Operując małą ilością czasu wolnego i pobytem poza domem, korzystając z uprzejmości innej osoby, która udostępniła mi komputer, pragnę powiedzieć jedno. Dzięki serdeczne!!! Więcej wkrótce:)
PS. Kurwa mać! :)
„Pomocną rękę należy podać tym, którzy mądrze walczą, a nie mogą dać sobie rady.” - Stanisław Grzesiuk (z książki Pięć lat kacetu) Przedstawione historie są fikcją literacką, a zbiezność ze zdarzeniami i postaciami występującymi w rzeczywistości, jest jedynie przypadkowa. Zamiarem autora nie jest w sposób negatywny przedstawianie osób objętych postepowaniem sądowym a w pracy zawodowej kieruje się ogólnie pojetym dobrem każdej jednostki.
czwartek, 28 lutego 2013
wtorek, 19 lutego 2013
Podziękowania
Chciałem podziękować wszystkim tym, którzy tak aktywnie wspierają mnie w prowadzeniu bloga i doceniają mój bądź co bądź amatorski talent pisarski. Pragnę poinformować także, ze zostałem zaproszony na uroczysta Galę "BLOG ROKU" i mam nawet szanse na wygranie nagrody :)
Z oczywistych względów, nie pojawię się osobiście na Gali, jednakże będę godnie reprezentowany. Okazuje się, że kontrowersje wobec bloga który prowadzę są tak duże, mimo że jest to głównie moja twórczość literacka, która w sposób subiektywny przedstawia świat, z jakim się spotykam, to jednak moje zabiegi stylistyczne w opinii wielu osób są zbyt kontrowersyjne i w sposób negatywny przedstawiają zawód kuratora sądowego.
Korzystając z okazji, chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy mnie wpierają, także kuratorom zawodowym, którzy jednak potrafią rozgraniczyć beletrystykę od profesjonalizmu zawodowego. Chciałbym podziękować za sms'y wysyłane w konkursie i komentarze umieszczane pod postami. Trzymajcie kciuki na Gali w dniu 28 lutego 2013 roku w Warszawie :)
poniedziałek, 11 lutego 2013
Nadesłane: Agnieszka i Damian cz. 2 ost.
Agnieszka i Damian cz.2
Na
początek krótkie sprostowanie z części pierwszej w związku z waszymi
sugestiami.
U
Agnieszki faktycznie wystąpiły pierwsze objawy łuszczycy kiedy przebywała na
tourne po melinach. Nie wiedziałem jednak, że jest to choroba jak mnie pouczono
genetyczna i nie zaraźliwa. Z tego co wyczytałem na temat tej choroby to może to
mieć coś wspólnego z obniżeniem ogólnej
odporności organizmu lub nieprawidłowym funkcjonowaniem ukł. odpornościowego a między innymi
jednym z głównych
czynników ryzyka rozwoju łuszczycy jest alkohol. Czyli tak do końca nie
musiałem się mylić a napisałem prawdę. Zostawmy to, moja wina a to nie blog
medyczny i nie to jest najważniejsze w tej opowieści ale niestety w
społeczeństwie pokutuje błędny stereotyp, że łuszczyca jest zaraźliwa.
Popełniłem też błąd w sformułowaniu genetyczne i dziedziczne, z tego co wiem to rodzice nie
są na to chorzy więc po prostu dokonałem
jakiegoś rozgraniczenia choć nie powinienem,
choroba u Agi nie jest dziedziczna z pierwszego pokolenia może gdzieś
dalej czego nie wiem.
Jeśli
kogoś uraziłem tamtym wpisem to bardzo, bardzo przepraszam. Rzeczą ludzką jest się mylić a
nie popełnia błędów tylko ten co nic nie robi…
*******************************************************************
Nasza
bohaterka Aga trafiła w końcu za kraty. Damian
został sam. Znowu
kurator się przyczepił. Wzywam Damiana aby alimenty jakieś płacił. No i w związku z ponownym skazaniem
muszę złożyć wniosek o zarządzenie wykonania kary. Damian przychodzi do mnie do
biura. Na pierwszy rzut oka nie poznaje chłopa, siada przede mną, pachnący,
uczesany w czystej koszuli, spodnie
niemal ,,na kancik’’ i się odzywa… no teraz już poznaję, ma charakterystyczny
akcent i głos. Zaczyna coś nawijać, że pracę znalazł, że
zobowiązania z tego drugiego wyroku spłaci, że nie pije, że remont w mieszkaniu
będzie - tylko po co, przecież wiem, że chce je sprzedać bo wspólnotę
mieszkaniową trzeba spłacić, tylko to będzie wynosić 40 tys. a za mieszkanie
może dostanie z 70- 80 tys. Tak słucham
i słucham, nawet nie przerywam a Damian nawija i nawija, roztacza wizje, a ja
się zastanawiam co on pił, ćpał czy o co tu chodzi. Popisałem wszystko,
pożegnałem się i siedzę osłupiały. Koleżanka wyrywa mnie z zadumy jakąś sprawą.
Nie mijają dwa dni dzwoni do mnie Aga z AŚ.
Informuje mnie, że nie może tu wytrzymać, że jest źle, że Damian taki dobry i
paczki jej przysyła i że ona się już zmieniła ( po jakiś 3 tygodniach w AŚ ) i
ona chce wyjść na dozór elektroniczny, i będzie potrzebna opinia od kuratora.
-
Co to jest system dozoru
elektronicznego ( SDE) i mniej
więcej jak to wygląda opisałem w jednym
z poprzednich opowiadań Pt. ,,Dozór elektroniczny’’.
O
naiwności kuratorska, wiara w ludzi czasem przesłania nam zdrowe myślenie to o
to chodziło Damianowi, trzeba było zrobić dobre wrażenie! Nie
mija faktycznie tydzień a przychodzi zlecenie przeprowadzenia wywiadu do SDE.
