wtorek, 8 lutego 2022

Bracia

 O, kurwa!

Nawet nie o kurwa, o kurwa mać.

Jaki ten los potrafi być przewrotny.

Brutalizacja języka w naszej przestrzeni publicznej postępuje. Kiedyś to Miodka i Bralczyka można było posłuchać i pooglądać w telewizji, udając przynajmniej zainteresowanie słowem mówionym i pisanym, teraz co najwyżej „przez twe oczy zielone…” możesz zesrać się na kiblu, bo nawet uszy nie mają siły już krwawić. Ale do rzeczy.

Zaje, kurwa, biście. Dwa wywiady środowiskowe o pozbawienie władzy rodzicielskiej, złożone praktycznie w tym samym czasie i dotyczące wnioskodawczyń z tego samego, zapyziałego i gównianego miasteczka, gdzie głównym wydarzeniem miesiąca jest remont kawałka chodnika lub montaż lampy na przejściu dla pieszych. Na fejsbuku profil miasta lubi 530 osób, trzy razy mniej niż niezależna i zrobiona przez małolatów dla beki strona „mieszkam w gównianym mieście”. Może wynika to z faktu, że główny „onanizator” profilu oficjalnego, blokuje każdego kto napisze niepochlebny komentarz o włodarzu gminy a każdy nowy post zaczyna się słowami „Burmistrz (tu wstaw nazwę miasta oraz imię i nazwisko burmistrza) pozyskał dofinansowanie na budowę nowej ławki w parku miejskim. I tak od początku jego kadencji, z zaznaczeniem że przetarg wygrała firma lokalna, oczywiście należąca do kolegi burmistrza.

Ogólnie Burmistrz znany jest z tego, że lubi ziółka, niekoniecznie w kubku zaparzone. Policjanci z Posterunku to koledzy, niech się odważą tylko skontrolować poruszającego się samochodem sportowym pana Szefa – niepisana zasada mówi że co roku jak nie nowy radiowóz, to sprzęt specjalistyczny funduje, więc nietykalność lokalnej komendy powiatowej załatwiona.

Tak. Taka Polska wciąż istnieje i ma się coraz lepiej.

Ale wróćmy do mojej pracy, czyli przeprowadzanie wywiadów środowiskowych o pozbawienie władzy rodzicielskiej tatusia, który ma dzieci z dwiema mamusiami. Dzieci te są w jednym wieku i do jednej szkoły uczęszczają, a łączy je wspólny tatuś, który około 10 lat temu wyjechał w dalekie, angielskie stepy akermańskie i tyle go widzieli. Podobno mamusie skrzętnie ukrywały przez światem kto jest ojcem ich dziatw, ale gdy sprawa się rypła i okazało się że chłopaki to bracia z jednego penisa zrobieni, postanowiły zawalczyć o swoje i „wyprostować” sytuację prawną swoich pociech.

Ojca chłopców, bądź co bądź bardzo sympatycznych i niczemu tu winnych, znałem jeszcze z lat szczeniackich. Arkadiusz – bo tak mu na imię było, był typowym łowcą cnót niewieścich, nieprzepuszczający żadnej labadziarze która nawinęła się na jego korzeń męskości. Jebaniutki, miał to coś, że wszystkie laski z okolicy lgnęły do niego i praktycznie od razu pozwalały wkładać sobie rękę w majtki, a ja i wielu innych moich pryszczatych kolegów z zazdrością patrzyło, jak następną laskę ciągnie do swojego Golfa II. Był chamski, ordynarny, nie szanował dziewczyn, wdawał się w bójki i lubił przyćpać. A one i tak leciały jak muchy do gówna, gotowe w nocy domofonem wydzwaniać po niego by zechciał je zeszmacić. Jednocześnie Arek studiował, nosił dobry ciuch, starzy jego mieli jakieś stragany na targowiskach, więc kasy też miał, a lata 90-te to były. Wiem tylko że jak otworzyły się granice w roku 2004, to spierdolił do Anglii, odbił zonę kumplowi co go tam ściągnął i słuch po nim zaginął.

I teraz o to, po kilku latach odwiedzam dwie kobiety, które w tamtych latach widywałem zeszmacone, pijane i wielokrotnie drące mordę na osiedlu, siedzące na ławce z piwem „VOLT” w łapie.  

Na szczęście, zazdrość już minęła :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz