sobota, 14 lipca 2012

Prosze się ubrać, wychodzimy.... (cz. 2 ost.)

Z kim są kurwa dzieci !?

Witam.
Zachęcony pozytywnymi dość komentarzami (z wyjątkiem interpunkcji) postanowiłem napisać dla Was dalsze losy oraz jedną z ciekawszych sytuacji opisywanej przeze mnie wcześniej rodziny.

Jakiś rok później.

Kryśka znalazła sobie jak pisałem nowego ,,obrońcę’’. Edzia.  Eadziu jest kryminałem pierwszej wody, siedział w pudle za przestępstwa przeciwko mieniu, jego brat też i ojciec. Wytatuowany więziennymi tatuażami, kropki w odpowiednich miejscach. Wyższy nieco ode mnie, średnio zbudowany, żylasty, czarne kręcone włosy długości tak trzy czwarte. Proszę mi wierzyć ale dość przystojny. Zawsze się zastanawialiśmy z  zawodowym jak ona to robi, będąc tak brzydką, mając tyle dzieci, że przyciąga bez problemu do siebie facetów. 
Dzieci już troszkę większe, najstarsze pomimo tego, ze już powinno iść do szkoły zostało ,,przytrzymane w przedszkolu’’. Edziu zdobył nasze moje i zawodowego zaufanie, grzeczny, nie pije – za dużo, opiekuje się dziećmi, odbiera z przedszkola – ma upoważnienie i naszą zgodę, stara się pracować, przeważnie na czarno i nadal korzystają z pomocy OPS i innych ale nieco się poprawiło, zrobił nawet parę remontów w domu. Kryśka wyjechała do pracy za granicą do Niemiec na szparagi, ma być dwa tygodnie 


Czwartek. Kryśka wraca w poniedziałek.
Jadę zrypany jak koń po westernie z oddalonego o ok. 20 km miasteczka. Godzina 21.45. Mam tam jeden nadzór który mogę zrobić tylko właśnie wieczorem. No ale jestem mimo wszystko szczęśliwy bo zrobiłem wszystkie nadzory i w  piątek lub sobotę zostanie mi tylko rodzina Kryśki – tak kontrolnie. Weekend zapowiada się spokojnie – relaks, odpływam...
Dzwoni telefon, odbieram.
-          Proszę słucham?
-          Dobry wieczór, dzwonie ze szpitala im. (...) – kurwa ze szpitala 100 myśli przelatuje mi przez głowę, ojciec, wypadek, ciotka, może babcia, ja pierdole – właśnie przyjmujemy na oddział dziecko – Kasię, przywiozło je pogotowie, jest tu jakiś Pan, Edward, pijany i się awanturuje, nie ma żadnych dokumentów dziecka ma tylko Pana nr tel i twierdzi, że jest Pan kuratorem i ze Pan wszystko wie i załatwi,  chcieliśmy wezwać policję ale uprosił nas aby tego nie robić i wyszedł przed wejście na oddział na zewnątrz.
-          Zaraz będę!

