sobota, 19 października 2013

Nadesłane: Wierzyłem w ludzi



Dostaję nowe akta. No nie takie nowe, sprawa ma już 2lata i 8 miesięcy. Wyrok o niepłacenie alimentów tzw. niealimentacja. Sprawa była prowadzona przez sąsiedni sąd jako tzw. ,,O’’ czyli ktoś dostał wyrok z obowiązkiem w postaci bieżącego regulowania alimentów oraz zapłaty zaległości na rzecz wierzycielki w terminie trzech lat od uprawomocnienia się wyroku. Człowiek nie płacił no i jakiś kolega czy koleżanka nie widziała innego sposobu jak umotywować skazanego do regularnego płacenia  poprzez złożenie wniosku do swojego sądu o nałożenie dozoru. Ponieważ delikwent mieszka na moim terenie to sprawa trafiła do mnie.

      Dla jasności – sprawę prowadził kurator z miejsca, w którym została założona sprawa karna czyli mieszkał wcześniej zarówno i sprawca, i pokrzywdzony. Sprawca się wyprowadził – wrócił do … mamy po 15 latach. Dozór musi być sprawowany w miejscu pobytu skazanego.
Nie lubię takich spraw- mam 4 miesiące na zmobilizowanie chłopa do tego aby wreszcie zaczął płacić i wyrównał zaległość rzędu 20 tys. zł. Ha haha.  Na pewno…

      Idę na pierwsze spotkanie. Standardowo wypytuję sąsiadów i dzielnicowego o człowieka – nikt nic nie wie, nie zna go –to też dobrze, znaczy nie męda, nie pijak.  Dobra teraz idę do gościa. Jest lato, na dworze 32-33 stopnie. Zdycham w koszuli i jeansach. Patrzę dokładnie na adres 12a/505 – kuźwa czwarte piętro. Czemu to zawsze musi być czwarte piętro to jakieś fatum , Bóg tak sobie wymyślił , że wszelka patologia, skazani będą mieszkali zawsze na najwyższych piętrach? Blok cztero piętrowy i trzeba dymać na sama górę. Jest tak gorąco, że wszystkie drzwi w klatkach schodowych pootwierane a powietrze i tak stoi. Idę noga za nogą i przeklinam sam siebie , czemu nie zacząłem dnia od tego właśnie ,,objęcia’’.  Na trzecim piętrze dynie mam mokrą, żeby choć koszula nie przesiąkła bo obciach będzie. Dobra  , chusteczka , dezodorant z torby  i dalej. Dotarłem. Uff. Trzeba zrzucić parę kilo. 

       Przed drzwiami wystawa butów, kalosze półbuty , sportowe , damskie, męskie do wyboru i koloru, i wielka palma. Jeszcze parę wdechów i pukam bo dzwonek standardowo nie działa.  Nie czekam długo otwiera skazany , trochę niższy ode mnie, zdecydowanie szczuplejszy z gitarą w ręku i ma coś takiego fajnego w twarzy , takie ,,ciepło’’. No nic przedstawiam się, legitymacja przed nos , czy mogę wejść – tak proszę. Wchodzę. Niemal spod nóg uciekają mi dwa koty. Wchodzimy do niego do pokoju, skromnie  ale czysto, nic podejrzanego nie ,,rzuca mi się w oczy’’.  

