poniedziałek, 23 grudnia 2013

Opowieść z happy endem?

       Mała rączka uniesiona ku górze zaciskała swą drobniutką piątkę, próbując złapać jakis niewidzialny przedmiot unoszący się w powietrzu. Małe usteczka łapczywie wciągały powietrze, a malutkie piersi z trudem próbowały wciągnąć każdy haust powietrza. Przenikliwe zimno spowijało drobne, blade ciałko przykryte szarym z brudu kocem. Zsiniałe usta nie miały siły płakać, choć łza bezsilności spływała po jego umęczonym krótkim życiem poliku. Wąziutkie i krzywe nóżki z ledwością poruszały się, starając zwrócić na siebie uwagę kogokolwiek, kto choć na chwilę mógłby ulżyć w jego niedoli. Mały żołądeczek od wczoraj nie miał nic w sobie a lepka, brudno-żółta ciecz spływała po jego wychudzonych udach.

       Kurwa i szmata. To określenie nie wywodzi się znikąd. Tak ją określają własne dzieci, które w bidulu spędzały swój żywot. Cała piątka, w wieku od siedmiu do 15 lat. Te starsze robiły zawody który najszybciej spuści się podczas walenia konia, młodsze paliły papierosy a ulubioną zabawą było kraść i niszczyć wszystko co popadnie lub znajduje się dookoła. Upośledzenie na twarzach wypisane, naznaczając te niewiniątka na całe przyszłe życie, każde w szkole specjalnej próbuje liznąć choć podstaw pisania i czytania z miernym skutkiem. To nie ich wina że takie są, że leją moczem z okna a do butelki zbierają swoją spermę. To nie ich wina, że lepkie łapy kradną wszystko, co tylko przejawia jakąkolwiek wartość. To nie ich wina, że jeden z drugim potrafi zesrać się w gacie, a te pozostawić potem na środku pokoju, tak że cuchnie na pół bidula. To nie ich wina że cieszy je ból i dręczenie innych. To nie ich wina... Spierdolone pijackie geny krążą w ich krwi, wypełniając każdą komórkę ich przegranego na starcie życia. Sę efektem pijackiej libacji, zrobione z czystej, alkoholowej przyjemności gdzieś na obskurnej, zaszczanej melinie z lumpem, który w pijackiej ekstazie współżył z ich matką.


       Okiełznuje ich farmakologia. Psychiatryczny szpital dziecięcy, potem przyjmowanie leków - psychotropy i inne świństwo, które mają ułatwić im podporządkowanie się w bidulu wychowawcom. To przez nich wychowawca po całym dniu ma ochotę zabić każde inne dziecko, które tylko krzywo się spojrzy. Absorbują, wkurwiają, denerwują. Zdegenerowany genotyp każdego dnia nie daje o sobie zapomnieć, wciągając w swój wir debilizmu i umysłowej degrengolady tych, dla których jest jeszcze cień szansy.
Najlepiej jest wtedy gdy śpią. Albo siedzą w pokoju oglądając film trzepiąc kapucyna. Jest spokój, cisza. Pojawia się nadzieja że szybko zasną i kolejny dzień z ich życia zostanie zaliczony. Odhaczony w kalendarzu beznadziejności, odliczany posiłkami. Czasami wspominają matkę - jak najebana była, jak pierdoliła się z menelem na ich oczach. Lecz w ich opowieści nie ma łez i bólu - jest śmiech i wspominanie jak menelowi kutas stał i jak śmiesznie nim wymachiwał, zwalając się na zamroczoną alkoholem matkę. Podniecająca wizualizacja podczas masturbacji, dzięki której może się rozładować i która przynosi taką wspaniałą, krótkotrwałą euforię i ulgę.


       W wieku osiemnastu lat jeden z nich opuści bidul, ku uciesze wszystkich wokoło. Nie będzie żegnany z fanfarami. Raczej wypchnięty w dorosłe życie dzień po swoich urodzinach. Wróci tam skąd przyszedł.  Z powrotem jego domem stanie się melina, tani alkohol, libacje i popęd seksualny, nie hamowany już żadnymi lekami. Nie będzie kontrolowany, nie będzie doglądany. Jest dorosły i sam decyduje o swoim życiu. Znów będzie matka pijaczka, której pozytywny napływ uczuć spowodowany będzie pieniędzmi, które dostanie na usamodzielnienie. Będzie kochanym synkiem, radością jej życia. Póki starczy pieniędzy, póki będzie co wydawać, a najlepiej przepić, lecz wcześniej przez miesiąc lub dwa być królem świata. Słaby to król, którego wyznawcy znajdują się wtedy, kiedy na stole stoi wódka lub inne sfermentowane ścierwo. Słaby to król, który wysłowić się nie potrafi, a żyje instynktem dnia codziennego. Słaby to król, który nie myśli o przyszłości, a którego celem jest przeżyć do dnia następnego. Lecz teraz, kiedy w progu zawituje ON, jej dziecko, jest się królem całego świata, który co prawda jest jak ten kolos na glinianych nogach, ale który ma szansę zaistnieć, choć przez ułudną chwilę.