Wbijam 4 bieg, mam sportowe auto, zapierdalam. Kurwa Edziu cos Ty narobił, co się stało, czemu dziecko w szpitalu i to przywiezione przez pogotowie??? Kotłowanina myśli. Dzwonię do zawodowego. Jest sygnał ale nie odpowiada. Kurwa teraz nie odbiera telefonu!!!! Dzwonię jeszcze  raz – nic. Jeszcze raz – nic. Nie dam rady dzwonię do drugiego zaprzyjaźnionego zawodowego – streszczam sprawę. Zanim otrzymuję jakieś wskazówki  wypalam jeszcze – nie wiem z kim jest pozostała dwójka – trzeba tam jechać ! Koleżanka mówi mi, że już się ubiera i wychodzi po drodze będzie dzwonić do kuratora zawodowego sprawującego nadzór. Uff... dobra koleżanka, zawsze mogłem na nią liczyć – przecież się nie rozerwę musze załatwić szpital. Dojeżdżam niemal w momencie kiedy kończę rozmawiać.
Edziu przed wejściem, chodzi tam i z powrotem od czasu do czasu krzycząc coś do zamkniętych szklanych drzwi,  jest strasznie pobudzony i rozhisteryzowany  płacze no ale jest też na bani i gdyby nie nerwy to pewnie nie ustałby w pionie.
Wysiadam z auta, biegnę do niego i to tych pierdolonych drzwi.
Krzyczę do niego - Z kim są kurwa są dzieci !?
-          z moim bratem
-          jak to kurwa z bratem ? Co wyście tam robili o tej porze ?
-          piliśmy bo imieniny były i..
Ja ci kurwa dam imieniny myślę – pogadamy jak stąd wyjdę .
Pukam do drzwi, zagląda nieco wystraszona pielęgniarka – legitymacja na szybę, otwiera, Edziu chce wejść – odpycham go i karzę czekać. Pielęgniarka zamyka drzwi .
Idę w kierunku pokoju – chyba dyżurka pielęgniarek. Dzwonie w międzyczasie do koleżanki która jedzie do mojej rodziny – już doszedłem do pokoju jednak proszę o wybaczenie bo muszę porozmawiać- informuję ją, że w domu jest pewnie brat Edzia i może być na bani, dla bezpieczeństwa niech wezwą może policję. Dostaje info, że koleżance udało się skontaktować z moją zawodową, będą tam we dwie i mam się już nie martwić tylko załatwić co trzeba              w szpitalu.
Dobra – dowiaduje się, że dziecko straciło w domu przytomność, powód jest nie znany, jest osłabione i w słabym kontakcie – pięknie kurwa pięknie- podpisuję papiery i jakieś oświadczenia (że sąd zostanie poinformowany i rodzina znajduje się pod nadzorem kuratora coś takiego), nie pamiętam już dokładnie jakie – muszą mieć  zgodę na hospitalizowanie – tłumaczę, że taka zgoda może być najwcześniej jutro ok. 10 – 11 sąd wyda bez problemu, teraz jakby co to normalna procedura jak w stanie zagrożenia życia, babka lekko zdziwiona, że trochę się znam. Dobra, wychodzę. Na zewnątrz Edziu i 100 pytań do... Nie dość, że sam jestem zdenerwowany to jeszcze jego histerię muszę opanować, mam ochotę dąć mu z liścia w dziób aby się zamkną, nawet przypomniała mi się jakaś tak scenka ze starego filmu i to mnie nawet nieco rozbawiło w duchu. Edek wsiadaj. Jedziemy, Edek przeprasza, błaga                 o wybaczenie, opowiada, że brat, że przyjechał, że imieniny, że widział, że blada ale nie wiedział o co chodzi dopiero jak się przewróciła to się przestraszył i wezwał pogotowie. Dobra jesteśmy na miejscu. W domu pozostałe dzieci śpią. Uff.... są obie koleżanki, grad pytań do Edzia i brata. Brata wypieprzyliśmy z domu. Teraz ważna decyzja czy można zostawić dzieci z Edziem. Edziu błaga i prosi,  zagrożenia bezpośredniego nie ma, Edziu jest w takim stresie, że gdybym nie czuł to powiedziałbym, że jest trzeźwy. Zostawiamy.

Kryśka miała być w poniedziałek przyjechała już następnego dnia po południu, sąd decyzji nie musiał wydawać, zawodowy sprawę na telefon przeciągnął. Kryśka załatwiła papiery              w szpitalu.  

EPILOG


Rodzinę miałem jeszcze rok (czyli w sumie 3 lata). Raz było lepiej raz gorzej. Dzieci bardzo mnie polubiły. Na wejście już miałem je przy nogach (brakowało im po prostu takiej zwykłej miłości, ciepła). Edziu czasem się kłócił z Kryśką, nawet sobie żyły raz podciął ale tak na serio czyli wzdłuż nie w poprzek  Odratowali go, dogadali się i znowu byli razem. Dostali ode mnie stare meble marki Nysa jak pamiętacie i wypoczynek dwa fotele , kanapę i ławę – także jak czasem do nich wchodziłem to miałem wrażenie, że jestem w swoim własnym pokoju. Kryśka znalazła pracę ! Jako cieć na budowie Tesco. Było nieźle z wyjątkiem problemów w szkole dzieci. Jedno było w szkole specjalnej drugie w normalnej a mały też chodził do przedszkola integracyjnego. Któregoś razu zakomunikowałem i  że właśnie jestem ostatni raz bo za parę dni zdaję już egzamin na kuratora zawodowego. Autentycznie życzyli wszystkiego dobrego.  Dalej nadzór prowadził zawodowy. Było tak dobrze, że Edziu z Kryśka się pobrali a zawodowy był świadkiem na ślubie  - oczywiście cywilnym. Happy end ? Niestety nie, zaczęło dochodzić do awantur, alkohol, brat Edzia częściej się pojawiał. Coraz większe problemy w szkole dzieci.  Wyszło, że dziewczynki były molestowane przez brata Edzia, zdaje się w szkole to wyszło u tej zapóźnionej dziewczynki. Rozwód. Kryśka sama bez chłopa – totalna katastrofa, kompletnie sobie nie poradziła, zupełnie niewydolna wychowawczo. Dzieci wylądowały w domu dziecka którym zawsze je matka z Edziem niby dla żartu straszyli. Po Edziu słuch zaginął. Mieszkanie stracili a Kryska tuła się gdzieś po melinach. Odwiedza czasem dzieci w Domu Dziecka.

