Piątek,
ostatnie minuty do końca pracy, kiedy to biurko już posprzątane a na komputerze
służbowym czytam jakieś nudy na portalu
informacyjnym. Weekend zaplanowany. W piątek wieczorek wyjazd na koncert a w
sobotę impreza ze znajomymi. Czasami robię sobie taki weekendowy „katharsis”,
odmóżdzając się i nie myśląc o robocie. Ekipę na imprezy mam fajną – imprezuje z
nami koleś, który ze względu na stan zdrowia (podobno) nie może pić alkoholu. Dzięki
temu mamy kierowcę, który jednej nocy wozi nas po połowie województwa. Jednym słowem
- melanż.
Siedzę
ja sobie przed tym komputerem, myśląc ile kasy będę mógł przetracić. Błogo robi
się na duszy na samą myśl o przyziemnych przyjemnościach, jakże czasami
potrzebnych w tym przesiąkniętym patologią życiu.
-
Wywiad masz – z zadumy wyrwał mnie głos koleżanki – pilny!
-
dobra, po weekendzie, nic teraz nie robię – odpowiedziałem, nie przeczuwając
niczego. Te pilne wywiady to w większości o kant dupy rozbić. Idzie ci takie
zlecenie przez tydzień pocztą, potem leży w sekretariacie 3 dni, zanim
przewodnicząca się zapozna to następne dni. A potem wpierdolą termin 2-3 dniowy
i musisz zapierdalać na koniec powiatu, choćby to święto było, bo kurwa pilny.
-
Ile dni na zrobienie? – pytam koleżanki, która stoi nade mną ze zleceniem.
-
3 dni.
Kurwa,
w poniedziałek rano gruba i pulchna sędzina chce mieć go na biurku. Ona w
weekend będzie odpoczywać, a ja będę zapierdalał po wiochach. No cóż, sam taki
zawód wybrałem, lecz i tak wkurwiony jestem
Czytam zlecenie. Szpital zawiadamia że
któregoś tam dnia przyjęli dziecko na oddział, jednoroczne, które nie miało
żadnych szczepień, zaniedbane, sińce na ciele, niedowaga. W poniedziałek mają
dzieciaka do domu wypisać, ale te zaniedbania i tak dalej.
W
sobotę mam zajebistego kaca. Przesadziliśmy po koncercie. Troszeczkę. Budzę się
koło południa, ibuprom na ból głowy i z 2 litry wody wlałem w siebie. Chętnie
bym pospał jeszcze ale ten wywiad. Na kacu jeździć nie można, wiec odczekuje
jeszcze 2 godziny, aż zacznę dochodzić do siebie i jadę. Dokładnie 37
kilometrów w jedna stronę. Najdalej wysunięta wiocha we właściwości mojego
sądu.
Miejscowość
do której przybyłem, to typowa popegeerowska wiocha, w której centrum jest
blokowisko. Jeden z największych pegeerów w okolicy tu był. Sześć bloków
mieszkalnych, każdy czteropiętrowy, dwuklatkowy. Była świetlica, była szkoła,
klub sportowy też mieli, nie mówiąc o sławnej knajpie, znanej w okolicy z
niezłych kiedyś baletów i łatwych dziewczyn.
Teraz
to zostały tylko bloki. Państwowe Gospodarstwo Rolne upadło, a ludzie się rozchylali.
Strach tam przebywać wieczorami, jak nie jesteś miejscowy.
Parkuje
pod blokiem, koło 20 letniej beemwicy, otoczonej przez czterech łepków w
dresach ortalionowych. Te wszystkie żarty o nich to szczera prawda. Młode
chłopaki, a niektórzy już zębów na przedzie mają. Obok mnie na prowizorycznym
parkingu stoją przeważnie polonezy i samochody nie młodsze, niż mój 15-letni
zabytek. Cudownie, kurwa, cudownie pomyślałem, rozglądając się wokoło. Wiochę
tą robię w zastępstwie za koleżankę, która w trzecim miesiącu ciąży poszła na
zwolnienie więc nigdy tu nie byłem. Też bym tak zrobił będąc na jej miejscu.
Przynajmniej odpocznie sobie od tego syfu.
