sobota, 28 czerwca 2014

Leokadia


       Drodzy czytelnicy bloga. Z przykrością chciałem poinformować, że zostałem nagrany jak pod niebiosa wychwalam nasz rząd, popieram proponowane zmiany legislacyjne w ustawie o kuratorach, możliwość zrobienia ze mnie podrzędnego urzędnika, który na pierdnięcie sędziego, ma na baczność stawać i nie daj Panie Boże Wszechmogący mieć własne zdanie. Tak! Potajemnie nagrywałem siebie i w zaciszu swojego gabinetu, który dzielę z 3 innymi kuratorami, puszczam na słuchawkach swoją rozmowę rozglądając się wokoło czy ABW, CBŚ i WOŚP mnie nie podsłuchują. Kierownik patrzy na mnie podejrzliwie, gotowy sprzedać każdego by tylko awansować wyżej i dostać nagrodę. Inni kuratorzy ze spuszczonymi głowami tworzą swoje historie w zaciszu szeleszczących komputerów, wstukując swymi palcami historie przez życie pisane, marząc czy w tym roku dostaną awans czy znów wszyscy usłyszą że kryzys jest i pieniędzy nie ma, dorabiając w międzyczasie gdzie się da. Szczęśliwi ci, których druga połówka zarabia średnią krajową i spinają domowy budżet, a w okresie urlopowym mogą wyrwać się na wczasy, choć jednotygodniowe.

       Rozglądam się wokoło siebie. Nie potrzebuje patologii którą odwiedzam w terenie by widzieć ją wśród ludzi mnie otaczających. Sam czasami zastanawiam się czy nie jestem jej częścią. Uśmiechnięte twarze, które na różnego rodzaju szkoleniach wdzięczą się do płci przeciwnej, pozostawiając w domu swoje drugie połówki. Pod pretekstem szkoleń wyjeżdżają w Polskę, by odreagować, nachlać się i zaimprezować a i niektórzy mieć nadzieję że zaliczą kogoś, ku uciesze innych współbiesiadników. Oczywiście, nie uogólniam, ale tak bardzo często się zdarza. Coraz częściej seks staje się zabawą, sportem służącym zaspokojeniu swych potrzeb, by potem obciągając spódniczkę i zapinając rozporek powrócić do codziennych swoich zadań. Rewolucja seksualna spowodowała, że coraz mniej nas dziwi to, ze ktoś z kimś się przespał, a wiele osób wręcz zazdrości, że nie mają tyle odwagi by „skoczyć w bok”. Na tym świecie połowa facetów zdradza, podobnie tyle samo kobiet. Podobno 10 % dzieci w związkach małżeńskich pochodzą ze zdrady. Zdziwieni? Hmmm, chyba nie ma czym.

       A co z facetami będącymi w morzu, w trasie samochodem, z dala od rodziny, żony, w wielotygodniowej podróży? Czy wszyscy oni utrzymują wierność swoim żonom, dziewczynom? A co z kobietami, pozostawionymi w domach, które spragnione są ciepła męskiego ramienia? Czekają na wybranka po kilka miesięcy i tygodni? Podejrzewam że nie wszystkie. Podejrzewam że wiele z tych kobiet chce wierzyć że facet jest im wierny, bo nie maja innego wyjścia. Tak im łatwiej – nie pytają, nie sprawdzają, nie starają się domyśleć. Bo po co im ta wiedza? By się zadręczać i szlochać do poduszki? Nie, nie chcą wiedzieć i chcą wierzyć ze ich wybranek stojąc w nocy na parkingu zamyka się w swej szoferce i śni o niej, marząc o czekającym go seksie za kilka dni czy tygodni, gdy obok koledzy prześcigają się w rżnięciu prostytutek. Zresztą, to samo myśli facet o swojej wybrance – samotna, czekająca na niego zona, która w wieku 25-35 lat radość z mężczyzny ma 1-2 razy w miesiącu albo i rzadziej. O czym będzie to opowieść? O dziwce, sprzedającej się na ulicy i obsługujących spragnionych kobiecych wdzięków tirowców, jak popularnie mówi się na ludzi wykonujących ten zawód.

