Od rana krążyła
jakaś taka nieprzyjazna aura i przeczucie, że dzisiaj będzie chujowy dzień. To
był jeden z tych dni, kiedy miałam wszystko gdzieś i moje wkurwienie rosło z
minuty na minutę, z nieznanego mi powodu. Oczywiście jakby było mało rzeczy,
które doprowadzały mnie do szału, musiałam wspiąć się na ostatnie piętro,
niczym na Mount Everest... Uwielbiałam te chwile, kiedy cała zdyszana
wchodziłam na oddział.
Tym razem nikt mnie
nie przywitał, nikt nie czekał przy drzwiach jak zawsze. Zdziwiło mnie to, ale
olałam sprawę. Poszłam do mego mentora, przywitałam się i usłyszałam na wstępie:
- Mam dla ciebie
wspaniałą wiadomość!!! - powiedział z szyderczym uśmiechem na twarzy.
- Taa, niby jaką?...
- Zostawiam cię
dzisiaj z nimi samą, wrócę za jakieś 3-4h bo muszę coś załatwić.
Myślę sobie: „Zajebiście”. Normalnie to
bym zapewne skakała z radości i jeszcze uściskała go ze szczęścia, ale wyjątkowo
nie tryskałam wtedy euforią. Wychowawca z prędkością bolidu F1 spakował swoje
manatki, oznajmił grupie, że wychodzi i jedyne, co po nim pozostało to kurz
unoszący się w powietrzu. Postałam tak jeszcze kilka sekund na korytarzu,
wpatrzona w zamykające się drzwi i poszłam zrobić obchód po pokojach. Wszyscy w
milczeniu wpatrywali się w ściany pustym wzrokiem, nikt nawet na mnie nie
spojrzał. Wydało mi się to bardzo podejrzane, ten ich spokój i cisza panująca w
pomieszczeniu, gdzie słychać było najdrobniejszy szelest. W powietrzu wyczułam
narastające napięcie, ale stwierdziłam, że nie będę drążyć tematu, skoro nie wykazują
chęci do rozmowy. Rozsiadłam się wygodnie w gabinecie, otworzyłam akta i
zaczęłam je przeglądać. Po kilku minutach najwidoczniej znudziło im się
milczenie oraz leżenie bezczynnie na łóżku i przyszli mnie odwiedzić.
- Dzień dobry - wydusił
w końcu z siebie Jasiu, wchodząc ze swoim towarzyszem do gabinetu i jak zwykle
pukając w drzwi po fakcie. Spóźniony zapłon jak zwykle...
Zawsze się zastanawiam,
dlaczego kurwa tak ciężko to zrozumieć, że puka się przed wejściem, a nie jak
już się wejdzie! Eh…
- Witam, witam. Widzę,
problem z pukaniem masz znowu… O co chodzi?
- Bo właściwie to
nam się nudzi trochę, wie Pani - powiedział Jasiu i badawczym wzrokiem zmierzył
moją twarz.
-Jak ci się nudzi
to coś sobie wymyśl, nie jestem tutaj od zabawiania waszego towarzystwa. Zagrajcie
w piłkarzyki, a potem coś wymyślimy. Teraz idźcie już i mi nie przeszkadzajcie
- tak, lekkie wkurwienie z mojej strony było zdecydowanie wyczuwalne.
Zaskoczeni obrotem
akcji, zdenerwowani wyszli i posłuchali mojej rady. Ze spokojem, wreszcie
mogłam przeglądać akta. Za każdym razem, jak zaczynałam je czytać, ktoś musiał
mi przerwać i nigdy nie mogłam ich skończyć. Zadowolona siedziałam i pogrążałam
się w lekturze.
Oczywiście spokój
nie mógł trwać wiecznie. Wyjątkowo dzisiaj roznosiła ich złość i ADHD… Podczas
gry zawsze towarzyszą im liczne emocje i nie powstrzymują się od ich swobodnego
okazywania. Wysłuchiwałam już tylko tego momentu, kiedy zaczną padać wszystkie
kurwy, wyzwiska i chuj wie co jeszcze - długo czekać nie musiałam. Pierwsze co
usłyszałam:
- Ty, kurwa,
idioto!... Ja pierdolę! Grać to ty w ogóle nie potrafisz! Kurwa, jaki debil… - powiedział
jeden.
