Pukam
cichutko swoimi kuratorskimi paluszkami we framugę drzwi, które co prawda lata
świetności mają dawno za sobą ale wbrew prawom fizyki opierają się jeszcze
upływowi czasu. Pukam cichutko, by nie zbudzić jaśnie najjaśniejszej pani,
która po pozbyciu się dwójki dzieci, dogorywała w swojej dziupli nękana omamami
trzeźwości. Chuj. Za cicho bo nikt nie otwiera. Pukam więc mocniej mając
nadzieje że ją zastanę w jej mieszkanku i przeprowadzę wywiad o urlopowanie
dzieci na święta z bidula, bo przecież niby bardzo je chce. Oczywiście, pewnie
że marzy o tym by spędzić czas z dziećmi, przy choince, lampkach, prezentach,
śpiewając kolędy przy stole, głaszcząc i przytulając po małych główkach swe
dziecinki. W telewizji puszczą pastorałki i inne przyśpiewki, a cała rodzina
przy stole będzie wpierdalała wigilijnego karpia, tak szczęśliwie kupionego na
przecenie w pewnej sieci marketów. Ahh, to będzie sielanka, ze słomą pod
obrusem i dwunastoma wigilijnymi potrawami, a marzeniem dzieci będzie nie
wrócić już po świętach do bidula, tylko zajmie się nimi trzeźwa i pracująca
mamusia.
A
tak w ogóle to wkurwia mnie ta jebana niesprawiedliwość. Dlaczego ja musze
zapierdalać za marne grosze i brać kredyt hipoteczny by kupić sobie jakieś małe
mieszkanko w bloku i co miesiąc becelować do banku jakąś sumę pieniędzy, a taki
zajebiście zapijaczony patol ma mieszkania komunalne. Albo dlaczego normalna
rodzina tylko skromnie żyjąca na mieszkanie będzie czekać latami, a jak patolce
zabierze się dzieciaki, to nagle gmina znajduje lokal dla niej, by dzieci miały
szansę powrotu znów pod jej skrzydełka. Ty zapierdalaj na etacie i spłacaj
kredyty, a patol…, no cóż, póki opłaca czynsz nic mu nie grozi. A jak sam nie
zarobi, to opieka da na opłacenie… i wodę podłączy, i energie elektryczną, i na
żarcie da….. Nie to żebym nie miał odruchów ludzkich, ale jak tracisz dzieci i
nie wrócą do ciebie po kilku miesiącach, to wypierdalaj z mieszkania pod most i
nieważne czy twoje czy nie, czy własnościowe czy spółdzielcze. Mieszkanie idzie
na utrzymanie twych dzieci w bidulu czy innej placówce a Ty co najwyżej możesz
do rzecznika Praw Obywatelskich napisać i poskarżyć się na niesprawiedliwość
wymiaru sądowego. Najlepiej ze schroniska dla bezdomnych.
No
dobra, służba nie drużba, zapierdalać trzeba w tej robocie, bo PATOL NASZ PAN i
tak naprawdę jest moim pracodawcą i chlebodawcą. A rękę która karmi szanuje się
i dba jak o własną, bo jakby takich nie było, to i by pracy nie było, i
chlebusia bym nie kupił i w ogóle pewnie bym pod mostem mieszkał, bo za co
kredycik wziąć na mieszkanko? Wiec trzeba szanować swego szefa i dbać jak o
własna matkę.
Łapie
za klamkę drzwi. Klamka zostaje w dłoni. Ojej, może narzędzia mam w samochodzie
i naprawię te drzwi, bo jakże tak mój pracodawca może bez klamki mieszkać?
Głupi ja, popsułem, zniszczyłem i powinienem odkupić jak najszybciej, by moja
chlebodawczyni się nie zdenerwowała i nie nakrzyczała na mnie. Jeszcze po złości
sporządnieje i strącę ją, a wtedy mój etat okaże się zbędny i zasilę szeregi
bezrobotnych….. Nie. Klamka do naprawienia.
