Mała rączka uniesiona ku górze zaciskała swą drobniutką piątkę, próbując złapać jakis niewidzialny przedmiot unoszący się w powietrzu. Małe usteczka łapczywie wciągały powietrze, a malutkie piersi z trudem próbowały wciągnąć każdy haust powietrza. Przenikliwe zimno spowijało drobne, blade ciałko przykryte szarym z brudu kocem. Zsiniałe usta nie miały siły płakać, choć łza bezsilności spływała po jego umęczonym krótkim życiem poliku. Wąziutkie i krzywe nóżki z ledwością poruszały się, starając zwrócić na siebie uwagę kogokolwiek, kto choć na chwilę mógłby ulżyć w jego niedoli. Mały żołądeczek od wczoraj nie miał nic w sobie a lepka, brudno-żółta ciecz spływała po jego wychudzonych udach.
Kurwa i szmata. To określenie nie wywodzi się znikąd. Tak ją określają własne dzieci, które w bidulu spędzały swój żywot. Cała piątka, w wieku od siedmiu do 15 lat. Te starsze robiły zawody który najszybciej spuści się podczas walenia konia, młodsze paliły papierosy a ulubioną zabawą było kraść i niszczyć wszystko co popadnie lub znajduje się dookoła. Upośledzenie na twarzach wypisane, naznaczając te niewiniątka na całe przyszłe życie, każde w szkole specjalnej próbuje liznąć choć podstaw pisania i czytania z miernym skutkiem. To nie ich wina że takie są, że leją moczem z okna a do butelki zbierają swoją spermę. To nie ich wina, że lepkie łapy kradną wszystko, co tylko przejawia jakąkolwiek wartość. To nie ich wina, że jeden z drugim potrafi zesrać się w gacie, a te pozostawić potem na środku pokoju, tak że cuchnie na pół bidula. To nie ich wina że cieszy je ból i dręczenie innych. To nie ich wina... Spierdolone pijackie geny krążą w ich krwi, wypełniając każdą komórkę ich przegranego na starcie życia. Sę efektem pijackiej libacji, zrobione z czystej, alkoholowej przyjemności gdzieś na obskurnej, zaszczanej melinie z lumpem, który w pijackiej ekstazie współżył z ich matką.
Okiełznuje ich farmakologia. Psychiatryczny szpital dziecięcy, potem przyjmowanie leków - psychotropy i inne świństwo, które mają ułatwić im podporządkowanie się w bidulu wychowawcom. To przez nich wychowawca po całym dniu ma ochotę zabić każde inne dziecko, które tylko krzywo się spojrzy. Absorbują, wkurwiają, denerwują. Zdegenerowany genotyp każdego dnia nie daje o sobie zapomnieć, wciągając w swój wir debilizmu i umysłowej degrengolady tych, dla których jest jeszcze cień szansy.
Najlepiej jest wtedy gdy śpią. Albo siedzą w pokoju oglądając film trzepiąc kapucyna. Jest spokój, cisza. Pojawia się nadzieja że szybko zasną i kolejny dzień z ich życia zostanie zaliczony. Odhaczony w kalendarzu beznadziejności, odliczany posiłkami. Czasami wspominają matkę - jak najebana była, jak pierdoliła się z menelem na ich oczach. Lecz w ich opowieści nie ma łez i bólu - jest śmiech i wspominanie jak menelowi kutas stał i jak śmiesznie nim wymachiwał, zwalając się na zamroczoną alkoholem matkę. Podniecająca wizualizacja podczas masturbacji, dzięki której może się rozładować i która przynosi taką wspaniałą, krótkotrwałą euforię i ulgę.
W wieku osiemnastu lat jeden z nich opuści bidul, ku uciesze wszystkich wokoło. Nie będzie żegnany z fanfarami. Raczej wypchnięty w dorosłe życie dzień po swoich urodzinach. Wróci tam skąd przyszedł. Z powrotem jego domem stanie się melina, tani alkohol, libacje i popęd seksualny, nie hamowany już żadnymi lekami. Nie będzie kontrolowany, nie będzie doglądany. Jest dorosły i sam decyduje o swoim życiu. Znów będzie matka pijaczka, której pozytywny napływ uczuć spowodowany będzie pieniędzmi, które dostanie na usamodzielnienie. Będzie kochanym synkiem, radością jej życia. Póki starczy pieniędzy, póki będzie co wydawać, a najlepiej przepić, lecz wcześniej przez miesiąc lub dwa być królem świata. Słaby to król, którego wyznawcy znajdują się wtedy, kiedy na stole stoi wódka lub inne sfermentowane ścierwo. Słaby to król, który wysłowić się nie potrafi, a żyje instynktem dnia codziennego. Słaby to król, który nie myśli o przyszłości, a którego celem jest przeżyć do dnia następnego. Lecz teraz, kiedy w progu zawituje ON, jej dziecko, jest się królem całego świata, który co prawda jest jak ten kolos na glinianych nogach, ale który ma szansę zaistnieć, choć przez ułudną chwilę.
Popęd seksualny daje u niego o sobie znać. Masturbowanie się codziennie po kilka razy juz nie wystarcza. Chce seksu. Patrzy na matkę która współżyjąc w alkoholowej ekstazie, krzyczy zza sciany. Podgląda ją, jednocześnie waląc konia i wyobrażając siebie na miejscu menela, który niezdarnie leży i sapie na jego rodzicielce. ON też chce seksu z kobietą. Ta myśl zaczyna być obsesyjna, krąży w jego głowie z coraz większą nadzieją na spełnienie.
Z natury jest nieśmiały. Nie potrafi poderwać dziewczyny. Zresztą, żadna nie chce z nim rozmawiać. Brudny, niechlujny, nie potrafi nawet się wysłowić. Uśmiecha się głupkowato i patrzy na dekolt każdej kobiety. Nieważne czy stara czy młoda. Wystarczy kilka miłych słów skierowanych do niego, a już wyobraża ją sobie jak stoi koło niego naga pozwalając mu zbliżyć się do siebie. Dostaje przydomek głupka. Takiego wioskowego, kompletnie przybitego głupka, który łazi tylko do sklepu, gdzie kupuje wino sobie i matce. Ci mądrzejsi nie chcą z nim rozmawiać, zbywają go, przedrzeźniają. Dziewczyny, jak czasami znajdzie się w ich towarzystwie, naśmiewają się z niego. Lecz w jego przepitej już alkoholem i ograniczonej intelektualnie główce rośnie frustracja. Chce mieć kobietę, chce zdzierać z niej ubranie, chce z nią współżyć. Coraz bardziej obsesyjne myśli krążą po jego głowie, coraz mniejszą ma kontrolę nad swoimi myślami.
Zdarzyło się że został pobity. Nie wytrzymał. Koledzy z koleżankami pozwolili mu pić ze sobą. Z każdym łykiem piwa chciał seksu. Ona miała 16 lat, była ładna i równie jak on pijana. Zaczął się dostawiać do niej, łapać za cycki, za tyłek. Widać było że był podniecony - wyczuł w swym małym móżdżku szanse na seks, którego tak mocno pragnął. Najpierw ona mówiła mu żeby spierdalał od niej. Żeby się odpierdolił, bo ją brzydzi i żeby jej nie dotykał. Lecz do niego to nie docierało. Złapał swoją brudną ręką za jej pierś i zaczął ściskać z całej siły. Jak mu to wielką sprawiało przyjemność. Dziewczyna szarpała się i wyrywała, lecz on ją przewrócił na ziemię i przycisnął swym ciałem. Ale wtedy pomogli jej koledzy. Został, pobity, pokopany i zostawiony zwijający się w bólu na tyłach sklepu. Od tamtej pory nikt z nim nie chciał już nie tylko pić, ale i rozmawiać. Dziewczyny unikały go, a za każdym razem jak podchodził do grupki rówieśników pod sklepem słyszał wyzwiska i przekleństwa. Prawie wszyscy go znienawidzili, wyzywali od zboczeńców, pedałów, pedofilów. Wiejski głupek zaczął być traktowany z ostracyzmem. Wyzywany, wyszydzany skrył się w swojej chałupie razem z matką pił, jak tylko była okazja.
Lecz żądza seksu wciąż dawała o sobie znać. Znów masturbacja, znów podglądanie matki. Wtedy postanowił ze musi spróbować kobiety. Jedyną jaka była to matka. Równie jak on upośledzona intelektualnie i z równie dużymi potrzebami. Wyczekał aż będzie pijana i wkradł się do jej łóżka. Ona zamroczona alkoholem nie oponowała, jak odsunął szmatę ją przykrywającą i położył się na niej. Nawet się nie obudziła. Po raz pierwszy był z kobietą. Czuł triumf i satysfakcję, lecz jednocześnie w jego stępiałym umyśle coś mówiło że zrobił źle. Następnego dnia matka nie odezwała się do niego ani słowem.
Po pewnym czasie znów chciał kobiety. Poczekał aż ta się napije i legnie zamroczona w swym barłogu. Znowu się na niej położył i to zrobił. Tym razem wyrzuty sumienia były mniejsze. Za trzecim razem gdy to robił, matka otworzyła oczy i patrzyła na niego. Speszyło go to i uciekł do pokoju. Poszła za nim i zapytała czy mu się podoba to. Nic nie odpowiedział.
Po czasie zauważył, że podnieca go jak inni oglądają jak się masturbuje. Podniecał go widok nagich dzieci. Zakradł się nad pobliskie jezioro latem i siedząc w krzakach oglądał maluchy, mające po siedem, osiem, dziesięć lat. Widok ten pozwalał mu jeszcze intensywniej pocierać swojego kutasa. Zdarzało się, że widząc bawiące się na uboczu wsi dzieci, proponował im zabawę w rozbieranego. Pokazywał im swojego fiuta licząc, że one zrobią to samo. Niektóre robiły, a w nim wzbudzało to potężne podniecenie. Leciał wtedy do matki i rzucając ja na tapczan gwałcił. Już od dawna bowiem nie wyczekiwał momentu aż będzie pijana. Brał to co według jego chorego mózgu mu się należało.
ONA urodziła dziecko. Nie wiadomo jakim cudem, lecz okazało się że zaszła w ciąże. Nie wiadomo było kto był jego ojcem. Może syn, może jakiś menel. W każdym razie podczas wypisu ze szpitala został poinformowany Sąd, że rodziła kobieta pod wpływem alkoholu. Wtedy ruszyła cała machina instytucjonalna. Pracownik socjalny podczas wizyty w domu zauważył dziecko i wezwał pogotowie. Gdyby było to dzień później, maluszek by nie przeżył. Po wywiadzie kuratora zawiadomiono prokuraturę. Ludzie zaczęli opowiadać co wiedzą.
Aha. Zapomniałbym. Na świat przyszło kolejne, upośledzone dziecko.
Wesołych Świąt.
Każdorazowo mam ciarki po przeczytaniu takiej historii..
OdpowiedzUsuńDopisze happy end.
OdpowiedzUsuńDziecko zostalo zabrane , matke pozbawiono praw rodzicielskich, to bylo latwe. Dziecko umieszczono w domu malego dziecka , ktory prowadzily zakonnice. Po kilku miesiacach zglosila sie para adopcyjna, on uduchowiony doktorant po 30 i jego eteryczna zona. Nie, nie byli bezplodni, czuli poprostu, ze moga pomoc . Wiedzieli, ze dostaja dziecko z problemami, byli na nie gotowi. Nie wiedzieli tylko, ze ich przybrany synus, lekko opozniony , co prawda, pochodzi z kazirodczego zwiazku dwojga upoledzonych alkoholikow. Po latach walki o wszystko, o higiene, o liczenie do 10, o zamykanie ust i mniej belkotliwa mowe, po latach cwiczen, rehabilitacji, hipoterapii, delfinoterapii, dobrej diety........ synus poderrznal im gardla, bo nie pozwolili mu palic w salonie.
Pa. Wesolych swiat.
Uważam to za odpowiednie zakończenie, może bez happy endu, ale bardziej życiowe
UsuńNo, Panie kolego, w końcu to jest to, co chciałoby się czytać. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńWesołych
kurator
Jak to do mnie, to raczej pani kolezanko.
OdpowiedzUsuńNalepszego w Nowym Roku i udanych sprawozdan polrocznych.
Opowieść wigilijna bez szczęśliwego zakończenia. I jeszcze ten komentarz z góry na dobitkę.
OdpowiedzUsuńŚledzę twój blog od początku z fanatyczną regularnością i nigdy nie skomentowałam jednego postu, ale.... to jest naprawdę mocne.
OdpowiedzUsuńRoszku
Czytało się to trochę jak erotyk.
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czyta, zwłaszcza do śniadania. Tym razem w nocy, bo to pora prac świątecznych:-))). Czy ktoś coś z tym wreszcie zrobi!?!
OdpowiedzUsuńDopiero czytajac tego bloga czlowiek sobie zdaje sprawe na jakim NAPRAWDE świecie żyje.
OdpowiedzUsuńWłaśnie z tych powodów uważam, że w Polsce tacy ludzie powinni być sterylizowani. Gratuluję Panu znakomitego bloga. Czytam go regularnie i chętnie polecam szczególnie tym, którzy nawet palcem nie kiwną, żeby pomóc dzieciom, ale psy wieszają na rodzinach zastępczych, których oczywiście jedynym celem jest dorobić się na krzywdzie najmłodszych i ich biednych rodziców, którym te dzieciątka są zabierane wyłącznie z powodu biedy, a oni tak bardzo kochają swoje pociechy. I cierpią oczywiście. Byłam rodzicem zastępczym przez kilka lat. Było mi przykro, kiedy słuchałam ataków na rodziny zastępcze (choć i tu znajdą się "czarne owce"). Najczęściej na takie rodziny plują ludzie, którzy nic dla nikogo nie robią i wszędzie dopatrują się złych intencji. To podłe. Świata sami nie zbawimy, ale może niech każdy z nas zrobi coś dobrego, co leży w jego mocy :-). Nie musi to być nic wielkiego, ale niech będzie dobrem. Życzę radosnych Świąt Bożego Narodzenia. Niech przyniosą nam wszystkim Dobrą Nowinę i nadzieję.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego
EWA
Nawet obrzygany, śmierdzący, owrzodzony człowiek pozostaje człowiekiem i nalezy to szanować. Sterylizować to można psy i koty a i to jest cholernym barbarzyństwem. Czy takie czyny czynią nas lepszymi? Tak, dzisiaj sterylizujmy meneli, jutro tych z wyksztalceniem podstawowym pojutrze łysych a za tydzień wszystkich, którzy nie są na liście stu najbogatszych.
UsuńNie takie czyny nie czynią nas lepszymi.. ale "ratują" kolejne pokolenie.. mniej nieszczęść dotyczących tych najmłodszych..
UsuńTo wszystko nie jest prawda. Pokazane jest w świetle odpowiednio wyostrzających cienie reflektorów. Jeśli gdzieś dzieją się nieludzkie warunki, to są odpowiednie służby, instytucje, ludzie, którzy powinni się tym zająć - charytatywnie albo z racji otrzymywanego wynagrodzenia. I zajmują się, ingerują. dziecko nigdy nie jest skazane na samego siebie i na pastwiących się nad nim rówieśników. Jeśli krzywda się mu dzieje, to musi ktoś dorosły to widzieć i interweniować. Takie teksty są ciekawe ale jako poruszające nowele, tendencyjne , prawie pozytywistyczne. Z tym, że w pozytywizmie służyły poruszeniu serc czytelników - a tu (czy się mylę? ) wyrobieniu przekonania o bezużyteczności niektórych ludzi i związanej z tym selekcji :( Niedługo ludzie sami będą Bogu dziękować, że wreszcie odchodzą z takiego świata!
UsuńTo co najbardziej lubię w twórczości, sztuce, to gdy wprawia mnie ona w stan pomieszania, ambiwalencji. Gdy nie daje gotowych i oczywistych puent, emocji, reakcji.
OdpowiedzUsuńTo robi ze mną ten blog.
Dlatego zachęcam pana Autorze do napisania książki. Ale nie zebrania tych opowiadań w całość, ale do napisania powieści, historii konkretnej i dłuższej.
Jeśli się panu uda osiągnąć ten stan w długiej formie...padam do stóp;-)
Nie mówiąco tym, że zarobi pan przy okazji parę złotych:-)
rewelacyjnie napisane... Wreszcie bez zbędnych metafor i przedłużających się opisów nie wiadomo czego... Gratuluję takiego sposobu pisania. Chociaż historia przerażająca...
