Cholerny dźwięk dzwonka budzi mnie o 6.30 rano a ja cholernie
śpiącym palcem jeszcze dwukrotnie naciskam „drzemkę” w
telefonie, próbując oszukać siebie i swój mózg jeszcze krótką
błogością snu. Siedzenie po nocach i przepisywanie wypocin w
postaci notatek z wywiadów środowiskowych powoduje, ze nabieram
coraz większego obrzydzenia do tej pracy. Rano wstaje niewyspany, z
mózgiem obciążonym historiami ludzkimi które od jakiegoś czasu
nie robią już na mnie żadnego wrażenia. Od lat ten sam,
automatyczny schemat, który robię z coraz większym obrzydzeniem.
Nie pamiętam twarzy, nie zapamiętuje nazwisk ludzi z którymi
rozmawiam, po opuszczeniu domu czy mieszkania zapominam o czym i po
co rozmawiałem. Ale do historii ludzkiej muszę wrócić, gdy z
zeszytu w którym sporządzam notatki muszę przenieść tekst do
wersji elektronicznej, by potem wprowadzić w system komputerowy,
wydrukować i ponownie zapomnieć.
Wstaje
zmęczony, z podkrążonymi oczami i od niechcenia wkładam klapki,
by udać się do łazienki. Śpię nago, więc w żaden sposób się
nie ubieram aż do momentu gdy nie zacznę szykować się przed
wyjściem do pracy.
Powolnym
krokiem, szurając klapkami po zużytych panelach udaję się do
łazienki. Klapa od sedesu jak zwykle podniesiona, zresztą sam ją
podniosłem ostatniego wieczora, a tak się zdarzyło że aktualnie
nie ma kto jej opuścić. Żółte kropelki wczorajszego moczu
zaschły na porcelanie a ja ponownie sobie obiecałem że po pracy
zajmę się posprzątaniem tego syfu. Obiecują tak sobie już od
trzech dni. Kurwa, jak ja siebie nienawidzę i tej nudnej pracy.
Siedemnaście
lat. Pierwsze dziesięć z optymizmem że pomogę ludziom, dzieciom,
będę walczył z patolą i uszczęśliwiał świat. Potem pięć lat
znudzenia i sumiennego wykonywania obowiązków w nadziei na awans,
podwyżkę, zauważenie. Ostatnie dwa lata na wkurwie bo awansu
żadnego, podwyżki żadnej a patol coraz kolejne plusy odbiera,
które mi się nie należą. Laptop bezpłatny, pięćset plus,
trzysta plus, wakacje plus, energia plus, dodatek mieszkaniowy plus,
bachorowe plus, wielodzietne plus i kurwa chuj wie jakie jeszcze
plusy do tego. A mi nic. Same minusy na koncie, oprócz wypłaty
która każdego miesiąca coraz mniej znaczy.
Patol,
kurwa, plus.
Otwieram
lodówkę w nadziei znalezienia czegoś w miarę świeżego do
jedzenia. Pisanie wywiadów po nocach ma ten minus, że chce ci się
żreć. Spada ci cukier, energia i wpierdalasz. Chipsa, colę,
kanapkę, paluszka słonego. Czasami do tego szklanka pośledniej
whisky z biedronki za 40 złotych butelka. Obowiązkowo duża
szklanka, dużo coli i cytryna by zabić smak taniego alkoholu. Mam
zasadę, ze przerywam pisanie gdy nalewam trzecią szklankę.
Zauważyłem także że gdy przepisuję notatki to już nie myślę.
Jestem jak automat który walczy z zamykającymi się powiekami i
uciekającym czasem na sen. Z reguły kładę się koło pierwszej w
nocy by zdążyć wytrzeźwieć gdy następnego dnia wstaję.
Śniadanie
bywa rożne. Płatki owsiane na mleku podgrzanym w mikrofali. Kanapka
z kawałkiem kiełbasy i polana z wierzchu keczupem ostrym. Do tego
herbata z cytryną i dwie łyżeczki cukru, obowiązkowo zamieszane w
prawą stronę, tak jak wskazówki zegara. Śniadanie jem oglądając
Polsat, taki mam już rytuał. Gdy zaczynają się informacje o pół
do ósmej to znak, że muszę umyć zęby i szybko się ubrać.
Ubrania
z reguły przygotowuję sobie wieczorem. Spodnie staram się
prasować, koszule także, lecz ostatnio zacząłem chodzić do pracy
w sweterkach i bluzach. Nie to że nie mam koszul, po prostu nocne
podżeranie spowodowało, że coraz trudniej mi je zapiąć. Nie mam
kasy na nowe, pozostaję więc albo schudnąć albo dziaderskie
sweterki. Teraz rozumiem dlaczego faceci po czterdziestce wyglądają
nijako. Po prostu dobra koszula, marynarka czy płaszcz kosztuje.
Taniej jest odgrzebać sweterki z dnia szafy czy rozciągnięte
podkoszulki. Łazi potem taki jeden i drugi z wystającym brzuchem i
naciągniętym na niego t-shirtem z jebitnym napisem „Go fuck
yourself” nie wiedząc nawet co to oznacza. Gdy chce być trendy
zakłada jedyną pasującą koszulę której nie wpuszcza w spodnie,
myśląc że taka jest moda. Była-dwadzieścia lat temu. Do tego
obowiązkowo zdjęcia na fejsa z wymuszonym uśmiechem, jaki to
jestem cool i nowoczesny, zdobywając maksymalnie dwadzieścia
polubień i trzy komentarze w postaci gifów z kciukiem uniesionym do
góry.
