środa, 30 listopada 2016

Miłość w światłowodzie part 2



     Dłubie w nosie, patrzę na fejsiunia i przeglądam olx oraz allegro w poszukiwaniu starych, ale jeszcze sprawnych części które wmontuje do mojego samochodu. Ledwo trzydzieści minut po rozmowie z mechanikiem, a mnie już kurwica bierze, bo stos wywiadów piętrzy się na biurku i w chuj telefonów ze szkół. Ogólnie jedna wielka cieczka z tymi szkołami, bo likwidują gimnazja i każda szkoła ma zrobić zebranie z rodzicami gdzie o reformie będą informować wielce szanowne rodzicielstwo. Mam w sumie w dupie reformę, pracy mi nie ubędzie przez to, ale nagle przed końcem roku każdy sobie przypomina, że ma jakieś tam sprawy niepowyjaśniane z uczniami. No cóż, taki to już mój los Syzyfa, zapierdalającego po odmętach ludzkiej bezgranicznej głupoty.

     Palec mój wszedł w głęboko w nozdrze i paznokieć uszkodził chyba jakieś naczynko krwionośne bo czerwona krew się na nim pokazała. Cholera, jeszcze krwawienie mi tu potrzebne do szczęścia, jakbym nie miał innego zmartwienia. Patrzę tępym i wkurwionym wzrokiem w ekran służbowego monitora i szukam najtańszej części używanej, która wstawię w swój samochód, by przemierzać bezkresy ludzkiej degrengolady i spisywać na kawałkach służbowego papieru służbowym długopisem tragiczne dzieje moich chlebodawców.
- Dzień Dobry! – przywitał mnie upośledzony chłopak, którego tak naprawdę nie znam imienia, ale który swoją wiecznie uśmiechniętą aparycją poprawił mi na ułamek sekundy humor. Nie wiem kiedy nawet otworzył drzwi do mojej pakamery sądowej, schowanej na końcu ciemnego korytarza, za ubikacją i magazynkiem na szczotki dla sprzątaczek.
- Dobry – odpowiedziałem i wziąłem głęboki oddech zastanawiając się jednocześnie czy widział mnie dłubiącego w nosie. Mam nadzieję że nie, a nawet gdyby to i tak jakoś nie spaliłbym się ze wstydu.
- Pana, mam pytanie bo… - Tak, „pana”. Nie proszę pana, szanowny panie, tylko „PANA”. Pana wypowiedziane tak jakbyśmy wypowiadali „mama”. Taki nowy zwrot grzecznościowy.
- Pytaj, yyyy, jak ci tam na imię….. – nie wiedziałem, ale też nie chciało mi się specjalnie wysilać by przypomnieć. Wiedziałem że to synek jednej nadzorowanej, a raczej byłej już nadzorowanej bo jej niepełnoletnie dzieci całkiem niedawno zasiliły szeregi placówki opiekuńczo-wychowawczej. Ten już miał 20 lat i rentę socjalną, więc wątpliwy zaszczyt pobytu w bidulu go ominął. Zresztą, na rencie wszelkie banki już łapę mają wraz z komornikiem, bo kiedy tylko mógł wziąć dowód osobisty w rękę i odcinek renty w drugą, wraz z równie upośledzoną mamusią stali się klientami wszelkiej maści para banków i systemów pożyczkowych.
