Koniec roku,
początek nowego. Wszędzie w biurze zamęt, liczenie, mnożenie, pierwiastkowanie,
uzupełnianie danych, uzupełnianie wpisów, szukanie akt. Do tego sądy łaskawie wypuściły z zakładów
karnych na święta większą niż zazwyczaj liczbę osadzonych, którzy przychodzą do
kuratora bo muszą- zgodnie z przepisami oraz chcą pomocy postpenitencjarnej.
Sędziowie zlecają mnóstwo wywiadów bo chcą po- zakańczać własne sprawy. W
oczach koleżanek i kolegów obłęd i szaleństwo. Brak czasu aby pogadać o tym jak
i co ze świętami a gdzie na Sylwestra.
Do tego
wszystkiego oczywiście kuratorzy społeczni poskładali comiesięczne sprawozdania,
których palcem nie tknąłem. Ja pierdolę kiedy ja znajdę czas aby to wszystko
ogarnąć ?
Dobra jest
piątek mój dyżur (a i tak większość kuratorów siedzi i grzebie w papierach), dobra
coś przeczytam. Wpadają mi w ręce sprawozdania jednej z moich kuratorek
społecznych. Czytam, czytam - uff 10 dałem radę jeszcze dwa ostatnie, na szczęście
to jedna osoba – po prostu ma dwie sprawy z orzeczonym dozorem – będzie
szybciej. Czytam – rubryka uwagi, spostrzeżenia – skazanego nadal nie ma w
schronisku, nie skontaktował się z kuratorem, podtrzymuje wniosek o zarządzenie wykonania
kary z uwagi na uchylanie się od dozoru. Włosy staja mi dęba, jak to nadal, jak
to podtrzymuję wniosek? A gdzie był/jest ten pierwszy? Szukam akt, kurwa gdzie
są akta? No to ja teraz sobie poszukam. Siadam za biurko, trzeba skupić myśli w
tym chaosie. Jeszcze raz podchodzę do półki, wertuję moją półkę, w aktach z
dozorem własnym nie ma, w aktach z dozorami kuratora społecznego – nie ma, na
,,korytku’’ z bieżącą pocztą nie ma, zostaje największa- tzw. ,,dziwna’’ półka
na której jest wszystko co oczekuje ,,na lepsze czasy’’ lub jest nie do
załatwienia natychmiast. Metodycznie przeczesuje tę część, akta po aktach.
Sukces jest! No faktycznie akta jak stodoła grube. Otwieram ostatnią stronę i
czytam jeszcze raz co tam się dzieje. No faktycznie nie ma go. Wyjechał. Kurator społeczny prosi o pomoc i o ewentualne
złożenie wniosku o zarządzenie wykonania
kary z uwagi na uchylanie się od dozoru.
Jest moja adnotacja, że taki wniosek złożę. No i pewnie w natłoku spraw
odłożyłem akta ,,na dziwna półkę’’ następnie akta zostały przykryte podobnymi
sprawami i innymi papierami. Dobra – nic wielkiego się nie stało- skazany miał
dodatkowy miesiąc na skontaktowanie się kuratorem i tego nie zrobił, czyli
tylko pogorszył swoją sytuację. Dobra, trzeba spokojnie przeanalizować wszystko,
całe akta - jak wspominałem są grube. Oglądam, pełno zaświadczeń z pobytów w szpitalach. Jakieś rozpoznania. Pacjent
przyjęty do szpitala z rozpoznaniem uzależnienia krzyżowego – usunięty ze
szpitala z uwagi na skandaliczne zachowaniei stwarzanie zagrożenia dla innych
pacjentów i personelu. Następnie pacjent przyjęty (do innego szpitala) z
rozpoznaniem uzależnienia krzyżowego alkoholowo narkotykowego – zachowuje się
dobrze. Następnie pacjent ponownie przyjęty … itd. Wbijam chłopa w komputer – brak stałego
zamieszkania, stałego adresu , rodzice nie żyją , przebywał w domu dziecka do osiągnięcia
pełnoletniości, 3 x dowód osobisty, notowany za drobne przestępstwa oraz
wykroczenia . Posiadanie narkotyków…całkiem bogato. Jakieś następne pisma, że
OPS w … prosi o przyjęcie ( dajmy mu Zdzichu ) Zdzicha do schroniska dla
bezdomnych w (…). Następnie zgoda schroniska.
