w jakiś nałóg - pisania głupich komentarzy?

      Usuń
  9. >>Wiochę tą robię w zastępstwie za koleżankę, która w trzecim miesiącu ciąży poszła na zwolnienie więc nigdy tu nie byłem.

    Ale jak to, to są kobiety jeżdżące po melinach? Do pracy do rozwożenia pizzy kobiet nie przyjmują, bo gwałty i rabunki, a ona się nie boi?

    OdpowiedzUsuń
  10. Nawiasem mówiąc, jest to absolutnie cud i dobra wola personelu, że chłopiec został te kolejne pare dni w szpitalu.

    Ja miałam taką sytuację, że w szpitalu podczas zabiegu zostałam zakażona wieloopornym, szpitalnym szczepem bakterii. Rodzinny nie był w stanie mi pomóc, bo mikrob okazał się być odporny na wszystkie antybiotyki stosowane w lecznictwie otwartym. Wypisał mi skierowanie do szpitala.

    I teraz tak: szpital w którym miałam zabieg odmówił przyjęcia mnie, tłumacząc się rejonizacją. Kazali mi iść do szpitala rejonowego. Szpital rejonowy też mi odmówił, tłumacząc się tym, że mam iść tam gdzie mnie zakazili. Na nic moje tłumaczenia, że tam odmówili mi pomocy.

    O co chodzi? O pieniądze. Najwyraźniej NFZ za mój typ przypadku nie zapłaci.

    Całość zakończyła się dobrze. Udało mi się zdobyć antybiotyk szpitalny, i wyleczyłam infekcję zanim przeszła w stan przewlekły.

    Reasumując, z moich doświadczeń ze szpitalami wynika, że chłopiec musiał trafić faktycznie na niesamowitych ludzi pełnych dobrej woli, bo to nie jest norma.

    OdpowiedzUsuń
  11. jeden, dwa trzy o kurwa ...
    dlaczego ja mam liczyć?
    nie należy liczyć!
    lepiej wyć
    staram się nie widzieć więcej niż się napatoczy - wtedy wyję
    mało udaje się zrobić
    za mało
    i to zniechęca
    staram się już nie widzieć
    chyba, że się napatoczy
    ostatnio blisko nic się nie napatoczyło
    wiem, że krótkowzroczna się zrobiłam
    ale nie ślepa

    OdpowiedzUsuń
  12. Odpowiadając na komentarze niektórych, zaznaczałem już we wcześniejszych komentarzach pod innymi postami, że muszę zmieniać czas i miejsce akcji i staram się nie pisać o szczegółach, które mogłyby mnie zidentyfikować. Koledzy moi są z innej branży, a im się nie chwaliłem blogiem, więc wątpię czy go czytają. Na pewno by mi któryś powiedział jakby trafił na bloga kuratora.
    Co do alkoholizmu- spokojnie, za często nie piję i nie leczę smutków piwem czy wódką. Może to dla kogoś zabrzmi dziwnie, ale oprócz pracy i pisaniu bloga mam jeszcze inne życie związane z czasem wolnym, zainteresowaniami, rozrywką. Nie tylko praca człowiek żyje :) Ktos napisał że jeszcze na libacje alkoholowe - no cóż, przepraszam że popsułem wizerunek kuratora, który powinien tylko o biednych dzieciach mysleć - ja o tym myślę, ale musze być normalny, zeby własnie nie zwariować :) Zresztą, nie będę sie tłumaczył że lubię koncerty, pobawić się, wypić piwo od czasu do czasu.
    A co do dziewczyni kobiet w tym zawodzie. Kuratorami sądowymi jest więcej kobiet niż męźczyzn. Te proporcje się trochę zmieniaja, ale jeszcze z 10-15 lat temu był to zawód prawie całkowicie zfeminizowany.
    Pozdrawiam i mam nadzieję ze wyjaśniłem trochę

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja cie rozumiem , jestem też po fachu tylko dla dorosłych, w gruncie rzeczy podziwiam was "nielatów" bo już wolę tą dorosłą patologię, nawet jak komuś coś sie stanie , wielkiej straty nie ma a jednak dziecko to dziecko i jego krzydwa jest nawiększa.Żeby człowiek nie wiem co robił , wyszedł z siebie i stanał obok ,nic nie pomoże. Tacy ci ludzi dziwni jacyś. Nic im nie przeszkadza, o nic sie nie martwią, lubuie to co robie ale po latach wiem jedno...świata nie zbawisz ,w końcu nie każdy chce wyjść na prostą. Lepiej od rana zapić i zapomnieć o wszystkim , tak łatwiej. Powodzenia , lubie jak piszesz....

    OdpowiedzUsuń
  14. a zapomniałam u nas jest 10 facetów na 30 kobitek , też uważam,że to chore

    OdpowiedzUsuń
  15. Skoro dałeś czadu i tak męczył Cię kac to wydaje mi się że mimo odczekania jeszcze tych 2 godzin nie powinieneś wsiadać za kółko! Chyba że sprawdziłeś się alkomatem. Nie neguje, nie oceniam ale dobrze jest na to zwracać uwagę. Nawet będąc "wczorajszym" jeszcze spora dawka alkoholu znajduje się w organizmie. Co do wypadów na koncerty czy zabawę i picie alkoholu. Przecież kurator też człowiek, dlaczego by nie miał żyć jak każdy normalny człowiek. Wszystko jest dla ludzi tylko trzeba z tego korzystać z głową!

    Przepraszam z góry za formę pierwszoosobową w końcu osobiście się nie znamy. Blog świetny. Jeden z moich ulubionych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście ze wszystko z umiarem. A na kacu staram się nie jeździć. Pozdrawiam

      Usuń
  16. Drogi Autorze, napisz książkę. Będzie bestseller! Serio, masz talent. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  17. aż boli jak się to czyta, biedne dziecko!

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytam to siedząc w zapchanej fastfoodem ameryce.Myślałem sobie że poczucie odległości da jakoś zapomnieć o niedociągnięciach bożych tu i tam. Potem zwątpiłem w moc odległości. A potem wszedłem tutaj. Nie napiszę że to świetne,to nie jest dobre słowo. Napiszę że to bardzo potrzebne. Trzymam kciuki zarówno za pracę, jak i za bloga.

    OdpowiedzUsuń