Siedzę
w mieszkaniu tej dwudziesto-paroletniej kobiety i patrzę na nią z coraz to
większym niedowierzaniem. Kobieta co prawda wydaje się taką, co inteligencją
nie grzeszy, ledwo gimnazjum ukończyła, ale jest w niej coś, co mnie odpycha i
coraz mniej rozumiem jej postępowanie.
-
Bo wie pan – kieruje słowa w moją stronę – ja nie chcę żeby ojciec zabierał
nasze dziecko na noc. Bo on jej krzywdę robi.
Dziewczynka,
o której mowa, pochodzi ze związku partnerskiego. Tak ładnie nazywa się teraz
konkubinaty. Jakieś trzy lata temu nawet wspólnie zamieszkiwali i wychowywali
córeczkę. Małgosia, bo tak na imię ma malutka jest pięciolatkiem – wesołym, uśmiechniętym,
ufnie patrzącym na świat dzieckiem. Partnerzy rozstali się, bo facet po prostu
nie wytrzymywał napadów furii swej wybranki, która ponadto w ogóle nie lgnęła
się do roboty, przeznaczając każda wolną chwilę na spotkania z koleżankami i
chodzenie po baletach. Facet co prawda tez święty nie był, czasami sobie golnął,
czy z kumplami na piwo wyskoczył, ale pracowity był i to on na rodzinę zarabiał
i dbał o dzieciaka. Po którymś tam razie nie wytrzymał, wygarnął kobiecie co
dalej myśli o takim życiu, a ta wzięła i wyprowadziła się z mieszkania, w
którym mieszkał z ojcem i powróciła do swojej mamusi i rodzeństwa – za kołnierz
nie wylewającego.
-
Dlaczego pani nie chce aby dziecko nocowało u ojca? – drążę temat.
-
Bo ona, ona, jak przychodzi od NIEGO to płacze – relacjonuje mi matka
-
Dlaczego płacze? – dopytuje
-
Bo wie pan, ona chce być u taty, ona płacze że nie chce ze mną zostać. Ja mam
potem dwa światy z nią, bo ona bardziej cieszy się jak jest u ojca – oburzona wypowiedziała
słowa w moją stronę, jednocześnie spoglądając na mnie, poszukując oparcia i
potwierdzenia słuszności w mojej osobie.
Facet
to typ lekkiego auty styka. Taki trochę ciamajda, którego jak się popchnie to
poleci. Ojciec jego tylko ręka macha na to wszystko i powtarza jak mantrę „Młodzi
powinni się dogadywać”. Widać że schorowany, na rencie, marzy tylko o spokojnej
starości. Facet pracuje w jakimś tartaku, zarabia całkiem nieźle jak na warunki
okoliczne, bo około 2000 złotych miesięcznie. Z tego co się zorientowałem, była
to pierwsza jego kobieta, z którą tak poważnie wszedł w związek, zakochał się,
strzelił gola a potem nie mógł się dogadać ze swoja wybranka serca.
-
Ma pani kontakty sądownie ustalone, co drugi weekend od piątku do niedzieli u
ojca i u niego każdy wtorek i czwartek po południu. Co chce pani zmienić?
-
Żeby dziecko nie mogło nocować u ojca, a kontakty tylko w mojej obecności. Bo
ojciec ją nastawia przeciwko mnie.
Patrzę
na małą Małgosię. Bawi się w kąciku zabawkami, co chwilę spoglądając ukradkiem
na mnie i mamę. Myli się ten kto myśli, ze dzieci nie wyczuwają, że dzieje się
cos złego. Mam wrażenie ze Małgosia czuje wewnętrznie, że dzieje się coś
niedobrego wokół niej. Może nie zdaje sobie sprawy, że matka chce ograniczyć
coś, co jest dla niej tak bardzo ważne – a mianowicie kontakty z ojcem. Spoglądam
na kobietę. Zaciekła mina i przeświadczenie że robi dobrze malują się na jej
twarzy. Czuję że to jest zazdrość, chęć dokopaniu ojcu dziecka, dla którego
córka jest całym życiem.
-
czy ojciec zaniedbuje dziecko w jakiś sposób? – dalej pytam, by mieć jasny
pogląd na całą sytuacje.
-
Ale jak? – z kolei ona nie zrozumiała pytania
-
Czy dziecko przychodzi czyste, ma ubranka, jest myte, najedzone, czy się skarży
na cos, jak wraca od ojca z weekendów?
Rozmawiając
z ojcem dzieciaka przeżyłem wzruszającą chwile, kiedy to zaczął on płakać. Już pisałem,
że jest osobą trochę „słabą psychicznie”, nazbyt spokojną. Podejrzewam, że
gdyby ona powiedziała że wraca do niego, to by się ucieszył i przyjął z
otwartymi rękoma. Często w mojej pracy się spotykam, że to właśnie kobiety
próbują w ten sposób grac dziećmi, chyba w swojej bezsilności i rozpaczy
wyciągają najcięższy kaliber, jakim jest dziecko, nie zdając sobie sprawy jak
pogarsza to sytuacje i jak niekorzystnie odbija się na wychowaniu dziecka.
-
Nie – odpowiada – Małgosia wraca od ojca zadbana.