kane

Kontakt z autorem: bzdet14@o2.pl

15 komentarzy:

  1. Ale co w końcu było dziecku? Alkoholem ja poczestowali? Byla chora?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie pamiętam do końca - chyba po prostu była słaba z powodu lekkiego przeziębienia a on nie przypilnował posiłków... kane

      Usuń
  2. ...a mogło być tak pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie opisane - historia, jak prawie wszystkie na tym blogu smutna... Pisz więcej - masz inny sposób opowiadania niż autor bloga i to urozmaica całość. Dobrze, że są ludzie, którzy pokazują, że nie taki kurwa świat piękny...

    Pozdrawiam.
    Roberto la Mierda

    OdpowiedzUsuń
  4. wiedziałam, że gdzieś w którymś momencie coś się, kurwa, zesra. bo przecież cały czas idealnie być nie może.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam...przeczytałam uważnie dalszy ciąg o Kryśce, Edziu, dzieciach..hmmm ileż to jest takich właśnie rodzin jak dla mnie patologicznych, multum w skali krajowej..najbardziej żal dzieci, których życie toczy się w domu dziecka zamiast w pełnej kochającej rodzinie...żal mi również Kryśki że, nie miała dość siły, samozaparcia, ambicji aby skończyć z tym menelstwem dla dzieci ale i nade wszystko dla samej siebie, ciężko mi zrozumieć takie kobiety, naprawdę ciężko ponieważ nie ma sytuacji bez wyjścia trzeba tylko chcieć i uparcie dążyć do celu, życie jest tylko jedno .........

    Ad: opisu
    czuję malutki niedosyt ponieważ myślałam że, kane poda powód zasłabnięcia dziecka..dlaczego trafiło do szpitala, co się wtedy stało? ........

    pozdrawiam cieplutko autora bloga oraz autora opowiadania "kane" :))
    Bogusia Sawicka
    http://bmmsaw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ależ podałem powód zaraz jak o to mnie zapytano - znajduje się pod wpisem Maliczka. Powtórzę go jeszcze raz : chyba po prostu była słaba z powodu lekkiego przeziębienia a on nie przypilnował posiłków... kane

      Usuń
  6. Acha ..wpis musiał umknąć mojej uwadze, no tak hmm mało dziwne że, dziecko zasłabło..poza tym jeśli mam być szczera to nie zostawiłabym dzieci tak jak Kryśka, nie w tym wieku i nie w takich okolicznościach..praca na miejscu w Polsce też jest dla chcącego nic trudnego no ale każdy wybiera według siebie ... dzięki za odp..B

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystko ok...ale czy nie mozna tego przedstawić bez używania wulgaryzmów? Na marginesie dodam ,że jestem kuratorem i taka forma mnie nie kręci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie można, jednak nie jesteśmy jak skały bez uczuć i emocji, nie wierzę, że nigdy podczas swojej pracy nie byłeś tak podekscytowany, że w duchu lub też i na głos nie zakląłeś. kane.

      Usuń
  8. Owszem,zakląłem nie raz,Ale nie jest to MÓJ język,MOJE słownictwo. Nie uzywam takich zwrotów w relacjach ze skazanymi, tym bardziej więc we własnych publikowanych wypowiedziach.Dla mnie jest to nieprofesjonalne..po prostu. Uwazam,że nasze wykształcenie zobowiązuje nas do nazywania emocji przy użyciu innych srodków...chyba ,że równamy do naszych dozorowanych...no to powodzenia zyczę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz mieć wszystkich świetnie wykształconych podopiecznych którzy zawsze rozumieją co do nich mówisz. Poza tym nie jest to również moje słownictwo jednak czasem aby zmusić kogoś do określonego działania lub aby po prostu zrozumiał trzeba powiedzieć bardziej dosadnie - wydaje mi się, ze to powinieneś wiedzieć. kane

      Usuń
    2. Oj tam oj tam. Jak taki poukładany jesteś to złóż swoją kandydaturę na biskupa Rzymu - jest wakat :)

      Usuń
  9. W powyższym tekście uzywasz wulgaryzmow nie tylko cytując wypowiedzi/to by mnie nie raziło..nawet własne/ ale przedstawiając swoje refleksje...a to to juz jak dla mnie przegięcie.Ale to moja opinia. Jest miesjce na komentarze więc komentuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście , że to jest właśnie miejsce na komentarze. Własne refleksje pod postacią wulgaryzmów... to chyba daleko idące wnioski, to może być jakby kwintesencja przemyśleń. kane

      Usuń