       Sposób na życie tej samotnej matki był prosty. Obsłużyć jak największą liczbę facetów na trasie szybkiego ruchu i zgarnąć kasę. I tu moi czytelnicy, nie mający za bardzo pojęcia, powiem wam jak wygląda wiele tirówek. To nie tylko ubrane w mini ponętne Rumunki czy Ukrainki, stojące i pilnujące przydrożnych drzew, ale także starsze kobiety, które mijacie na ulicy czy w markecie na zakupach. Moja bohaterka ma koło 40 lat i od dobrych 10 para się tym najstarszym zawodem świata. Nie stoi też przy drodze i nie kusi swoimi wdziękami, bo najnormalniej w świecie ich już nie ma, ale ma coś, co powoduje że ma klientów. Jest jak bar przydrożny, który utrzymuje się ze stałych bywalców, spragnionych taniego żarcia i zniżek, bo dana trasę pokonuje kilka razy w miesiącu. Dlatego nasza bohaterka jest jak ten bar, żarłodajnia – polecana i używana przez stałych klientów, którzy biorą ją w pakiecie do obiadu i kawy. Za 50 złotych obciągnie, za 80 złotych zarucha w grubej gumie, by za kilka dni znów wrócić na posiłek i przyjemność z Leokadią, bo takie imię jej nadajmy. Podobno prostytucja wciąga, tak jak wciągają łatwe pieniądze, więc Leokadia już 10-15 lat obciąga spocone fiuty facetom w wielkich samochodach,  którzy możliwość zaspokojenia seksualnego sprowadzili do poziomu defekacji. Wracają potem do swych kobiet, całując je delikatnie w usta na powitanie, jako dowód wierności. Podobno dlatego nie całuje się prostytutki w usta. Nigdy!

       Leokadia trafiła przed oblicze sadu rodzinnego z zawiści ludzkiej. Nie mieszkała w pięknej willi ale w chałupce kilkurodzinnej, gdzie miała swe mieszkanko w którym wychowywała córeczkę. Niemałą już, bo 10-letnią, pilna uczennicę pobliskiej wiejskiej szkoły. Mała była zadbana, do szkoły chodziła regularnie, miała dobre oceny, wszystkie opłaty na bieżąco. Piórniczek, zeszyciki, książeczki. Nic do czego można się doczepić. Leokadia do domu nie sprowadzała facetów, na dobranoc ja przytulała, być może czytając książki o księciu z bajki, który na pięknym rumaku porwie małą księżniczkę do swojego królestwa, gdzie będą żyli długo i szczęśliwie. I właśnie ta szczęśliwość przeszkadzała niektórym mieszkańcom, którzy nie mogli patrzeć, że Leokadia nie jest taka jak one – mające mężów pijaków, zaniedbane dzieci, nie stała i nie żyła plotami jak one, nie skarżyła się, nie narzekała na swój los. Cicha, spokojna kobieta zarabiająca swym ciałem na życie. Dla nich była szmatą, bez honoru, choć one same w opiece po zasiłek pierwsze wystawały, traktując to jako jedyne źródło dochodu. Nie mogły znieść że jej córka nie powtarza żadnej klasy, nie ma dożywiania opłaconego z pomocy społecznej, nie oszukuje, nie kombinuje. Po prostu się prostytuuje.

       Jeden donos, drugi, wywiad kuratora. Podobno dziecko same w domu zostaje, gdy mamusia obsługuje panów na drodze. Że zaniedbane, że głodne, ze do domu nie ma jak wejść. Oprócz tego matka kurwiszon i dziecko zabiera na trasę. Opinia jaką ma matka na wsi spowodowała, że pomimo nie stwierdzenia zaniedbań, ograniczono jej władzę rodzicielską.

