sobota, 7 lipca 2012

Trupie muszki

Trafił mi się nadzór. Baba żyjąca z facetem, mężem nawet, nie konkubinat, co zaczyna być rzadkością w tym skurwiałym środowisku. Czworo dzieci, gdzie najstarsze ma lat 12 a najmłodsze 2 latka. Dwulatka, dajmy jej na imię Ania, FAS ma buźce wypisany. Szczerze mówiąc, to jak patrzę na to, to cały czas się zastanawiam, co do kurwy nędzy się dzieje, ze wcześniej tych dzieciaków już ktoś nie zabrał.
Jedynym pocieszającym faktem jest to, że cos się kurwa w tym społeczeństwie zmienia. Jeszcze 10 lat temu, chlejąca i mnożącą się po pijaku taką rodzinę, społeczność wiejska, bo o takiej jest tutaj mowa, nikt nie zauważał. Wszyscy wiedzieli że Iksińska chleje, jej mąż też, mnożąc dzieci na potęgę które upośledzone są od wódy. Nikogo nie obchodzi, że później będą kończyć szkoły specjalne, dostawać renty socjalne i też będą chlać wódę, jak ich rodzice, znowu się mnożąc. Perpetuum Mobile. A ty płac zasiłki, zapomogi i utrzymuj ich do końca ich beznadziejnego życia. Żeby jednak nie było, nie oskarżam dzieci tylko ich rodziców i system, który w imię wolności i braku ingerencji w „pozycie małżeńskie” nie zrobi nic, by ten patologiczny krąg przerwać.
Pierwsza wizyta
Zapyziała wiocha na skraju powiatu. Kolonia, gdzie raptem 10 domów istnieje. Dom to typowy barak, przerobiony na mieszkania, których jest tam chyba z 5. Wszystko wygląda jak jedna wielka ruina, którą najlepiej zrównać buldożerem. Obok podwórko, jakieś szopy, łażące kury, kundle na łańcuchach, umorusane dzieciaki grzebiące patykami w psich gównach. Wszystkie brudne, umorusane, bez żadnej opieki kręcące się wokół budynków, które pełnią funkcję komórek. Obok stoi jakiś zdezelowany maluch, golf dwójka – oznaka dobrobytu  nielicznych mieszkańców. Czas zatrzymał tu się jakieś 20 lat temu. Jakiś tubylec w gumiakach wyszedł z szopy. Przepity, brudny luj, koło sześćdziesiątki, trzymający w ręku kurę, której przed chwilą upierdolił siekierą głowę, ale w pośmiertnych drgawkach wydawało się że jeszcze żyje. Obiad niesie. Pytam o rodzinę iksińskich. Wskazuje kurą na odrapane drzwi pośrodku baraku. Podchodzę i pukam. Drzwi otwiera nastoletni chłopczyk. Odstające uszka, krzywy zgryz, podrapany na twarzy. W ręku trzyma małego kotka – żywego. Pewnie tatuś nie zdążył jeszcze utopić w wiadrze. Pytam o rodziców. Jest mama, ojciec gdzieś w lesie dorabia.
Iksińska jest po trzydziestce. Zniszczona, bezzębna, ale włosy zaplecione w warkocz. Na rencie socjalnej cos koło 500 złotych miesięcznie, plus jakieś zasiłki z OPS i rodzinne. Ukończyła szkołę specjalną, nawet zawód zdobyła – pomocnik kucharza. Znaczy się, wykształcona. Oczywiście nigdy nie pracowała, zaczęła rodzić i tak późno, jak na takie środowisko, bo w wieku lat 20. Mówię jej o celu wizyty, pytam czy wie ze ma ograniczoną władzę rodzicielska i takie tam. Odpowiada prostymi zdaniami, czasami nie rozumie moich pytań, co chwile wtrącając że męża nie ma, a „on wie lepiej”. Iksińska nie pamięta dat urodzenia swoich dzieci, szuka starego dowodu osobistego, bo tam sobie „powpisywała”. Spisuje z zielonej książeczki potrzebne dane.