       Zbieram dane, wiek, wykształcenie, czy choruje przewlekle, czy leczony odwykowo lub psychiatrycznie, z kim mieszka, kto na utrzymaniu. Standard. Na wszystko mi odpowiada. Tłumaczę, że ma tylko 4 miesiące na podjęcie starań spłaty zadłużenia i bieżących alimentów.  Pytam go czy utrzymuje kontakt z synem – (syn niemal dorosły lat 17).  Utrzymuje, przyjeżdża do niego na każde święta, wakacje i co parę tygodni. Czy skazany pracuje-  nie, nie ma pracy aczy zarejestrowany – nie- czemu – bo nie warto . Proszę się zarejestrować jak najszybciej- brak rejestracji sąd uzna za złośliwe uchylanie się od obowiązku płacenia alimentów. Ale nie mam za co dojechać. Tłumacze, że 12 zł w obie strony da radępożyczyć choćby od matki z którą mieszka. Ale ona na leki wydaje i czasem nie mamy za co chleba kupić itp. Tłumaczenia.Ostatecznie tłumaczę mu , że może zgłosić się do OPS po pomoc. Nie, nie warto bo oni coś tam wymagają. Już mnie irytuje- panie to jak Pan będzie siedział  i nic nie robił to może Pan trafić do ZK- a to mi lepiej będzie bo nie będę musiał  i płacić  i nikt nie będzie mnie utrzymywać itp. Panie ale komornik nadal będzie Pana ścigał, matka sama zostanie ( wcześniej twierdził, ze chora jest i on sporo w domu obowiązków ma). Normalnie rozmawiam jak z dzieckiem , nic nie rozumie, na niczym mu nie zależy. Facet nie wzbudza we mnie negatywnych uczuć, najwyżej irytację, złość czuję na siebie , że nie mogę do niego dotrzeć , na niczym mu nie zależy. Dobra, informuje go, że ma się zarejestrować bo nie będę miał żadnych argumentów do jego obrony jak przyjdzie do posiedzenia o wykonanie kary. Dobra, dobra. Wychodzę.

       Nie mam potrzeby iść do niego jakoś specjalnie, jest dorosły, konsekwencje zna. Ja mam inne pilniejsze i trudniejsze sprawy na karku. Dobra sobą bym nie był. Mija równo miesiąc, jest około 17.00 Kursem powrotnym zamiast prosto do domu zahaczam jeszcze o tą mieścinę. Nadal gorąco ale już nie tak, drzwi klatki schodowej jednak nadal otwarte. Wchodzę. Otwiera starsza kobiecina- jego matka. Przedstawiam się, legitymacja, formułka. Wchodzę.  Rozmawiamy na temat jej choroby- nic szczególnego co uniemożliwiałoby jej samodzielną egzystencję, owszem, były jakieś zabiegi operacyjne i cukier i ciśnienie nie takie ale w tym wieku to raczej dość powszechne. Kobita sympatyczna lat 73. Opowiada mi, że pracę jakąś złapał przy remoncie. Na czarno czy legalna ? Może się zarejestrował w PUP ?  Panie nie wiem on mi niewiele mówi.  Proszę Pani trzeba go jakoś zmobilizować, nikt nie chce go zamykać ale jak nic nie da od siebie to sąd nie będzie miał wyjścia.
       Przychodziłem do nich jeszcze kilka razy, trafiałem na nią lub na niego. Okazało się, że pracował na czarno a pracodawca nie wypłacił mu złotówki. Był rozgoryczony. Do PUP zaparł się i nie pojechał. Podjął po jakimś czasie następną pracę- też na czarno,  ale to u jakiegoś znajomego – niemal za pół darmo. Przychodziłem i rozmawiałem, matka jak go nie było przyznawała, że to dobry chłopak ale takie ..lelum polelum’’. Spotkałem nawet jego syna – podobny do ojca ale jeszcze bardziej zblazowany. Złożyłem wniosek o zarządzenie kary albowiem nie wywiązał się w żaden sposób. Sąd zarządził przeprowadzenie wywiadu środowiskowego.