Odnajduję
klatkę, która o dziwo pomimo wielu lat nieremontowania jest w miarę czysta.
Zanim trafię pod odpowiednie drzwi, pukam do sąsiadów.
-
ja nic nie wiem, nie interesuję się, ja głucha jestem – odpowiedź na oko
60-letniej sąsiadki, której wygląd fizyczny wskazywał, że lubi sobie jebnąc coś
w gardełko przynajmniej 5 razy w tygodniu.
-
Ja powiem, ale wejdzie pan – to druga sąsiadka, trochę młodsza, ale wystraszona.
Zna rodzinkę tego dzieciaczka i już patrzeć nie może co tu się dzieje. Bo
ciągle tam chleją i awantury są. Ona się boi, bo tam różne pijaki przyłażą i
tłuką się na korytarzu, dobijają po nocach do drzwi. Ale to prawda, jest tam
źle.
Podziękowałem,
nazwiska ani numeru mieszkania sąsiadki do sprawozdania nie wpiszę. Nikt do
tego mnie nie zmusi, a z doświadczenia wiem, że jak jest potem sprawa, to potrafią
takie patole wyciągnąć mój wywiad z akt i robić jazdy sąsiadom.
Wchodzę
dalej, bo doczłapać się musze na czwarte piętro. Krew uderza mi do głowy na
trzecim piętrze. To jeszcze resztki kaca dają znać o sobie, przypominając, że
mój organizm nie wrócił jeszcze do kondycji z dnia poprzedniego.
Staje
przed mieszkaniem, którego wywiad dotyczy. Nic szczególnego, nawet drzwi
wymienione. Pukam.
-
Kto tam? – jakiś głos babiny odzywa się z wewnątrz.
-
Kurator – odpowiadam – z sądu.
-
Kto?
-
Kurator z sądu! – już głośniej mówię.
-
Nie słyszę, kto!? – znowu pyta
Kurwa,
nie mogę.
-
Otwiera pani, kurator!!! – wydarłem się na klatce, aż sam się przestraszyłem,
że tak głośno to zabrzmiało.
Odgłos
zamka w drzwiach, które się uchylają za chwile, ale zablokowane są porządnym,
grubym łańcuchem. Wychyla się głowa, babiny na oko 70-letniej, z widoczną zaćma
na oczach, ubrana w jakąś halkę czy chuj wie co. Mówię jej że szukam rodziców
dzieciaka, który jest w szpitalu.
-
Nie ma ich – i jebut, trzasnęła drzwiami.
Trzy
głębokie wdechy, policz: jeden, dwa, trzy. Nie pomaga.
-
Wpuści mnie pani, chce zobaczyć w jakich warunkach dziecko żyje, otworzy
pani!!! – drę się na korytarzu jak opętany. Chuja otworzy.
-
Ja nie wpuszczam nikogo, oni są w szpitalu, ja nie będę z nikim gadać, to nie
moja sprawa – wydarła się w moją stronę przez zamknięte drzwi a mnie kurwica
brała, na myśl ze będę musiał tu jechać. No nic, nic więcej nie zrobię. Schodzę
na dół. Na drugim Pietrze dwie sąsiadki stoją. Na mój widok zamilkły, ale po
chwili jedna zaczęła mówić.
-
panie, zróbcie cos z nimi, bo tego dzieciaka szkoda – mówi jedna
-
tak, tak, szkoda – wtóruje druga.
-
Panie, ona dziecku nic nie kupuje, tego dzieciaka ona karmi cycem, jak narąbana
jest i ledwo na nogach stoi. Tam jest melina – znowu pierwsza relacjonuje.
-
A ostatnio – to już druga, ale bardzo ściszonym głosem – panie, to dziecko to
już nie płakało, one tak kwiliło, jak prosiaczek jakiś, tak: kłi, kłi, kłi… one
już siły nie miało płakać.
-
Panie, nie oddawajcie jej tego dziecka, ona kiedyś mówiła, że jak dużo płacze,
to mu smoczek w winie moczy.
Jeden,
dwa, trzy, jeden, dwa, trzy, jeden, dwa, trzy. Kurwa, nie pomaga.