       I tak kurator jeździł przez 8 lat do Leokadii, doglądając córeczkę i prawiąc morały matce. Ta kiwała głową i dalej stawała na autostradzie. Prostytucja karana nie jest, a w końcu Leokadia ma prawo sypiać z kim jej się rzewnie podoba.

       I tak w wieku, gdy jej córka osiągnęła 18 rok życia, sąd zaprzestał sprawowania nadzoru. Bo pełnoletnia.

       Po kilku miesiącach od uchylenia nadzoru, jadę drogą ekspresową. Widzę siedzącą na ławeczce pod barem Leokadię. Obok niej siedzi jej córka.


wtorek, 3 czerwca 2014

Matka Polka Meneli. cz. 2 ost.

       Zacząłem zadawać swoje standardowe pytania, swoje standardowe formułki wyuczone na aplikacji kuratorskiej, które miały pozwolić ocenić mi rodzaj ludzkiej degradacji. Schematyzm, książkowe teorie o postępującej degrengoladzie ludzkiej istoty, która  siedziała przede mną i zabawnie kołysząc swymi brudnymi stopami w moją stronę, uśmiechała się bezzębnym uśmiechem. Jakie to wspaniałe, jak to mnie ekscytowało. W samym środku syfu, brudu, przespermionego tapczanu, na którym zlał się pies i pewnie wielu innych meneli, którzy w momentach szczytowania rozlewali swe zapijaczone plemniki po wszystkim naokoło, by na końcu skończyć w jej ciele, dając nowe życie, które już na samym starcie będzie naznaczone porażką.

       Pytam dalej, przyglądając się jej reakcji, gdy moje pytania błądzą w poszukiwaniu irracjonalności jej życia a jakże subiektywna moja analiza stara się znaleźć choć cień zawahania w odpowiedziach, które od niej uzyskuje. Jej brudna dłoń zawsze wędruje ku jej ust, gdy bezradnie próbuje uśmiechnąć się w moim kierunku, zasłaniając resztki utraconej, bezzębnej godności. 
       Bezzębna godność. Przesiąknięta swym jakże mizernym, szmatławym życiem, które bez moralności tli się w tych zatęchłych czterech kątach, wypełniając pomieszczenie i zarażając wszystkich tych, którzy mają okazje się tu znaleźć. Jak jeszcze tu zostanę dopadnie i mnie – obłok ludzkiej beznadziejności, wrzynający się w moją duszę, która broni się ze wszystkich sił by nie przyjąć tego, co widzi za normę w tym środowisku.

       Oddycham ciężko, obserwując latające muchy i rozglądając się po pokoju, w którym miałem okazje przyglądać się ludzkiemu żywota. Na parapecie słoik z wodą, a w nim ugaszone pety. Kurwa, dużo zajebanych, wypalonych petów, które dociśnięte o mało co nie wysypują się ze szklanego pojemnika. Zatopione w mętnej, brązowej wodzie jeszcze niedawno były oblizywane przez siedząca koło mnie patolkę a i może przez wielu innych, którzy po akcie kopulacji wstawali i stojąc ze sterczącym kutasem, dopalali nimi przeżyty orgazm. Spoglądam na ścianę – wiszący, przekrzywiony tandetny obrazek, ozdobnik ściany, na którym znajduje się zdjęcie jakiegoś mężczyzny. Spogląda on swoimi niewidzialnymi oczami na pokój i zapamiętuje rzeczy, które działy się w tym pomieszczeniu. Jakże żałuję że nie potrafi mówić i nie może opowiedzieć, świadkiem jakich czynności był. Smutna, stara i zniszczona twarz wyzierająca zza upstrzonej gówienkami much pleksi. W kącie leży sterta ubrań, brudna i śmierdząca – stos szmat które kiedyś służyły za modne ubranie, a teraz dogorywają w zatęchłej melinie, czekając na zbawienie, aż zostaną wyrzucone łaskawie na śmietnik. Gówno, gówno, gówno…