Zbieram
dupę w troki i maszeruję na wywiad. Sąsiedzi oczywiście relacjonują, że
jak Aga przebywa w ZK to ,,odetchnęli’’
i jakby do Damiana mniej ludzi przychodzi a w ogóle to go nie bardzo
widać. Myślę sobie, co jest? Czyżby jednak
Damian się przejął tym, ze Aga siedzi w pudle? No nic idę parę pięter
wyżej, pukam ( dzwonka oczywiście nie ma ), pukam coraz głośniej, cisza. Trudno
przyjdę później. Później też nie zastałem, ani następnego dnia . Kurwa wywiad musi być na biurku sędziego w
ciągu 5 dni, co on nie wie że Aga wniosek złożyła? Powinien na dupie
siedzieć i czekać. Zostawiam
kartkę w drzwiach, że będę jutro o tej i o tej godzinie. Nie powinno się tak
robić ale co mogę jak go nie ma a potrzebne jest potwierdzenie czy współlokator
wyraża zgodę na odbywanie przez innego
lokatora kary w systemie dozoru elektronicznego.
Przechodzę
kolejny raz na wywiad, wcześniej myślę co napisze jak go nie zastanę, czy
wystarczająco dużo razy byłem, czy powinienem kuźwa spać pod tymi drzwiami aby
go zastać, jak się wytłumaczyć przed sądem, ze nie mam potwierdzenia ??? Szlag mnie trafia i idę pełen obaw.
Pukam.
Jest – chwała Bogu.
Otwiera
drzwi. Zaprasza do pokoju. Od razu zauważam, ze coś jest nie tak. Damian
czysty, przyzwoicie ubrany nie śmierdzi wódą w mieszkaniu jakoś tak
czysto. A w pokoju… 7
letnia córcia Damiana. O ludzie, jeszcze dziecka mi tu potrzeba. Dobra wypytuję
go o to i o tamto, Damian dalej wizje roztacza, że pracuje dorywczo, że się
poprawił, że nie pije. Nawet była konkubina przyprowadziła córkę i za jakąś
godzinę po nią przyjdzie
( chwała, że nie dłużej – ja bym mu dziecka nie powierzył do opieki nawet na 15
min a co dopiero na godzinę czy dwie ). Wcześniej taki troskliwy nie był – tak
sobie myślę, że to wszystko Damian wykalkulował sobie, się pokaże jaki to on jest odpowiedzialny…
Dobra
lecę dalej z wywiadem. Damian oczywiście zgodę na odbywanie przez
Agę kary w systemie SDE potwierdza. Prąd w domu jest- spiął się i zapłacił
zaległości, i ,,nabił’’
licznik przedpłatowy. Dobra ale nadal coś mi nie pasuje w domu…co to jest
czegoś tu brakuje… ale czego? Panie
Damianie to jeszcze do łazienki zajrzymy. A po co ? No muszę sprawdzić czy
kibel jest bo takie są wymagania. Zaglądam a tam …hehe brak piecyka grzejącego wodę, brak wanny,
brak kibla! Panie Damianie co jest? Ano remont szykuje jak kobieta ma
przyjechać z ZK. Do powrotu panie kuratorze wszystko będzie. Teraz mi zaświtało czego tu nie ma ale
zaglądam jeszcze raz do innych pomieszczeń aby się upewnić. Żegnam się wychodzę
i mówię, że napiszę tak jak jest, kłamać nie mogę, opinie wystawię taką jaką
mieli sprzed osadzenia Agi i teraz. Co sąd z tym zrobi to już Aga i pan się
dowiecie. Do widzenia. Wychodzę
i notuję dodatkowo w kapowniku – brak kaloryferów CO.
Nasmarowałem
wywiad na 4 i pół strony co jak na wydział karny jest naprawdę jak esej.
Opisałem sytuację sprzed osadzenia i teraz kiedy Aga siedzi. Opisałem również
sytuacje prawną Damiana jakie ma wyroki i za co- w tym jakie obowiązki.
Szczególną uwagę zwróciłem na wyposażenie mieszkania a raczej jego brak. Żeby było śmieszniej
jeszcze zanim wysłałem wywiad w dniu następnym doszły do mnie informacje, że
Damian już pije ( pieniądze zapewne miał ze sprzedaży kaloryferów i
innych metalowych rzeczy na złom ). Ująłem jeszcze i to, że tylko po
przeprowadzeniu wywiadu doszły informacje o nadużywaniu alkoholu przez Damiana.
Aga
na SDE nie wyszła. Damian się załamał i poszedł w ,,tango’’. W stanie jeszcze
świadomości zdążył podejść do mnie do biura i się pożalić jaką to ja opinie
napisałem. Wyciągnąłem kopię i przeczytałem mu te wątki do których miał ,,ale’’
– spytałem czy to prawda czy było inaczej, spuścił głowę, przyznał racje,
wyszedł.
Damian
tak dobrze balował, że po jednej z imprez u niego w domu obudził się na wytrzeźwiałce z informacją, że jest
prowadzone postępowanie wyjaśniające w sprawie ujawnienia zwłok
u niego w domu. Jak wytrzeźwiał przesłuchano go i wypuszczono. Tak pili, że
sąsiad o słabszym zdrowiu i jeszcze większym przebiegu alkoholowym po prostu
zszedł- zapił się. Do domu Damian nie mógł wejść przez trzy dni.
W
międzyczasie złożyłem wniosek o zarządzenie wyk. kary w sprawie o alimenty.