- Spierdalaj,
cioto, sam nie umiesz grać!!! Jak ci się coś nie podoba, to zamknij ryj i wyjdź!!!
Myślę sobie: „Oho…
Zaczyna się”. Czasem nie zwracam na to uwagi, bo jest to pewna forma ich
wyładowania emocji, ale wtedy było tego za dużo. Z resztą cierpliwością w tym
dniu też nie grzeszyłam… Nie ruszając się z fotela, wykrzyczałam, że każdy z
nich dostaje po -1,5 pkt. za przekleństwa, mają w tej chwili przestać grać oraz
przez swoją głupotę i nietrzymanie języka za zębami nie idziemy dzisiaj na
papierosa. Ooo, jakie było ich wkurwienie w momencie, kiedy usłyszeli hasło
"NIE BĘDZIE DZISIAJ PAPIEROSA". Tak, to jest jedna z niewielu rzeczy,
która może poważnie wyprowadzić ich z równowagi i spowodować napad agresji. W
ciągu 5 sekund cała grupa znalazła się w moim gabinecie i jeden wrzeszcząc
przez drugiego, darł ryja z pretensjami.
- Co?! Ale co my
takiego zrobiliśmy!? Ja pierdolę… Przecież to się w głowie nie mieści!
- No nie, ja nie
wytrzymam... Przepraszamy - powiedział Kubuś próbując załagodzić sytuację, jeden
z największych nałogowców.
- Za co ty kurwa
przepraszasz?... Pff, przecież nic nie zrobiliśmy - odezwał się buntownik.
A ja, ze stoickim
spokojem i uśmiechem na twarzy, patrzyłam jak złość maluje się na ich twarzach.
W końcu postanowiłam się odezwać:
-Już pogadaliście
sobie? Skoro tak, to proszę: wszyscy maszerujecie do świetlicy, ja zaraz
przyniosę wam jakiś film i będziecie spokojnie siedzieli na dupie, i bez ani
jednego słowa oglądali to, co wam puszczę.
Machnęli ręką i
wkurwieni na maksa poszli na świetlice. Zgrałam im jakąś głupią komedyjkę na
rozładowanie złych emocji, chociaż zdawałam sobie sprawę, że nie będzie to
takie proste. Wszyscy patrzyli się na mnie, jakbym co najmniej zabiła kogoś z
ich rodziny i teraz chcieliby zamordować mnie… Powiem szczerze, że dreszcze
przeszły mi po ciele i po raz pierwszy poczułam lekki strach. Wróciłam do
gabinetu i zostawiłam specjalnie otwarte drzwi, żebym widziała co dzieje się w
świetlicy. Wszystko było okey do momentu, w którym oddziałowemu cwaniaczkowi
zachciało się wkurwiać innych jeszcze bardziej niż byli. Maciek wpadł na
świetny pomysł, po prostu genialny. Wziął pilota i zaczął wyrabiać cuda z
filmem. To go cofał, to przewijał, to włączał pauzę, a od czasu do czasu
całkiem wyłączał.
Polowe grupy wybryki
Maciusia bawiły, zawsze robił za cyrkowca, ale miał też wroga, który za każdym
razem jak go widział, miał ochotę mu przyjebać, ale jakoś nie miał nigdy
okazji. Maciuś doskonale o tym wiedział i uwielbiał go prowokować, i igrać z
ogniem. Człowiek ten to w ogóle ciekawy przypadek, dlatego też kiedyś Wam o nim
opowiem, ale nie dziś o tym. Niespodziewanie, wróg numer 1 stracił cierpliwość
i powiedział grzecznie:
- Dawaj kurwa tego
pilota, bo jak nie to ci wszystkie zęby powybijam, pojebańcu i wsadzę tego
pilota w odbyt.