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jedno: skoro kobieta rodziła pod wpływem alkoholu to dlaczego od razu nie zostały powiadomione odpowiednie służby i dziecko nie zostało w szpitalu tylko pozwolono "matce" zabrać je do "domu"...
nie wiesz? bo "matce""trzeba dać szansę"... żeby potem nikt nie powiedział, że "ona chciała wychowywać" a jej zabrali....
UsuńCóż, jak śledzę tego bloga od długiego czasu tak muszę się zgodzić z moimi przedmówcami, ten wpis jest bardzo mocny. Jeżeli chodzi o całokształt to naprawdę czekam z utęsknieniem na książkę (jeżeli takowa miałaby się pojawić), która mogłaby spokojnie zostać zaliczona do literatury mrocznej, do bólu ciężkiej i zmuszającej do refleksji. Raczej książka (podobnie jak blog) nie znalazłaby grona zwolenników i przeciętnych ludzi, którzy od takich tematów uciekają jak najdalej udając, że takie coś nie istnieje i to jest jedna wielka hiperbola, ale uważam, że spokojnie wierni fani obecnego bloga (podobnie jak ja) rzuciliby się na taki tytuł.
OdpowiedzUsuńChyba Ci się oświadczę, słowo daję...
OdpowiedzUsuńK
Jeszcze poleci do Faktu i napisza, ze niedobre panstwo zabiera dzieci z powodu biedy...
OdpowiedzUsuńZamknięte koło nieszczęść, straszne to, przykre, niesprawiedliwe. To nie świat jest zły to My...
OdpowiedzUsuńJa czekam na książkę, proszę kuratora, czekam, czekam, czekam.
OdpowiedzUsuńmoże, może ;) kane
UsuńStraszne. Ale pismo masz świetne ;) Może mój blog też będzie taki popularny :)
OdpowiedzUsuńhttp://mojpiesmojapasja.blogspot.com/
"...Pojawia się nadzieja że szybko zasną i kolejny dzień z ich życia zostanie zaliczony. Odhaczony w kalendarzu beznadziejności, odliczany posiłkami..." Czyli tak jak większość tak zwanego zdrowego społeczeństwa (taka dygresja mi się nasunęła).
OdpowiedzUsuńTo jak jest z tym popędem seksualnym po picu taniego wina i paleniu papierosów? Naukowcy przestrzegają żeby nie pić i nie palić, bo się bedzie impotentem a tymczasem ci co piją i palą mogą po kilka razy dziennie, nawet z własną matką. Nic z tego nie rozumiem.
;-)
OdpowiedzUsuńhistoria niczym z życia wzięta. Takich sytuacji są setki jak nie tysiące. Zapraszam też do mnie :) http://adiberlin.blogspot.de/
OdpowiedzUsuńGratuluję świetnego stylu :)
OdpowiedzUsuńSterylizacja nie jest złym pomysłem. Skoro kolejne spłodzone pokolenia niosą z sobą kolejne zło, patologię i złych na świat ludzi, to po co dawać pijackim jajnikom pijackie plemniki? Widuję takie dzieci, mam z nimi do czynienia i boję się ich. Agresja i wściekłość otacza ich wysokim murem. Nie powinny te młode dusze trafiać w popsute przez parszywe łona ciała. Ale ponoć taka karma...
OdpowiedzUsuńTen blog otwiera wielu oczy, ale jadąc ulicami, stojąc na światłach wyjrzyjcie przez okno i popatrzcie na twarze ludzi na przystankach. Ile w niektórych obliczach złości, albo tępoty można dojrzeć. Oni tutaj nie zajrzą :-)
Przecież w Polsce nie można legalnie poddać sie zabiegowi sterylizacji dobrowolnie a ty chcesz to robić "urzędowo"? Moim zdaniem zamiast tematem aborcji powinni zająć się tematem sterylizacji, bo to skandal, żebym nie mogła przejść tego zabiegu w naszym kraju, nawet odpłatnie.