Alimentów nie płacił. Miał tez obowiązek powstrzymania się od nadużywania alkoholu
( co jak opisałem wcześniej również nie realizował). Po mimo moich nalegań za
każdym razem aby poszedł się leczyć nie zrobił tego – przypominam Wam drodzy
czytelnicy, że cały czas nie mam nad nim dozoru a ile razy się z nim już
widziałem, ile nalatałem, to tak aby zobrazować co kurator robi kiedy nie ma
dozoru . Sąd zarządza wykonanie kary. Damian nawet nie stawił się na posiedzenie, po
paru dniach pisze jeszcze o odroczenie
wyk kary i podaje stary adres konkubiny. Zrobił to celowo, dla zmylenia przeciwnika-
czyli mnie. Idę pod wskazany adres.
Dowiaduje się, że oczywiście tu nie mieszka i nie przebywa. Raz nocował jak
policja go wcześniej z
jakiegoś śmietnika do szpitala zawiozła ( ludzie dzwonili na policję w
sprawie bezdomnego ).Mieli go
zawieść do noclegowni ale po drodze
dostał ataku padaczki . Potem policja dowiozła go tutaj - była konkubina pozwoliła mu do rana się
przespać a potem na zbity ryj
wywaliła.
Celowo
nie idę pod adres gdzie przebywa bo nie będzie sobie pogrywał. Zresztą zgodnie
z prawem to nawet mi nie wolno. Mam iść tam gdzie sąd mi wskazał. Zbieram
jeszcze informacje od okolicznych meneli, którzy twierdzą, że Damian pod
kościołem żebrze. Faktycznie tam go spotykam. Napruty jak Messerschmitt.
Jednak na mój widok niemal na baczność staje.
Pytam, gdzie to się podziewa, a on , że tu i tam i ze w mieszkaniu nie mógł być bo
tego trupa tam znaleźli. Ja mu na to,, czemu podał adres pobytu u konkubiny a
on kłamie w żywe oczy, że się pomylił.
Nie dając mi dojść do słowa, mówi że pracy nie ma i opieka nie chce pomóc, i
czy miałbym z 5 zł bo nie ma co jeść… Dałem choć byłem niemal pewny, że na
,,przelew’’ pójdzie. Tak, tak powiecie, że bułkę trzeba było kupić. Nie miałem
czasu, nie chciałem wdawać się w dalsze dyskusje, ponadto w tym dniu miałem już
dość. Pomyślałem ponadto - niedługo i tak będziesz miał przymusowy odwyk w ZK
Damian ponownie nie stawił się na posiedzenie
o odroczenie wykonania kary i sąd nie przychylił się do jego wniosku. Nawet
protokolantka mówiła, że Damiana widziała jak żebrze pod kościołem, zaczepia
ludzi i że ona się go boi. Damian trafił do ZK.
Po
jakimś miesiącu od ostatniego mojego spotkania z Damianem wychodzi Aga – na
warunek. Czyli warunkowe zwolnienie z ZK. Stawia
się u mnie 24 godziny od wyjścia. Oj jaka regulaminowa myślę sobie. Ale wiadomo-
kurator może udzielić pomocy postpenitencjarnej. Czyli jakieś bony na żywność. Gdyby
nie to pewnie by się nawet nie pokazywali choć mają taki obowiązek stawić się u kuratora do 7 dni
od opuszczenia jednostki penitencjarnej.
Zaczynamy
rozmowę. Na początek obowiązki warunkowo zwolnionego, oświadczenie do podpisu.
Potem notatka z pierwszej rozmowy, piszę ją niemal z pamięci, głupio to wygląda ale zadaje
pytanie i jak nie zdąży odpowiedzieć w ciągu 3s. sam odpowiadam, a ona
potwierdza. Adres zamieszkania – podaje, że może mieszkać nadal w mieszkaniu
Damiana.
Aga
słodka jak cukierek , dobrze wygląda – czysta, w miarę ubrana. Cera się
poprawiła, oczy nie podkrążone. Obiecuje poprawę, że pić nie będzie, że pracy
szuka, że ostatnią karę ograniczenia wolności wykona ( miała jeszcze jedną za
zakłócanie ciszy której do osadzenia nie mogła wykonać ). Mówi po prostu
wszystko tak jak powinno być. Oczywiście kolejny raz tłumaczę, proszę i przestrzegam.
Oczywiście panie kuratorze jestem już inną kobietą.
Udzielam
pomocy w wys. jakiś 160 zł w bonach. W tym
miejscu wyjaśnię, że aby taką pomoc otrzymać osoba zwalniana z ZK musi najpierw
złożyć podanie do właściwego OPS – nie musi otrzymać pomocy ale podanie musi
być złożone. Ponadto
Aga mówi, ze będzie chciała nadal układać sobie życie z Damianem. To ja jej na
to, że jak będzie dzwoniła do niego to niech przypomni mu, że szkodę ma jeszcze do naprawienia i jak nie
zapłaci to przedłuży mu się pobyt w ZK. Oczywiście panie kuratorze.
Idę
na pierwszy wywiad do mieszkania Damiana. Godzina jakaś może 15.00 . Ludzi wcześniej
pytam czy zauważyli że Aga wróciła.
Ludzie twierdzą, że tak ale jeszcze jest spokój choć zauważyli, że znowu
zaczęły się jakieś męty schodzić.
Jest
w domu.. Spisuję co potrzeba. Oczywiście nie ma kaloryferów, kibla, ciepłej
wody i prądu też. Świeczki porozstawiane. Motywuję do podjęcia pracy. Tak ,tak,
oczywiście.
Mija
może tydzień, ledwo zdążyłem pierwsze sprawozdanie wysłać, już mam pielgrzymkę
sąsiadów, że impreza była i policja, i
koniec świata. Nosz kurwa mać!! Tak ją dupa swędzi, nawet tygodnia nie
może wytrzymać bez wódy a jeśli nawet nie to czy musi to być zaraz aż taka
impreza z przyjazdem policji i wszelkimi ekscesami. Ja pier… nie wytrzymam.