Sąsiedzi jak zwykle twierdzą , że wszystko ok.  Okazuje się również całkiem przypadkowo, że jedna z moich koleżanek pedagogów z pobliskiej szkoły  to koleżanka opiniowanego. Podobno był najlepszy w klasie. Słuch po nim zaginął po skończeniu szkoły i teraz się pojawił. Też ma o nim dobre zdanie.  Dobra jestem w ich mieszkaniu – są oboje. Mówię, że czas nadszedł obowiązek nie wykonany- będzie posiedzenie ( on nadal nie jest zarejestrowany w PUP , pieniądze zarobione przeznaczył na dom, opłaty, art. codziennego użytku i żywność po prostu. Siedliśmy razem z jego mamą ,,nad nim’’ i się w końcu ,,otworzył’’. Opowiedział, że po ślubie to głównie on pracował-dobrze zarabiał, na niego szły wszystkie kredyty, mieszkanie, umowy. Babie trochę się w głowie ,,poprzewracało’’ – bo kiedy nie było chłopa w domu bo ciężko pracował to kochanka sobie znalazła. W trakcie trwania małżeństwa teściowie przekazali na nich jakieś mieszkanie ale on za namową swojej żony notarialnie zrzekł się do niego praw, bo wierzył jej i jej znajomym, że tak będzie lepiej. Kiedy stracił pracę i nie było za co spłacać kredytów na różny sprzęt ona złożyła szybko wniosek o rozwód. Robiła awantury nie do wytrzymania i w końcu zmusiła go działając mu na psychikę do wyprowadzki. Przez prawie trzy tygodnie mieszkał w garażu zanim wrócił do mamy i opowiedział, że się po prostu rozstali. Już po powrocie do matki przez trzy miesiące spłacał czynsz za mieszkanie w którym wcześniej mieszkali bo żona obiecała mu wcześniej , że jak się wyprowadzi od niej dobrowolnie to ona za ten czynsz zapłaci – a naprawdę mieszkanie ,,w papierach’’ stało na niego i właściciel do niego wydzwaniał. Następnie zgodził się dość wysokie alimenty w jego przypadku. Choć tak naprawdę to mógł być z nich zwolniony (choćby czasowo) bo w trakcie rozwodu on pozostawał bez pracy, środków do życia i miejsca do spania a ona miała i pracę, i dom po rodzicach.  Nikt mu też nie wspomniał o podziale majątku za co ma pretensje do sądu. Bo żona miała adwokata a on nie. Wierzył również pracodawcy który mu nie zapłacił. Jedyne co go trzymało to miłość do syna i matki.  Syn zresztą naprawdę regularnie do nich przyjeżdżał. Teraz przychodzą jakieś listy z OPS z jakiejś tam miejscowości, okazuje się , że skoro nie płaci alimentów to za niego płaci Państwo poprzesz OPS. OPS domaga się zwrotu środków lub wystąpi na drogę sądowa- będzie kolejny wyrok.

       Chłop na końcu się rozpłakał – ja tak wierzyłem ludziom… i poszedł do swojego pokoju. Zrobiło mi się głupio , że trochę ,,jechałem’’ wcześniej mu po ambicji. Po tym, że przecież ma swoje lata, że życie nie jest łatwe.  Zostałem z jego matką. Omówiłem wszystkie możliwe drogi w przypadku jeśli sąd zarządzi wykonanie kary, powiedziałem o możliwym odroczeniu wykonania kary a po roku takiego odroczenia  o ponowne zawieszenie wykonania kary. Oczywiście wiązałoby się to z nowym okresem próby i zapewne z dozorem kuratora. Niemniej uniknie ZK i figurowania przez 10 lat w kartotece jako karany. Omówiłem także możliwości odbywania kary w systemie SDE. Matka wysłuchał mnie uważnie, dodatkowo napisałem nr telefonu i skrótowe ,,możliwości’’ prawne. Wywiad napisałem oczywiście pozytywny jeśli chodzi o zachowanie skazanego, niemniej jeśli chodzi o obowiązek – nie został on w żaden sposób wykonany a nawet nie było dobrej woli ze strony skazanego- to akurat mi jakoś do niego nie pasuje- syna kocha a że babę miał taką- no takie życie- nie można wszystkim tak łatwo wierzyć.
       Sąd karę zarządził. Skazany nie wystąpił o odroczenie wykonania kary choć nawet sędzia powiedział, że jak napisze to raczej mu udzieli odroczenia. Nie wystąpił również o SDE. Sam stawił się do ZK.. Kiedyś przypadkiem spotkałem jego matkę. Nie miałem jakoś odwagi sam zapytać dlaczego nie skorzystał z porad – na szczęście  sama mnie zagadała i powiedziała, że poszedł do ZK aby sobie wszystko przemyśleć, miał dość.
       Wyrok niewielki, przynajmniej ten pierwszy 6 miesięcy. Przeważnie w takich wypadkach już po trzech miesiącach czyli po  połowie ,,wyrzucają z ZK na ,,warunek’’ . On bronił się rękami i nogami. Niemniej dyrektor sam wystąpił mu z takim wnioskiem i był wolny już po 4 miesiącach. Znowu oczywiście okres próby.
       Późna wiosna, już bardzo ciepło na dworze. Rano witam się ze współdyżurną. Cześć, -cześć. Słuchaj był wczoraj do Ciebie warunkowo zwolniony. Jakiś dziwny. Nie chciał ze mną rozmawiać, tylko z Tobą. Mówiłam mu o pomocy postpenitencjarnej ale on stwierdził, że owszem ale też tylko z Tobą będzie rozmawiał. Powiedział, że będzie o 9.00. Dzięki.
