Gorąco.
Cholernie gorąco. Uwielbiam lato i beztroski czas spędzany na różnego rodzaju grillach
i ogniskach, kąpiąc się nocą w rzece lub jeziorze. Browarek, wódeczka, muza z
samochodu i kilku znajomych w postaci nie stroniących od napojów wyskokowych
kolegów, tudzież koleżanek. Wyluzka maksymalna. Niewybredne żarty, robienie z
siebie pajaca, z dala od oczu tych, którzy na sam nasz widok, chętnie zwolnili
by z pracy, bo przecież kodeks etyki kuratora. W moim prywatnym czasie
obowiązuje mnie mój kodeks i jak mam ochotę po pijaku tańczyć pod sceną na
koncercie, to nikomu nic do tego.
Lato
to także smród. Smród zapuszczonych melin. Zarzyganych po kątach, obszczanych
ciepłym moczem, którego strużki spływają po ścianie i wsiąkają w zakamarki
spróchniałych, drewnianych podłóg. Unosi się potem ten fetor, drażniąc nozdrza i
powodujący nieznośny odór fekaliów. Wszystko śmierdzi naokoło a dotknięcie
czegokolwiek grozi nie tylko upierdoleniem sobie stołu, znaczy ręki, ale także
złapaniem jakiegoś syfa, gdzie bakteria kałowa to mały pikuś.
Zlecenie.
Jakaś babka z dzieciakiem przyjechała na mój rejon z innego miasta i osiedliła się
pod adresem takim to a takim. Pierwszy raz jadę na ta ulicę więc szukam jej
najpierw w Google maps. Szczerze, to w większych miastach sprawdza się Targeo,
nawet numery budynków są. Nie, nie robie reklamy Targeo. Jak zapłacą to pomyślimy.
A
tak w ogóle stwierdzam że mało zarabiam. A jak mało zarabiam, to mi się chce
mało pracować. A tak w ogóle to potrzebuję samochód. Nie musi być nowy, ważne
by mało palił i rdza go nie zżerała. Kurwa, po godzinach zostanę cygańska
Rumunką. Ja pierdolę, znowu ten kodeks etyki kuratora, nawet żebrać nie
pozwalają.
Na
papierosach jest napis: „Palenie tytoniu powoduje impotencje”. Jakim cudem
patole się rozmnażają, skoro palą najgorsze ścierwo na rynku? Moja konkluzja
jest taka, że napisy kłamią.
Ostatnio
miałem przyjemną przygodę. Patol wybrechtał mój samochód. Nie dziwie mu się, bo
sam zauważyłem że zaczynam stawiać go w najdalszej części parkingu, bo coraz
gorzej prezentuje się wśród tych sąsiadów. Mój podręczny zestaw naprawczy
składa się li tylko i wyłącznie z liny do holowania, a mój mechanik coraz częściej
przebąkuje ze może mi sprzedać cos lepszego, jak będę zdecydowany cos kupić. Niestety,
nic poniżej 10 lat do tysiąca złotych nie potrafi zaoferować.
Podjechałem
pod wskazany adres. Obrzeża miasta, stary czterorodzinny dom. Klatka schodowa,
drewniane stopnie, niedomykające się drzwi wejściowe. I ten wszędobylski smród.
Smród obszczanych kątów. Dotykam poręczy – jest lepka z brudu przez co z
obrzydzeniem cofnąłem rękę. Na stopniach kiepy i niedopałki, jakaś puszka po
konserwie z napaćkanymi, wypalonymi papierosami. Zapewne sami impotenci tu mieszkają.