Wzywam
listownie wraz z pisemnym ostrzeżeniem ( taka formułka, że jeszcze raz i wnioch o odwołanie warunkowego
zwolnienia), bo jak pójdę to po mordzie po ojcowsku dostanie – nie no żart ale
każdy ma swoje granice i mógłbym być niemiły.
Nie
przychodzi w ustalony dzień, nie mam jeszcze zwrotki ale nie ma co czekać.
Przygotowuje jeszcze raz pisemne ostrzeżenie i maszeruję na wywiad.
Ludzie
mówią, że balanga była na 100 fajerek, zamek z drzwi wyleciał bo w którymś momencie
nie chciała wpuszczać kolejnych ,,gości’’.
Dzwonię
do dzielnicowej. Dostaję informację, że była interwencja na…jej wezwanie! Że
jeden mój dawny dozorowany ( taki lekko upośledzony ale w sumie zawsze w porządku- lubiłem go) wylądował
w szpitalu. Był pobity, pocięty i… delikatnie pisząc wyruchany. O zgrozo-
myślę.
Aga
jest w mieszkaniu. Nawet zbytnio nie musiałem się wysilać z wejściem bo drzwi były z wyłamanym zamkiem
i trzymały się na jednym zawiasie, ale jaja.
Pytam
co i jak. Aga-śmierdzi od niej alkoholem- mówi, że Damian kolegę jakoś z ZK
wysłał aby sprawdzić co w domu się dzieje.
To kolega przyszedł z innymi kolegami i tak jakoś się nazbierało –
kolega ( ten od Damiana ) tez niedawno opuścił ZK i jest pod dozorem koleżanki.
Aga relacjonuje, że wszystko było spoko do pewnego momentu jak już popili to
się pobili. Dalej mówi, że nie chce już
Damiana i będzie sobie życie układać z tym nowym . Zadzwoni do Damiana , że
wychodzi z mieszkania i niech policja czy zarządca budynku mieszkanie
zabezpiecza. Tym bardziej nie będzie pracować na zobowiązanie Damiana.
No
to miłość się skończyła i jak jeszcze Damian się dowie, że kolega mu Agę posuwa
– super. Wręczam ostrzeżenie, Aga podpisuje. Pytam jeszcze czemu nie odebrała
wezwania do stawiennictwa u mnie – a bo kluczyk od skrzynki zgubiła.
- Pani
Agnieszko jeszcze raz a ma Pani bankowo wniosek o odwołanie i jak się pani
zadomowi u nowego przyjaciela to ma Pani dać znać.
Wracam
do pracy. Rozmawiam z koleżanka i mówię jej, że mamy parkę. Koleżanka załamana,
musi wpłynąć na matkę nowego przyjaciela Agi aby pogoniła ich z domu a bynajmniej ją.
Udaje
się to Aga nadal przebywa w mieszkaniu Damiana. Zresztą przyjaciel jak się
okazuje był chyba na jedną noc lub dwie.
Równocześnie
składam wniosek o zarządzenie wykonania kary Damianowi w sprawie gdzie doskonal
kradzieży tych włazów czy studzienek kanalizacyjnych bo szkody nie naprawił.
Dowożą go skutego na posiedzenie. Udaje mi się zapytać jak tam kontakty z Agą. Twierdzi, że przestała
dzwonić. Wypiera się jakoby kogoś do niej wysłał. Ta, ta, ta - ja wiem swoje, zresztą przecież sama Aga mi
to powiedziała.
Na
posiedzeniu przyznaje, że zobowiązania nie wykonał, ja twierdzę, że miał czas
na to i możliwości skoro miał na alkohol. Sąd ,,odwiesza’’ wyrok. Czyli
dołożyliśmy Damianowi jakieś 6 miesięcy.
Po
następnym tygodniu dostaję nowy wyrok Agi. Kurcze za co, kiedy, nic nie wiem?
Czytam – w dniu takim i takim wszczęła awanturę i zniszczyła jakieś doniczki
wystawowe i wybiła szybę. Straty 500 zł. Kara- 2 mies. ograniczenia
wolności z obowiązkiem
wykonania 40 godz. miesięcznie. Patrzę i nie wierzę, czyn popełniony w dniu
zwolnienia z ZK. Mistrzyni świata.
Piszę
wezwanie do stawiennictwa w celu wyznaczenia miejsca wykonywania kary.
Przychodzi. Wyznaczam miejsce wykonywania kary, to samo co zawsze. Opieprzam za
to, że nie wykonuje poprzedniej kary i muszę złożyć wniosek. Dodatkowo informuję, że muszę złożyć wniosek
o odwołanie warunkowego zwolnienia z powodu popełnionego przestępstwa w okresie
próby. Po licznych opieprzeniach – daje światełko – leczyć się, leczyć w
systemie zamkniętym.
Aga
jeszcze raz zapija ( sąsiedzi mi donieśli ) ale – jedzie na leczenie, na
detox. W międzyczasie przychodzi
wezwanie na posiedzenie do sądu okręgowego wydziału penitencjarnego. Oczywiście
Aga się nie stawia bo jest na leczeniu, posiedzenie odraczamy. Aga wychodzi po
detoksie, nie stawia się na posiedzenie ale dostarcza dokument, że ma
wyznaczoną terapię po tym detoksie na za jakiś miesiąc. No i zamieszkała dzięki mnie,
moim namowom i ,,znajomościom’’ w noclegowni gdzie znajduje się specjalne mieszkanie dla kobiet. Nie pije od wyjścia.
Zarejestrowała się jako bezrobotna. Kolejne odroczenie posiedzenia. Namawiam
wraz z kierownikiem noclegowni do podjęcia wykonywania kary ograniczenia
wolności bo jak nie odwołają warunkowego to trafi do pudła na zastępczą
karę pozbawienia wolności za nie wykonane godziny. Ponadto kierownik noclegowni
stawia swoje warunki, ma podjąć leczenie w ośrodku uzależnień (w systemie
dziennego pobytu) bo jak nie to ją wywali z noclegowni. Aga dobrze wie, ze nie
ma już gdzie wracać, w domu jej nie przyjmą, chata Damiana zamknięta przez
zarządcę i zaplombowana. Podejmuje leczenie.
