środa, 18 marca 2015

Opowiem Wam bajkę....



     Opowiem Wam bajkę, jak pewna kobieta przez rok dostawała wpierdol od swojego konkubenta. Rok bicia i katowania, maskowania śladów na twarzy i udawania że ten siniak powstał od przewrócenia się na schodach, gdy niosła drewno do pieca w domu by napalić w zimę. Bajka ta będzie z morałem albo i nie, zresztą doczytacie sami.

       Bajka zaczęła się już dawno. Rzekłbym że w poprzednim stuleciu, gdy Państwowe Gospodarstwa Rolne jeszcze ciągnęły ostatkiem sił, a najebani często pracownicy pieczołowicie oporządzali świnki i krówki w oborach, dbając by mięsko i mleczko było bardzo smaczne a cielaczki i prosiaczki dorastały w szczęśliwości. I przy tym Gospodarstwie Państwowym, w starej chałupie której nikt nie miał zamiaru remontować, a w szczególności wymieniać drzwi żyła sobie ONA. Kobieta nie miała szczęścia w życiu. Systematyczny wpierdol który dostawała od swojego ojca wyrył duże piętno w jej kruchej i nie do końca ukształtowanej psychice. Można rzec nawet że jej rozwój psychiczny zatrzymał się za wcześnie, o wiele za wcześnie. Nie wiadomo czy było to spowodowane dostawaniem wpierdolców po główce od kochanego tatusia, czy po prostu matka natura wyposażyła ją w mało lotny móżdżek. Po prostu taka była, ciężko myśląca i trudno skupiające myśli. Jej drobne ciałko przeżyło bardzo dużo, dziś powiemy stanowczo za dużo, ale w tamtym czasie widok najebanego i bełkoczącego tatusia nie robił na mieszkańcach wsi zbyt dużego wrażenia. Taki to był lokalny folklor, gdzie w tygodniu trzeba było najebać się do nieprzytomności, by w niedzielę w kościele stać, obowiązkowo w czarnych spodniach i białych skarpetkach a ręce w pacierzu złożone klepały zdrowaśki przepitym gardłem. Po kościele obowiązkowo piwo pod sklepem, bo przecież tradycja nakazuje dzień święty święcić. Nasza skromniutka bohaterka bajki pamięta że chowała się pod stołem gdy ukochany tatuś przychodził najebany i wszczynał awanturę, bo taką naturę miał porywczą. Prawie codziennie upadlał ją, jej rodzeństwo i matkę, która po pijaku była także gwałcona, ale spełniała swój małżeński obowiązek, bo przecież kochała go i krzyż cierpiętniczy powinna nosić na swych wątłych barkach. Ot taka sielanka dnia codziennego. Najebany ojciec, awantura, wpierdol i ruchańsko, aż Pan i Władca domowej pieleszy nie padł zmęczony alkoholem. To wszystko często na oczach dzieci które doskonale wiedziały że po karczemnej awanturze tatuś będzie kładł się na mamusię i sapał poruszając swoim dupskiem w tą i nazad. W domu bieda, ale stary pracował i jakąś tam kasę do domu na żarcie przynosił. A jak nie kasę to przynajmniej coś do żarcia zwędził. A jak nie przyniósł to matka szła do kierownika, a ten dawał jej jedzenie lub część kasy z wypłaty. Zresztą, połowa ludzi tak żyła u nich na wsi w tamtym czasie i nikogo nie dziwił najebany w południe pracownik PGR-u ani nie robiło na nikim wielkiego wrażenia, że systematycznie napierdalał żonę i matkę swoich dzieci. 