       No ciekaw czy zdążę choć kawę zrobić. Myślę sobie jak dziwny to pewnie jakiś ,,świr’’ lub ,,roszczeniowiec’’ co to chce 19 tys. pomocy postpenitencjarnej. Zdążyłem.  Puk puk – proszę. Wchodzi mój ,,alimenciarz’’. Jest faktycznie jakiś odmieniony. Rozmawiamy, wydaje się być – twardszy. Spisuje co trzeba, wyjaśniam. Pyta się mnie czy to już wszystko. Tak, dla mnie na dziś tak, pomoc postpenitencjarną udzielę w poniedziałek bo nie ma akurat dziś żadnych środków w kasie sądu na ten cel ( dostał później 100zł w bonach towarowych). Dobrze.
Czy pomoże mi Pan sporządzić odpowiedni wniosek do sądu o ten podział majątku ? 
Coś w nim drgnęło- mam nadzieję, że pozytywnie.

KONIEC
kane

wtorek, 8 października 2013

Nielatka



Siedzę sobie spokojnie na dyżurze, mam na wszystko wyjebane i zastanawiam się jak miło zakończyć ten dzień i kogo zaprosić na wspólne słuchanie filmów lub oglądanie muzyki w zaciszu domowych pieleszy. Dzień pracy zbliża się ku końcowi, na komputerze odpalony jakiś pasjans, muzyczka z państwowego radyjka gra i nawet nie mam pojęcia, czy moja państwowa instytucja opłaciła za ten zbytek abonament radiowo-telewizyjny. Jeszcze 30 minut i z radością spierdolę z tego ciasnego i klaustrofobicznego pomieszczenia, by oddać się urokom życia. W ręku telefon i przeglądanie numerów zdobytych po ostatnim weekendzie od studentek resocjalizacji, które bardzo chce porozmawiać o urokach pracy i walce z przeciwdziałaniem demoralizacji. Spragnionym wiedzy dziewczynom chętnie uchylę rąbka tajemnicy swojego zawodu, a któraś może skusi się na indywidualne konsultacje. Klikając palcami w klawiaturę i próbując sobie przypomnieć która ładniejsza, by w pierwszej kolejności wysłać esemesa z zapytaniem czy przypadkiem nie ma ochoty wieczorkiem gdzieś napić się kawy, z właściwym sobie uzasadnieniem że „miałem ciężki dzień i potrzebuje porady kogoś, kto ma świeże pomysły” i zastanawiając się w międzyczasie, co wymyślę, aby taka studentka resocjalizacji mogła mi pilnie pomóc, usłyszałem pukanie do drzwi.
- proszę! – krzyknąłem nie podnosząc głowy znad klawiatury telefonu, gdzie właśnie zastanawiałem się jak wygląda Iwonka, pisząca pracą licencjacką o zdemoralizowanej młodzieży i bardzo chcąca poznać jak wygląda praca w terenie.
- dzień dobry – nikła postać ukazała się w otwartych drzwiach, wahając się jednocześnie czy wejść do środka. Zaprosiłem, pokazałem krzesło, odłożyłem telefon. Iwonka będzie musiała zaczekać, lecz cały czas miałem nadzieję że sprawę szybko zakończę, czyli odeślę do kuratora innego, bo pewnie nie z mojego rejonu jest kobiecina.
- W czym mogę Pani pomóc – zwróciłem się do babki w średnim wieku, która ciężko usiadła na wskazanym krześle.
- Jestem macochą dla szesnastoletniej dziewczyny… - zaczęła swa opowieść, co w gruncie rzeczy nie było niczym szczególnym Aż do czasu kiedy opowiedziała mi, że córeczka jej męża systematycznie, co weekend spierdala z domu i przesiaduje na melinie z lokalnymi ćpunami i złodziejami prawdopodobnie sprawiając im oralne przyjemności, całkowicie nie związane ze śpiewaniem.
- Chwileczkę, bo widzi Pani u nas jest rejonizacja. Na jakiej ulicy pani mieszka? – zapytałem z nadzieją w głosie, że nie będę zmuszony dalej wysłuchiwać o córce marnotrawnej, lecz obawy me znalazły potwierdzenie.