Patole
podobno są w szpitalu u dziecka. Jadę tam. To po drodze do domu mojego. W szpitalu
szukam lekarza dyżurnego. Sympatyczna Pani doktor szybko znalazła dla mnie
czas. Dzieciak wylądował u nich, bo rodzice kilka dni temu, przypomnieli sobie
jednak, że mają zrobić jakieś szczepienia i przyjechali na izbę przyjęć z
dzieckiem do szpitala. Tam przytomna pielęgniarka, czując od rodziców alkohol,
i widząc roczne dziecko wielkości 3-miesięcznego, zawołała szybko lekarza i
uzgodnili z rodzicami, że mały musi zostać na badaniach. Dzięki Bogu, że ktoś
zwraca na to uwagę.
Dzieciak
rzeczywiście przyjęty w stanie niedowagi, niedożywienie, zaniedbany
higienicznie, ślady siniaków na ciele, brak szczepień, zapalenie płuc!!! W
opinii lekarki, jest ten dzieciaczek uzależniony od alkoholu. Strasznie płacze,
wyje wręcz, prawdopodobnie domaga się alkoholu i jest na głodzie.
Jeden,
dwa, trzy, jeden, dwa, trzy. Kurwa, nie pomaga.
Kochana
mamusia i tatuś dzieciaczka, są w szpitalu. Przynieśli mu pieluszki, mleczko,
kupili maskotkę. W rozmowie ze mną, na co udostępniono mi gabinet lekarza,
mówili jak to bardzo żałują, że tak się stało. Zapomnieli o tych szczepieniach.
A libacje alkoholowe w domu to nie oni, to jego brat w gości przyjechał i kilka
razy popiwkowa li sobie, ale to nic złego przecież. Najciekawsza była rozmowa z
matką:
-
ma pani jakieś dzieci jeszcze? – pytam
Chwila
zawahania, wzrok w stół.
-
Nie – odpowiada.
Kłamie
szmata. Kłamie. Jeden, dwa, trzy, jeden, dwa, trzy. Kurwa, nie pomaga.
-
Czy ma pani
dzieci jakieś oprócz
tego tutaj? – powoli,
stopując każdy wyraz pytam raz jeszcze patola.
Spojrzała
na mnie i wzrok w stół.
-
mam, sześcioro – odpowiedziała.
-
Gdzie są?
-
Dwoje u ojca, troje w domu dziecka a najstarsza córka to nie wiem, dorosła już
jest i nie mam z nią kontaktu.
W
poniedziałek dzieciak ma zostać wypisany. Wychodząc ze szpitala podbiegł do
mnie tatuś jego i pyta.
-
Panie kuratorze, ale co, dobrze jest?
Pierwsza
myśl jaka mi przyszła do głowy, to zrobić jeden krok do przodu, lekko odchylić
się, zrobić zamaszysty ruch ręką i pięścią pierdolnąć mu w ten zachlany ryj. Jeden, dwa trzy, jeden, dwa,
trzy. O kurwa, pomogło.
Dzieciak
wylądował w Pogotowiu Rodzinnym. Nie dostali go. Matka jego pojechała gdzieś w
Polskę. Mam nadzieję, że już nie urodzi.
Jeden, dwa, trzy, jeden, dwa, trzy. O kurwa, nie pomaga :/
OdpowiedzUsuńNawet jeden, dwa, trzy, cztery nie pomaga :)
Usuńnie ma to jak niemowle na glodzie. Szkoda ze nie mozna do takich strzelac w Polsce.
OdpowiedzUsuńSzok,co sie na tym swiecie dzieje!!!
OdpowiedzUsuńNo właśnie... szok. I znów mi się ,,morfina" przypomina. I manga i to drugie.
OdpowiedzUsuńŻeby dziecko zachlać, to już naprawdę... I ten tatuś: ale co dobrze jest? A to, że dziecko ledwo żyje, to nic? Trzeba mu było przypierdolić porządnie, i chuj z zasadami, dziecko nic nie może zrobić, więc...
Tak.. wiem, że musisz się hamować Ale piszę tak, bo o tej porze często jest ze mną porządnie nie tak. I tak nic nie zrobisz, ja nic nie zrobię. Bo co można zrobić? Zniżyć się do ich poziomu?
Zapraszam do bloga i na ankietę:
www.kiyami-tenshi.blogspot.com
Oficjalnie każdy musi się hamować. Czasami naprawdę myślę że przydałaby się anonimowa grupa ucinaczy palców...
UsuńOstatnio w Irlandii pojawiła się grupa, która w swojej miejscowości "wymierza sprawiedliwość" dealerom narkotykowym. Przestrzeliwują im kolana. Policja na razie nie złapała członków grup, generalnie nikt nic nie widział, nikt nikogo nie rozpoznał itd. i porządek zapanował na ulicach.
UsuńA miałem nie czytać, gdy doszedłem do "przyjęli dziecko na oddział, jednoroczne", miałem dalej nie czytać, kurwa, nie czytać!!!!! Teraz tydzień, nie, korrrrba, DWA, albo i TRZY cholerne tygodnie będę miał we łbie tą historię, będę ją miał i sobie przypominał i będę się, korrrrba, wściekał.....
OdpowiedzUsuńUrodzi, jeszcze niejedno dziecko.Będa tylko inni tatusiowie.Miałam taką jedną, ładna, młoda i głupia Ostatnio z brzuchem pod brodę."Wie pani, nareszcie trafiłam na dobrego faceta, tylko teraz siedzi w areszcie".Ło Matko Boska!
OdpowiedzUsuńCzy coś grozi rodzicom?
OdpowiedzUsuńMyślałem, że pańskim katharsis to właśnie ten blog - całą złość wypisuje pan tutaj, a nie libacje alkoholowe.
OdpowiedzUsuńCzy znajomi wiedzą o pańskim blogu?
I czy boi się pan sam popaść w nałóg alkoholowy?
Człowieku, przecież wiesz do kogo piszesz. Kurator to spec od patologii. To jakbyś się szewca pytał, czy się nie boi, że bez butów będzie chodził. A ty się nie boisz, że popadniesz w jakiś nałóg - pisania głupich komentarzy?
Usuń>>Wiochę tą robię w zastępstwie za koleżankę, która w trzecim miesiącu ciąży poszła na zwolnienie więc nigdy tu nie byłem.
OdpowiedzUsuńAle jak to, to są kobiety jeżdżące po melinach? Do pracy do rozwożenia pizzy kobiet nie przyjmują, bo gwałty i rabunki, a ona się nie boi?
Nawiasem mówiąc, jest to absolutnie cud i dobra wola personelu, że chłopiec został te kolejne pare dni w szpitalu.
OdpowiedzUsuńJa miałam taką sytuację, że w szpitalu podczas zabiegu zostałam zakażona wieloopornym, szpitalnym szczepem bakterii. Rodzinny nie był w stanie mi pomóc, bo mikrob okazał się być odporny na wszystkie antybiotyki stosowane w lecznictwie otwartym. Wypisał mi skierowanie do szpitala.
I teraz tak: szpital w którym miałam zabieg odmówił przyjęcia mnie, tłumacząc się rejonizacją. Kazali mi iść do szpitala rejonowego. Szpital rejonowy też mi odmówił, tłumacząc się tym, że mam iść tam gdzie mnie zakazili. Na nic moje tłumaczenia, że tam odmówili mi pomocy.
O co chodzi? O pieniądze. Najwyraźniej NFZ za mój typ przypadku nie zapłaci.
Całość zakończyła się dobrze. Udało mi się zdobyć antybiotyk szpitalny, i wyleczyłam infekcję zanim przeszła w stan przewlekły.
Reasumując, z moich doświadczeń ze szpitalami wynika, że chłopiec musiał trafić faktycznie na niesamowitych ludzi pełnych dobrej woli, bo to nie jest norma.
jeden, dwa trzy o kurwa ...