- Bo pana, bo pan mnie ubezwłasnowolnił… - z tym swoim szczerym, upośledzonym uśmiechem stwierdził, czekając zapewne co ja na to powiem i jak się usprawiedliwię przed jego majestatem.
- Że jak? Co zrobiłem? – oczy mi się szerzej otworzyły a banan ugościł na mej twarzy i choć na chwile zapomniałem, że kawałek silnika musze znaleźć w Internecie, a nie cały silnik bo taka była obawa na początku. Dzięki czemu trochę taniej będzie i najbliższym może prezent zrobię.
- No, ubezwłasnowolniony, ja jestem przez sąd bo pan tak powiedział sądowi – z kolei teraz on próbuje mnie przekonać i przypomnieć że” … przecież wszystko jasne, ja to zrobiłem żeby więcej pożyczek nie brał, i nawet cos o matce mówił że przecież u mnie była i rozmawiała i w ogóle on nie wie co teraz bo chce iść telefon wziąć na abonament i czy może w ogóle, znaczy chciał mnie zapytać”. Tak to mniej więcej brzmiało w jego słowotoku.
- Damian, nie jesteś ubezwłasnowolniony – grzecznie mu odpowiedziałem z bardzo miłym uśmiechem na twarzy – a teraz idź i weź telefon na abonament. A jak Ci w jednym salonie nie dadzą, to idź do drugiego. Na pewno w jakimś uda ci się podpisać umowę.
- Aha, nie jestem – odpowiedział sam do siebie – i ścisnąwszy reklamówkę-dziadówkę w ręce, która zafajdała koło brudnych i wytartych jeansów na jego wychudzonych nóżkach, zniknął za drzwiami wypowiadając:
- dowidzenia pana.
Włożyłem palec w drugą dziurkę nosa i zacząłem wykopaliska. Znaczy części szukałem do samochodu wykopując coraz to przeróżniejsze i nowe strony internetowe. Widzę – BINGO! Szukana część znajduje się na drugim końcu Polski. Dzwonię – z komórki – by sądu nie naciągać.
- Dzień Dobry, ja dzwonię w sprawie części do samochodu którą widzę właśnie na zdjęciu. Proszę mi powiedzieć czy jest część jeszcze dostępna i czemu tak drogo, hehehe – zarzuciłem tekstem typowego podstarzałego Janusza, choć na kartce wcześniej zapisałem o co zapytać, gdy padną szczegółowe pytania co zamierzam z tą rzeczą robić i co mi się zjebało że szukam akurat tak dużej części a nie pojedynczego pierdolnika.
- Dostępna, świeżo wymontowana z rozbitego samochodu. Krew też starłem – odpowiedział około trzydziestoletni głos w słuchawce mojego telefonu na jeden z najtańszych abonamentów na rynku.
„Dowcipniś, kurwa”.
- To ja poproszę za pobraniem. A rabacik będzie jakiś?  - zapytałem pełen nadziei, ze może chociaż stówkę, albo pięć dych, albo może na flaszkę chociaż opuści. Mikołajki zaraz, święta idą….
- A może za darmo panu wysłać i dopłacić? – głos zapytał w taki sposób, ze ja więcej pytań już nie miałem.
- To ja esemesem dane do przesyłki prześlę – i tak oto zakończyła się rozmowa z uprzejmym Panem na drugim końcu Polski.

      Nie ma to jak być dziadem. Kurator dziad. „KURATOR DZIAD”. Czyż nie brzmi to dumnie? Ostatnio robiłem wywiad u Ukraińca, który związał się z moją nadzorowaną i okazało się że zarabia więcej niż ja, nie znając nawet języka. Żeby jeszcze był specjalistą czy coś. Zwykły robotnik w fabryce, fakt że ze zmianami na nocce. Nadzorowana jeszcze też młoda, z jednym dzieckiem więc jeszcze stosunki, oczywiście międzynarodowe, będą się zacieśniać.

     Ale w sumie to nie o tym miałem pisać, tylko dokończyć miałem pewną opowieść, którą zacząłem już dawno… tak dawno że dla niektórych Internet zatoczył koło i po wielu miesiącach weszli na stronę moją. Jeszcze inni pomyśleli że dobra zmiana mnie zamknęła, ale nie, jestem i trwam na stanowisku i standardowo narzekam na swój los. Więc zaczynamy:

Miłość w światłowodzie part 2

Wychowywała ją matka z ojcem, podobnie jak jeszcze trójkę jej rodzeństwa zrodzonego w pijackim amoku miłosnych uniesień. Czy były to uniesienia zrodzone z pragnienia posiadania dziecka nie wiemy, może po prostu nie udało się matce spierdolić gdy ojciec szczytował w niej. Opowieść mojej słabo-zębej nadzorowanej o domu rodzinnym to jedna wielka znęta stosowana przez ojca wobec niej, jej rodzeństwa i oczywiście matki. Zresztą o znętach można napisać wiele a pomysłowość patoli w jaki sposób uprzykrzyć życie innym nie ma granic. Przytoczę te najciekawsze, jakie udało mi się usłyszeć podczas tej barwnej opowieści. Oprócz standardowego profilaktycznego wpierdolu jest jeszcze kilka bardziej wyrafinowanych form z którymi zostałem zapoznany i które wzbudziły moją niezdrową i patologiczną ciekawość. Ale zanim z powrotem wrócę do opowieści związanej ze światłowodem, przypomniałem sobie jak kiedyś jedna z kobiet z która miałem okazję porozmawiać, powiedziała ze jej facet za każdym razem jak koło niej przechodzi to coś szepcze pod nosem. Na początku nie zwracała na to uwagi, bo nie do końca rozumiała co tam bełkocze, tym bardziej że całe dnie spędzał z piwem w ręku, ale po jakimś czasie zaczęła rozumieć jego szepty. Jej ukochany szeptał cichutko do siebie „dziwka, szmata, kurwa…” za każdym razem, gdy ona znajdowała się koło niego sam na sam. Nigdy nie szeptał w obecności dzieci, w obecności kogoś obcego czy członka rodziny. Po jakimś czasie kobieta wpadła w taką nerwicę że wylądowała u psychiatry na lekach uspokajających z opinią że to z nią jest coś nie tak a nie z jej wspaniałym facetem.

     Wróćmy jednak do opowieści i nie zastanawiajmy się dłużej nad tą malutką dygresyjną. U naszej bohaterki nie było tak wyrafinowanej przemocy, tylko standardowy wpierdol bez finezji i większego zastanawiania. Wpierdol kabelkiem, pięścią lub kopnięcie nogą zależy co w danej chwili było pod ręką tudzież nogą pana i władcy domu. Ot, takie wychowanie rodzicielskie. Wpierdole z biegiem lat się nasilały i mamusia mojej nadzorowanej, która przestała wytrzymywać już te profilaktyczne metody dyscyplinowania do właściwego zachowania, zabrała wszystkie 3 swoje córeczki ( w tym i naszą bohaterkę opowieści) i wyprowadziła się od tatusia, wracając w rodzinne strony na prawie drugi koniec województwa.

     Niestety, bajka i sielanka nie trwały zbyt długo, bo nasza bohaterka po około 3 latach dorastania w nowym środowisku i spotykaniu się wieloma nowo poznanymi kolegami, choć nie wszystkich poznanych pamiętała, bo i alkoholu dużo, i krzaki jakieś takie ciemne, z przerażeniem stwierdziła, że coś z okresem jest nie tak bo się spóźnia i chyba coraz częściej ją mdłości dopadają. Test ciążowy zakupiony w pobliskiej aptece rozwiał wszelkie wątpliwości! W wieku 16 lat zaszła w swoją ukochaną i wymarzoną ciążę. Problemem tylko była jedna rzecz. Kim do cholery był tatuś?

środa, 16 listopada 2016

My Dreams: "Pani da paczkę"

Nie strzelajcie. Proszę.....
Po prostu zarabiam na życie po 12 godzin dziennie i póki najbliżsi wytrzymują - nie zmienię pracy :)
Poniżej link do mojego ostatniego artykułu, mam nadzieję że się podoba :) Komentarze mile widziane.

"Pani da paczkę"

lub: http://mydrea.ms/m/articles/view/Pani-da-paczk%C4%99

Obiecuję przed świętami ucztę dla oczu i duszy :)