Skazany jednak jest usunięty ze schroniska bo nadużywa alkoholu i nie
stosuje się do regulaminu schroniska. Potem kurator z innego sądu go szuka, nie znajduje ale sam Zdzichu się odzywa i zostaje ustalone, że będzie się
kontaktował z kuratorem co tydzień. O
dziwo Zdzichu wywiązuje się ale po miesiącu
OPS kieruje Zdzicha do innego schroniska – no tym razem to ,,moje’’
schronisko . Akta po ok półtora miesiąca trafiają do mnie. No dobra kurwa ale
przecież to jest ewidentnie ciężki przypadek czemu ja go dałem kuratorowi
społecznemu? Acha, mam tu zapisek, że przy ustalaniu czy skazany faktycznie
przebywa w schronisku rozmawiałem z panią taką a taką, pracownikiem schroniska
który jest jednocześnie moim kuratorem społecznym . Poinformowała mnie, że ma z
nim dobry kontakt, że ma na niego chyba pozytywny wpływ bo nie pije i chce się
leczyć. Dodatkowo na tamten czas zadecydowało to, że miałaby go niemal 24/24h ,,na oku’’ i miała większe możliwości
kontroli i motywacji niż ja. Uff No dobra to przynajmniej wiem, że nie dałem
dupy w tym temacie i nikt się do mnie nie przypierdoli bo zrobiłem odpowiednie
zapisek w aktach dlaczego taki przypadek został powierzony kuratorowi
społecznemu. Super tylko czemu ja nadal tak słabo kojarzę człowieka? Analizuje
akta dalej – czytam karty czynności, ok, ok ,ok i dupa nie ok po trzecim miesiącu szlag go trafił, zadyma ze współmieszkańcami,
alkohol, niepowrót na noc brak kontaktu z kuratorem społecznym. Kurator
społeczny decyduje się poszukać go bo dochodzą go słuchy, że widziano go tu i
tu. Sukces – znajduje go przypadkiem w
drodze do pracy. Skazany zobowiązuje się do określonych zachowań i podaje
adres. Kurator będzie tam w przyszłym tygodniu. Czytam dalej. W przyszłym
tygodniu kurator pojechał pod wskazany adres. Zastał tam jakąś kobiecinę która
owszem potwierdziła, że był jakiś taki młody przespał parę nocy w szopie i w
zamian za narąbanie drewna na opał oraz parę innych czynności przydomowych mógł
się przespać i dostał michę zupy ale już od dwu tygodni go nie ma. Oczywiście
kłamał podając ten adres. Kurator społeczny poprzez OPS w Koziej Wólce skąd
pochodzi Zdzichu, dowiaduje się że był w tej miejscowościi widział się tam ze
znajomymi, którym podał swój nr telefonu a pracownicy dostali ten nr i teraz
przekazali go kuratorowi społecznemu. Kurator zadzwonił pod ten nr jednak kiedy
Zdzichu zajarzył z kim rozmawia rozłączył się
i więcej nie odebrał.
Dalej mój kurator pisze, że prawdopodobnie może przebywać w innej wiosce
pod adresem takim a takim – ponadto
społeczny dowiedział się że tam chyba mieszka z małoletnią! Rozumiem – trochę
za daleko dla kuratora społecznego od jego domu i możliwa trudna sytuacja ,,na
gorąco’’. Trzeba czasem być elastycznym i warto zrobić coś za niego, bo on
czasem zrobi coś za Ciebie. Poza tym nie mamy( kuratorzy) żadnego obowiązku poszukiwania
skazanego- to w jego interesie leży utrzymanie kontaktu z kuratorem oraz
obowiązek informowania sądu o każdorazowej zmianie miejsca zamieszkanie ( art.
169 kkw) ale w tym przypadku, ech pojadę. Okazało się również po ,,wrzuceniu’’
nazwiska w komputer, że rodzina do której miałem
pojechać jest trzyosobowa. Ojciec kilkakrotnie skazany za wybryki pod wpływem
alkoholu , oboje ponadto mają ograniczona władzę rodzicielską nad (dajmy jej) Karoliną (17 lat). Brat
poszukiwany przez policje od wielu lat za jakieś przestępstwa przeciwko mieniu.