„W odbyt”. Nie wiem
czemu, ale rozbawiło mnie to słowo, które wypłynęło z jego ust. Maciuś, niezbyt
przejęty, zaczął go naśladować i właśnie w tym momencie nagrabił sobie
całkowicie…
Usłyszałam
niesamowity huk, jakby coś dużego się przewróciło, aż podskoczyłam na krześle.
Nagle widzę: stado małpek zrobiło krąg, skacząc w koło i klaszcząc w łapki jak
w przedszkolu albo na przedstawieniu w cyrku. W tym momencie żarty się
skończyły. Już wiedziałam co się dzieje… Pytanie brzmiało: Co teraz?! Co mam
zrobić?!? Najśmieszniejsze jest to, że musiałam podjąć decyzję w ciągu zaledwie
kilku sekund. Pierwszy raz porządnie się wystraszyłam. Milion scenariuszy
przeszło mi przez głowę, do czego może dojść, co mogą mi zrobić. Tak naprawdę
byłam totalnie bezbronna. Dodatkowo, moje jedyne zabezpieczenie, jakie mogłam
mieć, czyli radyjko, przez które mogłam komunikować się z ochroną i innymi
wychowawcami, mój mentor w pośpiechu zabrał ze sobą. Zostałam z niczym. Ja
kontra ośmiu najgorszych wychowanków z całego zakładu. Ahh, jaka była moja
radość, jak sobie o tym pomyślałam… Ja pierdolę... A, przepraszam, zapomniałam,
że posiadam silne ręce Pudziana, którymi mogę pokonać 2 razy większych od
siebie mężczyzn… Ta...
No nic. Nie było
wyboru. Mogłam zamknąć się na klucz i czekać, aż się tam pozabijają wszyscy po
kolei albo pójść tam i zaryzykować, a nuż nic mi nie zrobią. Wybrałam drugą
opcję… W końcu miałam świadomość, że takie rzeczy mnie kiedyś czekają…
Wiedziałam doskonale, że siłą ich nie pokonam, mogłam co najwyżej pomachać im
moją chudą rączką na pożegnanie. Moją bronią była gra słowna, gra z
zaskoczenia. Tylko to mi zostało. Działanie z zaskoczenia w moim przypadku
mogło wypalić, gdyż nigdy nie znali mnie od tej strony. Zawsze byłam dla nich
miła i wydawałam się niegroźna. Bez przygotowanego scenariusza w głowie,
wypadłam z gabinetu jak z procy i zaczęłam drzeć mordę jak nigdy w życiu… Nawet
nie wiedziałam, że moja przepona ma taką siłę...
- Kurwa!!! Co się
tutaj dzieje!? Całkowicie was już pojebało? Jeden z drugim stracił rozum?! A Wy
co, kurwa, skaczące małpki z cyrku jesteście? Boże, jakie to żenujące… Proszę,
wszyscy na korytarz, stajecie pod ścianą i czekacie, ani mi drgnąć!!!
Ich mina: bezcenna…
Sama byłam sobą zaskoczona… Klęłam jak szewc, ale tylko tak mogli mnie zrozumieć.
Ku mojemu szczęściu, byli w takim szoku, że bez słowa wyszli z sali jak stado
potulnych baranków. Wyglądali jak posągi, jakbym wzięła pilota i zrobiła stop
klatkę - to był piękny widok. Zabrałam całą grupę na dół, tych dwóch pojebańców
kazałam zamknąć w przejściówkach.
Przejściówki to
druga z rzeczy, która wkurwia ich najbardziej. Zamknięci mieli być tam przez
tydzień. Jest to mały pokój z łóżkiem, stolikiem i łazienką w środku. Siedzą
tam 24 godziny na dobę, nie mają prawa stamtąd wyjść nawet na jedzenie, a przez
okna nic nie widać.
Po wsadzeniu ich
tam poczułam niesamowitą ulgę i radość w sercu, ponieważ miałam świadomość, że
mogło się to dla mnie skończyć naprawdę źle, gdyby tylko chcieli. Reszta grupy
wróciła ze mną na oddział i rozeszła się w ciszy do pokoi. Do końca dnia miałam
spokój. Nikt się nie odzywał, nie przeklinał, cicho jak makiem zasiał. Kończąc
zmianę przyszedł do mnie jeden z wychowanków, który często też daje w kość i
powiedział:
- W sumie to
chciałem pani powiedzieć, że zaskoczyła mnie pani… Nie wiedziałem, że taka
lwica siedzi w środku… Kurwa, szacun.