Na
ostatnim posiedzeniu tuż przed wyznaczonym terminem stawiennictwa w szpitalu na
terapię 6 tygodniową, obiecuje, że tam pojedzie, że teraz jest Ok, że
mieszka w noclegowni
gdzie pić nie można i podjęła terapię w ośrodku uzależnień.
Ech…
dobra wnoszę do uznania sądu, niech sąd sam ocenia, ja jej nie wierzę
zwłaszcza, że już chyba 3 miesiące obiecuje, że tą karę ograniczenia wolności
będzie wykonywać i popełniła przestępstwo, i było ostrzeżenie a teraz kiedy
naprawdę grunt się usuwa spod nóg to łapie się brzytwy. Prokurator mówi, że jak
ojciec jestem bo za rączkę i tu prowadziłem i tu i to i tamto ale też daje jej
szansę. Sąd postanawia nie odwoływać warunkowego zwolnienia, ostrzega, że następnej
szansy nie będzie.
Aga
ledwo wróciła do noclegowni, dzień później mam telefon od kierownika, że już
zapiła i nocowała w korytarzu. Na następny dzień nie wróciła już do noclegowni
poszła w tango.
Tyle
co akta mi wróciły złożyłem następny wniosek o odwołanie warunkowego
zwolnienia, z uwagi na ponowne nadużywanie alkoholu oraz nie poinformowanie
kuratora gdzie przebywa.
Sąd
wyznaczył posiedzenie. Aga się nie stawiła pewnie nawet nie wiedziała, że jest
posiedzenie. Sąd odwołał w 5s. Padło tylko jedno pytanie – czy jest obecna.
Nawet nie zasiadłem na ławie i wyszedłem z sali ( posiedzenie prowadzi w 99%
zawsze ten sam sędzia) . Ma do odsiadki chyba z 5 miesięcy.
Dodatkowo
sąd rejonowy po moim wniosku za nie wykonanie kary ograniczenia wolności
zasadził karę zastępczą, łącznie z dwóch kar 2 miesiące do odsiadki.
Obecnie
jest poszukiwana przez policje do osadzenia.
Za
chwilę siedzieć będą oboje, ciekawe które pierwsze wyjdzie. Które trafi do
mnie. Aga jest jeszcze bardzo młoda, ile razy będzie jeszcze w ZK, czy ten
pobyt ją czegoś w końcu nauczy?
A
ja, czy dam radę kolejny raz jej i jemu uwierzyć, znaleźć siłę i sposób aby ich jeszcze na prostą wyprowadzić?
kane
Koniec
cz. 2 Ostatniej
(
ale czy na pewno?)
bzdet14@o2.pl
niedziela, 10 lutego 2013
Nadesłane: Rozwód traumą dzieci
(...) Ostatnio w moim
bliskim otoczeniu, dzieje się niejako na moich oczach historia, w której
dorośli sprawiają, że cierpią dzieci. Dzieci jak dotąd wychowywane w cieplej,
rodzinnej atmosferze, w domu gdzie nawet kasy jakoś nigdy nie brakowało, ale
znowu bez przesady, zamożnymi ludźmi bohaterowie ci nie są. W każdym razie jak
to bywa w różnych kochających się małżeństwach, tatusiowi znudziła się mamusia.
Zaczął spotykać się z inną na boku, drogie prezenty, wysokie rachunki za
telefon, zadłużona karta kredytowa, komornik na wypłacie za niezapłacony
rachunek telefoniczny w wysokości 1800 zł. (pensja żony nawet nie osiąga takiej
wysokości). Oczywiście żona zaczyna się domyślać, że coś nie gra. Pyta, żąda
wyjaśnień. Odpowiada, że ma małe problemy finansowe, ale kochanki nie ma, to
jej głupi wymysł. Żona wierzy, bo mąż nigdy jej nie oszukał, bo zawsze on
zajmował się rachunkami i utrzymaniem domu. Już nie pamiętam jak, żona w końcu
ma pewność. Nawet rozmawia z kochanką, która pyta ją kiedy ta ma zamiar się
wyprowadzić z domu. Mąż wyśmiewa się żonie w twarz i mówi, że jest ostatnią,
która się dowiaduje. I teraz zaczyna się piekło.