       Czego pragnie patolka kurwiąc się na lewo i prawo. Czego szuka, zmieniając i wynajdując coraz to więcej meneli, których przyjmuje w swoim łożu, by zamajaczona alkoholem rozkładać swoje brudne i śmierdzące nogi, zapraszając przygodnych towarzyszy do spełnienia się jako stu procentowi mężczyźni. Czy jest to chwila uniesienia, spowodowana alkoholem, gdzie hamulce resztek godności puszczają, doprowadzając ją do całkowitego zeszmacenia? A może jest to chęć zaspokojenia swojej potrzeby, li tylko seksualnej. Nieważne z kim, nieważne gdzie, nieważne kiedy. Zrobił co swoje, wytrzeźwiał i poszedł, pozostawiając puste butelki po sobie, a u niej poczuciem zadowolenia. A może jest to potrzeba bliskości? Kurewskiej bliskości by choć przez chwile żyć marzeniem, że ten o to pijany, brudny, śmierdzący typ zwrócił na mnie uwagę, bo jestem atrakcyjna. Bo chcę kurwa kochać, być zauważona i sprawiać radość. Bo chcę być doceniona, mieć normalny dom i wychowywać dzieci, tylko kurwa nie potrafię, nikt mi nie pokazał jak żyć? Bo kurwa jej matka urządzała sama takie same ekscesy w domu, a ona była świadkiem puszczania się alkoholiczki, która jęcząc w chwilach uniesienia krzyczała do niej „wypierdalaj z pokoju!” Czy to myślała patolka?

       Tego się od niej nie dowiem. Podczas rozmowy ze mną maskuje emocje. Mówi że to nieprawda, jakoby często zmieniała partnerów. To nieprawda że widywana jest najebana na wsi. To nieprawda że leżała pod płotem, a 10-letni syn próbował ją za rękę zaciągnąć do domu, a młodsza siostrzyczka starała się mu pomóc. To kurwa jebana nieprawda, że dziecko wstydzi się matki, która idąc wieczorem przez wioskę śpiewa jakieś jebane serenady, a on w oknie wypatruje, czy nikt z sąsiadów nie widzi,. To jebana nieprawda, że wstydzi się tego, że nie ma butów, że pani w szkole przynosi mu rzeczy po swoim synu, żeby mógł choć trochę nie wyróżniać się od innych dzieci w klasie. To zasrana nieprawda, że w domu czasami nie ma co jeść, bo przyszedł jakiś następny wujek i będąc godnym, po pijaku wyżarł wszystko z lodówki, nie przejmując się że dzieciaki potrzebują jeść i mogą być głodne. To kurwa nieprawda…
- Zaszczepi się pani? – zadaje pytanie, próbując uzmysłowić jej, ze brak jakiegokolwiek działania spowoduje, że straci swoje dzieci. Że albo zaczyna się zmieniać, albo straci to, co dla większości normalnie egzystujących ludzi jest najważniejszym dobrem. Ty tępa zakuta pizdo, nie rozumiesz, że te dzieci, siedzące po cichu w drugim pokoju, które nauczone że jak ktoś przychodzi to mają nie wyłazić i nie patrzeć, z kim kurwa mamusia znowu pije, że te dzieciaki przez takie kurwiszcze jak ty, trafią do jebanego bidula? Czy ty kurwa zdajesz sobie sprawę?
- Ja nie mam problemu z alkoholem.