       Popęd seksualny daje u niego o sobie znać. Masturbowanie się codziennie po kilka razy juz nie wystarcza. Chce seksu. Patrzy na matkę która współżyjąc w alkoholowej ekstazie, krzyczy zza sciany. Podgląda ją, jednocześnie waląc konia i wyobrażając siebie na miejscu menela, który niezdarnie leży i sapie na jego rodzicielce. ON też chce seksu z kobietą. Ta myśl zaczyna być obsesyjna, krąży w jego głowie z coraz większą nadzieją na spełnienie.


       Z natury jest nieśmiały. Nie potrafi poderwać dziewczyny. Zresztą, żadna nie chce z nim rozmawiać. Brudny, niechlujny, nie potrafi nawet się wysłowić. Uśmiecha się głupkowato i patrzy na dekolt każdej kobiety. Nieważne czy stara czy młoda. Wystarczy kilka miłych słów skierowanych do niego, a już wyobraża ją sobie jak stoi koło niego naga pozwalając mu zbliżyć się do siebie. Dostaje przydomek głupka. Takiego wioskowego, kompletnie przybitego głupka, który łazi tylko do sklepu, gdzie kupuje wino sobie i matce. Ci mądrzejsi nie chcą z nim rozmawiać, zbywają go, przedrzeźniają. Dziewczyny, jak czasami znajdzie się w ich towarzystwie, naśmiewają się z niego. Lecz w jego przepitej już alkoholem i ograniczonej intelektualnie główce rośnie frustracja. Chce mieć kobietę, chce zdzierać z niej ubranie, chce z nią współżyć. Coraz bardziej obsesyjne myśli krążą po jego głowie, coraz mniejszą ma kontrolę nad swoimi myślami.
Zdarzyło się że został pobity. Nie wytrzymał. Koledzy z koleżankami pozwolili mu pić ze sobą. Z każdym łykiem piwa chciał seksu. Ona miała 16 lat, była ładna i równie jak on pijana. Zaczął się dostawiać do niej, łapać za cycki, za tyłek. Widać było że był podniecony - wyczuł w swym małym móżdżku szanse na seks, którego tak mocno pragnął. Najpierw ona mówiła mu żeby spierdalał od niej. Żeby się odpierdolił, bo ją brzydzi i żeby jej nie dotykał. Lecz do niego to nie docierało. Złapał swoją brudną ręką za jej pierś i zaczął ściskać z całej siły. Jak mu to wielką sprawiało przyjemność. Dziewczyna szarpała się i wyrywała, lecz on ją przewrócił na ziemię i przycisnął swym ciałem. Ale wtedy pomogli jej koledzy. Został, pobity, pokopany i zostawiony zwijający się w bólu na tyłach sklepu. Od tamtej pory nikt z nim nie chciał już nie tylko pić, ale i rozmawiać. Dziewczyny unikały go, a za każdym razem jak podchodził do grupki rówieśników pod sklepem słyszał wyzwiska i przekleństwa. Prawie wszyscy go znienawidzili, wyzywali od zboczeńców, pedałów, pedofilów. Wiejski głupek zaczął być traktowany z ostracyzmem. Wyzywany, wyszydzany skrył się w swojej chałupie razem z matką pił, jak tylko była okazja.


       Lecz żądza seksu wciąż dawała o sobie znać. Znów masturbacja, znów podglądanie matki. Wtedy postanowił ze musi spróbować kobiety. Jedyną jaka była to matka. Równie jak on upośledzona intelektualnie i z równie dużymi potrzebami. Wyczekał aż będzie pijana i wkradł się do jej łóżka. Ona zamroczona alkoholem nie oponowała, jak odsunął szmatę ją przykrywającą i położył się na niej. Nawet się nie obudziła. Po raz pierwszy był z kobietą. Czuł triumf i satysfakcję, lecz jednocześnie w jego stępiałym umyśle coś mówiło że zrobił źle. Następnego dnia matka nie odezwała się do niego ani słowem.
Po pewnym czasie znów chciał kobiety. Poczekał aż ta się napije i legnie zamroczona w swym barłogu. Znowu się na niej położył i to zrobił. Tym razem wyrzuty sumienia były mniejsze. Za trzecim razem gdy to robił, matka otworzyła oczy i patrzyła na niego. Speszyło go to i uciekł do pokoju. Poszła za nim i zapytała czy mu się podoba to. Nic nie odpowiedział.