Dziewczynka
podbiega do matki i siada jej na kolanach. Spogląda na twarz mamusi i daje jej
słodkiego buziaka. Piękny obrazek miłości matki i córki. Za chwile mamusia
głaszcze córkę po główce i zwraca do niej się takimi słowami:
-
Prawda Małgosiu że nie chcesz nocować u tatusia, bo przyszedł pan i musisz mu
to powiedzieć – zwróciła się do córki, a mnie przeszedł dreszcz. Dreszcz bycia
wkurwionym.
Małgosia
spojrzała na matkę, spojrzała na mnie, spuściła swoją małą główkę i patrząc
tępo w blat stołu odpowiedziała.
-
Nie chce.
Z
triumfem w oczach, matka spojrzała na mnie i pełna dumy z córki skierowała
słowa do mnie:
-
Widzi pan, ona tez nie chce.
Nic
nie odpowiedziałem. Jak możesz tak manipulować dzieckiem. Sama nie potrafisz nawiązać
prawidłowych relacji z dzieckiem, sama nie potrafisz zaspokoić wszystkich
potrzeb dziecka, bo nie pracujesz, a już 3 razy składałaś wniosek o podwyższenie
alimentów. Sama masz bagno w domu, bo córka patrzy na pijanych twoich braci, a
ty pozostawiasz ją i biegasz po baletach, nie zawsze wracając na noc i ty śmiesz
składać wniosek o zabranie ojcu, o znaczne ograniczenie mu kontaktów z córką? Dziecko
jako karta przetargowa, dziecko jako rzecz, którą można szarpać i wykorzystywać
dla własnych celów. Nienawidzę tego.
-
I jak pan myśli, mogę już ojcu nie dawać dziecka na weekendy? – zapytała na
koniec bezczelnie.
-
Sąd o tym rozstrzygnie – odpowiedziałem jej i wyszedłem.
Oczywiście,
podczas rozmowy i wywiadu próbowałem przekonać ją, żeby nie wykorzystywała do
kłótni dziecka, że te kontakty są ważne, że ojciec przecież krzywdy nie robi,
że może razem się spotkają, żeby jakoś uzgodnić bez sądu. Nie pomogło. Ona
jakby nie słuchała co do niej mówię. Nie docierały do niej argumenty. Żadne.
Wyszedłem
stamtąd mając już gotową opinie dla sądu. Po pierwsze – żadnej zmiany
kontaktów. Po drugie – badanie dziecka przez biegłych sadowych, żeby sprawdzić z
kim jest związane emocjonalnie bardziej i kto stworzy dla dziecka lepsze
warunki do rozwoju. Ja wyjdzie na korzyść ojca, będzie mógł starać się o
przejęcie opieki nad dzieckiem. Szkoda dzieciaka.
PS.
Sprawa w toku.
Wpis bez żadnego wulgaryzmu, bez pejoratywnego określenia, ale nadal czuje się bezsens sytuacji.
OdpowiedzUsuńDobrze również, że to matka jest tą "złą" w tej sytuacji - może otworzy to niektórym oczy, że to nie tylko ojcowie są przyczyną konfliktu w takich przypadkach.
/Kojot
Ciekawa sprawa...
OdpowiedzUsuńCiekawy jestem, czy też stykasz się z innymi sprawami, w których matki traktują dzieciaki instrumentalnie np. nie wyrażanie zgody na znalezienie rodziny zastępczej (jak dziecko jest w bidulu), albo utrzymywanie na tyle częstego kontaktu (ograniczonego do minimum), żeby dziecko potem (po uzyskaniu pełnoletniości) i tak było zobowiązane zaopiekować się patolką? Bo przecież to często jedyna rodzina biologiczna.
"ale ona się bardziej cieszy jak jest u ojca". Super powód sobie wymyśliła. Jak się bardziej cieszy u ojca, to może by się bardziej starać? Jakieś podstawy argumentacji to chyba wiedza powszechna. Chyba bym parsknęła śmiechem jakbym usłyszała taki tok rozumowania.
OdpowiedzUsuńMaria
Biedne dziecko. Tylko jak ojciec tego dziecka, trafi na jakąś podłą sędzinę, to ta przychyli się do próśb "mamusi". Podłość kurew nie zna granic.
OdpowiedzUsuńAgaton
Agaton, przestań obrażać kobiety, ewidentnie masz problem.
OdpowiedzUsuńPs. Sędzina to żona sędziego.
Niestety ojcom bardzo ciężko jest wywalczyć opiekę nad dzieckiem. Sędziowie, (zarówno płci męskiej jak i żeńskiej) błędnie zakładają, że zawsze dziecku najlepiej będzie przy matce. Przykre.
AM
Czasami mam wrażenie, że niektórzy mówiąc brzydko mają w dupie dobro dziecka. Aby do siebie i aby wyszło na jego
OdpowiedzUsuńCały system przydzielania opieki nad dziećmi jest niesprawiedliwy W szczególności koncepcja alimentów i "dobra dziecka", które zawsze dzieciom wychodzą na złe. Jak można komuś zabrać dziecko i jeszcze zażądać od niego alimentów? Po to, by dać je komuś, kto będzie dla dziecka wzorem ssania kasy z alimentów i od pomocy społecznej.
OdpowiedzUsuńPanie kuratorze, jestem ciekawa jak skończyła się ta sprawa?
OdpowiedzUsuń