- Na osiedlu „Jesteśmy Zajebiści” – odpowiedziała, a mnie zakuło serduszko, że znowu jakaś sprawa na moim terenie się szykuje – Ja wcześniej dzwoniłam i powiedziano mi że dziś ma Pan dyżur.
Po wysłuchaniu opowieści, nie pozostało mi nic innego jak zaproponować macosze spisanie na kartce całej tej sytuacji, tylko nie za długo i niezbyt szczegółowo i oczekiwać na rozwój wypadków, by jej zawiadomienie nabrało mocy urzędowej, czyli przeszło przez co najmniej siedem rąk, a mianowicie: pani Haliny na biurze podawczym, kierowniczki wydziału, stażystki, sędziny, kierowniczki wydziału ponownie, sekretarza sądowego i w konsekwencji trafiło do mnie. Dla tego pisemka została przygotowana teczuszka, z nazwiskiem, nadano sygnaturę sprawy, sprawdzono czy wobec dziewoi nie było wcześniej wydawanych postanowień, czy wobec jej rodziny cos się toczyło, itd. Itp. Sprawa oznaczona została jako „demoralizacja”.
Przyszłe czynności u giganciary były dla mnie przewidywalne. Dostanę wywiad, pojadę w środowisko, sprawdzę szkołę, porozmawiam z dziewczyną, dostanie pewnie kuratora i tak do osiemnastki z nielatą się przebujamy. Oj, jaki ja naiwny byłem. Lecz nie uprzedzajmy faktów.
Ulica na której znajdował się dom, to typowe osiedle domków jednorodzinnych. Nosz kurwa, nie było one typowe. Jakieś 30 domków odgrodziło się płotem, postawiło bramę wjazdową z grubym i wielkim szlabanem, a w nocy zamykane mocarną bramą. Zatrudniono stróża na cały dzień a kto wie, może i w nocy także, co robił obchód pomiędzy domkami i w gruncie rzeczy to spał w swojej komórce czy tez innej kanciapie, którą deweloper mu postawił, a która ogrzewana była zajebistym piecykiem na gaz propan-butan. Ochroniarz którego w godzinach późno-popołudniowych spotkałem to prawdopodobnie rencista po dwóch zawałach i częściowym porażeniu lewej strony ciała, pełniący zaszczytną funkcje „OCHRONY”, co wskazywał napis na odblaskowej kamizelce, a który tak naprawdę był zwykłym cieciem od wszystkiego. Ogólnie był strasznie szczupłym, wręcz wychudzonym facetem, ubranym w czarny dres i buty wojskowe, dające mu plus 50% do zajebistości i plus 20% do ogólnej powagi. Wygląd twarzy natomiast wskazywał na IQ na poziomie 60 punktów w skali Richtera.
Stoję więc przy tej jego kanciapie i patrzę na szlaban, który jest opuszczony. Osiedle dosyć rozległe, mży, nie mam zamiaru napierdalać z kopyta po błocie, bo na asfalt czy tez polbruk deweloper jeszcze nie zdążył się dorobić. Pukam do budki i czekam, aż Pudzian zechce zapytać mnie łaskawie po co przylazłem w jego skromne progi.
- Tak? – zacharczał w moja stronę, trzymając w ustach niedopalonego papierosa, który osmalał jego brązowy od nikotyny wąs a ulatniający się dym powodował mimowolny skurcz lewej powieki oka.
- Do Iksińskich jadę. Pod 10. Otworzy Pan szlaban.
- Był Pan umówiony? – wycedził w moją stronę, a mnie krew zalewała powoli.
- Nie proszę Pana, nie byłem. Służbowo tutaj jestem.
- To proszę zostawić samochód przed bramą. Tam jest parking - i wskazał paluchem na kawałek błotnistego placu około 30 metrów od bramy wjazdowej.
„Chyba go pojebało” – pomyślałem i wkurwiłem się nie na żarty, bo łażenie w butach po błocie i moknięcie w deszczu, który z mżawki robił się coraz bardziej rzęsisty, nie było zajęciem o którym w tym momencie marzyłem.