Na półpiętrze ćwiartka wódki. Niestety wypita. Mnie interesuje mieszkanie na
górze i do niego zmierzam, bacznie lustrując te piękne okoliczności przyrody, w
jakich się znalazłem. Im wyżej tym cieplej. Ciepło, a wraz z nim smród unosi się
do góry, by pod sufitem utworzyć gęsty kłęb śmierdzących oparów, jakże
chwalebnie przyciągający różnego rodzaju latające robactwo. Bzzz, bzz…. Bzyczy to
nade mną i siada na mojej białej koszuli. Strząsam obrzydzającym ruchem, tak
nieszczęśliwie, że zabijam to cos na sobie, przez co czerwona plama zabitego
truchła rozmazała się na moim odzieniu, tworząc na ramieniu piękny krwawy
pagon. Zajebiście. Do tego śmierdzi gównem. Smród jest przyklejony do mojej
podeszwy w postaci psiej kupy w którą musiałem wdepnąć wchodząc tu. Szybko schodzę
na dół i wycieram pobieżnie o kawałek trawy.
Z
powrotem staje przed drzwiami i pukam, w starą dyktę, która wręcz wgniata się pod
naporem pukania. Tu nie było niespodzianki, bo drzwi szybko się otworzyły i
stanęła w nich bezzębna kobieta. Znaczy miała zęby, tylko z boku, bo te z
przodu były zżarte przez próchnicę, a świadczyły o tym czarne ich zakończenia sterczące
z dziąseł. W momencie jak zaczęła mówić, cofnęło mnie o dwa kroki do tyłu.
Masakra. Ja wiem że może śmierdzieć z ust, ale takiego odoru to nie zniosę.
Zaprasza
mnie do mieszkania. Wchodzę do przedpokoju i uwagę moja przykuwają śmieci.
Cholernie dużo śmieci! Jakby ktoś w ogóle ich nie wyrzucał. W każdym kącie, w każdym
wolnym miejscu walają się puste konserwy, opakowania po najtańszej margarynie i
różnego rodzaju resztki organicznych odpadów. Do tego dochodzi smród moczu i
kału wydobywający się z niedomkniętych drzwi od niby łazienki.
-
Bo wie pan, ona tu wynajmowała od nas pokój, o ten… - i otwiera drzwi
znajdujące się na końcu korytarza. O ja pierdole – tyle przemknęło mi przez
myśl, gdy spojrzałem w jego głąb. Smród i walające się obsrane pampersy na środku
tego pomieszczenia tylko dopełniał obraz nędzy i rozpaczy. Odór gówna i wokoło śmieci.
Pełno śmieci. Karaluchy i inne gówna łażą po podłodze, utuczone do granic
możliwości.
-
Ona tu mieszkała? – zapytałem z niedowierzaniem, choć nie byłem przerażony,
bardziej zaskoczony i zaciekawiony tym zjawiskiem.
-
No tak – odpowiedziała bezzębna dama, kierując swój niewątpliwie oddech w moją stronę,
aż mi na wymioty się zebrało.
-
I w takich warunkach mieszkała? – zapytałem z niedowierzaniem, choć niewiele
potrafi mnie zdziwić.
-
No tak – znów ta sama odpowiedź.
-
A pani czemu nie posprzątała?
-
A jakoś tak czasu nie było – odpowiedziała z uśmiechem na swojej pięknej i ponętnej
dwudziestoparoletniej twarzy.
"Czasu
nie było". Zajebiście. Obok zamknięty był jeszcze jeden pokój. Szybkim ruchem
reki otworzyłem go w taki sposób, że patolka nie zdążyła zareagować. Ponownie
buchnął we mnie odór smrodu, aż miałem ochotę się cofnąć. Zrobiłem dwa kroki do
przodu, i stanąłem na jego środku. Wokół mnie znajdowało się pełno czarnych
worków na śmieci, niektóre zawiązane, z innych wysypywały się śmieci w postaci
pampersów, konserw, starych ubrań, szmat, jakiś butelek plastikowych, spleśniały
chleb. Na starej i połamanej meblościance niedojedzone konserwy, pudełka po
margarynie, ujebane syfem noże, woreczki foliowe z popleśniałą wędliną. Zupki
chińskie, jakieś talerze, tacki, spleśniałe jabłka, ogryzki.