       Po czasie zauważył, że podnieca go jak inni oglądają jak się masturbuje. Podniecał go widok nagich dzieci. Zakradł się nad pobliskie jezioro latem i siedząc w krzakach oglądał maluchy, mające po siedem, osiem, dziesięć lat. Widok ten pozwalał mu jeszcze intensywniej pocierać swojego kutasa. Zdarzało się,  że widząc bawiące się na uboczu wsi dzieci, proponował im zabawę w rozbieranego. Pokazywał im swojego fiuta licząc, że one zrobią to samo. Niektóre robiły, a w nim wzbudzało to potężne podniecenie. Leciał wtedy do matki i rzucając ja na tapczan gwałcił. Już od dawna bowiem nie wyczekiwał momentu aż będzie pijana. Brał to co według jego chorego mózgu mu się należało.


       ONA urodziła dziecko. Nie wiadomo jakim cudem, lecz okazało się że zaszła w ciąże. Nie wiadomo było kto był jego ojcem. Może syn, może jakiś menel. W każdym razie podczas wypisu ze szpitala został poinformowany Sąd, że rodziła kobieta pod wpływem alkoholu. Wtedy ruszyła cała machina instytucjonalna. Pracownik socjalny podczas wizyty w domu zauważył dziecko i wezwał pogotowie. Gdyby było to dzień później, maluszek by nie przeżył. Po wywiadzie kuratora zawiadomiono prokuraturę. Ludzie zaczęli opowiadać co wiedzą.
Aha. Zapomniałbym. Na świat przyszło kolejne, upośledzone dziecko.

Wesołych Świąt.   