To był jeden z
komplementów, który zapamiętam do końca życia. Na koniec odpowiedziałam tylko:
- Jeszcze nie raz
was zaskoczę - powiedziawszy to, obróciłam się na pięcie i wyszłam z oddziału.
Kurwa, to był
najbardziej tandetny tekst, jaki mogłam przyjebać, hahahah… Jak z jakichś brazylijskich
seriali albo „Mody na sukces”. Brakowało jeszcze tylko zbliżenia kamerą na moją
twarz i Hollywood wita!
Zasłaniając się internetową anonimowoscią musze stwierdzic, ze historia wyraznie gorsza od pozostalych, nie tylko ze wzgledu na styl. Nie zrazaj sie, pisz dalej.
OdpowiedzUsuńA ja uważam,że historia właśnie przeciwnie bo ciekawa i styl pisania też lepszy niż ostatnio.Pisz dalej:)
UsuńGdzie pracujesz? Psychiatryczny dla maloletnich, czy poprawczak czy co? Pomyslalam ze oddzial psychiatryczny, ale tam sie podobno pali na potege, zadne tam wycieczki na papierosa.
OdpowiedzUsuńMaria
Zakład resocjalizacyjno-rewalidacyjny , czyli poprawczak (męski) dodatkowo dla upośledzonych umysłowo :)
UsuńHistoria ciekawa. Mnie jednak dziwi czemu osoba prawnie odpowiedzialna zostawia całą grupę pod opieką osoby 'na praktykach'? Jaka umowę masz podpisaną z zakładem?
UsuńNie mam podpisanej umowy,jestem tam na własną odpowiedzialnosc. I sama wyraziłam na to zgodę, zazwyczaj jest ze mną wychowawca, czasem mnie zostawia samą o ile się na to zgodzę.On jest wtedy na terenie zakładu,tyle że nie na oddziale. Oczywiście dyrektor wcześniej też wydał takie pozwolenie.
UsuńNie podoba się. Odnoszę wrażenie, ze ktoś tu drogi kuratorze próbuje się lansić Twoim kosztem. Historia niespecjalnie ciekawa, nie za wiele wnosi do bloga, a strasznie dużo 'tu teżyserki'. Jakieś przmeyślania autorki i ogólnie za dużo o niej. za mało o samym problemi.
OdpowiedzUsuńnajpierw celowo wkurwiasz niestabilnych umyslowo chlopakow a potem srasz ze strachu, ze cos ci sie moze stac. Ot, logika kobiety, pierdolony przyklad pieknego zachowania opiekuna - ja sobie posiedze w biurze a jak ktos cos chce to niech spierdala, a potem 'ojej przeciez to takie niebezpieczne miejsce boze jak sie balam'
OdpowiedzUsuńpowodzenia w dalszej pracy, nie chce wiecej widziec zadnego tekstu od ciebie.
Po pierwsze,powiedziałam im , żeby póki co dali mi spokój, a potem coś wymyślimy jakbyś uważnie czytał.Po drugie to nie oni mają rozkazywac i cierpliwości też muszą się uczyc.(chociaż fakt miałam wtedy zły humor-jak każdy czasem).Co do tekstu ode mnie,nikt nie każe Ci go czytac,jeżeli będę miała ochotę to napisze.Pozdrawiam!:)
UsuńWiesz, niby kazdy ma prawo do złego humoru, owszem ale uwazam ze nie nalezy go okazywac choć czasem trudno to zrobic. Ja tam sama nie wiem, uwazam ze czasami trzeba te dzieciaki traktowac z sercem tym bardziej jesli grzecznie proszą czy o coś pytają, ale jak odwalają akcje to jak na moje oko jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie bo inaczej do nich nie dotrze.