Cudownie i na to wszystko mój Zdzichu.
Zanim pojechałem
następnego dnia, zasięgnąłem wcześniej opinii u kuratora rodzinnego i
poinformowałem go, że tam może być ,,mój’’ skazany. Koleżanka spojrzała w karty
czynności, jest koniec miesiąca, w
poprzednim miesiącu kurator społeczny (który bezpośrednio sprawuje pieczę nad
rodziną) nic niepokojącego nie napisał. Dobra informuję , że jakby co to dam
kopie sprawozdania do ,,wykorzystania służbowego’’.
Jadę, patrzę na
adres, jakiś dziwny. Znam wioskę choć mam ją od niedawna ale taki adres jakoś
mi do niej nie pasuje. Za wysoki numer. Wpadam do sołtysa i pytam gdzie to
jest. Sołtyska jest ok. cenne źródło informacji wszelakich. Przy czym naprawdę
dość obiektywna w osądach. Pytam o (dajmy im Maliniaki) Maliniaków.
Sołtyska w śmiech. No co się pytam? Panie toż tam dziada z babą brakuje a dom w
którym mieszkają to do wsi należy od roku bo go nikt nie chce ani my ani
sąsiednie Pcimie Wielkie . No ale po ostatnich zmianach administracyjnych
należą do nas, tam nikt nie zagląda zwłaszcza wieczorem bo strach. A już
kojarzę. Jadę.
Dom do którego
mam się udać znajduje się dokładnie miedzy dwoma wioskami i był to kiedyś
dworek. Gdyby jechać niemal na wprost wjechałoby się do wejścia głównego. Droga
dość ostro odwraca się od tego przybytku w kierunku następnej wsi a ja musze
starym traktem dojechać do tego budynku. Teraz sobie przypominam- 8 lat temu tu
byłem, jeszcze jako aplikant, już nie pamiętam nawet do kogo ale chyba właśnie
do Maliniaków- tak,oświeciło mnie, brata starego Maliniaka szukałem. Jadę,
droga to już dawno przestała być w jakikolwiek sposób naprawiana czy też
modernizowana. Była chyba kiedyś z ,,kocich łbów’’ ale teraz jest zasypana ziemią z wielkimi
zagłębieniami, także prędkość pojazdu wynosi 5 km/h . Nie jest też zbyt
długa , może z 200m. Wije się między drzewami.
Kręcę tak kółkiem w prawo, w lewo i nagle widzę miedzy drzewami psa. No
akurat to suka, bez obroży, z naciągniętymi sutkami- widać, że właśnie karmi
młode. Suka jest może nie największa taka średnia, szara, niepodobna do żadnej rasy ale ma coś takiego w oczach- jakiś
mord. Cudownie zanim, gdzieś wejdę to jeszcze walkę będę toczył z suką.
Pięknie. Suka biegnie obok mojego auta. No dojechałem. Stoję dokładnie przed
wejściem. Schody dość strome i wysokie, jakieś 2 metry, z kamienia a płyty
już dawno się obluzowałyi są mocno nierówne. Dalej wejście z daszkiem łukowym i
kolumnami. Sypiący się tynk. Okna drewniane w starym stylu z pozostałościami
jakichś ornamentów. Drzwi dwuskrzydłowe. Otwarte, jedne skrzydło oberwane.
Przez okno samochodu widzę jeszcze cos na kształt placu zabaw dla dzieci, jakaś
kupa piasku. Wśród niego stare połamane zabawki, foremki i …pojedyncza huśtawka
która lekko kołysze się na wietrze. Skojarzenie mam ewidentne- był taki film,
horror chyba Hitchcocka. No i ta suka za
drzwiami auta, która nie szczeka tylko bacznie obserwuje co zrobię. No i co mam
zrobić, trąbić aby ktoś wyszedł i zamknął psa? Obciach. Z drugiej strony mam
się z nią bić? Ot dylemat. Dobra biorę teczkę którą wożę zawsze z tyłu.
Przeważnie wyciągam ją dopiero jak wyjdę z auta otwierając tylne drzwi, teraz
jednak może posłużyć jako tarcza. Otwieram drzwi i patrzę suce prosto w oczy.