       Swego czasu w telewizji leciał dokument „Arizona”. Jaki tumult się zawsze podnosi wśród obrońców prawdy, że to niemożliwe aby ludzie tak żyli. Że zmanipulowano obraz, że karmiono alkoholem i siłą do ust wlewano, by nakręcić przejmujący reportaż. Jakie gromy się sypały na dziennikarzy. A ja Wam powiem że gówno wiecie i gówno widzieliście. Wytłumaczcie mi, skoro Ci ludzie tacy „świetli” i „normalni”, to czemu pozwolili zrobić z siebie takich debili. Nie od dziś wiadomo że w tym kraju za dwadzieścia złotych nic nie załatwisz, ale jak dasz flaszkę to już inna gadka. Wypalone wóda mózgi dają się łatwo manipulować. W dalszym ciągu na popegeerowskich wsiach istnieje takie menelstwo, ochleje co zaczepiają i bełkoczą w oparach alkoholowych do kobiet. Są pijaki które dymają upośledzone kobiety w krzakach. Pijane kurwy, które za stodołą na dożynkach obciągają staremu menelowi kutasa. Bo seks to nie tylko domena młodych, ale także starych, przebrzydłych ochlapusów, którzy swe niemyte i obślizgłe fujary wystawiają im podobnym kobietom, by zajęły się nimi smacznie. W dalszym ciągu dzieci na tych wsiach męczą w stawie żaby, pompując je słomka i wyrzucając do wody. Dalej kopią psa uwiązanego na smyczy i strzelają z procy do ptaków. W dalszym ciągu przywiązują kotom puszki do ogona i śmieją się z biednego wystraszonego zwierzęcia. To wciąż się dzieje, pomimo tej całej poprawności i praworządności. 

       Bohaterka naszej bajki szybko uciekła z domu by zacząć dorosłe i przynajmniej bez przemocy życie. Miała dość poniżania, awantur i bicia a także patrzenia jak ojciec gramoli się na matkę w pijackim amoku, by rżnąć ją swym kutasem. W zawodówce poznała chłopaka, który strzelił jej gola już na samym początku, bo przecież dziewice w ciążę nie zachodzą i w wieku 17 lat powiła swoje pierwsze dziecko. Dwa lata później drugie, ale to drugie zrobione było już w amoku alkoholowym, bo ówczesny wybraniec jej naiwnego serduszka też uwielbiał zaglądać do kieliszka a i rękę miał coraz cięższą bo okazało się że też potrafi przylać jak zupa będzie za słona lub zbyt dużo pieniążków wydanych. I tak nasza bohaterka trafiła z deszczu pod rynnę szukając szczęścia i możliwości wyrwania się od ojca tyrana i okrutnika. W międzyczasie sama popadła w alkoholizm, ponieważ najlepsza metodą na nieobrywanie od swego konkubenta było picie razem z nim. I spełnianie zachcianek jego, głównie w postaci usługiwania w kuchni i sypialni. Suma sumarum w końcu miarka się przebrała i sąd zabrał jej te dwa dzieciak, które najpierw trafiły do bidula a potem gdzieś w rodzinę zastępczą. Po tym wszystkim ukochany wyjebał ją na zbity pysk ze słowami że jej na oczy nie chce widzieć. I tak żyła sobie nasza kobiecina, szwendając się i mieszkając to z matką (bo ojciec wyciągnał kopyta z powodu przechlanego mózgu) to u jakiegos konkubenta nowego, których poznawała w różnych częściach powiatu. Aż jej ostatni facet u którego pomieszkiwała już ponad dwa lata postanowił zaciągnąć sznureczek na swej szyi i powiesić się na gałązce w lesie. Ot, słabiutki był psychicznie, nieboraczek jeden. Co prawda lubił wypić, ale przynajmniej nie lał po mordzie, więc żyła sobie nasza kobiecina w miarę spokojnie przy jego boku, oczywiście do tego tragicznego zdarzenia. Bohaterkę naszej opowiastki to załamało, zaczęła chlać aż wyrzucono ją z mieszkania, które zajmowała wraz z wiszącym wcześniej a teraz gryzącego ziemię chłopakiem. Wróciła z powrotem do matki, której cierpliwość już się kończyła, bo ile można darmozjada utrzymywać, tym bardziej że i tam zdarzało się jej nie wylewać za kołnierz.
Aż tu nagle nastał cud.