UsuńZgadzam się z Tobą w 100% :) .Jeszcze dużo nauki i lat pracy przede mną.Cały czas nad sobą pracuję i uczę się na swoich błędach.Natomiast zadowolona jestem z tego,że mimo takich wpadek jak ta,która zdarzyła się raz, mam z nimi bardzo dobry kontakt i pytają się nawet czasem kiedy znowu przyjdę.Więc może jakiś tam potencjał we mnie drzemie :p.
Usuńfakt, biedy sobie napytałaś sama.
OdpowiedzUsuńCzytam Twoje teksty od początku i nie podobają mi się, mam troszkę wrażenie, że ,,chcesz zaistnieć'' . ponadto nie podoba mi sie twoja obecność w takiej placówce. Jesteś nie przygotowana do pracy z takimi ludźmi. Do tego w tym konkretnym tekście mam wrażenie, że starałaś się naśladować autora bloga. kane
OdpowiedzUsuńBo kobiety potrafią tylko naśladować mężczyzn. Od zarania dziejów do czasów współczesnych niczego mądrego nie wymyśliły. One przeklinają, tak jak faceci. Robią sobie tatuaże, bo faceci też je noszą. Próbują nam dorównać we wszystkich profesjach i udowodnić że one też nie są "gorsze" od facetów.
UsuńAleż ja jestem męską, szowinistyczną świnią...;))).
Agaton
Jesteś tak przekonywujący jako męska szowinistyczna świnia, że aż uwierzyłam ze chrumkasz i śmierdzisz.
UsuńMaria
Mi się po prostu wydaje, że autorka bloga ubarwia nieco swoje historie... Jakoś nie wydaje mi się by tak młoda osoba, bez doświadczenia, nie mająca nawet podpisanej umowy o wolontariacie zostawała sama z grupą bądź co bądź osób niebezpiecznych i za nie odpowiadała.
Usuńautorka 'tekstu' chyba :) Zdecydowanie ubarwione.
UsuńWierzyc nie musicie:).Aczkolwiek jedyną ubarwioną rzeczą w tym tekście były słowa typu "Moda na sukces" czy "skaczące małpki w koło". Kane - gdybym chciała zaistniec to chyba bym się podpisała ?. Ale co do stylu,fakt potwierdzam jest troche naśladowany,przynajmniej w tym tekście.
UsuńCo do tego za autorka zostala zostawiona sama, mnie to wcale nie dziwi i jestem w stanie w to uwierzyc, bo ludzie czasami nie myślą, i równiez w tej pracy trafiają sie nieodpowiedzialni debile.
UsuńMuszę stanąc tutaj w obronie mojego mentora.To nie jest tak do końca,że to był jego kaprys bo nie chciało mu się pracowac i mnie zostawił na pastwę losu.Chciałam żeby traktowano mnie identycznie jak na normalnych praktykach i jeżeli ja bym na to nie wyraziła zgody,że zostanę z nimi jakiś czas sama to siedziałby ze mną.Wydaję mi się,że w tej sytuacji wina stoi po 2 stronach.I po mojej i po jego.A wychowawcą jest rewelacyjnym, ma ogromne serce do tego co robi,wychowankowie go uwielbiają , a to rzadkosc :)
UsuńAgaton uderzasz w swoją standardową nutę. Nic nie wnosząc tylko jątrząc. Jesteś trochę jak kij, którym się miesza w gównie...
UsuńTwój debiut na tym blogu, pierwszy tekst, mi się bardziej podobał:). Chociaż teraz się przynajmniej lepiej czyta. Rozemocjonowane te twoje wpisy. Ale nie bierz sobie tego do serca. Trochę dziwnie się odbiera, jak kobieta używa wulgarnych słów (w realu czy tekście). Ale może tylko ja tak mam. Pisz dalej, praktyka czyni mistrza.
OdpowiedzUsuńAgaton
Hihihihi Papierosy to potężne oręże.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe są Twoje historie.
Niestety, również mam wrażenie, że próbujesz skopiować styl pisania Autora bloga (z resztą- nie tylko Ty)- i nie chodzi tu o wulgaryzmy, ale o całokształt.