Wzrok mój mówi - rusz w moim kierunku a dostaniesz z buta. Chyba zrozumiała ,
cofa się o parę kroków a ja idę w kierunku schodów cały czas trzymając teczkę w
lewej ręce między mną a suką. Wchodzę przez te ,,wrota’’. Ciemne pomieszczenie,
odruchowo sięgam do kieszeni po latarkę ale w sumie niepotrzebnie bo po trzech
czy czterech krokach wchodzę do – nie wiem jak to opisać , centralnego
pomieszczenia dworku. Nie jest to sala balowa ale dość spore pomieszczenie na
końcu którego znajdują się schody na górę dość finezyjnie zawijające się w moim
kierunku. Balustrada z muru. Na końcu tego pomieszczenia okno przez które o
dziwo wpada dość sporo światła pomimo tego że jest niesamowicie brudne i
odrapane. Teraz czuję, że od drzwi przez które wszedłem zamiast świeżego
powietrza wlatuje odór moczu. Zastanawiam się czemu? Chyba w tym małym
pomieszczeniu mieszkańcy zrobili sobie toaletę i szczają pod mury. Dobra
rozglądam się za jakimiś drzwiami do mieszkań. Są z lewej i prawej. Szukam
jedynki. Żadnej numeracji ani nazwisk na drzwiach. Wszystkie zlewają się ze ścianami które są szaro
czarne, odrapane, z plamami kolorów wszelakich. Malarz tu ostatnio zaglądał
chyba za Gierka. Dobra biorę lewe. Pukam. Kto tam kurwa? Przecież nie będę się
darł pukam jeszcze raz. Kurwa ja pierdole (dalej przekleństwa)- ocho będzie zadyma.
Albo trafiłem bezbłędnie albo wręcz przeciwnie i będzie awanturka. Otwiera
koleś, który ledwo stoi na nogach, w różowo granatowym dresie, kapciach i z petem w zębach. Otworzył z
miną wojownika ale chyba nie spodziewał się, że będzie stał przed nim facet dwa
razy większy. Czego? (co zabrzmiało o
dziwo nawet miło). Szukam Maliniaków. Facet wykonuje gest ręką jak w
faszystowskim pozdrowieniu. Dziękuje. Robię dwa kroki do tyłu tak asekuracyjnie
i odwracam się. Idę do drugich drzwi mój rozmówca nadal mnie obserwuje. Dobra
pukam. Pukam i pukam.
Słyszę jednak, ze facet w dresie idzie w moim kierunku. O co mu chodzi? Panie
to trzeba wejść i dalej pukać. No na to bym faktycznie nie wpadł. Facet poczuł
respekt, otwiera mi drzwi za którymi znajduje się kolejne malutkie
pomieszczenie z dwoma
wejściami. Sam puka do następnych znajdujących się po lewej stronie. Dzięki,
dzięki. Słychać, że ktoś się zbliża. Facet w dresie odchodzi.
Otwierają się drzwi, stoi w nich może 45-50 letnia kobieta. Szmatą
wyciera ręce. Uderza we mnie zapach gnijącego prania teoretycznie suszącego się
na jakiś sznurkach przede mną, gotującej się jakiejś zupy i dymu z pieca.
Słucham. Kurator szukam Zdzicha podobno tu jest. A nie, nie ma niech Pan
wejdzie. Wchodzę. Znowu pomieszczenie niewielkie które służy za suszarnię i
łazienkę. Stoi jeszcze takie krzesło z dziurą a w nim miednica- co starsi
czytelnicy będą wiedzieli o czym piszę. Kibelka ni cholery. Przechodzę do
centralnego pomieszczenia i .. zapadam się z 15-20 cm. Niech Pan uważa!
Krzyknęła kobiecina ale było za późno . Wpadłem miedzy deski podłogi. Panie już
dawno nam obiecali z gminy tą podłogę zrobić ale ciągle piszą, że nie maja
pieniędzy. Rozglądam się baczniej. Przy prawej ścianie mam zaraz kuchenkę
gazową zasilaną z butli. Trochę przerwy z 1,5 m i piec typu koza. Do którego
właśnie udała się kobiecina aby położyć. Dalej jakaś meblościanka która trzyma
się kupy tylko na słowo honoru na niej Tv- stare pudło. Na wprost następne
meble w podobnym stanie. Po lewej mam jednoosobowe łóżko, jakiś stolik do
którego zmierzam wielkości może 0,7 na 0,7m
dwa okna a miedzy nimi wyrko, 2 osobowe na którym leży gospodarz domu –
Maliniak. Okna przepuszczają światło ale
chyba tylko dlatego, że jest słoneczny dzień i słońce świeci prosto w nie. Na
parapetach pousychane kwiatki. Ściany niemal dosłownie czarne. Widać tylko
wzorek od wałka jakim kiedyś je pomalowano – bo koloru nie odważę się określić.