       Tak, kurwa. Ty nie masz. Ty już niczego nie masz. Nie masz godności, nie masz sumienia, i nie masz już dzieci. Straciłaś je, nawet nie walczysz. Dla ciebie to dwie przeszkody, które trzeba nakarmić, choć rzadko to robisz. Czy ty kurwa uzmysławiasz sobie, ze one i tak cie kochają, choć chlejesz i godzisz, i tak cie kochają tępa blazo do siedmiu boleści. One nie maja innej matki, to dla nich ty jesteś matką – autorytetem, choć bardzo skurwiałym autorytetem. 
- Straci pani dzieci – oznajmiam jej patrząc w oczy, które są kompletnie bez wyrazu. Jebaniutka, zimna jak głaz, jak kamień, jak kurwa mały kamyczek w zimnej, lodowatej wodzie. I nagle olśnienie. Jak mogłem się wcześniej nie domyśleć? Jak mogłem. Ona nie chce tych dzieci. Nie kocha ich. To przeszkoda, jebana przeszkoda by żyć tak, by nikt się nie wtrącał. Uwierzycie kurwa? Ja jej wyświadczam przysługę! Pozbawiam jej problemu. Ja pierdolę – ona tego chce. Ona chce je stracić, nie ma żadnych wyrzutów sumienia. Nawet powieka jej nie drgnie. Jebana, zero emocji jak mówię że dzieciaki zostaną zabrane. Kamienna twarz patrzy na mnie i rzekłbym, że przez moment nawet się uśmiechnęła. Wyrachowana suka poświęcająca swoje dzieci dla własnej, menelskiej wygody.

       Znowu muchy. Znowu jebane muchy brzęczą w tym śmierdzącym pokoju. Chmara much unosząca się nad moją głową i szczające małymi kropelkami moczu w moje włosy. Już wiem, czemu tak szybko przetłuszczają mi się włosy. Od kurwa jebanych muszek, które zaciekle atakują intruza, naruszającego mir i spokój tego domu. Patrzę na pokój dzieci, gdzie na rozłożonym tapczanie, wśród następnych walających się szmat, spoglądają na mnie smutne dwie pary oczu. Patolka nawet nie wstała z fotela, gdy powiedziałem że chce zobaczyć pokój dzieci. Nawet kurwa nie podniosła swego dupska, które służy rozkoszy jej i przygodnym menelom. Kurwa jego mać.
- Bez szans że pani cokolwiek zmieni? – pytam bez żadnej nadziei.
- I tak sąd wie najlepiej co zrobić – spojrzała na mnie z uśmiechem i wyrazem triumfu na swojej wypaczonej gębie.
I sąd zrobił. 

niedziela, 1 czerwca 2014

Nadesłane: W Obronie Patoli


Witam
dziękuję za prowadzenie tak interesującego bloga. Domyślam się że wielu czytelników bardzo razi język i obraz świata,który prezentuje Pan na blogu. Ja tak nie myślę. Jestem historykiem więc wiem,że prawda rzadko kiedy bywa ładna,miła i słodka. Właściwie to prawie nigdy taka nie jest... Ale cóż - bardzo podoba mi się rosyjskie przysłowie: "mówisz na wilka - powiedz i parę słów za wilkiem". Postanowiłem więc, chociaż wcale nie wątpię w szczerość i prawdę Pana opowieści, napisać paradoksalnie 
kilka moich doświadczeń...w obronie patoli.

W roku 2008, gdy miałem 30 lat, uległem wypadkowi który nie pozbawił mnie życia,ale przykuł do wózka inwalidzkiego. Musiałem nauczyć się żyć na nowo i zupełnie inny stał się obraz świata, jaki dotychczas znałem. Taki "odwrócony" świat,w którym patole okazali się być pomocni i życzliwi,a "porządni" ludzie - bezduszni i obojętni. Miałem szczęście że trafiłem od razu na chłopaków - motocyklistów po wypadkach. Niezbyt skomplikowani, typowe "karki", ale nauczyli mnie radzić sobie i "trzymać fason" 
nawet na wózku. Oczywiście, przy nauce było dużo alkoholu, zwięzłych opisów typu "kurwa,chuj" itp. ale cenię sobie tą edukację. Wielu niepełnosprawnych pozwala się celowo wyręczać we wszystkim grając na litości otoczenia. Nie sądzę żeby to było skutkiem tylko cynizmu. Sporo winy jest w tym,jak postrzega społeczeństwo "rolę" inwalidy. Wolno mu być nieporadnym i zdziecinniałym, ale nie wolno być psychicznie dorosłym,dojrzałym człowiekiem,tyle że niesprawnym. Wolno mi żarliwie modlić się o 
uzdrowienie,grać na współczuciu i litości. Ale nie wolno mi napić się piwa,tęsknić za dobrą imprezą i łakomie gapić się na śliczną blondynkę. No nie,no kto to widział żeby 30-letni facet miał takie potrzeby,przecież to kaleka na wózku.