Po prostu bądź sobą. Pozdrawiam:)
Dzięki:). Styl podobny wiem,raz dlatego,że mi się podoba, a dwa że sama piszę podobnie i to wszystko się tak połączyło :p
UsuńGeneralnie zgadzam się z @gosiaenen. Ciekawa historia. styl pisania "skopiowany" (proszę tu nie odbierać tego w kategoriach damsko-męskich). Myślę, że z czasem i kilkoma napisanymi tekstami znajdziesz własny styl.
UsuńTak jak pisał ktoś wyżej, mam wrażenie iż historia jest trochę nienaturalnie wyolbrzymiona.
Co by nie było "wróżem" nie jestem i mogę się mylić :).
Mimo odrobiny krytyki zdecydowanie zachęcam do dalszego pisania.
Troche zbulwersowalo mnie Twoje zachowanie Autorko w stosunku do podopiecznych, za ktorych bylas odpowiedzialna. wykazali chec nawiazania kontaktu, spedzenia czasu produktywnie, czego Ty im odmowilas. Pisalas, ze sa dodatkowo uposledzeni umyslowo, wiec zapewne potrzebuja pomocy w organizowaniu sobie wolnego czasu. nie wyobrazam sobie sytuacji, w jakimkolwiek zawodzie, gdzie mozna wytlumaczyc sie zlym humorem: pilot samolotu, snajper, hirurg, fryzjer itd. jest to podejscie wielce nieprofesjonalne. sama pracowalam z ludzmi uposledzonymi i jednoczesnie agresywnymi i za takie zachowanie wyrzucono by mnie z pracy. czytajac mialam wrazenie, ze pisala to urzedniczka rodem z prl'u. zycze duzo sil i determinacji w zwalczaniu swoich zlych humorow. Izaak
OdpowiedzUsuńi jeszcze jedno: karzesz ich za wulgaryzmy, ale sama od nich nie stronisz...konsekwencja. Izaak
OdpowiedzUsuńNo niestety, muszę stwierdzić, że zgadzam się z większością wypowiadających się tu osób. Nie nadajesz się po prostu do tej pracy. Humorki można mieć, można być zmęczonym, zdemotywowanym, ale nie w pracy. W pracy człowiek ma być profesjonalistą w każdym calu. Tu niestety tego profesjonalizmu zabrakło. I jeszcze o ile warknie na mnie ekspedientka w sklepie to się nic nie stanie, ale mając takie stanowisko… No sorry, trzeba jakoś sobie radzić.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się też jak autorka tekstu traktuje podopiecznych. Z tego co widzę, są to ludzie chorzy umysłowo, a do takich ludzi trzeba mieć odpowiednie podejście. Tego też tutaj brak. No ale… Jedna rzecz mnie zaciekawiła: na początku historii autorka napisała, że Jasio ma opóźniony zapłon. Ok., a ja mam takie pytanie: czy żyjemy w komunie? Bo tam była taka moda, że się puka do biur, urzędów. Urzędnik miał władzę, a klient to gówno. Ale te czasy się skończyły: w takich instytucjach się nie puka do drzwi. Ale, rozumiem że autorka chce pokazać co to nie ja, więc do niej się puka. Pytanie kolejne: czy drzwi były zamknięte? Jeśli nie: nie widzę powodu do złości, że Jasio zapukał później niż wszedł. Gdyby autorka bardziej zwracała uwagę na to co robią podopieczni niż na własne humorki może zauważyłaby Jasia stojącego w drzwiach i zastanawiającego się co zrobić. Jeśli drzwi były zamknięte… No to świadczy tylko o kompetencjach autorki tekstu. Mogliby się pozabijać, podusić, zadźgać pilotem, a ona by tego nie widziała, nie słyszała, bo przecież ma zły dzień i musi czytać akta.
I jeszcze coś: z tego tekstu wręcz zieje nienawiścią. O ile autor bloga wypowiada się pogardliwie o osobach, które na to zasługują, to autorka tekstu od razu z góry wszystkich osądza i traktuje jak gówna.
No i wulgaryzmy… Naprawdę dałoby się napisać ten tekst bez wulgaryzmów. Nie wiem co to miało dać, ale jak dla mnie co za dużo to niezdrowo. Rozumiem, że wulgaryzmy mają jakąś swoją określoną rolę, ale tu jest ich za dużo.