-
A ta co wynajmowała pokój to kiedy się wyprowadziła? – dalej przyglądam się pełen
podziwu temu mieszkaniu.
-
Jakiś tydzień temu, w ogóle nie zapłaciła.
Rzeczywiście, warunki
jak z Marriota.
- Z dzieckiem tu
mieszkała?
- Tak, takim pięcioletnim.
Yhm. Notuję i rozglądam
się dalej. Na suficie bez oprawki wisi żarówka. Jakieś 40 wat. W oknach brudne,
wręcz czarne firany. Szyby ujebane do granic możliwości ledwo przepuszczały światło,
pomimo że był gorący i słoneczny dzień. Pod ścianą naprzeciwko meblościanki sta
tapczan, rozłożony i przykryty tak brudną i uwaloną pościelą, że czuć było bijący
z niej odór. Koło tapczanu łóżeczko.
Łóżeczko?
Kurwa.
Po chuj łóżeczko.
Chyba że….
Ja przepraszam bardzo.
Ale to bardzo przepraszam. Nigdy, ale to nigdy nie trafiła do mnie informacja
od pielęgniarki środowiskowej, która przecież ma obowiązek sprawdzić warunki
mieszkaniowe i sytuacje dziecka po urodzeniu w miejscu zamieszkania. Ja nie
wiem czy te Panie muszą to robić, czy nie. Ja nie wiem, jak to działa gdzie
indziej, ale nie rozumiem, jak pielęgniarka idąc w środowisko i widząca taki
syf, nie powiadomi Ośrodka Pomocy Społecznej czy Sądu o takich sprawach. Chcę wierzyć,
że jest inaczej, a tylko do mnie po prostu nigdy nie trafiło takie
zawiadomienie. Przecież nawet, jak nie zostanie wpuszczona, to wystarczy napisać
odręcznie pismo do sądu, ze pielęgniarka nie została wpuszczona, a zachowanie
matki może świadczyć, że nieprawidłowo sprawuje opiekę nad dzieckiem i to
wystarczy. Nawet jak się myli to nie poniesie przecież żadnych konsekwencji. Co
najwyżej, nie stwierdzając zaniedbań, zużyje ja trochę paliwa i swojego cennego
czasu.
"Chyba że" niestety się potwierdziło.
Tam leżało dziecko. Małe dziecko, około półroczne. Spało w swojej brudnej
pościeli, na której znajdowały się ślady zaschniętych wymiocin po tak zwanym
ulaniu się. Włoski tłuste, buzia brudna, podobnie niedomyte rączki. Patolka się
zmieszała, zaczęła chyba podejrzewać, że nie jestem zadowolony i zbyt bacznie się
rozglądam wokoło.
- A gdzie pani ma łazienkę?
– zapytałem i otworzyłem drzwi znajdujące się koło kuchni. Hmm, kuchni? To nie
była kuchnia, to był kolejny skład na śmierdzące rzeczy, które pleśniejąc
tworzyły wspaniały klimat tego mieszkania. Tam nawet kurwa zlewu nie było!!!
Kibel. Nie ubikacja,
nie WC tylko kibel z wanną, która zardzewiała z piętrzącym się stosem śmieci, wystającymi
ponad jej brzegi, robiły coś na wzór
Kopiec Kreta czy Kilimandżaro. Na podłodze pełno wody albo moczu. Trudno
ocenić.
Wyszedłem z tego
mieszkania. W dniu następnym osobiście złożyłem zawiadomienie o
nieprawidłowościach w tej rodzinie.
Dlaczego nadal wykonujesz tę pracę? Misja? Choćby dla jednego dziecka z tej całej masy syfu płodzącej kolejny syf, że posłużę się Twoją, jak najbardziej na miejscu metaforyką? Masz ciąglę nadzieję? EO
OdpowiedzUsuńI jak dalej historia się potoczyla ?poprawiła się czy zabrali jej dziecko?
