Przychodzi
taki okres w ciągu roku, ze nie chce Ci się pracować. Jest gorąco, w
samochodzie ukrop bo klimatyzacja od dawien dawna nie nabita wiec jedynym
sposobem chłodzenia się to zimny łokieć na szybie. Pot leje się z ciebie
strumieniami i spływa po dupie a tu trzeba jeszcze kilka wiosek odwiedzić i
patoli po drodze skontrolować. Wkurwiony jeździsz samochodem mijając jeziorka
gdzie ludzie po pracy wypoczywają. Patole tez wypoczywają, bo oczywiście połowy
z nich nie zastajesz w domu. Wtedy to masz ochotę pierdolnąć wszystko,
zatrzymać samochód, rozłożyć grilla, włączyć muzykę i odpoczywać.
Podczas
jednej z takich podróży, zamierzam niezapowiedziany skontrolować jedną taką
moja nadzorowaną. Co prawda byłem u niej kilka dni temu, ale pewien obowiązek o
którym później opisze każe, aby jeszcze raz tam podjechać. No i będzie to
pięknie wyglądało w teczuszce, że kurator taki sumienny, obowiązkowy i w ogóle
ochy i achy, jeździ do rodziny i naprawia ją swoim autorytetem przez Państwo
nadane. Prawda jest taka ze oprócz pewnego zlecenia odnośnie ich syna to dostałem
ponadto informację ze lubi sobie popijać i chciałem aby kobiecina wraz ze swoim
lekko już zdegenerowanym konkubentem wiedzieli, ze nie znają dnia ani godziny
kiedy mogę ich odwiedzić w imię sprawiedliwości Sądowej.
W
ogóle to patole wypracowali cały schemat postępowania jak chlać by „kurwa ten
jebany kurator nie złapał”. Kiedyś taka jedna uchlewała mi się pomiędzy godziną
8 a 12 rano. Gdy tylko jej dwoje dzieciaczków poszło do szkoły, przyłaziła do
niej „na kawkę” koleżanka – stara alkoholiczka co swojego faceta do grobu
wpędziła, bo nie był w stanie dorównać jej tempa w piciu, i dawaj razem chlać.
Gdy wybijała 12 w południe, stara prukwa spierdalała z mieszkania, lekko
nawalona już, a patolka moja szła spać i spała do 15.00. Gdy autobus przywiózł
dzieciaki ze szkoły, ona już była na nogach i obiadek pichciła. Jej facet z
roboty wracał o 18, więc ona już praktycznie trzeźwa była. I tak prawie kurwa
codziennie.
Z
kolei pewna rodzinka znalazła sobie inny patent. Jako że bali się nalotu pań z
opieki (będę kurwa pisał OPIEKA bo tak większość moich chlebodawców mówi a ja
nie jestem po to by uświadamiać ich odnośnie nazewnictwa) albo tez nalotu
kuratora (znowu się będą dopierdalać że się nie leczą odwykowo), to na cały
dzień leźli na swoją działkę poza miasto, a dzieckiem po szkole zajmowała się
jakaś ciotka. Na tej działce w altanie nakurwili się bełtami, porzygali i
obszczali naokoło, by potem przespać się z godzinkę i wrócić wieczorkiem do
mieszkania. Spotkać ich w ich mieszkaniu to był prawdziwy cud jak było ciepło.
Ale
to jest chuj. Najlepsi są tacy co udają że ich w mieszkaniu nie ma. Stoję ja
sobie kiedyś pod drzwiami i kulturalnie pukam, co by porozmawiać o zgubnym
wpływie alkoholizmu na człowieka i jego życie społeczne, gdy słyszę zza drzwi:
-
Kurwa, Stefan cicho, ktoś puka.
-
Nie otwieraj Zocha, nikogo nie ma w domu – pijacki bełkot
No
i chuj, nie otworzyli pomimo ze zacząłem walić i drzeć się na korytarzu że mają
otworzyć. Nie maja obowiązku i co im zrobię?
Ale
wróćmy do rodzinki którą zamierzałem po raz drugi w krótkim czasie odwiedzić.
Powodem moich odwiedzin była także inna, bardzo istotna sprawa. A mianowicie
ich synek nie stawił się do młodzieżowego ośrodka wychowawczego z przepustki, a
moją rolą było „poinformowanie go o konsekwencjach”. Łepek do ogólnie taki
młody zjeb już, co to kradzieże i picie piwa uważał za jedyne rozrywki dnia
codziennego. Ale co mu się dziwić – wzorce czerpał od najbliższych a na własną
matkę miał wyjebane jak gówno w przeręble. Tak o to znalazłem się pod chałupą
na wsi i dziarskim krokiem skierowałem się przez podwórko do drzwi domostwa,
zgrabnie omijając snujące się w upale potencjalne kostki rosołowe, które na
dzień dzisiejszy produkowały jeszcze jajka, nie wiedząc ze los ich przesądzony
jest i skończą niedługo swój żywot na pieńku – gdy ostrze tępej siekiery
odrąbie im ich małe główki. I gdy tak szedłem sobie spokojnie patrząc pod nogi
by w żadną kupę nie wdepnąć, z komórki wyłazi jeden z ich synów.
-
Rodzice są? – pytam go a on stoi i patrzy na mnie nie wiedząc co zrobić
-
Nie ma, do gospodarza na zarobek pojechali – odpowiada mi, a ja wiedząc że
matka ich narodziła ich sztuk dziesięcioro pytam dalej?
-
Ty jesteś Andrzej?
-
Nie, Andrzej pojechał do ośrodka dzisiaj – odpowiada mi i wycofuje się do
komórki.
No
i stoję jak ten pacan na środku podwórka i jedyne co mi przychodzi na myśl to
wrócić do samochodu, bo nic tu więcej nie wskóram.
Następnego
dnia dostałem telefon od nadzorowanej, że podobno jej szukam. I wtedy to
dowiedziałem się, że rozmawiałem z….. Andrzejkiem. Jebaniutki, zrobił mnie w
konia wykorzystując to, że ma kilkoro braci a ja nie pamiętam każdego z twarzy
przecież. W konsekwencji został wydany nakaz doprowadzenia przez Policję, i tak
nieletni któregoś dnia za darmo, policyjną taksówką został odwieziony do MOW kilkaset
kilometrów.