       Nasza wspaniała mamusia, mimo pijackiego życia otrzymała mieszkanie w starym, zniszczonym domu socjalnym. O ile to można mieszkaniem nazwać. Pokój z kuchnia i mała łazienką. Dla niej to było jak Boga za nogi złapać a może i nawet za ręce, bo kto daje lokale takim jak ona. Dlatego poprzysięgła sobie że postara zmienić swoje życie. Wyjść na prostą, naprawić się a i kto wie, może w przyszłości odzyskać swe dzieciątka, Ogarnęła się, poprzysięgła że nie będzie pić i wzięła się do pracy. Otrzymała prace dorywczą u pobliskiego gospodarza i przez pierwszych kilka miesięcy nawet dobrze jej szło. Rzekłby ktoś, za dobrze. Starzy górale w takie cuda nie wierzą, choć oni też nie lepsi w chlaniu i klękaniu w kościele pod ołtarzem do dziś dnia. Z dziećmi w rodzinie zastępczej utrzymywała kontakt, o mieszkanie dbała tylko ta….. samotność. Doskwierała jej strasznie. A jako że uroda jej umknęła z powodu zbyt hulaszczego i menelskiego trybu życia, nie mogła za bardzo wybierać w amantach krążących po mieście. W sumie to nie wybierała a brała co popadnie, byle czysty był i nie chlał za dużo. I wtedy pojawił się ON.

       20 lat w kryminale. Całe ciało pokryte więziennymi tatuażami i pięćdziesiątka na karku. Wyrok za śmiertelne pobicie i do tego kilka innych, równie ciekawych. Charakterny człowiek co to gadów nie cierpi, psy olewa i nikt nie będzie mu mówił jak ma iść przez swoje życie pełne recydywy. I tak oto znalazł naszą wychodząca na prostą bohaterkę bajki i szybciutko bez większych ceregieli wprowadził się do niej. Pierwsze trzy miesiące były nawet spokojne. Kryminał polazł do roboty, także dorywczej i nawet dużo nie pił w międzyczasie posuwając ja na starym trzeszczącym łóżku. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie ta…. zaszła w ciążę.

       Wszyscy byli zdziwieni. Od kuratora po pracownika socjalnego. Jakim cudem to zaszło w ciążę? Przecież tam w  środku powinno być wszystko już ładnie przegnite od wieloletniego spożywania wódy. A tu masz ci los. Niespodzianka normalnie. Kinder niespodzianka. 

       Wytatuowana głowa kryminalisty była na tyle ogarnięta, że zabronił konkubinie pić. I twardo trzymał się tego postanowienia. A jak konkubina nie wytrzymała i pod nieobecność piwko walnęła, to wpierdol dostała, że o dziecko jego w jej łonie się rozwijające nie dba. A to że czasami kopa w brzuch zasadził, jak to Ferdek mówi w Kiepskich, to już inna historia. 

       Powiła jednak szczęśliwie nasza bohaterka maleństwo. Chłopczyka co całkiem zdrowy się wydawał. Ale wtedy mogła już pić. I piła ze swoim ukochanym, który poczuł taki powiew wolności, że już kilka razy w tygodniu ja napierdalał z tej radości że tatusiem został i na dodatek całkiem ładnego dzieciątka. „Niebieska karta”, nadzór kuratora i w konsekwencji po którejś tam libacji dzieciak do bidula. Jakie to miłe w swej standardowości menelskiej. Konkubent do aresztu z powodu znęcania się nad bohaterką, która posiniaczona stała na środku mieszkania, gdy z nią rozmawiałem już po akcie odebrania dzieciaczka.