- Proszę Pana, otworzy Pan ten szlaban, a ja wjadę samochodem, podjadę pod dom bo sam pan widzi, jaka jest pogoda. Jestem kuratorem sądowym i mam pilna sprawę do tych Państwa – ostatnie wyrazy wypowiadałem już podniesionym głosem, bo i wkurwienie na tego pajaca potęgowało się
Zamyślił się. Podrapał po głowie. Wyciągnął z ust papierosa i dogasił w prowizorycznej popielniczce znajdującej się w zasięgu jego ręki.
- Panie, tu wszyscy chcą wjeżdżać, a mnie potem gonią i się dopieprzają – odpowiedział w moją stronę i oparł się ręką o szlaban, bo lekko coś go zachwiało. Wiatru nie ma jakby co.
- Gdzie jest numer 10. Daleko? – ustąpiłem, szkoda mojego czasu, stania i dyskutowania o celowości podniesienia szlabanu. Kij mu w oko.
- Blisko, za tym zakrętem. Ale tu nie wszyscy tabliczki maja. Liczy pan od tego budynku – wskazał ręką na pierwszy domek, będący jeszcze w stanie surowym.
Chuj. Idę i moknę, omijając co większe kałuże i skupiska błota. I tak moje buty są już nim całe oblepione, nie mówiąc o nogawkach spodni. Zachciało mi się dzisiaj jechać tutaj. Czy w tym życiu nic nie może być prostsze? Kurwa, byle cieć może mi nie otworzyć szlabanu, a ja musze zapierdalać z kapcia po grzęzawisku. Przede mną jedzie jakiś samochód. Schodzę na mokry trawnik, skulony i trzymający poły kurtki, bo zamek spierdolony. Szlusssss. O mało co skurwysyn mnie nie ochlapał, tylko szybki refleks podskoku uchronił mnie przed ubrudzeniem błotną breją. Spojrzałem w jego stronę chcąc rzucić kilkoma kurwami ale on już z impetem wyjeżdżał z osiedla, bo cieć zawczasu otworzył mu szlaban i kłaniał się w pas. Chuj im wszystkim w oko. Kurator. Kurwa jego mać. Od pięciu lat jebanej podwyżki nie chcą dać, a w telewizorni dopierdalają się, że kuratorzy źle pracują. Płać to wymagaj, jeden z drugim. Jeszcze trzy domy, cztery kałuże i będę na miejscu. Marne to pocieszenie.
Zziębnięty i przemoczony stanąłem na ganku całkiem ładnego domku, który nie doczekał się okalającego płotu, więc czym prędzej schroniłem się pod daszkiem i korzystając z dzwonka, oznajmiłem swoją obecność domownikom.
Z litego drewna drzwi otwarły się na oścież, a mym oczom ukazał się zwalisty facet, około 2 metrów wzrostu z dłońmi jak łopata od fadromy. Spojrzał na mnie z góry swym przenikliwym wzrokiem, a ja zadarłszy głowę w stronę górnej futryny drzwi, przedstawiłem swoją oklepaną bajeczkę kim jestem i po co przyszedłem, podtykając mu jednocześnie legitymacje pod nos, czyli unosząc wyprostowaną rękę do góry. 
- Nie mam nic do powiedzenia – oznajmił mi beznamiętnym głosem, w dalszym ciągu stojąc w drzwiach domku.
Tłumacze mu o zawiadomieniu sądu przez jego żonę, ze w sprawie jego córki, ze mam sygnały że ucieka i przebywa na melinach….. Przerwał moją wypowiedź i oznajmił że on to wszystko wie i nie ma zamiaru rozmawiać ze mną.
- Czyli odmawia Pan zgody na przeprowadzenie wywiadu środowiskowego? – zapytałem w sumie to ucieszony. Mniej papierkowej roboty.
- Tak. Do widzenia – i zamknął drzwi przede mną.
Chuj mu w dupę. Jego problem, nie mój. Ma wyjebane na córeczkę, to tylko jej współczuć. Chociaż nie, ona bawi się dobrze ze swoimi kolegami, dla których zapewne jest niezłym umilaczem czasu. Kiedyś przejmowałem się, że ktoś mi odmówił wywiadu, potraktował mnie obcesowo. Teraz mam wyjebane na to i nawet się cieszę – mniej roboty papierkowej. Niech inni się martwią.