Całe Pomieszczenie może 3,5 m na 5m. Maliniak nawet nie wstaje z barłogu pyta
kto ja i o co chodzi bo on właśnie zajęty jest i nie ma czasu rozmawiać. W
ogóle wygląda na ,,wczorajszego’’, gruby, zapuchnięty, nieco czerwony,
zarośnięty. Przedstawiam się jeszcze raz i mówię, że Zdzicha szukam.A Panie był
taki – Karolina go przyprowadziła. Mówiła, że taki fajny, miły, że chyba się z
nim ożeni – to został. No i co jest
jeszcze. Nie – panie przespał kilka nocy( zastanawiam się gdzie i z kim) i pojechał
– kutas jeden. Czemu kutas, zły był , pił czy co? Nie to że pił to ok, nawet
postawił na ,,wejście’’ 0,7 ale potem
mnie okradł i pojechał. No to faktycznie kutas – mówię. Chyba wypowiedzenie
wulgaryzmu wraz z przytaknięciem
podziałowo na rozwiązanie języka. Maliniak opowiada, że pili bo Zdzichu
miał kasę. Że wszystko było fajnie i wydałby za niego córkę ale go okradł (ciekawe
z czego sobie myślę). A Panie a co on Wam ukradł? 100 zł które miałem odłożone.
Acha. A na policję zgłosiliście- nie, nie warto co oni kasę oddadzą a i jechać
do nich trzeba. Dobra dziękuję. Maliniak jeszcze raz patrzy na mnie i pyta a
Pan to komornik tak – nie kurator od Zdzicha. A dziwne bo nie znam tu
przychodzi taka miła pani – tak, tak wiem – koleżanka z wydziału rodzinnego- ja
jestem z karnego. Acha. Maliniak chyba się rozczulił bo wstał i gada ze mną jak
z najlepszym kolegą a żona nawet na herbatę chce wodę stawiać. No kolegę sobie
znaleźli, może jeszcze po flaszkę skoczyć – tak sobie myślę. Dobra wychodzę.
Maliniak ze mną. Zbliżamy się do łukowatego wyjścia z obluzowanymi
drzwiami. Pytam jeszcze Maliniaka co to
za suka która się tu pęta. A panie to przybłęda, niczyja ona, mieszka tu pod
schodami, czasem dajemy jej cos do jedzenia. Będąc już na schodach pojawia się
suka. Maliniak mówi aby iść śmiało ale zdecydowanie bo fałszywa jest. Coś mnie
tknęło – Panie Maliniak a tak w ogóle to pracy chyba nie macie. No nie. OPS
pomaga- no parę groszy dadzą. Do roboty bym poszedł ale nigdzie nie ma i
wszędzie daleko przystanek autobusowy jest jakieś 2 km stąd. PKS tylko rano
jest o 6 i 7 i po południu o 15 i 16.30. Nawet nie mam jak i co załatwić.
Taaak. No ale tu to gmina mogłaby chociaż pomalować. Eeee Panie jak mój ojciec
to zostawił dla gminy tak więcej tu nikt palcem nie kiwnął. Jak Pana ojciec? No
ojciec był tu właścicielem. O kurwa – czyżby on z tych Maliniaków? Nazwisko
jakby szlacheckie- myślę. No to wy tu właściwie jak hrabia jakiś. Maliniak
patrzy na mnie. W jego oczach widzę przebłysk dumy, ale tylko na moment blask
jakiejś dawnej nieokreślonej światłości. Niemal w tej samej sekundzie pojawia się
facet w różowo granatowym dresie i woła Maliniaka. Sąsiad sprawę mam i pokazuje
w ręce tanie wino. Maliniakowi wraca uśmiech na twarz i żegna się ze mną. Ja
wsiadam do auta i odjeżdżam.