Na
szczęście drzwi się otworzyły mogłem powoli wejść do mieszkania. Ojej, olaboga,
co za zapach niemiły dotknął moje nozdrza. Bidulka, muszę jej odświeżacz kupić
bo pachnie niemiło moczem. Pewnie piesek się zsikał a ona zapomniała
posprzątać. Zaraz wezmę szmatkę i powycieram jej podłogę, co by bidulka moja
nie wdepła i nie poroznosiła po innych pokojach szczoszków pieska. Dobrze że
wożę ze sobą środki chemiczne, to zaraz na kolanach szybikiem ogarnę jej
podłogę a i od razu pokoje przelecę, skoro już kleknę.
Ale
tutaj w tym pomieszczeniu mojego chlebodawcy nie widzę. Pewnie zmęczona w
pokoju przysnęła, przygotowując się od kilku dni do wigilii. Spojrzałem na kuchnię
w której jestem i żałuję teraz że mam trochę mało czasu. Okien nie umyła,
pewnie gości miała bo butelki po wódce stoją. Ehh, no tak, sąsiad urodziny miał
i pewnie wpadł z malutkim toastem. Ta życzliwość i dobre stosunki sąsiedzkie
tak mało widoczne w dużych miastach. Zapomniała moja chlebodawczyni posprzątać
pewnie, zafrasowana ubieraniem choinki i robieniem generalnych porządków w
mieszkaniu. Bidulka, jak ja jej współczuję.
Od
kuchni w której się znajduję prowadzą drzwi do pokoju, w którym to przeważnie
rozmawiałem wcześniej z moją SZEFOWĄ. Łapię za klamkę, która jakimś cudem nie
została w mojej dłoni i moim oczom ukazał się widok….. a raczej zapach, który
uderzył w moje nozdrza i spowodował lekki odruch wymiotny. Zapach wódy,
papierosów i przepoconych ciał.
W
zaciemnionym pokoju przebywało z 5 osób. Wszystkie one siedziały w milczeniu,
kierując swój wzrok na mnie, stojącego z rozdziawioną japą w drzwiach do pokoju.
Normalnie kurwa, Pan Japa ze mnie zrobił się w tym momencie i jeszcze tylko
tekstu o Zulu-Guli brakowało. Jeden z facetów, najbliżej mnie się znajdujący
oparty był w kuckach o ścianę – palił jakiegoś peta a w ręku trzymał kubek z
winem. Zaczął cos bełkotać w moją stronę w stylu co tu robię, kim jestem i
takie tam pierdolenie w bełkotliwym slangu. Rozglądam się dalej w poszukiwaniu
mojej patolki, znaczy chlebodawczyni, co by namierzyć ją kuratorskim wzrokiem i
zapytać czy nie potrzebuje mojej pomocy, w końcu jestem tu po to aby pomagać i
chuchać na nią, dbać i martwić się o jej jakże smutny, zapijaczony los.
Drugi
z meneli siedział na taborecie przy stole. Jakoś tak dziwnie się kiwał – w przód
i w tył. Robił to na tyle dziwnie i niebezpiecznie że pomyślałem że zaraz
wyjebie się na plechy i wyrżnie swoją malutka główką o telewizor, który grał za
jego plecami. Ogólnie to chyba tracił kontakt z rzeczywistością, bo białka w
oczach zawało mi się widzę, gdy jego źrenice wędrowały do góry w momencie
odchylenia do tyłu, by po chwili wrócić na swoje miejsce gdy odzyskiwał
równowagę i pochylał się do przodu. Przekomiczny obrazek podczas którego oglądania
żałowałem że nie mam telefonu by nagrać to i wrzucić fejsunia. Kasę chociaż jakąś
konkretną bym zarobił.