UsuńMożesz, ale tylko pod warunkiem, że istnieje cień szansy na odwracalność procesu. To wystarczy, by nie było to przestępstwo. Znam kilku facetów, którzy dali sobie podciąć i podwiązać nasieniowody (bo już mają dzieci i nie chcą więcej) i bardzo to sobie chwalą.
Usuńnigdy nie zaadoptuję dziecka z rodziny patologicznej.
OdpowiedzUsuńWitam, Was wszystkich czytając tego bloga niektóre sytuacje mogę podciągnąć pod swoje życie ciężką historie która czasem jest ciężkim krzyżem na mych ramionach krzyżem który mnie wbija w ziemie tworząc ze mnie małego człowieka człowieka zwanego matką która jest bezradna. Bezradność to najgorsze uczucie przynajmniej dla mnie w ostatnim czasie!!!
OdpowiedzUsuńMiałam 15 lat gdy poznałam wtedy dla mnie cudownego człowieka był dla mnie ideałem (teraz nie chciała bym nawet na niego spojrzeć). Wszyscy odradzali mi taką miłość, człowiek ten był ode mnie dwa lata starszy z nieciekawą przeszłością pobyt w ośrodku wychowawczym i po podstawówce. I chyba dlatego tak mnie do niego ciągło bo ja dziewczyna z dobrej rodziny a on taki inny. Żal mi go było bo rodzice po rozwodzie wpierw mieszkał u ojca bo matka zostawiła jego z pięciorgiem rodzeństwa i poszła w długą. Potem trafił do ośrodka z którego wrócił do matki. Wtedy w jego życiu pojawiłam się ja zaliczając ucieczkę z domu dla niego postawiłam swe życie na głowie
hmmm... właściwie życie mojej rodziny również. Mając 16 lat zaszłam w ciążę tak się cieszyłam bo wiedziałam że teraz to już na pewno będziemy razem byłam w drugiej klasie liceum. Mama proponowała mi aborcję ale ja się nie zgodziłam. Beztrosko mijały kolejne miesiące ciąży mieszkałam u Rodziców którzy bardzo o mnie dbali a mój wybranek widywał się ze mną czasami. Do końca ciąży postanowiłam że będę chodzić do szkoły w której byłam dziwactwem bo taka młoda i w ciąży!!!! 14 listopada 2000 nadszedł ten dzień urodziła się moja kochana wyczekiwana Córcia. Obiecałam jej wtedy że będę najlepszą matką na świecie mimo tego że byłam wtedy tak młoda ona zmusiła mnie by szybko dojrzeć. Chciałam pokazać jej cały świat być dla niej ostoją, pomocą wspaniałą matką. Każdy dzień z nią spędzony to była rozkosz była ślicznym maleństwem cudownym dzieckiem a ja młodą matką wytykaną palcami ale to było nie istotne. Najważniejsza była ona nic więcej się nie liczyło. Gdy córka miała 9 miesięcy przeprowadziłam się z nią do jej ojca mając już wtedy dość mych rodziców
OdpowiedzUsuńktórzy dopiero teraz to widzę, wtedy bardzo mi pomagali.
Mieszkając u ojca mej córki byłam szczęśliwa hmmm dziś wiem że było to złudne szczęście..... nie raz brakowało na chleb jadło się makaron z cukrem .... to już nie było to kolorowe życie to była walka o codzienność normalność. Ania rosła jak na drożdżach była śliczną dziewczynką bardzo samodzielną. Mając 3 latka poszła do przedszkola a ja zaczęłam szukać pracy którą w gruncie rzeczy dość szybko znalazłam. Dzięki temu że skończyłam szkołę mogłam dość szybko podjąć pracę. Było już wtedy lżej było więcej pieniędzy można było w miarę normalnie żyć. I tak biegło życie z dnia na dzień okazywało się iż ojciec mojej córki nie jest pracowitym człowiekiem i nigdy nie może znaleźć pracy. Trzeba było poszukać drugiej pracy i tak z jednej do drugiej w między czasie odbiór dziecka z przedszkola zakupy obiad i obowiązki dnia codziennego. Starałam by ta nasza rodzinka była normalna jak każda inny szczęśliwa i nawet nie wiem kiedy ale dość szybko dostałam zapłatę za te moje starania. Zostałam rzucona na własne życzenie w ręce człowieka który zaczął używać przemocy nawet nie wiem za co i jak to się stało.