Mieszkam w Gdańsku,mam więc sporo okazji do obserwacji ludzkich zachowań. Jadę wózkiem,a właściwie męczę się na takim odcinku drogi,że chyba samochód terenowy nie miał by także lekko. Mija mnie wciąż korowód porządnych ludzi,eleganckich facetów,ślicznych kobiet,nikt rzecz jasna nie pomoże. A tu czuję że bez słowa ktoś podtrzymuje wózek i pomaga mi pokonać polskie drogi. Odwracam się - gęba zakazana, przy oczach wytatuowane albo "łezki", "mgiełki" albo "przedłużki". Podnoszę rękę w geście 
podziękowania:
- Dzięki,kurwa,człowieku!
- Spoko,powodzenia!  
Nie wiem skąd taka "solidarność", nigdy nie garowałem. Ale bardzo często zdarzają się podobne sytuacje. Im straszniej ktoś wygląda,tym pewniej mogę liczyć na bezinteresowną pomoc. I na odwrót, z ludźmi pięknymi i bogatymi, tym pewniej mogę liczyć na ich znieczulicę.

Siedzę sobie w taniej pijalni piwa,w dzielnicy nie najbardziej reprezentacyjnej. Otoczenie - wiadomo,lud pracujący wieku 40-60 lat,zniszczony życiem i hektolitrami alkoholu. Znam ich wszystkich bo przychodzą najczęściej "starzy bywalcy". A dlaczego ja też? Bo widzę że te pijackie mordki naprawdę traktują mnie jak człowieka, a nie małpkę w zoo. Nierzadko, kiedy już sobie łykną, mówią wprost z taką rozbrajającą szczerością:
- Bbbboguśś,ttyy to jesteś goość, rrrradzisz sobie. 
Przypomina mi się wtedy historia gdy umówiłem się na przyjęcie pracy,właściwie zlecenia w ekskluzywnym hotelu. Zleceniodawca chciał w hotelowej kawiarni omówić warunki. Ledwo wjechałem,a już podbiega "ochroniarz" 
i każe mi wyjechać,że niby tarasuję korytarz gościom. Łapię więc za telefon, dzwonię po zleceniodawcę, ten szybko przychodzi i opieprza nadgorliwy personel. Zlatują się pryncypałowie ochroniarza i zapewniają nas, że źle ich zrozumiałem,nikt nie chciał mnie wyrzucić itp. Taaa... No bo co robi taki kaleka na wózku w markowym hotelu? Nieważne że nieźle ubrany, pewnie przyjechał tu żebrać i tyle.

I na koniec trochę na temat moich relacji damsko-męskich. I tu też jestem,niestety,zdany tylko na życzliwość menelówek. Bo tylko takie są w stanie wykrzesać trochę życzliwości dla faceta na wózku. Porządne,eleganckie i zadbane dziewczyny jasno i dobitnie dają do zrozumienia,że nie dla psa kiełbasa. A bo to ja facet? I co z tego że stoi mi jak drut,kiedy jadąc autobusem patrzę prosto pod dziewczęce spódniczki,bo na tej wysokości mam oczy?? Czy można w ogóle robić TO z inwalidą?? Fuuuj,to 
ohydne...

Tak więc wrzucę do beczki dziegciu małą łyżkę miodu. Nie bronię i nie usprawiedliwiam patologii. Wiem ile robią zła. Ale...zdarza się też że zrobią coś dobrego,tak jak dla mnie. Smutne jest to,że w naszym kraju pomocniejsi są mi patole, niż porządne podpory społeczeństwa,ale jest jak jest.... Gratuluję Panu odważnego,świetnego bloga i pozdrawiam serdecznie
                                                                                                            Bogdan Banach (bogdan_banach@wp.pl)