Zęby
staram się szorować dokładnie, przestają gdy widzę krew z
dziąsła mieszająca się z pastą. Wypluwam wtedy wszystko do zlewu
i nabieram trochę wody na złożoną dłoń, by wciągnąć ją do
ust. Przepłukuje usta i wypluwam wszystko do zlewu dokładnie
obmywając umywalkę ręką z pozostałości wyplutej pasty. Potem
skarpety, gacie, spodnie, sweter. W takiej a nie innej kolejności.
Buty przecieram kawałkiem mokrej szmaty albo zwilżam wodą papier
toaletowy – tak jest szybciej. Zastygłe błoto z wojaży po
wioskach w których robiłem wywiady nie chce jakoś samo odlecieć.
Czasami do podeszwy przylepi się jakieś gówno i zaschnie – wtedy
na pełnej wkurwie skrobanie protektora jakimś starym długopisem
nad wanną i spłukiwanie na szybkiego słuchawką od prysznica.
Szybkie
spojrzenie do teczki z dokumentami czy wszystko spakowane w tym
pendrive z wywiadami które pisałem wczoraj do północy. Za
dwadzieścia minut powinienem być w pracy, ale od jakiegoś czasu
zaczęło mi być obojętne czy spóźnię się pięć czy dziesięć
minut. Nawet chciałbym aby ktoś zwrócił mi uwagę że jestem w po
czasie, to wtedy pewnie z przyjemnością bym wybuchnął i wyrzygał
wielogodzinne po nocach pisanie z przerwą na sen sześciogodzinny.
Nikt mi żadnych plusów nie daje za poświęcenie i przekraczanie
ponadnormatywnego czasu pracy, więc na instytucję sądową także
mam wyjebane.
Docieram
do gmachu budynku sądu kilka minut po ósmej. Ochrona w postaci
dwóch emerytów po trzech zawałach ledwo na mnie spojrzała. W
zeszycie w którym wpisuje się godzinę odbioru kluczy do swojego
pokoju wpisuje że byłem punkt ósma. Jak wszyscy spóźnialscy.
Nikt tego nie sprawdza, nie kontroluje, nie rozlicza. Podobnie jak
siedzenie w pracy na portalach z wiadomościami czy innymi bzdurami
bądź robienie zakupów przez allegro. Wpadam do pokoju, nastawiam
czajnik z wodą na kawę, otwieram szafę i wyciągam laptopa. Za
siedem godzin stąd wyjdę.
Gdyby
ktoś mnie zapytał czy w sądzie istnieje sprawiedliwość
roześmiałbym się mu w twarz. Takiej liczby absurdów, kłamstwa,
oszukiwania i manipulacji nie ma nigdzie indziej. Ci sami ludzie
przyjmują potem księdza po kolędzie i pierwsi na mszy stoją przed
ołtarzem. Wyroki wydawane są przez rozemocjonowanych sędziów,
którzy dają się zmanipulować na przykład matkom robiących z
siebie ofiary, by tylko wyciągnąć więcej alimentów od ojców
swych dzieci albo całkowicie odciąć od kontaktów, manipulując
dzieckiem i nastawiając dziecko by w sądzie zeznawało przeciw
ojcu. I co z tego że jako kurator piszesz że prawda nie wygląda
tak jak przedstawia to mamusia. Twoje opinia jest niczym. Sędziowie
gówno wiedzą o manipulacji dziećmi, zastraszaniu, alienacji
rodzicielskiej czy przekupywaniu dzieci by uzyskać przychylność
sądu. Jako kurator rodzinny, próbowałem obiektywnie przedstawiać
zmanipulowane fakty, obnażałem kłamstwa zarówno jednej jak i
drugiej strony, pisząc elaboraty i sumienne wywiady środowiskowe. I
gówno. Zresztą, wśród swoich kolegów i koleżanek też widzę
jak niektórym daleko do obiektywizmu.
Od
ósmej do dziewiątej delektuję się kawą, obowiązkowo czarną,
sypaną w dużym kubku. Nie odbieram dzwoniącego telefonu,
koncentrując się na czytaniu wirtualnej polski i onetu. Politykę
odpuszczam, bo i tak nie mam wpływu na to co się dzieje na górze,
a informacje ile znajomi królika zarabiają w spółkach państwowych
powodują niepotrzebne wkurwienie. Loguje się także na konto
bankowe by zobaczyć ile zostało pieniędzy na koncie po zejściu
rat na mieszkanie i pożyczkę na samochód. Mamy luty – więc
trzynastka. W kolejce do niej czeka mechanik samochodowy, dentysta,
nowe buty i jakiś lepszy lepszy perfum za 100 złotych, który
starcza mi nawet na 5 miesięcy jak robię tylko dwa psiknięcia w
okolicę szyi.
Resztę
odłożę na czarną godzinę. Przyda się jak w zeszłym roku
urwałem błotnik w samochodzie robiąc wywiady w terenie.
Lakierowanie błotnika tysiąc złotych. A mi się kurwa kuratorem
chciało zostać.