Zastanawia Was pewnie, jak to się stało, że Iksińska dostała nadzór kuratora. Dotychczas wszyscy przymykali oczy na to co się dzieje. Te dzieciaki w wieku szkolnym, łaziły do wiejskiej szkoły, która była w wiosce obok. Tak naprawdę to nikt się nie zainteresował tym, cze może tak się dziać źle. Zresztą, co tu się interesować, jak połowa dzieci w takiej wiejskiej szkole pochodzi od patoli. Poziom nauczania żaden, prawie wszystkie dzieciaki korzystają z bezpłatnego dożywiania, ubrania przynoszą nauczyciele, czasami dadzą kanapkę. Wszyscy przyzwyczaili się, że te dzieci są biedne. No i co kurwa z tego?
A teraz, drodzy czytelnicy, w tym wszystkim jest drugie dno. Chodzi o pieniądze. Tylko i wyłącznie. Szkoła wiejska, na takiej zapadłej dziurze nie może sobie pozwolić na stratę żadnego ucznia. Wszyscy drżą na myśl, że jakieś dzieciaki mogą zostać zabrane do bidula. Jeżeli szkoła ma sześćdziesięcioro dzieci i dajmy na to w ciągu roku, ubędzie jej siedmioro dzieci. Czyli ponad 10% uczniów! A nie daj Boże, niech jeszcze dojdzie do tego wielodzietna rodzina, gdzie jest 10 dzieci? Burmistrz powie – zamykamy szkołę bo się nie opłaca utrzymywać. Dlatego żaden z nauczycieli, dyrektor czy ktokolwiek nie będzie zgłaszał, że dzieci u nich są w katastrofalnej sytuacji. Dokarmiają, dożywiają, ubierają, robiąc wszystko, by nie stracić żadnego dzieciaka. W tym przypadku, szczęściem w nieszczęściu było to, ze jakaś nowa nauczycielka, nie znająca zasad szkoły, napisała do Sądu bez wiedzy dyrektora, pismo. I maszynka ruszyła, w konsekwencji ograniczając Iksińskim władzę rodzicielską.
Iksińska pije. Dużo. Jej mąż też. Dzieciaki nie maja przyborów szkolnych, podręczniki załatwia szkoła, chodzą brudne, głodne, czasami zawszawione. Mały zasób słownictwa, nie uczące się, przepychane z klasy do klasy. Najmłodszy dzieciaczek, pomimo swoich dwóch lat, porusza się na czworakach, nie umie jeszcze chodzić. Grubiutki, wręcz spasiony pewnie na jakiś kluchach czy innym mącznym żarciu. Kochany mąż chleje codziennie. Co prawda pracuje, ale z pracy wraca o dwudziestej – po kilku piwach czy ja bolach. Potem awanturka, danie żonie po mordzie, zżarcie kolacji i spać. I tak co dzień. Iksińska pije rano. Jak stary do roboty pójdzie. Zaczyna popijać jakiegoś jabola, by koło południa nawalić się i pójść spać. Wstaje potem o trzeciej-czwartej i robi obiad. Ziemniaki lub jakieś kluchy. Perpetuum kurwa Mobile.
Mieszkanie ma dwa pokoje. Prowizoryczna kuchnia, gdzie stoi piec opalany drewnem. Odrapane, zagrzybione ściany, stare, wypaczone drewniane okna, podłoga lepiąca się z brudu – leżało na niej jakieś gumoleum, bo kilka razy potknąłem się o odstającą gumę. Zasyfione firany, wszędzie pełno much latających. Usiadłem na kanapie i położyłem zeszyt na stole – rozglądając się wokoło zauważyłem nieopisany kurz na starych i zniszczonych meblach i małe czarne kuleczki. Kuleczki? Nie, to musze trupki, które pozdychały i zasychały na domowych sprzętach. Najmłodsze dziecko zbierało te kuleczki i wkładało do buzi. Miłe.
Mówię Iksińskiej że jak nie przestanie pic to zabiorę dzieciaki. Krótko, bezpośrednio i na temat. Dostaje szansę – zgłasza się do Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów alkoholowych, bierze wszywę, podobnie jak mąż, przynajmniej raz w tygodniu kontaktuje się ze szkołą, zaczyna ogarniać dom, dzieciaki, może załatwię jej wzmożoną kontrol z OPS, dzieciakom jakieś kolonie socjoterapeutyczne. Ale kurwa, ma nie chlać!.
Daje jej tydzień na kontakt z Alkoholówką, ma jechać do Opieki po kasę na wszywę, ma stawić się u nauczyciela w szkole. Straszę, że będę co kilka dni sprawdzał jak się ogarnęła.

5 dni później
Chuja załatwiła, nie stawiła się w Gminnej Komisji, nie była w opiece. Jadę do niej. O dziwo była trzeźwa, gotowała obiad, dzieci w szkole. No cóż, trzeba odegrać szopkę i pokazać ze nie ma żartów ze mną. Kazałem otworzyć sobie lodówkę, żeby zobaczyć czy ma żarcie, margaryna, jakieś parówki i konserwa.  Pootwierać szafy, bo sprawdzam czy dzieci mają czyste rzeczy – jakieś łachy miały, nie jest źle. Środki higieniczne – szampon, mydło było. Aha, oni nie mają łazienki. Myją się w misce na środku kuchni. Kibel w szopie. Dałem patolce znowu tydzień.

2 tygodnie później
Zapomniałem o niej. Miałem inną robotę. Dzwonię do Gminnej czy była. Nie. Dzwonię do szkoły – raz się pokazała. Wszystko bez zmian. Znowu jadę. I znowu trzeźwa. Zjebałem ją że nie tak się umawialiśmy, ale czuję że to bez sensu. Jej mąż też ma na wszystko wyjebane. Zostawiłem kartkę, że ma się stawić u mnie na dyżurze w sądzie – z nim też chcę pogadać.

1 tydzień później
Chuja się stawił. Ma na to wyjebane. W OPS-ie znowu dali jej zasiłek. Na żywność. Co by głodna nie chodziła ona i jej dzieci. Ciekawe czy wiedzą, że jej dziecko żre zdechłe muchy?

1 tydzień później
CDN….
(Będziecie mnie linczować, ale postaram się dokończyć jak najszybciej)

11 komentarzy:

  1. Miesiąc a "na zachodzie bez zmian"... ehh

    OdpowiedzUsuń
  2. Wątpię, by cokolwiek się zmieniło w tej sprawie. Taaaa...
    Ale żeby dziecko zdechłe muszki jadło?! Na sama myśl mi się cofa ;/ szczerze Ci współczuję, że w takim sypie musisz pracować i oglądać to, co widzisz... Niezły ten post - ale masz rację, przez ten CDN jest już po Tobie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieciaki tak już mają, moja sąsiadka zlizywała gołębie kupy z poręczy. Okazało się że brakowało jej wapnia i kupy nagle okazały się przysmakiem na niedobory, magia natury :D

      Usuń
  3. śmiech przez łzy... Naprawdę ciekawie napisane.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zlikwidować socjal dla alkożuli, meneli, cyganów, szukających latami pracy, leni, nierobów. Zostawić tylko chorym. Sami albo wezmą się za siebie albo poumierają, proste. Warto by też nagradzać tych co chcą naprawdę pracować, a nie starać się o pracę. Zmuszać do chodzenia na kursy zawodowe po okresie bezczynności, zarejestrownania w urzedzie pracy. Karać za lenistwo, nagradzać za pracowistość. Obecnie system jest odwrotny. Chuj mnie trafia jak rozmawiam z ludźmi i mówią, że latami nie mogą znaleźć pracy i jacy są biedni. Czy się stoi czy się leży wypłata/socjal/współczucie się należy. To jest tak banalne, że aż mnie boli. Jest to rak zżerający nie tylko instytucje państwowe ale prywatne. To by wymagało wielu zmian w systemie ale dla chcącego nic trudnego. Gorzej, że ludzie są wygodni i dalej poza swój talerz nie lubią widzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A poza tym interesujący blog, czytam prawie od początku, pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Leczą mnie takie wypowiedzi. " Chuj mnie trafia jak rozmawiam z ludźmi i mówią, że latami nie mogą znaleźć pracy i jacy są biedni." Nie wiem jakim cudem alkoholik i menelka o poziomie inteligencji graniczącym z upośledzeniem mieliby znaleźć pracę na wiosce,skoro SETKI ZDROWYCH LUDZI Z DOŚWIADCZENIEM I OCHOTĄ DO JAKIEJKOLWIEK PRACY nie mogą jej znaleźć w największych polskich miastach! I jak Ty sobie wyobrażasz likwidację takich zapomóg? Nie mógłbyś przejść przez ulicę, bo walałoby się tam mnóstwo bezdomnych,głodnych ludzi, rozbój by tak wzrósł, że nikt nie mógłby wychodzić z domu. Twoja wypowiedź jest kompletnie odrealniona.

      Usuń
  5. ciekawe jak długo sie z nimi bawiłeś ? Generalnie stawiam , że więcej jak miesiąc lub dwa na ,,dupościsku'' - termin chyba Ci znany - nie wytrzymali . Dzieci są w domu dziecka lub rodzinie zastępczej a szkoła nie chce Cie znać :))kgb14

    OdpowiedzUsuń
  6. I w końcu napiszesz wniosek o odebranie takim "rodzicom" tych biednych dzieci, a tu przyjedzie ta cała "uwaga" z TVNu i narobi szumu, że się dzieci odrywa od rodziny! Porażka!

    OdpowiedzUsuń
  7. Heh, siedzę o tej porze pijany jeszcze i tak czytam pana bloga. To takie niesamowite, że tak na świecie jeszcze jest...
    Pewnie w innych krajach jest tak samo?

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobra stronka Polecam i pozdrawiam

    my web page :: polecane strony

    OdpowiedzUsuń