Skoro żona już
wie, że on ma inną i jej nie kocha to się ma wynosić z domu, bo dom jest jego
(konkretnie jego matki, budowali go w małżeństwie, ale na nieruchomości jej
teściowej co okaże się bardzo istotne już za moment), mąż robi sobie tatuaż z
wielkim imieniem kochanki na ręce i paraduje po domu przed żoną. Mąż wyzywa
żonę od kurew, dziwek, zabrania matce żony odwiedzać ich dom (na marginesie
pożyczył od niej za plecami żony 4 tysiące złotych mówiąc, że jest chory, a
martwić żony nie chce, matka córce przyznaje się jej o pożyczce dopiero jak
romans zięcia wychodzi na jaw, a po kasie nie ma już śladu), teściową też nawie
kurwą, gdy ta mimo wszystko do swej córki przyjdzie. Odcina żonę od pieniędzy,
żona utrzymuje siebie i dwójkę dzieci z pensji w wysokości ok 1300 zł. Mąż kasy
nie daje, a wyjada jedzenie które kupi żona, swoją kasę nadal wydaje na
kochankę i na nowe ciuchy dla siebie. Przychodzi zima, mąż nawet nie zatroszczy
się o opał. Żona radzi sobie mimo tego. Pożycza pieniądze od rodziców, od
teściów, składa pozew o rozdzielność majątkową, ze strachu, że mąż ma nowe
długi. W między czasie mąż robi wszystko, żeby pozbyć się żony. Pakuje jej
walizki i wystawia na dwór, nie chce jej wpuścić do domu po pracy, w środku
nocy wchodzi do jej sypialni zapala światło odkrywa jej kołdrę, wyrzuca rzeczy
z szafy, i tak kilkakrotnie w ciągu nocy. Kilku nocy. Nie są to zdarzenia
jednostkowe. Dzieciom mówi, że matka zabiła ich braciszka. (stracili trzecie
dziecko ok 3 lata wcześniej, zmarło podczas przedwczesnego porodu, żona była
pod opieką lekarzy, przebywała w szpitalu od miesięcy, bo ciąża była zagrożona
od początku). Żona nie daje rady, zaczyna wzywać policję z uwagi na przemoc
psychiczną stosowaną wobec niej, policja generalnie daje dupy na całej lini,
nigdy jej należycie nie pomogli. Z inicjatywy opieki społecznej dostaje
niebieską kartę. Stara się zabierać dzieci do psychologa, żeby miały wsparcie,
żeby umiały sobie z tym poradzić. Tatuś mówi im, że mama chce z nich zrobić
wariatów i inne dzieci będą się z nich śmiały. Zresztą zaoszczędzone pieniądze
syna (tysiąc złotych) zabiera i wydaje na kochankę, potem kupuje mu
playstation, jak się okazuje później dostał je od polsatu cyfrowego za
złotówkę, bo wziął drogi abonament telewizyjny. Zabiera synowi piłkę z podpisami
piłkarzy Lecha Poznań i daje ją w prezencie synowi kochanki. Tak samo robi z
rolkami i łyżwami. Nic, po prostu kochający tatuś.
W między czasie składa pozew o
rozwód, bez orzekania o winie. Cały czas chcąc wykopać żonę z domu, mówiąc jej
między innymi, że nie ma godności siedząc w jego domu, mówiąc, że cała jego
rodzina tak uważa. Ciągle trwa psychiczne maltretowanie. Żona ciągle wzywa
policję. Dzieci to widzą, dzieci cierpią. I nagle następuje zwrot akcji w
postaci, zmiany frontu rodziców tatusia. Teściom jest wstyd, że policja ciągle
przychodzi, co powiedzą ludzie im się to nie podoba, oni rozkazują jej
zaprzestać wzywania policji. Przestają ją wspierać. Mówią, że ma miesiąc, żeby
się wyprowadzić. Bo dzieci nie mogą dłużej patrzeć na to co się dzieje.
Upodlona, upokorzona straci wszelkie
siły i wsparcie. Początkowo, odmawia, jest zameldowana jest matką dzieci, razem
się dorabiali nie ma zamiaru się wyprowadzać. Jednak fakt, że i teściowie
postawili się przeciw niej ją dobija, szuka mieszkania, zupełnie nieopodal,
3min pieszo od domu, bierze co jej i się wyprowadza. Dzieci zamierza zabrać jak
się trochę ogarnie. Mieszkanie jest niskiego standardu, nie stać jej przecież,
a czynsz i tak wynosi 800 zł. Zaczyna się walka o dzieci. Teściowie nagle robią
wszystko, żeby wnuki zostały w domu rodzinnym. Dzieci są przekupowane, ciągle
słyszą słowa pogardy o matce, jak będzie im się biednie i źle żyło z mamą.
Córka (pierwsza klasa gimnazjum) mówi matce, że nie chce mieszkać w biedzie. I
jest to jej jedyny argument. Kwestie materialne. Syn chce iść do matki, ojca
nienawidzi, ale nie chce iść bez siostry. Kochanka rzuca męża, znajduje nową,
wprowadza się ze swoim dzieckiem do męża. I dzieci tak sobie mieszkają z nową
Panią i tatusiem.
Zaczyna się rozwód,
ona odstępuje os orzekania o winie w nadziei, że rozwód szybciej się potoczy,
dzieci szybciej będą z nią. Badania psychologiczne jednoznacznie wskazują, że
matka wie więcej o dzieciach mimo, tego, że z nimi nie mieszka, że odwiedzają
je w weekendy i w tygodniu. Ojciec stracił szacunek w oczach syna, córka chce
po prostu mieszkać w domu, bez względu na to czy będzie w nim mama czy tata
(mała materialistka dzięki babci), dzieci są ze sobą bardzo związane wzajemnie.
Wyrok. Dzieci mają zamieszkać z matka, alimenty w wysokości 1000 zł. za oboje
dzieci.
Mąż odwołuje się
od wyroku, w międzyczasie zapładnia kochankę. Nawiasem mówiąc utrudnia żonie
kontakty z dziećmi. Wyłącza ich telefony komórkowe, lub mówiąc, że dzieci śpią
i nie mogą jeszcze do niej przyjść. Długie oczekiwanie na wyrok pełne jest
różnych historii, związanych z barkiem współpracy ze strony męża. Babcia dzieci
przy dzieciach mówi źle o matce, nakręca dzieci mówiąc, jak źle i biednie będą
musiały żyć. Próbuje oczernić ją przed całą rodziną opowiadając niezwykłe
historie na temat tego jaką złą była synową, a jak dobrze w porównaniu z nią
prezentuje się zapłodniona konkubentka. Czas ma to do siebie, że zaciera
wszystko, nawet obelgi ze strony syna i fakty których sama była świadkiem, w
jaki sposób traktował żonę, długi jakie narobił, i fakt, że sama je spłacała za
niego.
Wyrok Sądu Odwoławczego.