Powiedziała że teraz bierze się za siebie i stanie na nogi. Odzyska dziecko i będzie już dobrze. 

Niech próbuje…..


18 komentarzy:

  1. Ale kuratorek pojechał po pegeerowcach, zajebiście. Tak się składa, że znam to środowisko postpegeerowskich wsi, o wiele lepiej niż on, bo tam mieszkałem, a nie jak kuratorek tylko tam przyjeżdżał do niektórych zrobić wywiad środowiskowy. Takiej patologii jak on przejaskrawuje to nie było, żeby cała wieś była najebana po robocie. Większość ludzi w postpegeerowskich wsiach w miarę normalnie żyła jak PGR-y funkcjonowały. Prawdziwa bieda była jak państwowe gospodarstwa rolne polikwidowali. Wtedy część ludzi poprzechodziła na wcześniejsze emerytury, lub załatwili sobie jakieś renty w latach 90-tych, a część rzeczywiście się zmeneliła i zaczęli pić, bo to ostatnia przyjemność jaka im jeszcze została. I mogli zapomnieć choć przez chwilę o beznadziejności swojego losu.

    Z opisu kuratkorka wynika, że pegeerowcy w dzień wszyscy pili w PGR-ach przy krowach. Potem przychodzili najebani do domów po pracy, Bili swoje baby i kopulowali z nimi na oczach dzieci. A w niedzielę w kościele się modlili i śpiewali pijackim głosem. Takich "rewelacji" nie powstydziłoby się Gówno Wybiórcze, gdzie każdy Polak to złodziej i pijak, i napierdala żonę, dzieci, a w niedzielę chodzi do kościoła.
    Prawda jest taka, że degenerat który pije, nie chodzi na msze, albo tylko sporadycznie, jak jest komunia dzieci, lub ktoś umarł. A jak jeszcze bije babę, to podlega ostracyzmowi środowiska, nawet w popegeerowskich wsiach. Chyba że się z takimi samymi degeneratami jak on jedynie zadaje.

    Czytałem jakieś badania socjologiczne, że dzieci z postpegeerowskich wsi, o wiele częściej kończą studia na uniwersytetach, niż z rodzin chłopskich, których rodzice mają swoje gospodarstwa. W dużych miastach wojewódzkich a także za granicą bardzo wiele ludzi z postpegeerowskich wsi pracuje na stanowiskach administracji, jako nauczyciele, kasjerki w hipermarketach, pracownicy budowlani, mechanicy samochodowi, ochroniarze itd. Wy nawet nie przypuszczacie, że takie czy inne osoby mieszkały kiedyś w pegeerowskich wsiach.

    Ps. Strasznie źle się tu pisze, więc przepraszam za ewentualne błędy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby cała wieś i to za komuny, to nie, ale codzienne pijaństwo i przemoc domowa w latach 90tych były w tych miejscach powszechnie akceptowane, a i po dziś dzień takie enklawy zdziczenia występują. Pod Lublinem jest ich cała masa, gdzieniegdzie lepiej autem nie zwalniać, a co dopiero się zatrzymywać. XD Natomiast faktem jest, że bardzo duża część młodzieży z tych miejsc uciekła radząc sobie lepiej, niż miastowi, tych co zostali można obejrzeć w "Czekając na sobotę". Osobiście znam rodzinę, gdzie chłop chleje już 40 lat i praktycznie cały dom z dwójką dzieci był na głowie żony tegoż. Jedno z nich już w pełni dorosłe jest kierownikiem zespołu informatycznego w dużej, warszawskiej firmie i zarobiło do tej pory więcej, niż ojciec przez całe życie wyżłopał. Przypadek o tyle ciekawy, że jest to kompletny samouk, który nawet pierwszego laptopa wygrać musiał w konkursie. Obecnie z matką i młodszym bratem wyniósł się z tego grajdoła, a zdegenerowany ojciec dalej pije i to za emeryturę swojej niemal 100 letniej babki. XD Piję z nim to wiem, niezły hardkor, do tego szczęściarz, jakich mało.