OdpowiedzUsuńCo do papierosów to patole wybierają te z napisem o raku...
OdpowiedzUsuńA to dziecko to czyje? Tej co była na miejscu, czy też tej, co już wyjechała?
OdpowiedzUsuńCzytam te Twoje historie prawie od samego początku, ale za każdym razem, gdy piszesz o dzieciakach to cholera mnie bierze po prostu...
Ja mam pytanie? Pewnie naiuwne ale muszę zadać? Czemu w takiej sytuacji nie dzwoni sie do sądu/policji/cholera wie czego jeszcze i nie zabiera z takich warunków dziecka w tym momencie kidy zastanie sie sytuacje? Moze to dziecko niedożywione, moze ma takie odparzenia ze skóra schodzi? Czy tylko wypełnia sie papierek i za kilka dni a moze tygodni sprawdza co dalej? A w tym czasie dziecko wypada Pani z kocyka na próg/topi sie w wiadrze z gównami/umiera z głodu? Zrzucasz wine na pielegniarkę a sam co zrobiłes? NOtatkę? No zapewne nie wiem jak sie pracuje w tym zawodzie, zapewne jestem nadopiekunczą matką ktora jak czyta o dziecku w takich warunkach to oddechu złapać nie możę...zapewne. Zapewne jak dziecko zginie kazdy powie ze robił co mógł.
OdpowiedzUsuńA co miał zrobić? Porwać je? Czy wiesz, ile dzieci tak żyje? A my co robimy?
UsuńCo robimy?Omijamy takie domy szerokim łukiem.Czyż nie?
UsuńBo nie mozna imbecylko zabierac dziecka ze względu tylko na biedę. Na razie tu widac tylko skrajną biedę, nie wiadomo co jest powodem takiej sytuacji. Stracisz kiedys pracę, nie dostaniesz np. ze dwa lata, i twój dom tez bedzie tak wyglądac.Meble się pozapadają, wode i prąd ci wyłaczą, zycze ci zeby wtedy jeszcze była w ciaży, że jak urodzisz i przyjdzie srodowiskowa pielęgniarka zeby ci od RAzu dziecko zabrali
UsuńZe względu na skrajną biedę, nie można zabierać dzieci rodzicom. Ale brudu, niechlujstwa nic nie usprawiedliwia. Byłem w domach nieraz bardzo biednych ludzi. Nie mieli pracy, nie z własnej winy. Co problemem było uregulowanie rachunków za gaz i prąd. Ale w mieszkaniach mieli bardzo czysto! W takich sytuacjach mopsiarki są niechętne, bo podejrzewają zapewne, że się komuś nie chce pracować. A jak jest prawie melina, gromadki brudnych dzieci. To takiej, jak najbardziej trzeba pomóc, bo dzieci żyją "w biedzie".
UsuńAgaton
Jesli ktos nie ma pieniedzy, to utrzymanie czystosci tez jest trudniejsze, zwłaszcza przy skrajnie niskich dochodach. Pamietam sytuacje, jak zaraz po ukończeniu studiów ( w Polsce nauka procentuje, cha cha) utrzymywałam sie w 3 osoby z jednej renty... Tylko dzięki pomocy dalszej rodziny nie wylaczono nam wody, ale np. zepsuł się odkurzacz i nie było mnie stac na naprawe a mielismy dywany... Zepsuła się pralka, tez nei było na naprawę, prała tak że darła rzeczy- chyba cos z łozyskami, do tego nie pobierała proszku z dozownika. Miałam w kuchni takie stare linoleum co odchodziło od podłogi, porobiły sie w nim dziury. w pokoju niegdys piekna lita podłoga- zdarł sie cały lakier, tak że kazdy brud wnikał w deski- mimo że myłam to na mokro co drugi dzien wyglądało po prostu ohydnie, jak niemyte z pół roku... Mielismy jak sie zbiła szyba folie w oknach... Teraz mam piekne nowe linoleum w kuchni którego moge nie myc dwa tygodnie i zawsze wygląda czysto, przedtem myjac je co dzien zawsze było brudno i ohydnie
Usuńbardzo na temat
UsuńA od kiedy wyniesienie śmieci, wymaga nakładów finansowych ?