Podtrzymany. Opieka kuratora nad rodziną także podtrzymana. Wyrok jest
prawomocny, żona idzie po dzieci. Zawiadomiła go wcześniej. Odmowa. Idzie na
policję. Pokazuje prawomocny wyrok, policja nie ma obowiązku zadziałać. Policja
nic nie robi. On także idzie na policję, mówi, że córka nie chce mieszkać z
matką co ma zrobić? Troskliwy tatuś. Policja mówi, że wyrok jest prawomocny,
dzieci musi oddać. Odszukuje kuratora, który jeszcze nie jest przyznany z
imienia i nazwiska. Trafia do pana, który prawdopodobnie zostanie ich
kuratorem, opowiada historię troskliwego taty, postawionym przed niesprawiedliwym wyrokiem sądu, którego
dzieci nie akceptują, bo nie chcą mieszkać z mamą. Dodam, że syn cały czas chce
mieszkać z mamą, tylko ojciec go zastrasza. Kurator radzi mu nagrać dzieci jak
mówią matce, że nie chcą z nią mieszkać. Ręce opadają.
Matka idzie po dzieci, a tam
scenka, ojciec w garniturze otwiera jej drzwi, konkubentka na schodach kręci
filmik, i po kolei wychodzą dzieci mówiące mamo nie chcę z tobą mieszkać.
Załamana odchodzi. Trafia do tego samego kuratora, który mówi jej, że on mu to
poradził. Mówi, że ma złożyć wniosek o odebranie dzieci, ale to potrwa, bo to
kolejna rozprawa. Czekanie. Polski wymiar sprawiedliwości. Dopiero teraz ma
ogląd sprawy z dwóch stron, ale to dzięki jego radzie matka po tej
zaaranżowanej scence musiała połknąć kilka tabletek na uspokojenie, żeby zasnąć.
Dodam, że jestem
spokrewniona z mężem. Jest kuzynem mojego ojca. Nie mam przekazu tylko i
wyłącznie ze strony matki, jesteśmy dużą rodziną, to co opowiada babcia tych
dzieci, tym dzieciom i innym, a w zasadzie każdemu kto chce słuchać, w tej
małej miejscowości trafia do mnie z każdej strony. Jestem też prawnikiem,
dopiero na aplikacji, i razi mnie jak nieudolnie i wolno działa ten system. Jak
ciężko tej matce uzyskać pomoc, od policji, od kuratora, w zasadzie tylko pomoc
społeczna udzieliła jej pomocy dość szybko. Nie mam pretensji. Ja tylko ciągle
szukam wyjścia z tej sytuacji i myślę jak jej pomóc. Ten syn naprawdę chce
mieszkać z matką, ale wyraźnie się boi. A córka jest w wieku, w którym wydaje
się jej, że wie wszystko, a tak naprawdę jej wiedza jest tak ograniczona do
tego co powie babcia i ojciec, do tego
stopnia, że poszła z ojcem na policje złożyć doniesienie o tym, że jest
maltretowana psychicznie przez matkę. "Dlaczego to zrobiłaś? - Bo tata
powiedział, że dzięki temu zostanę w domu". "Tata miał prawo, nie
chcieć z tobą mieszkać skoro już cię nie kochał". Wydaje mi się, że gdy to
dziecko uświadomi sobie kiedyś co robiła, nie będzie wiedziała jak matkę
przepraszać. Ta matka walczy dalej, ale widzę, jak traci siły. Jaka jest słaba,
nadziei ma coraz mniej. Myślę, że wpada w depresję. Dzięki opieszałemu
sądownictwu, ona mieszka już prawie rok bez dzieci.
Marta
Przykazania boskie
Zaciskała zziębnięte pięści, chuchając słabym oddechem, bu
choć trochę je ogrzać. Stała na progu domu, na schodach prowadzących do
jej własnego jeszcze mieszkania, które zajmowała wraz ze swoim do
niedawna jeszcze ukochanym.
- Wypierdalaj szmato, już cię tu nie ma!!!
Nawet nie podniosła głowy, zgięta wpół oczekiwała
razów, wymierzanych od swojego oprawcy. Płakała, a łzy ciekły jej po
policzku, tworząc strugi razem ze spływającym z włosów deszczem. Zakryła
pięściami oczy, przykucnęła, łkając i prosząc by ją wpuścił. Prosiła
słabo, co jeszcze potęgowało JEGO agresję.
- Poszła mi stąd, spierdalaj do swojej matki i swojego jebanego braciszka!!!
Lecz ona nie ruszyła się, trwała w bezruchu udając
że nie słyszy. Nagle mocne kopniecie przewróciło ją, że spadła z tych
kilku schodków, wpadając w kałużę. Podnosiła się powoli, czując zimno
wody i błoto, które przylgnęło do jej twarzy. Ręką podparła się, lecz ta
ześlizgnęła się z mokrego kamienia, powodując że znowu straciła
równowagę. Czuła się upodlona, bezbronna, lecz nie to ja martwiło.
Podniosła głowę w poszukiwaniu dzieci. Wzrok zatrzymał się na swoim
oprawcy, któremu złość malowała krzywy grymas na twarzy. Stał ON w
drzwiach z poczuciem triumfu, czerpiąc satysfakcję z upodlenia swojej
kobiety. JEGO kobiety, która była własnością, która miała być ślepo
podporządkowano jemu i jego rozkazom. PAN i WŁADCA życia, jej życia i
życia jej dzieci. Poorana twarz od pracy, a także od alkoholu, nie
wykazywała ani krzty uczucia empatii. Zaciśnięte zęby, pożółkłe od
dziesiątek dziennie wypalanych papierosów wyrażały skrajna pogardę.
- Jesteś nikim, ty i te twoje jebane bachory, które nawet nie wiadomo z kim narobiłaś!!!
Takie słowa nie robiły na niej wrażenia. Słyszała je
bardzo często, za często. Pierw były wyzwiska, portem szarpnięcia.