OdpowiedzUsuńdlaczego ja mam liczyć?
nie należy liczyć!
lepiej wyć
staram się nie widzieć więcej niż się napatoczy - wtedy wyję
mało udaje się zrobić
za mało
i to zniechęca
staram się już nie widzieć
chyba, że się napatoczy
ostatnio blisko nic się nie napatoczyło
wiem, że krótkowzroczna się zrobiłam
ale nie ślepa
Odpowiadając na komentarze niektórych, zaznaczałem już we wcześniejszych komentarzach pod innymi postami, że muszę zmieniać czas i miejsce akcji i staram się nie pisać o szczegółach, które mogłyby mnie zidentyfikować. Koledzy moi są z innej branży, a im się nie chwaliłem blogiem, więc wątpię czy go czytają. Na pewno by mi któryś powiedział jakby trafił na bloga kuratora.
OdpowiedzUsuńCo do alkoholizmu- spokojnie, za często nie piję i nie leczę smutków piwem czy wódką. Może to dla kogoś zabrzmi dziwnie, ale oprócz pracy i pisaniu bloga mam jeszcze inne życie związane z czasem wolnym, zainteresowaniami, rozrywką. Nie tylko praca człowiek żyje :) Ktos napisał że jeszcze na libacje alkoholowe - no cóż, przepraszam że popsułem wizerunek kuratora, który powinien tylko o biednych dzieciach mysleć - ja o tym myślę, ale musze być normalny, zeby własnie nie zwariować :) Zresztą, nie będę sie tłumaczył że lubię koncerty, pobawić się, wypić piwo od czasu do czasu.
A co do dziewczyni kobiet w tym zawodzie. Kuratorami sądowymi jest więcej kobiet niż męźczyzn. Te proporcje się trochę zmieniaja, ale jeszcze z 10-15 lat temu był to zawód prawie całkowicie zfeminizowany.
Pozdrawiam i mam nadzieję ze wyjaśniłem trochę
Ja cie rozumiem , jestem też po fachu tylko dla dorosłych, w gruncie rzeczy podziwiam was "nielatów" bo już wolę tą dorosłą patologię, nawet jak komuś coś sie stanie , wielkiej straty nie ma a jednak dziecko to dziecko i jego krzydwa jest nawiększa.Żeby człowiek nie wiem co robił , wyszedł z siebie i stanał obok ,nic nie pomoże. Tacy ci ludzi dziwni jacyś. Nic im nie przeszkadza, o nic sie nie martwią, lubuie to co robie ale po latach wiem jedno...świata nie zbawisz ,w końcu nie każdy chce wyjść na prostą. Lepiej od rana zapić i zapomnieć o wszystkim , tak łatwiej. Powodzenia , lubie jak piszesz....
OdpowiedzUsuńa zapomniałam u nas jest 10 facetów na 30 kobitek , też uważam,że to chore
OdpowiedzUsuńSkoro dałeś czadu i tak męczył Cię kac to wydaje mi się że mimo odczekania jeszcze tych 2 godzin nie powinieneś wsiadać za kółko! Chyba że sprawdziłeś się alkomatem. Nie neguje, nie oceniam ale dobrze jest na to zwracać uwagę. Nawet będąc "wczorajszym" jeszcze spora dawka alkoholu znajduje się w organizmie. Co do wypadów na koncerty czy zabawę i picie alkoholu. Przecież kurator też człowiek, dlaczego by nie miał żyć jak każdy normalny człowiek. Wszystko jest dla ludzi tylko trzeba z tego korzystać z głową!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam z góry za formę pierwszoosobową w końcu osobiście się nie znamy. Blog świetny. Jeden z moich ulubionych.
oczywiście ze wszystko z umiarem. A na kacu staram się nie jeździć. Pozdrawiam
UsuńDrogi Autorze, napisz książkę. Będzie bestseller! Serio, masz talent. Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńaż boli jak się to czyta, biedne dziecko!
OdpowiedzUsuńCzytam to siedząc w zapchanej fastfoodem ameryce.Myślałem sobie że poczucie odległości da jakoś zapomnieć o niedociągnięciach bożych tu i tam. Potem zwątpiłem w moc odległości. A potem wszedłem tutaj. Nie napiszę że to świetne,to nie jest dobre słowo. Napiszę że to bardzo potrzebne. Trzymam kciuki zarówno za pracę, jak i za bloga.
OdpowiedzUsuń