Usuńmój rodziciel mówi, że volkswagen lupo mało pali. a jak dla mnie, jest nawet uroczy.
OdpowiedzUsuńSzefie, powinieneś sobie zapodać jakieś reklamy na stronę (to tak a propos Targeo). Dopóki mi nie walą po oczach i nie muszę klikać, żeby je wyłączyć, bo zasłaniają cały ekran – wtedy zniesa. I może inni też. A taki nasz dziś świat, że marketing bogiem nam ;)
OdpowiedzUsuńW sprawie notki - masz naprawdę dar, więc twórz :) I podziwiam, naprawdę i bardzo.
W zeszłym tyg. z TV (jakaś powtórka z wręczenia "blogów 2012) dowiedziałam się o tym blogu i od razu tu weszłam i tak co wieczór (jeśli dzieci pozwolą i śpią) czytam po kolei posty. Dziś już jestem "na bieżąco" i teraz niecierpliwie będę czekać na kolejne wpisy.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Autora! Za to, że jest kim jest, że widzi sens tego co robi, za to, że pisze tego bloga (jak gdzieś wspomniał - w formie odreagowania). Przypuszczam, że wśród czytelników nie ma "patoli" (w sensie opisywanych na blogu bo poniekąd patolem może być większość z nas, w zależności od punktu widzenia) czy reprezentantów środowisk objętych pracą kuratorów i żyjemy w zupełnie innym świecie... No może z racji zawodu (pewnie inni kuratorzy czy pracownicy OPSów tu zaglądają) część ma pojęcie o tym jak wygląda takie życie.
Czytając te historie powinnam dziękować Tym u Góry, ża to, że żyję jak żyję. Nie należę do ludzi, którzy przełączają kanał kiedy leci program dokumentalny o róznych życiowych problemach czy patologiach (bo wiem, że niektórzy tak robią - nie wiem czy to forma ucieczki od życiowej prawdy..) ale nigdy nie miałam do czynienia z takimi sytuacjami "w realu". No nie, raz miałam ale to było otarcie się się zaledwie - wielodzietna rodzina, dla której wraz z grupą współpracowników przygotowaliśmy "szlachetną paczkę" i z racji jej wielkości pomagaliśmy ją dostarczyć. Wtedy poczułam i zapachy (czy raczej smrody), o jakich piszesz i zobaczyłam ojca piątki (chyba) dzieci chowającego się przed nami (sądzę, że był "pod wpływem") i matkę z kolejnym dzieckiem w drodze, która nawet dla takiego laika jak ja wyglądała na "niestroniącą". Nota bene kilka miesięcy później dowiedzieliśmy się że zmarła nie zdążywszy urodzić dziecka ... niewykluczone, że miały na to wpływ "obchody sylwestra"... Smutne to okropnie.. W tej rodzinie posiadanie dużej ilości dzieci było sposobem utrzymania (socjal sprzyja takim kombinatorom). Nóż się w kieszeni otwiera. Najbardziej żal boguducha winnych dzieci, które na starcie skazane są na takie same życie i chyba tylko nielicznym udaje się żyć inaczej niż rodzicom - patolom...
Nie znam się, ale chyba coś nie hula w całym systemie pomocy społecznej gdzie najbardziej wykorzystują ją (takie jest moje zdanie), ci co potrafia zakombinować - w końcu łatwiej jest dostać różnorakie zasiłki niż iść do roboty. A to, że zasiłki są niejednokrotnie upłynniane to już inna sprawa... Papier wszystko przyjmie, jak się zgadza niski dochód to zasiłek się należy a jak ktoś go przekroczy o złotówkę to już nie.