      Usuń
    2. To bardzo żywotna ta rodzinka, jak babka żyje 100 lat, a facet chleje od 4o-tu lat. Sam widzisz na tym przykładzie, że kto pije i pali, ten nie ma robali.
      Ty Caban wyniósł byś się z podlubelskiej wiochy gdzie jest ciemnogród, a za ujawnienie waszych preferencji seksualnych widłami was po wsi gonią. I przeniósłbyś się do Słupska, gdzie rządzi Robert Biedroń. Jakby więcej was się tam przeniosło, biali heteroseksulani faszyści by się ze Słupska w try miga wynieśli i sami byście w mieście zostali razem z feminazistkami i inną menazerią . Wtedy wasz predęt Robert Biedroń wygrywałby wybory co kadencję. Byłaby marihujana sprzedawana w każdym kiosku (nie to co w katolandzie). Hera, koka i inne byłyby jak najbardziej legalne i na każdym rogu ulicy. Oprócz homoseksualistów, całkiem legalne byłyby inne zboczenia seksualne typu zoofilia, nekrofilia, urofilia, pedofilia (za zgodą dzieci) i inne tego typu. Żyć nie umierać! To jest postęp, a nie opresyjne i nietolerancyjne państwo jakim jest katolska Polska.

      Usuń
    3. Ale anonimie pieprzysz 3 po 3...

      Usuń
  2. Nie kazda wieś wsi równa. W PGR-ach było przyzwolenie na picie i na kradzieże. Było tez przyzwolenie na tłuczenie żon, bo w blokach popegerowskich nikt nie wtracał się w zycie innych. Do dzis na wielu wsiach pokutuje stwierdzenie "Na swojego się nie kapuje".
    Nie wiem co to za badania. Ale że niby z PGR pokończyli studia? Nie twierdze, że nie nadają się do tego, ale znalezione przeze mnie wyniki badań mówią:
    "Mimo dużego zbliżenia charakterystyk do miejskiej młodzieży nadal (młodzież wiejska) jest bardziej skromna, mniej wymagająca od życia i bardziej tradycyjna (częściej składa deklaracje religijności i tradycyjnego patriotyzmu)"

    "Młodzież wiejską wyróżniają częstsze wybory wczesnej pracy i większe przywiązanie do wartości wykształcenia "

    Nalezy takze wziąć pod uwagę, że opisuje charakterystyczne środowiska z jakimi sie spotkałem. Pegeery znam bardzo dobrze z dzieciństwa i wiem że większośc rodzin sobie poradziła w nowej rzeczywistości - odremontowali bloki, podjęli pracę inna, ale wiele rodzin upadło i o nich piszę. Są miejsca, że strach wejśc do bloku, bo każde mieszkanie to zrójnowana melina, ale sa też miejsca zadbane i czyste. jak wszedzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martwi mnie wrzucanie wszystkich do jednego worka. Każdego najpierw trzeba poznać by móc oceniać.

      Usuń
    2. Jakbyś kuratorku mieszkał w osadzie PGRowsiej, a nie 15 km oddalonego miasteczka powiatowego, to byś bzdur nie wypisywał. Pewnie, że każda wieś jest inna. PGR blisko Wrocławia był nieco inny, niż na zadupiu mazurskim czy Bieszczadach. W pegeerach różni ludzie pracowali, o różnym wykształceniu, zawodach i nie tylko ze wsi. Byli tam (oprócz dyrektora i kierowników) księgowi, jacyś zootechnicy, ludzie z wyższym wykształceniem, biurwy w administracji, kierowcy, mechanicy, stolarze, ślusarze, murarze, cieśle, i wiele innych zawodów. W blokach pegeerowskich albo bliźniakach, oprócz dyrektora i prostych robotników rolnych, mieszkali (i do dziś nieraz mieszkają) nauczyciele z miejscowej szkoły wraz z rodzinami, weterynarz, księgowe, sklepowa z miejscowego sklepu. Wszyscy wszystkich znali.
      Patologia i półpatologia była oczywiście, ale mniejsza o wiele niż np. na Pradze Północ, czy w dziadowskiej dzielnicy Łodzi, gdzie jest wiele melin i złodziei.