Myślała że tak musi być, że jeszcze się zmieni, będzie lepiej, bo jest
nerwowy, mało zarabia. To jeszcze udało się znosić, lecz nie
przeczuwała, że z biegiem lat, zacznie się katowanie – najpierw uderzy z
płaskiej ręki, potem z pięści. Nie pamięta nawet kiedy ukrywała
pierwsze siniaki na twarzy. Wierzyła za każdym razem, że to ostatni raz.
Gdy chodziła poobijana, sąsiedzi i znajomi odwracali
głowy. Każdy udawał że nie widzi. Nie wtrącał się, to nie jego sprawa.
Po co wchodzić temu wariatowi w drogę. Skoro takiego faceta wybrała, to
niech teraz się męczy. Ksiądz na kazaniu często mówił, że małżeństwo
jest w doli i niedoli, że trzeba cierpieć czasami, bo Bóg tak chciał i
każdy ma jakąś rolę. Małżeństwo to sakrament, którego trzeba się trzymać
za wszelką cenę, to uświęcenie. I Ona nosiła to brzemię ofiary, modląc
się do Boga, żeby dał jej siły, bo są dzieci i dla nich żyje i żeby Bóg w
końcu zmienił GO, by przestał pić, bo jak nie pije to jest tak
przyjemnie, tak normalnie….
Wierzyła w to także, gdy podnosząc się z błota, w
samych kapciach na nogach spojrzała na niego. Myślała że zaraz mu
przejdzie. Wyżyje się i połozy spać. Ona wtedy po cichu wróci to
mieszkania, sprawdzi czy synowie są w pokoju i ich utuli. Małe dzielne
szkraby, gdyby nie one, straciłaby już dawno chęć życia. One dzielnie
znoszą awantury pijackie ojca. Tak po cichutku i spokojnie trwają w
pokoiku, czekając aż ucichną odgłosy i wyzwiska ojca.
- Nawet kurwa nie próbuj tu wleźć!!!
Trzasnął drzwiami, pozostawiając ją na zewnątrz. Z
jej ust wydobywała się para. Jest listopad, zimno, nieprzyjemnie. Ona w
samej koszuli, mokra, ubrudzona błotem stoi przed domem czekając aż
ucichną wyzwiska pod jej adresem. Jeszcze kilkanaście minut, poczekaj,
wytrzymaj, dasz radę…
Poszła do obory, Tam trochę cieplej. Pokrząta się, sprawdzi
czy kury są pozamykane, czy króliki dostały jedzenie. Cały czas myśli o
dzieciach, co porabiają, czy bezpieczne przebywają w swoim pokoju. W
sumie, dzieciom nigdy krzywdy nie robił, czasami krzyczał na nie i
wyzywał od bękartów, ale nigdy nie uderzył. Ona wierzy, że tym razem
będzie tak samo.
Wyzwiska ucichły. Odczeka jeszcze pięć minut, może z
dziesięć. Tak będzie bezpieczniej. Jak ją znowu zobaczy, znowu wpadnie w
złość i będzie bił. Na dzisiaj jej wystarczy, nie chce już razów, w
sumie to mniej bolą niż wyzywanie dzieci od bękartów, bachorów,
skurwysynów…
Przecież zawsze była mu wierna. Nigdy nie zdradziła, nie
myślała o tym. Bóg jest wszędzie a ona nie potrafiłaby łamać przykazań
kościelnych. Zazdrościła czasami tym, które tańczyły na zabawach z
innymi mężczyznami, śmiejąc się i żartując. Jej MĄŻ nigdy nie tańczył,
zawsze schlał się wódką a ona czekała, kiedy zaprowadzi go do domu, bo
sam ma problem z dojściem. Przecież jest dobrą i wierną żoną.
Minęło 10 minut. Nie słychać żadnych odgłosów. Po
cichu podchodzi do drzwi mieszkania, uchyla je powolutku tak, żeby
ewentualnie GO nie obudzić. Śpi. Zdejmuje ubłocone kapcie i na bosaka
kieruje się do pokoju dzieci. Uważnie stąpa po podłodze, by żadna deska
nie zaskrzypiała. Nagle jęknięcie deski, skrzypnięcie, które
spowodowało, że stanęła w bezruchu. Słyszy mamrotanie z pokoju obok. ON
zasypia, leży jak zwykle na kanapie, pewnie zalany moczem. Odczekuje
minutę, może pół. Robi następny krok do przodu spoglądając na drzwi od
pokoju, za którymi jest przekonana siedzą jej dwaj synowie. Mali jeszcze
– 13 i 10 lat. Schodzą z drogi ojca, bo nie chcą być ofiarami jak ich
matka. Ona wstydzi się przed nimi. Wstydzi się tego, że jest tak
traktowana a oni na to patrzą. Wstydzi się swojej słabości.
Jeszcze dwa kroki i złapie za klamkę. Zobaczy ich i
przytuli. Uspokoi. Potem pójdzie do NIEGO i go rozbierze. Jak zaśnie po
pijaku, to nic go nie zbudzi. Rano będzie chciał zupy – dobrze ze
zostało jej rosołu z dzisiaj.
Otworzyła powoli drzwi. Skuleni pod kołdrą leżeli jej chłopcy. Usiadła koło nich i przytuliła. Poczuła wewnętrzny spokój.
3-4 lata później ON szedł wioską. Z zakrwawionej
twarzy lała się krew. Ledwo powłóczył nogami. Ktoś zadzwonił po
pogotowie. W szpitalu spędził bardzo długi czas. Pęknięcie czaszki,
złamana szczęka, wstrząs mózgu, złamane żebro. Gdy wrócił ze szpitala,
ona pomagała mu jeść. Lecz nie drżała już na jego widok. Przestał pić.
Przestał także odzywać się do synów.
Powyższa historia nie jest z akt sądowych. Jest naoczną obserwacją autora bloga.