Na fali "dobrych zmian" i ja dorzuciłem swoje propozycje, jakie proponuję zmienić by skuteczniej walczyć z patolami. A jakie to są propozycje, zapraszam do lektury :)
DOBRA ZMIANA
PS. Na wakacje uzbierałem :) Wisze 2 teksty wspierającemu mnie czytelnikowi, i postaram się je w najbliższych dniach wrzucić :) pozdrawiam
„Pomocną rękę należy podać tym, którzy mądrze walczą, a nie mogą dać sobie rady.” - Stanisław Grzesiuk (z książki Pięć lat kacetu) Przedstawione historie są fikcją literacką, a zbiezność ze zdarzeniami i postaciami występującymi w rzeczywistości, jest jedynie przypadkowa. Zamiarem autora nie jest w sposób negatywny przedstawianie osób objętych postepowaniem sądowym a w pracy zawodowej kieruje się ogólnie pojetym dobrem każdej jednostki.
poniedziałek, 27 czerwca 2016
niedziela, 12 czerwca 2016
Kiepownica
Stoję pod budynkiem sądu i dopalam papierosa. Obok na
drzwiach przyklejona kartka z przekreślonym na czerwono petem a pod spodem
napis „zakaz palenia”. Przy drzwiach stoi stara pordzewiała popielnica, a w
niej wykurwiasty „jeżyk”, który jest idealnym przekrojem polskiego
społeczeństwa. Jarając swojego szluga przyglądam się petom, które powtykane na
wszelkie sposoby wręcz wysypują się z popielnicy. Są tam kiepy cienkie i grube,
długie i krótki. Jedne są samoróbkami, inne z kolei strasznie ujebane szminką.
Są pety dopalone do połowy, ale znajdują się w tej jeżykowej popielnicy i takie
które zjarane są do samego filtra. Wśród tego jeżyka znaleźć można fajeczki
zgniecione i wymiętolone oraz takie które jakby dopiero co zostały wyciągnięte
z pudełka i ledwo nadpalone – pewnie na salę już wołają i nie było kiedyś
dopełnić chwili relaksu. Każdy pali na swój sposób. Koło popielnicy można
spotkać całą tablicę mendelejewa społeczeństwa – od policjantów którzy konwojują
skazanych na wokandy i razem ze skazanymi stoją wokół popielnicy wspólnie
jarając szlugi. Nie raz widziałem jak policjant częstował wytatuowanego od stóp
do głów złodzieja, śmiejąc się i prowadząc dyskusje. W końcu i złodziej i
Policjant tez człowiek. Koło popielnicy spotykam fizycznych, z wielkim
osmolonym przez tytoń wąsem, którzy miętolą fajki i wypuszczają śmierdzący dym
z taniego, podłego gatunku tytoniu. Są też tacy, ubrani i odjebani jak stróż w
boże ciało, bezzębni, palą papierosa w szklanej fifce, by na koniec dmuchnąć w
nią, by kiep wyleciał na ziemię, a fifka ląduje w kieszeniach spodni. Przy kierownicy
spotkać można kobiety - matrony, odmalowane i wypindrzone z obowiązkową trwałą
na głowie – palące papierosa dostojnie, trzymając cieniutkiego patyczka w
polakierowanych paznokciach. Takie to obowiązkowo utytłają filtr w szmince. Są
też małolaci, co ledwie osiemnaście skończyło toto, ale dumnie pali papierosa
pod budynkiem sądu ukazując czasami swoje bezzębne oblicze i przez telefon
zgrywającego twardziela, rzucającego kurwami na lewo i prawo. Z reguły rozmowa
polega na mówienie kilku krótkich zdań do jakiegoś rozmówcy, obowiązkowo
kończąc umówieniem się na browara, by zajebać się porządnie.
Najbardziej wkurwia jak palisz i podchodzi do ciebie jeden z
nadzorowanych, który akurat się napatoczył, a niekoniecznie ma sprawę do
ciebie. Stoi i gada o swoich problemach a ty wcale nie masz ochoty w tym
relaksującym dla ciebie momencie rozmawiać. Nie zważa na innych tłoczących się
wokół popielnicy, tylko zaciągając się szlugiem opowiada co ostatnio zdarzyło
się w jego życiu. Jak to Stefan się najebał i zrobił awanturę, a ona oberwała
od niego kopniaka w sam środek zadu i teraz to już kurwa mu nie odpuści bo
chuj, nie pozwoli sobą więcej pomiatać. Nieważne że tą opowieść znasz już od
dawna, nieważne że próbowałeś namówić kobietę do składania zeznań na Policji a
ona odmawiała – teraz przynajmniej wszyscy degustatorzy tytoniu dowiedzą się o
problemach Kowalskiej. Gdy proponujesz by podeszła do biura i tam porozmawiała –
nagle nie ma czasu i ucieka w czeluście sądowego korytarza.