      Nie tylko w pegeerach kradli, ale i niemal we wszystkich zakładach państwowych niezależnie czy to były jakieś stocznie, kopalnie, lub mniejsze zakłady. Kradli za komuny, proporcjonalnie do możliwości, dyrektorzy i prości robole. Teraz w PRL bis, góra kradnie o wiele więcej, a robolom zabronili, bo grozi to zwolnieniem z pracy, lub nawet odsiadką.

      Bzdety nieraz takie wypisujesz, że głowa boli. Nie wiem czy celowo tak robisz, żeby mieć większą klikalność. Jakbyś nie miał na co dzień do czynienia z sądami, to by jeszcze jakoś uszło. I co z tego, że ktoś by na milicji powiedział, że Iksiński babę bije. Wiesz przecież bardzo dobrze, że jak poszkodowana nie złoży zeznań na konkubenta (lub wycofa później te zeznania), to Policja ma związane ręce. Mogą go co najwyżej na dołek zabrać jak jest pijany.

      Usuń
  3. Aha, i jeszzce jedno. Prosze podejść do szkoły specjalnej w małym miasteczku. gdzie nieopodal funkcjonowały PGR. Wielu z tych dzieci z deficytami intelektualnymi bedzie pochodziła z takiej wsi, a ze wsi typowo gospodarskich, o porównywalnej wielkości, będa tylko pojedyncze przypadki Dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam i to. Większość moich znajomych, którzy później chodzili do szkoły specjalnej, nie odbiegali specjalnie pod względem samej inteligencji, od rówieśników. Gorzej się uczyli od reszty, ale przyczyn było o wiele więcej. Ciekawe, czy ty byś został dzisiaj kuratorem i skończył uniwerek, gdybyś pochodził z bardzo biednej, wielodzietnej, lub (i) z rozbitej rodziny. Często byś chodził głodny, bo w domu nie byłoby za bardzo co jeść. a jeśli by nawet było to jakaś ohydna kasza, lub ziemniaki i to nie w ilościach gdzie mógłbyś się do syta najeść. A i to byś dostawał nieregularnie.
      Nie trzeba być tytanem intelektu, że dzieci gorzej odżywione, słabiej się uczą. Poza tym, wiele nauczycieli a zwłaszcza "nałuczycielki" ocenia po wyglądzie uczniów. Jak dzieciak jest zaniedbany, ma gorszą odzież, nieraz brudną zniszczoną, lub "aparycja" dziecka czy nastolatka jest poniżej przeciętnej, to taki dzieciak otrzymuje niższe oceny w szkole.
      Poza tym, takie "nałuczycielki" bazują głównie na emocjach. Jak nie lubią rodziców dzieciaka, bo prosty człowiek, lub brzydki nie podoba się im z wyglądu. Czy ktoś takiej nie powiedział "dzień dobry", bo jej nie zauważył, a ona myślała że ją widział tylko się nie odezwał, to obraza jest śmiertelna. I takie się później w szkole na dzieciach wyżywają. Jest wiele przyczyn.
      Znałem takiego "dyrektora szkoły" i "nauczyciela", co bił za najdrobniejsze przewinienia uczniów z biednych, lub rozbitych rodzin. Że buty były źle według niego poukładane, czy przeszedł ktoś na skróty przez dziurę w płocie. I już było wykręcanie uszu, bicie skakanką i inne tego typu zagrania. Wiedzieli oni, że są bezkarni. Nawet dziewczynkę, która tak była zaniedbana przez rodziców, że miała wszy nie z własnej winy, też ją taki "nauczyciel" bił. Poskarżyć się takie dzieci nie miały komu, bo jak taki prosty tatuńcio, lub mamuśka jakby się dowiedzieli że dyrektor szkoły go bił, wykręcał uszy, czy nauczyciel zbił go skakanką, to jeszcze w domu więcej by dostali od rodziców, nie wchodząc nawet w to za jakie "przewinienie" dostał.To rzutuje w późniejszym życiu na samoocenę i nie tylko.
      Ale dzieci z rodzin gdy tatuńcio był klawiszem, leśniczym, mamuśka nauczycielką, czy kierownikiem, to byli nietykalni. Tamte bachory mogły pozwolić sobie na o wiele więcej, bić słabszych, dręczyć zwierzęta, i nie pomagały skargi innych dzieci. Widziałem, jak synalek leśniczego, do którego przyjeżdżali niemcy z twardą walutą polować, przy nauczycielce kopnął koleżankę z klasy w brzuch, tak że aż płakała z bólu. A ta "nauczycielka" zafajdana zwróciła mu tylko uwagę, że tak nie można. Innemu kazałaby z rodzicami do szkoły przyjść. Ale na koniec roku ona i inne nauczycielki dostawały prezenty od tatuńcia, a synalek tępy do nauki, nigdy nie został w klasie. Co spowodowało to, że i inni przestali się uczyć. Wiele by tu jeszcze opisywać.