OdpowiedzUsuń. Byłam normalną kobietą dbającą o dom i nasze dziecko. Wpierw były to tylko szturchania i popychanie. Potem zaczęło się bicie po twarzy a przy końcu naszego związku już było gorzej. Połamane ręce noga, obojczyk wiele siniaków i ran. Ten człowiek tak wbił się w mą psychikę że teraz to widzę uzależnił mnie od siebie. Mimo tego wszystkiego go kochałam a zarazem wiele razy myślałam o odejściu ta myśl bardzo szybko ulatywała z mej głowy wiedziałam ze nie poradzę sobie bez niego że nie wiem nawet jak by miało wyglądać moje życie bez niego. Trwałam tak w tym wszystkim wegetowałam. Z czasem zaczęłam się buntować wzywałam policję przy każdej awanturze. Założono mi niebieską kartę i tyle. Dziś nie mogę sobie wybaczyć że tak długo na to pozwoliłam pozwoliłam by moja córka na to patrzyła ja ta która miała dać jej szczęście która miała być ostoją. Pewnego dnia powiedziałam dość, dość takiego życia i odeszłam. Tak się bałam bałam się że nie umiem nie umiem żyć bez niego. Dziś wiem że to wszystko było tylko w mej głowie bo żyję udało mi się nawet udało mi się poznać kogoś zaufać na nowo a ten ktoś potrafił dać mi szczęście takie prawdziwe na które człowiek czeka całe życie. Gdy córka miała 10 lat złożyłam papiery o rozwód i udało się na dobre uwolnić się od tego człowieka od kata. Wtedy wydawało mi się że to już koniec że teraz jestem wolna. Złuda niestety przecież cały czas łączyła nas córka i tak już będzie do końca moich dni niestety zawsze będzie obecny ON!!!!
OdpowiedzUsuńPonownie wyszłam za mąż opowiadając wam wcześniej, ja naprawdę byłam szczęśliwa to były cudowne trzy lata było jak w niebie. Po czterech latach urodził się nam synek cudowny chłopak między czasie moja córka poszła do gimnazjum i niestety wtedy skończyło się moje szczęście. Pierwsza klasa była nawet znośna oprócz złych ocen. No i zaczynającego się okresu buntu. Powtarzaliśmy sobie że damy radę że sobie poradzimy. Najważniejsze było by nie stracić z nią kontaktu by rozmawiać wiedzieć co się u niej dzieje i mądrze prowadzić ją przez ten okres buntu trudny dla niej i dla nas. By jej pomagać być tuż obok gdy tylko nas potrzebuje. Niestety nie udało nam się Córka wpadła w złe towarzystwo zaczęła palić papierosy potem jak się okazało marihuanę a ostatnio kilka razy wróciła do domu pod wpływem alkoholu. Zastanawiam się gdzie wszystkie te wartości które jej wpoiłam przecież były bo według nich postępowała. Wiedziała co jest dobre a co złe. Teraz tego nie ma wraca kiedy chce wychodzi kiedy chce nie chodzi do szkoły nie uczy się tak jak jej towarzystwo w którym się obraca a ja nie umiem jej z niego wyciągnąć. Ojciec mojej córki nie pomaga tylko ją buntuje i całą winą obarcza mnie niestety. Jestem bezradna ta bezradność mnie zabija ja już nie umiem cieszyć się życiem już nie potrafimy z mężem być szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńNie wiemy co robić. Teraz jestem na etapie kierowania córki do ośrodka socjoterapii być może ktoś z was zaneguje powie co za wyrodna matka ale ja myślę iż może teraz uda się to naprawić. Może tam jej pomogą bo ja już nie mam sił nie mam siły by nieść ten krzyż który coraz bardziej wbija mnie w ziemię miałam być taką szczęśliwą matką, matką opiekuńczą tą ostoją dla mej córki a jestem bezradną matką która toczy walkę o każdy dzień o lepsze jutro by było lepiej .... jak długo jeszcze i czy w ogóle się uda? Trzymajcie kciuki
OdpowiedzUsuń