Nie nadawałabym się do takiej pracy. Tu naprawdę trzeba mieć silny charakter i nie dać się emocjom (i tym wobec dzieciaków i tym negatywnych wobec ich zapijaczonym rodzicom). Ciekawa jestem czy dużo jest kobiet kuratorów, bo z tego co piszesz ta praca niejednokrotnie jest zwyczajnie niebezpieczna (np. bywanie w środowiskach czystej patologii). Przy okazji czytania bloga poczytalam też trochę o samym zawodzie kuratora bo w zasadzie wcześniej mnie to nie zainteresowało i nie miałam pojęcia jak to wygląda. Abstrahując od zarobków (też temat poruszany na blogu) - to "rzecz gustu" czy uznać je za niskie czy wysokie, w tym zawodzie chyba nie można być "dla pieniędzy" bo wtedy byłoby się zwykłym urzędasem wypisującym opinie czy notatki. Wydaje mi się, że element "powołania" jest nieodzowny. Wiem, że może to zbyt osobista prośba ale gdybyś mógł drogi Autorze, wspomnieć kiedyś jak to się stało, że wybrałeś taką a nie inną pracę. Tak z czystej ciekawości pytam.
A tak już na zakończenie jedna uwaga techniczna (chyba nie ja jedna o tym wspominam) - nei dałoby się czegoś zrobić z tymi białymi czcionkami na czarnym tle ...?? Bardzo się ciężko to czyta i mi potem "lata przed oczami". No chyba, że to celowe - bo w życiu "nie ma letko" :). To wtedy się czepiać nie będę :).
Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy.
A.
PS. Chetnie przeczytałabym to w formie książki, niekoniecznie elektronicznej.. :). Może nie ja jedna...?
I ja chętnie dodałabym taką książkę do domowej biblioteczki ;-)
UsuńWiększość kuratorów to kobiety, kuratorzy ds. rodzinnych mają mały odsetek facetów.
UsuńI tu jest główny problem, że to "środowisko" jest aż tak sfeminizowane. Pracę takich "kuratorek" można streścić w trzech słowach: kurestwo, lenistwo, mierne efekty "pracy".
UsuńAgaton
Powiedział co wiedział żałosny fiut!
UsuńOpowiadanie mi się podobało, brak mu jednak zakończenia, wydaje mi się, że będzie cześć druga :)) kane
OdpowiedzUsuńTeż jestem kuratorem tylko na macierzyńskim akurat i wiem, że nie jest tak prosto zabrać dzieciaka z miejsca. Potem kończy się to TVNem. Procedura jest taka, że się zgłasza do sądu i sąd wydaje nakaz - często w trybie pilnym. Zabrać bez nakazu można tylko w sytuacji stwierdzenia bardzo skarajnych nadużyć i to w asyście policji.
OdpowiedzUsuńFajny blog, ale smutny.
Byłam kuratorem dla dorosłych. Wśród wielu 'patoli' było też kilku ludzi, do których chciało się jeździć, którzy pechowym zbiegiem okoliczności dostali kuratora. Albo sam wyrok ich otrzeźwił. Trafiały mi się mieszkania zadbane, przyjemne. 'Normalne'. Czy Ty też takie masz?
OdpowiedzUsuńTeż pracuję jako osoba pomagająca innym i tak jak Ty jezdże zdezelowanym samochodem. Jestem po pracy socjalnej i innych studiach do dupy....w edukacje zainwestowałam mnóstwo pieniędzy bo chciałam pomagać biednym itp. Kiedyś odjeżdżając z pod uczelni zaczepił mnie "patolek" i powiedział : ładna jesteś tylko to auto mogłabyś zmienić...nosz ku..wa.