      Usuń
  4. Ja też pochodzę ze wsi pegeerowskiej i jestem teraz kuratorem - ta patologia, wcale nie tak bardzo przejaskrawiona w Twoim 'opowiadaniu' motywowała mnie, żeby się uczyć i w przyszłości ją tępić ;) I się udało! Zresztą, z mojego podwórka połowa dzieciaków szczyci się mgr przed nazwiskiem, więc może trafiłam na zjawiskowy PGR ;)
    Ale co prawda to prawda, młodzież jakoś się ogarnęła, a starsze osoby żyją w maraźmie, od renty do renty.
    Jak wspomniał kolega wyżej, też zauważam o wiele więcej patologii wśród młodych osób pochodzących z rodzin chłopskich. Z nimi nie zawsze sobie radzę, bo myślą, że jak rodzice mają trochę ziemi to i oni są panami... A poza tym wśród tych środowisk wciąż panuje opinia (niejednokrotnie osobiście przeze mnie słyszana) - "JAK CHŁOP BABY NIE BIJE TO JEJ WĄTROBA GNIJE".

    Ps. Może warto zastanowić się nad kolorem tła na blogu? Strasznie męczące jest czytanie białych liter na czarnym tle.

    Szacunek za dystans! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rodzinach które mają jakieś gospodarstwo rolne jest jednak mniejszy procent patologii, niż w rodzinach z miejscowości pegeerowskich, czy robotniczych z miast.
      A to że dzieci z rodzin chłopskich mniejszy procent kończy studia, nie jest to takie dziwne. Ten kogo rodzice mają gospodarstwo kilkanaście-kilkadziesiąt hektarów, musi ktoś w gospodarstwie pracować. Poza tym, jak gospodarstwo ma nieraz zadowalające dochody, to jest mniejsza chęć skończenia uniwerku, niż ktoś z osiedli postpegeerowskich który nic nie posiada, a wykształcenie jest jedną z niewielu możliwości, żeby się wyrwać z tego miejsca. Ty jesteś taką kuratorką, jak ze mnie ksiądz;).