Popielnica to najlepszy punkt obserwacyjny klienteli sądu. W
budynku się kontrolują, mówią cicho, nie przeklinają. Na zewnątrz już takich
oporów nie ma. Stoję i przysłuchuję się jak matka siedzi na krawężniku i płacze
bo sąd jej dzieci każe do bidula odstawić. Odpierdala istną szopkę gdy ktoś z
rodziny próbuje ją podnieść i uspokoić. Drze tą mordę że ona dzieci kocha i nie
pozwoli by były skrzywdzone. Słowa typu pierdolony sąd i kurator należą do tych
delikatniejszych. A ja sobie tak stoję i się przyglądam, bez większych emocji
wiedząc, że dzieci wcale nie kocha, a jak już to tylko wtedy, gdy zasiłki na
nich wyciągała. Obok takich scen można spotkać grupki osób skupione wokół
adwokatów i całej rzeszy mecenasów. Słuchają jego wywodów wpatrzeni jak w
obrazek – to jest moment gdy mecenas ludzkim i zrozumiałym dla nich głosem
tłumaczy to, co przed chwila zadziało się na sali sądowej. Mogę przyznać że
wielu adwokatom odebrałem troszkę chleba tudzież paliwa z wypasionych bryk.
Przychodzi czasami biedna matka lub kobiecina i chce pozbawić ojca władzy
rodzicielskiej, bo od kilku lat ma wyjebane na dziecko. Była u adwokata i musi
nazbierać tysiaka za napisanie wniosku, a do mnie trafiła czy może znam kogoś
kto to taniej zrobi. Oczywiście że znam – odpowiadam wtedy i drukuje jej wzór z
komputera tłumacząc co ma wypełnić i gdzie. Zdziwiona jest gdy dowiaduje się że
to za darmo. Niestety, ciągle pokutuje przekonanie wśród niektórych, że do sądu
to tylko z adwokatem. W prostych sprawach nie jest on w ogóle potrzebny, ale
jeden czy drugi adwokacina widząc że można łatwą kasę zgarnąć, nie ma skrupułów
wystawiać wysoki cennik i łapką zgarnąć tysiaka za 20 minut pracy jego
asystenta. Lecz w tym miejscu zwracam niektórym mecenasom honor, bo znam i
takich co za darmo sprawę poprowadzą, jak ich sumienie ruszy.
Wokół popielnicy spotkać można jeszcze innych pracowników
sądu. Z reguły znamy się głównie z widzenia a rozmowy z nimi toczą się o
pogodzie i jak to ciśnienie spada bo człowiek senny się robi. Miałkie,
nieciekawie, bo każdy ten moment na papierosa celebruje i traktuje jako krótkie
wytchnienie od papierkowej roboty.
Czasami do kiepownicy przylezie jakiś najebany menel,
cuchnący i w brudnych obszczanych gaciach. Bo rozprawę ma. Raz pamiętam jak
taki jeden z browarem w kieszeni przylazł i popijał paląc obleśnie śmierdzącego
szluga. Gada coś taki wtedy do ciebie szukając powiernika swojej niedoli, lecz
z reguły wtedy odchodzę, tracąc całkowicie nim zainteresowanie. Nie potrzebuje
wysłuchiwać mamrotów luja – w swojej pracy takich jak on mam wystarczająco.
Ale najlepszy cyrk jaki się spotyka to skłócone rodzinki.
Przeważnie sprawy cywilne o podział majątku, o spadki, o udziały. Potrafią stać
takie dwie grupki skupione wokół swoich mecenasów i zerkać na siebie
podejrzliwie. Gdy papugi odchodzą, którejś z osób puszczają nerwy i zaczyna się
litania wyzwisk, co kto komu zrobił i kogo czyje jest. Oczywiście żadna ze
stron nie jest dłużna i wiązanki epitetów lecą już na całego. Co najlepsze –
najbardziej wybuchowe i agresywne są kobiety. Janusze przeważnie odciągają
swoje ukochane które z pianą na gębie toczą słowną bitwę.
Czas chyba rzucić palenie.
PS. Sponsorem niniejszego artykułu jest osoba, która zażyczyła sobie pełną anonimowość, co ja bardzo szanuję. Dziękuję :)