Zdzichowi napisałem wniosek o zarządzenie wykonania kary z uwagi na
uchylanie się od dozoru oraz niewykonanie obowiązków, które sąd nałożył przy
wyroku – miał tam obowiązki wyrównania szkód na rzecz pokrzywdzonych. Wniosek i
tak napisałem po tygodniu bo nie miałem czasu z uwagi na inne obowiązki. Sąd
zarządził wykonanie kary w ciągu trzech tygodni. Zdzichu dość szybko się znalazł bo po ok 2 tygodniach od zarządzenia wykonania
kary. Wpadł na gorącym uczynku przy włamie do sklepu monopolowego. Dostał nowy
wyrok i odsiaduje dwa poprzednie łącznie nazbierało mu się prawie 6 lat. Samego
Zdzicha tylko na zdjęciu z ZK widziałem, nigdy nie spotkałem go osobiście.
Kopię wywiadu przekazałem wydziałowi rodzinnemu. Na szczęście Zdzichu nie
spłodził potomka podczas swojego pobytu u Maliniaków. Karolina szczęśliwie
ukończyła 18 r. życia i można było nadzór wychowawczy oraz karny umożyć. Słyszałem później, że wyniosła się z domu – czy do kogoś,
czy do pracy czy za granicę nie wiem. Przerwała jednak naukę i wątpię aby miała
na tyle znajomości aby załatwić sobie jakaś przyzwoitą pracę –przypuszczam, że
może skończyć jak jej rodzice. Gdzieś w jakiejś zapomnianej przez Boga dziurze.
Pisząc to opowiadanie mam przed oczami Maliniaka (hrabiego) i faceta w
różowo granatowym dresie (taki traktorzysta), objęci jak najlepsi przyjaciele
znikają w czeluściach strasznego dworku gdzie diabeł mówi dobranoc.
Jestem jeszcze w połowie czytania, ale mam jedną prośbę - bardziej czytelna forma. Białe litery na czarnym tle czyta się bardzo dobrze i wzrok się tak nie męczy jak na tle jasnym, ale pod warunkiem, że tekst jest jakoś podzielony. Brak akapitów naprawdę utrudnia czytanie, wszystko zaczyna mi się zlewać w jedno (już nie mówiąc o tym, że ja na przykład zajmuję się wieloma rzeczami na raz i czytam to sobie fragmentami - trudno mi będzie znaleźć miejsce, w którym skończyłam czytać).
OdpowiedzUsuńBył bardziej podzielony , jednak widzę, ze chyba był jakiś problem z jego zamieszczeniem z uwagi na objętość albo coś- nie znam sie- bo nawet ostatnie zdanie jest małymi literkami. kane
Usuńdrogi kuratorze, jeśli chcesz, by ten blog zaistniał na dłuzej (albo wygrał konkurs Blog Roku) to błagam - albo nie wstawiaj kane'owskich wypocin, albo je chociaż redaguj, bo jeśli ktoś tu jest pierwszy raz i natknie się na ten bełkot bez znaków przestankowych i bez ładu i składu, to uzna, że to grafomańskie sprawozdawstwo i sobie pójdzie. tragiczne są notki kane'a, nie dość, że bez puenty, morału, ogólnie bez wyrazu, to tragiczne stylistycznie. to nie nabija wyświetleń, jak dla mnie - psuje ten blog.
OdpowiedzUsuństyl kane jest nieco nieporadny i rzeczywiście wymaga korekty
OdpowiedzUsuńniech pisze, uczy się, dajci mu też się "wygadać". Kuratr za mało pisze, więc choć Kane "ratuje" i choć można cos poczytać.
OdpowiedzUsuńto jest bez sensu. liczy się jakość,a nie ilość, takie zapchajdziury psują tego bloga i jego odbiór. wygadać to się może na swoim blogu, niech taki założy i tam sobie papla.
OdpowiedzUsuńSpodziewałem się czegoś bardziej ciekawego i bez tych bluzgów. Sam byłem kuratorem społecznym -przez ponad dwadzieścia lat. Moimi podopiecznymi były osoby dorosłe w tym również skazane za zabójstwa. Troche wygląda na to, że lubisz bałagan a luzują Cie wulgaryzmy. U mnie było inaczej.
OdpowiedzUsuń,,Bluzgów'' raptem 5- czy 6 ... to co powiesz o opowiadaniach kolegi? kane
Usuń