      Usuń
  5. Wiejska społeczność na pewno jest specyficzna i wierzę że tak to wygląda. Oczywiście, nie należy generalizować ale chyba naturalne że kurator pisze o specyficznych przypadkach. Nie obcuje i nie współpracuje z rodzinami które są ogarnięte. Zresztą ja mieszkam w niewielkim mieście i takie opisy wcale mnie nie dziwią, widać to dookoła. Patologii jest mnóstwo na każdym kroku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szlag by trafil! napisalam taki wyrazisty komentarz! i wlasnie nima!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiec jeszcze raz! Natrafilam na tego bloga przypadkiem.. zaczelam czytac z pewna doza .. i ? trafilo.. swietne tematy, niesamowity przekaz ( bardzo sugestywny )! ale do tematu- pgr, wsi i wogole.. To co przeczytalam na tym blogu, ma swoje podloze w rzeczywistosci! z wlasnego ogladu wiem ! autor moze i pisze dobitnie! ale postrzegam to na plus! Poza tym, pisze o tym co widzi, przezyl .. trudno zeby pisal o
    " celebrytach" ( chociaz i taki wpis pamietam ) jezeli nie ma z nimi do czynienia!? Rzeczywistosc Polska wlasnie taka jest! Dam przyklad: sa ludzie... Byla sobie matka z dzieckiem... ojciec mial je w glebokim powazaniu.. pomagali troche rodzice matki.. ona sama poszla szybciutko do pracy by utrzymac dziecko.. ojciec nie placil alimentow ( zwyczajnie mial na to - wyjebane! ) placilo Panstwo.. ale do czasu.. matka ulozyla sobie zycie ze wspanialym czlowiekiem, ktory zaakceptowal jej dziecko i kochal jak swoje.. extra! zyli sobie biednie ale szczesliwie..do momentu! rzad se porzadzil! Dziecko juz nie moglo dostawac alimentow z funduszu bo... za duzo! Mamusia powinna sie rozwiesc z kochajacym mezem, by jakos przezyc! Coz .. byli ambitni, nie poszli do pomocy spolecznej, Zakasali rekawy i dalej.. byle do przodu...i wlasnie! Dlaczego ja mam placic podatki na tych ktorym sie zwyczajnie nie chce? Dlaczego mam sobie urabiac raczki po to tylko by jakis nierob mogl sobie zyc? Nie rozumiem! chyba jestem za glupia na to wszystko co ten kraj robi z ludzmi! Dziekuje autorowi, za sugestywny przekaz ( znam ta rzeczywistosc wsi z ogladu) - to prawda, ze pija wino marki "cavalier" w kartonach! Faktem jest, ze mozgi maja wyprane! (oczywiscie nie wszyscy!).. ale 1/3 wsi ktora znam! Pozdrawiam serdecznie- Joana

    OdpowiedzUsuń
  8. Może wszyscy Ci, którzy jak twierdzą znają wieś PGR-u, bądź środowisko "patoli", spróbują zostać kuratorem społecznym i zagłębić się w środowisko od strony obiektywnej i indywidualnych przypadków.

    OdpowiedzUsuń
  9. "wsi spokojna, wsi wesola.." jak pisal nasz wieszcz.. szkoda, ze to bylo pare wiekow temu, heh

    OdpowiedzUsuń
  10. Kuratorze!!!!!! artykuł wcale nie przejaskrawiony. Pozdrawiam pracownik socjalny pewnego OPS-u.

    OdpowiedzUsuń
  11. powiem tak, wieś wsi nierówna, autor akurat ma region w takim miejscu, gdzie natężenie przemocowo-alkoholowe jest spore, z resztą po to jest przydzielany, ktoś kto mieszka w innym miejscu (również po PGRowskiej krainie) może mieć inne doświadczenia-co ma co generalizować i przerzucać się opiniami, że coś jest przejaskrawione, a coś nie jest. Jak dla mnie-scenariusz przedstawiony w tym wpisie jest autentyczny (pracowałam do nie dawna w Ops, ale zmieniłam prace właśnie ze względu na tego typu historie-jak dla mnie zbyt obciążające, ale szanuje wszystkich, którzy dają radę w tych zawodach)

    OdpowiedzUsuń