OdpowiedzUsuńrenee
a już myślałam, że Pan Kurator książkę pisze i nie będzie więcej wpisów :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńprzeczytałam chyba Pana wszystkie wpisy jak i te nadesłane. Świetny ostry język, za co gorące brawa:). Historie poruszają, ale także zmuszają do refleksji nad naszym krajem i jak to kiedyś Pan ujął błędnym kołem gdzie dzieci "patoli" stają się kolejnymi "patolami". Tylko nielicznym udaje się wyrwać.
OdpowiedzUsuńCzy to nie Pan dziś w radiowej trójce udzielał wywiadu i opowiadał o pracy kuratora? Historie były bardzo podobne do tych opublikowanych na blogu?
OdpowiedzUsuńPiszesz rewelacyjnie, pewnie z tego książka powstanie?
OdpowiedzUsuńCo do przypadku, to wydaje mi się, że samo patrolowanie nie ma sensu. Ci ludzie przebywają z z osobami tak samo brudnymi, zaniedbanymi, zza stosu brudnych rzeczy nie widzą innego świata.
To przykre, ale odbieranie dzieci to chyba nie jest sposób.
Im brakuje szkoły życia, przebywanie i dbania o to co moje.
Znam jedną taką rodzinę. Funkcjonują, mają pięcioro dzieci otrzymali pomoc w formie remontu domu, dostarczenia komputerów dzieciom i co? Nadal nie przywiązują wagi do czystości!
http://kadrowane.bloog.pl/
Przeczytałam z zapartym tchem. Historie z pierwszej ręki, wcale nie podkoloryzowane, opowiadane tak, jak jest w istocie. Język cięty, ostry, ale nie dziwię się w ogóle. Syf, z którym się spotykasz na codzień zapewne w znacznym stopniu wpływa na Twoją psychikę i musisz sobie z tym jakoś radzić, jakoś odreagować.
OdpowiedzUsuńSmutna ta Twoja praca strasznie, ale mam nadzieję że głęboko wierzysz, że choć paru takim patolom pomożesz kiedyś wyskoczyć z tej gównianej kałuży, w której się obecnie znajdują. Najbardziej mi zawsze szkoda tylko dzieci, które w żaden sposób nie zawiniły temu, że są wciągane w te patolskie warunki.
Dużo siły i motywacji życzę!
kocham cie az mi w brzuchu zagilgotalo
OdpowiedzUsuńtaka tylko uwaga, na wykopie byly tematy o zbieractwie ale twoja opowiesc w polaczeniu z zywym dzieckiem byla pyszna
pozdrawiam serdecznie bukunk
Skończ z tym spamowaniem. Frajerów tu szukasz? Szkoda, że kurator nie kasuje takich szmaciarzy. Skoro to jest tak dobre, to sam w to graj. Próbowałem tą metodę z ciekawości. Jedna wielka kicha, a można się uzależnić od kasyn. I tak naprawdę chyba tylko o to chodzi. A teraz, pierdol się!
OdpowiedzUsuńUwielbiam tu wracać.
OdpowiedzUsuńMistrzowski blog ! Twój blog wrył mnie w ziemie ! Obiecuje że tu wrócę .. z resztą dla własnej satysfakcji bo piszesz z werwą !
OdpowiedzUsuńJa dopiero raczkuje ale zapraszam do siebie :
Blog o zmianach jakie muszę wprowadzić w życiu aby stać się KIMŚ !
I co dalej się stało? Ile czasu potrzeba, aby właściwe władze zareagowały? Co mogły w świetle jaśnie panujących przepisów zrobić?
OdpowiedzUsuńI tak mogłabym zadawać pytania... chociaż odpowiedzi się domyślam.
Pozdrawiam.
Proszę o informację co stało się dalej w tej rodzinie. Czy dziecko zostało odebrane?Czy podjęto jakiekolwiek czynności?
OdpowiedzUsuń