Tyle w temacie. Miłego dnia. M.
Nie dałam rady tego przeczytać i w połowie poległam...okropny styl, język...
OdpowiedzUsuńProszę Cię drogi Kuratorze nie wstawiaj więcej za przeproszeniem takiego chłamu.
Niezmiennie uwielbiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOd początku śledzę tego bloga - jest na prawdę przejmujący i zapewnia chwilę zadumy nad kondycją ludzką. Autor pisze znakomicie, ciekawie i z przekonaniem, ale też jest sposób myślenia i odczuwania jest bliski mojemu. Po prostu, współczuję mu jego pracy, ale i kibicuję, żeby wykonywał ją jak najdłużej, gdyż w mojej opinii jest w niej po prostu dobry i nie znieczulony.
OdpowiedzUsuńCo do autorki powyższego posta, uważam, że jest ona jego dokładnym przeciwieństwem. Jest beznadziejnym opiekunem i totalnie nie sprawdza się w tej pracy, ergo powinna być odsunięta od swoich obowiązków. Już nie chcę się rozwodzić nad żenującym stylem wypowiedzi, natomiast samo jej zachowanie, o ile nie jest tylko wyjątkowo niepiękną fikcją literacką, jest skandaliczne i totalnie niewłaściwe. Najwyraźniej autorka jest bardzo niestabilna emocjonalnie i słaba psychicznie, a to dyskwalifikuje ją z pełnienia takiej funkcji, jaką sobie wybrała.
Drogi kuratorze, nie zamieszczaj więcej tekstów nadesłanych przez tą Panią. Co więcej, jeśli masz taką możliwość, spróbuj zadziałać jakoś u jej przełożonych, aby sprawdzili, czy ona faktycznie powinna pełnić takie funkcje.
Pozdrawiam autora bloga, autorki tekstu nie pozdrawiam
Przecież to jest jakaś małolata, która się tam dostała na praktyki i najwidoczniej próbuje udawać kuratora. Olać, nie czytać. Praktyki się skończą, pacjenci będą mieli normalną, czyli kompetentną opiekę.
UsuńTo straszne! Ona w ogóle nie powinna pisać.
OdpowiedzUsuńProszę, nigdy więcej...
Ja tak sobie myślę, że autorka tego tekstu należy do "patoli" umysłowych. No wypisz wymaluj, wszystko co opisuję kurator na marginesiezycia... Jak czytałam historię to mi się przypomniała oddziałowa z "lot nad kukułczym gniazdem" ale autorka/patolka pewnie nigdy nie czytała toć to przecież nielat :) Pozdro dla "kuratora"
OdpowiedzUsuńBEZNADZIEJA, pod kazdym wzgledem - od formy po tresc. zal
OdpowiedzUsuńteż mi się nie podobało,takie na siłę aż ciężko dobrnąć do końca.
OdpowiedzUsuńdziewczyno zmień profesje. Nie masz się czym chwalić.
OdpowiedzUsuńChciałam napisać, że dziewczę wzniosło się na wyżyny swojego literackiego powołania i ku uciesze plebsu sypie mięsem w marnym, tandetnym stylu, ale widzę że parę osób już mnie ubiegło, więc dołączę do grona zniesmaczonych tekstem...
OdpowiedzUsuńZachowałaś się beznadziejnie. Humor możesz mieć dowolny, zostawiasz go przed drzwiami. Z premedytacją znęcałaś się nad osobami, nad którymi miałaś sprawować opiekę. W takich ośrodkach pełno jest popieprzonych pracowników, nienawidzę z nimi pracować, gówno robią, wiecznie karzą, wypłatę biorą i jęczą, że mało, wkurwiają za to podopiecznych i tak do emerytury. Ty nawet pieniedzy za to nie dostajesz, idź kopnij psa sąsiadów-poziom zachowania ten sam a nachodzić się nie trzeba.
OdpowiedzUsuńOto piękny przykład człowieka w nieodpowiednim dla niego miejscu. Zfrustrowana babka z PMSem, którą przerasta sytuacja.
OdpowiedzUsuń