wtorek, 10 grudnia 2013

Sielankowy obrazek

Tani egzystencjalizm wylewający się z prostokątnych pudełek wiszących na ścianach wielu mieszkań powoduje że zaczyna się człowiek zastanawiać nad sensem pracy którą wykonuje. Codzienne zderzenie z wielorakimi problemami ludzkimi powoduje, że zaczyna ogarniać go momentami znieczulica na to, co widzi w szklanym ekranie a i postrzeganie otaczającego go świata nabiera zupełnie innego wymiaru. Cholernie innego wymiaru i kurewsko działającego na wyobraźnię. Czasami zastanawiam się, jak łatwo jest manipulować społeczeństwo, nie ukazując całej prawdy, lub ukazując ją wybiórczo, dostosowując przekaz do widza, który tak naprawdę nie rozumie mechanizmów ludzkiego dna i upodlenia. Jak łatwo jest przedstawić wykreowaną sztucznie rzeczywistość, posługując się migawkami i przebitkami, które powodują że bezwolny widz bezkrytycznie przyjmuje podany mu sztuczny autentyzm. I na koniec, jak łatwo momentalnie bezwolnemu odbiorcy przyjąć za objawioną prawdę to, co przedstawi mu jeden czy drugi dziennikarzyna, który w pogoni za sensacją będzie udawał psychologa, by czasami wręcz upodlić i zniszczyć osobę, która mu bezgranicznie zaufała w chwili swej słabości.
***
Wchodzę do mieszkania, które w swej obskurności przyprawia mnie momentami o mdłości, a przed uzewnętrznieniem swojego posiłku ratuje mnie tylko stępiony odruch wymiotny. Pierwsze wejście do mieszkania zawsze powoduje zdziwienie i obawę. W ruch idą skręcane naprędce papierosy, których siwy dym momentalnie wypełnia z reguły małe pomieszczenie. Przedstawiam się, mówię kim jestem. Spoglądam na drżące ręce, mój słuch, wzrok staje się wytężony i skupiony na szczegółach, które są nieistotne dla postronnych osób. Obserwuje twarze, często zniszczone alkoholem i katorżniczą pracą u różnego rodzajów gospodarzy za marne pieniądze. Brudne, poobgryzane paznokcie. Ślady nikotyny na palcach od tanich papierosów, skręcanych z najobrzydliwszego gówna. Zęby zjedzone przez próchnicę, bolesny przykład awitaminozy odbijający swe piętno na licach zniszczonych twarzy. Trzydziestoletnie kobiety o twarzy starców, z których piękno dawno już uleciało w momencie, kiedy rozpoczęły dorosłe życie z alkoholem w dłoni, szukając swej miłości jedynej w pobliskiej melinie.  Teraz, z gromadą dzieci przy boku, utrzymując się z alimentów i zasiłków pomocy społecznej, trwają w swym żywocie nie wierząc w żadną zmianę. Dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, odliczane terminami płatności zasiłków i alimentów.
***
Im bardziej szokujący nagłówek w gazecie tym lepiej. Poczytność wzrasta. Tekst musi być krótki, napisany prostym językiem. Do tego duże zdjęcie, najlepiej smutnych dzieci lub poobijanych kobiet. Zawsze zapłakane, pokazujące kąciki zabawek lub łóżeczko w którym kiedyś leżało dzieciątko, a teraz Sąd zabrał. Oczywisty powód to tylko i wyłącznie brak pieniędzy. Odbiorca to kupi, bo zafascynuje go nagłówek, zafascynuje go zdjęcie dziecka, trzymane przez zasmuconą mamusię. Nikt nie zwróci uwagi, że jest to zdjęcie komunijne, a dziecko ma już 12 lat. Zdjęcia komunijne są przecież takie ładne… Obowiązkowo komentarz eksperta. To podnosi rangę artykułu. Uwiarygodnia prawdziwość tego, co przedstawia redaktor. Musi być formułka, że z biedy nie zabieramy dzieci, że to tragiczne dla jego rozwoju, że zrywa się więź emocjonalną. Wypowiedź musi brzmieć naukowo, ale nie można używać trudnych słów, aby czytelnik zrozumiał.
***
Największy problem to znaleźć miejsce do siedzenia i kawałek czystego stołu. Gdy o to proszę, następuje konsternacja i naprędce poszukiwanie czegoś, na czym można by było pisać i siedzieć. Usyfiony stół ścierany jest przeważnie brudną i zatęchłą ścierą lub po prostu rękawem. Proste i wygodne, a to że na podłogę leci cały ten syf, kto by się przyjmował. Lubię patrzeć na otoczenie. Spoglądam na okna, czy są czyste, rozglądam się po kuchni, łazience. Najgorsza zawsze jest łazienka. Śmierdzi często moczem. Jest brudna i wilgotna, wszędzie walają się stare szmaty, odrapane ściany, z których płatami schodzi stara farba olejnica. Grzyb tak wielki, że można go ścinać. W rogu kłębowisko butelek i puszek po najtańszym ścierwie z marketu, szumnie zwanym piwem. Z pięćdziesiąt, może więcej. Wielodniowa kolekcja mamusi i tatusia, a raczej kolejnego już konkubenta, który przyszedł mieszkać z rodziną, bo poprzednia wypierdoliła go z domu za chlanie i wyżeranie dzieciom jedzenia.
***
W reportażu telewizyjnym najlepiej jest płakać. I trzymać biała chusteczkę w ręku. Stanowczo musi jeszcze być jakaś babcia, lub sąsiadka. Musi mieć „sympatyczną” twarz i dobrze wypowiadać się o rodzicach. Szczytem elegancji jest konkubent, pokazany jak pracuje przy domu, że niby taki zaradny, pomaga wszystkim. Też może płakać, ale to na końcu reportażu, bo przecież mężczyźnie nie wypada. Reportaż kręcony jest przeważnie w jednym pokoju, nie pokazuje on łazienki. Na przybycie telewizji wszystko jest przygotowane, posprzątane, jest ciepło i schludnie, a wszyscy starają się dobrze wypaść. Na patelni smaży się mięsko, jakaś zupka. Niby skromnie, ale trzeba pokazać że rodzina dawała sobie radę. Obowiązkowo Pan domu w koszuli i czarnych spodniach. Czasami sweterek. Pani Domu w bluzeczce. Nikt nie pali papierosów, nie używa przekleństw. Pan Redaktor pozwala powtarzać ujęcia, mówi co i jak powiedzieć, żeby wypowiedź była ładna i składna.
***
Anonimowo to każdy powie, ale z nazwiskiem to już nie. Anonimowo to wiem, że stary chleje na potęgę, a stara razem z nim. Ze narobiła kilkoro dzieciaków, a co drugie to z innym, zresztą po metrykach widać. Że dzieciaki łażą po wiosce i do sklepu prosząc o jedzenie. A to że są brudne, bose i wiecznie zasmarkane. Że Pani domu nie raz widziana była z wózkiem, jak ją prowadził do chałupy, a Pan domu w rowie leżał. Że starsze dzieci mamusię z meliny zabierały, bo późno było.
***
Na nieszczęście dziennikarzy, Sąd zabierając dzieci musi to uzasadnić. Jest to obowiązek i takie uzasadnienie mają rodzice. Jakoś dziwnym trafem, nikt tego nie pokazuje. Po co psuć sielankowy obrazek skrzywdzonej rodziny.