-
gdzie jest Iksińska – pytam się tych dwóch meneli, którzy odpowiadają mi
bełkotliwie pytaniem na pytanie kim jestem. Chuj cie to obchodzi pomyślałem, bo
nie mam zamiaru dwóm lumpom reprezentującym pokłady lumpenproletariatu
społecznego tłumaczyć się ze swojej wizyty. Chce zobaczyć Iksińską, bo w końcu
wniosek o urlopowanie rzecz święta, choć z góry wiadomo że gówno z tego będzie.
Przemieszczam
się do drugiego pomieszczenia, znaczy pokoju. Drzwi uchylone, to zaglądam nieśmiało
czy aby tam mojej cudownej Matki Polki nie ma schowanej. I zaskoczenie wielkie
mnie ogarnęło, jak dzieciaka który w oczekiwaniu na prezenty pod choinką dostał
wymarzony podarek. Normalnie kurwa poczułem się tak miło i przyjemnie zdziwiony,
tak ma dusza się radowała, tak mi krew w żyłach buzowała, tak podniecenie mną
targało, gdy widziałem ten widok, widok mojej chlebodawczyni….
„Leżeli wtuleni w
siebie w ekstazie podniecenia, dotykając się swymi ustami nie zważając na
otoczenie i osoby które znajdują się obok nich. On delikatnie masował jej
pierś, a jej rozchylone wargi wydawały z siebie jęk rozkoszy. Druga ręka
masowała jej udo i krocze intensyfikując doznania. Ona trzymała go za
sflaczałego penisa, szarpiąc nim tak, jakby miała zamiar go co najmniej urwać
albo wyrwać razem z korzeniami”
Auć, kurwa mać, aż mnie
zabolało.
Nie
przyglądałem się dłużej, co by nie obrzydzić sobie seksu na jakiś dłuższy czas,
choć raczej chyba mi to nie grozi, co najwyżej chwilowym brakiem partnerki, ale
garbaty nie jestem więc sobie poradzę. Zawsze mogę założyć profile na stronach
randkowych i zacząć wybierać wśród setek tysięcy kobiet w bliższej lub dalszej
okolicy. Problem w tym, że niektóre to mogą być patolki, umalowane i ubrane jak
stróż w Boże Ciało, ale będę liczył na swoje wyczucie i umiejętność poznawania
się na ludziach. Hmmm, musze spróbować i opisać swoje doświadczenia w jednym z
opowiadań. Haha, może następnego bloga stworze. To jest myśl J
Odwracając
głowę od aktu kopulacji mojej chlebodawczyni z jakimś nie do końca umytym
menelem, którego sflaczały kutas nie chciał stanąć na wysokości zadania, mimo
tego że pchał brudne łapska w jej zarośnięte i oklapłe krocze, miętoląc w międzyczasie
jej obwisłą i suchą czterdziestoletnią pierś, spojrzałem na wyro stojące w
drugim rogu pokoju. Pod barłogiem i zatęchłymi szmatami leżała druga parka, obejmująca się pięknym
uściskiem. Ci przynajmniej spali i nie próbowali kopulować na moich oczach i
innych meneli znajdujących się w mieszkaniu.
Odwróciłem
się i wróciłem do pierwszego pomieszczenia. Kiwający się menel z wywalającymi się
białkami w oczach wybełkotał w moja stronę:
-
A czego tu szukasz?
-
Niczego – wyszedłem z mieszkania, czując na sobie smród meliny.
Tego
samego dnia udałem się do bidula. Dwoje dzieci menelki gdy mnie zobaczyły
podeszły nieśmiało gdy z wychowawcą piłem szybką kawę.
-
A nie wiem pan czy pójdziemy na święta do domu do mamy? – zapytała mnie
11-letnia dziewczynka o buzi aniołka. Jej młodszy braciszek patrzył na mnie
swoimi dużymi oczami w nadziei ze na kilka dni przed wigilia przekażę im dobrą
nowinę.
-
ja niestety nie wiem – odpowiedziałem – to pani sędzia musi wyrazić zgodę.
-
To powie jej pan że my chcemy iść do domu – poprosiła mnie dziewczynka.
-
oczywiście że powiem.
Kłamałem
patrząc w oczy dzieciom.