Wróciłem tą samą drogą, jednakże teraz już w ulewach rzęsistego deszczu. Kurwa, zawsze musi się rozpadać kiedy najmniej mi to pasuje. Niech leje jak siedzę w samochodzie, w biurze, w domu, a nie do cholery jak łażę po tych chatach w celu zbawiennego naprawiania świata. Potem zdychaj, prychaj, kichaj i kaszl, ku radości aptekarzy i firm farmaceutycznych. Na leki dodatku nie ma a jeszcze z wynagrodzenia upierdolą, jak niezdolny jesteś do roboty. Emerytury nie dożyje. Nie ma bata.
Tan na marginesie, bo nie wiem czy wiecie. Sędziowie nie mają emerytur. Przechodzą w stan spoczynku z ostatnim wynagrodzeniem, które pobierają do śmierci. Ja pierdole, co miesiąc na emeryturze przytulać 7-8 tysi. Bajka jak nic. Czy to nie paradoks? Mundurowi mają wysokie emerytury, sędziowie, prokuratorzy przechodzą w stan spoczynku, a człowiek napierdziela dla nich do 67 roku życia, by potem dostać kilka złotych emerytury. A tak naprawdę sędzia rodzinny to dzięki kuratorowi w głównej mierze wie, co w trawie u danej rodziny piszczy. Sprawiedliwość, kurwa.
Następnego dnia telefon do pedagoga. Wypytać co i jak, czy łazi nielata w ogóle do szkoły, czy ma całkowicie wyjebane na system. Jakie ma oceny, czy rodzina interesuje się jej postępami w nauce? Taki standardzik. Oczywistym jest, że problemy były i są, że właśnie szkoła miała zawiadamiać, i tym podobnie. Prawda jest taka, że małe szkoły rzadko zgłaszają problemy. Kiedyś o tym pisałem, a mianowicie – każdy uczeń mniej to czasami być albo nie być klasy, a co za tym idzie być albo nie być etatom nauczycieli w szkole. Myślę że zrozumiecie o co tak naprawdę chodzi. Podziękować tylko Pani Ministrze.
Porozmawiałem sobie jeszcze z macochą w sądzie odnośnie naszej małolatki, jak co gdzie i kiedy się zaczęło i jaki stosunek ma ojciec do niej. Ogólnie stosunek ma chujowy, jest na nielatke wkurwiony i stwierdził że niech sobie gówniara robi co chce.
Jakiś czas później odbyła się sprawa sądowa, na której kochany tatuś i Pan Domu stwierdził, ze on nie chce wychowywać córki, która kurwi mu się po kątach i najlepiej niech Państwo Polskie sobie weźmie ją na wychowanie, a on nawet zapłaci jak będzie trzeba. Potem już nie miał nic więcej do powiedzenia, a Sąd umieścił dzierlatkę w placówce, czyli popularnym bidulu, gdzie będzie mogła wieść swój szczęśliwy żywot, kurwiąc się zapewne z innymi wychowankami bo to, moi drodzy czytelnicy, jest najprostsza i najłatwiejsza rozrywka dużej części tych biednych nastolatków tam umieszczanych.
W bidulach jest dużo zdemoralizowanych typów spod ciemnej gwiazdy. To dzieciaki po 15-18 lat, które wiedzą do czego służy instrument pomiędzy nogami. Dodając jeszcze wszelkiego rodzaju zaburzenia emocjonalne, nadpobudliwości i stres, mamy wybuchową mieszankę. Nie na darmo dziewczynom które skończyły 15 lat, daje się tabletki antykoncepcyjne, jeżeli wiadomo że lubią wystawiać swój tyłek na widok publiczny.
Zastanawia mnie czasami, patrząc na różnego rodzaju „showupy” czy „zbiorniki” ile dziewczyn, tam się filmujących przed kamerkami, jest właśnie z takich biduli czy niewydolnych wychowawczo rodzin. Podejrzewam że niestety większość, a ze swojego ciała robią największy atut.
Po wydaniu postanowienia, nielatka nasza kochana, jeszcze dwa tygodnie ukrywała się u kolegów i znajomych, którzy znani byli w lokalnym półświatku jako ćpuny i złodzieje. Lecz wiadomo, nic nie trwa wiecznie i w końcu znudziło im się ja ukrywać, bo  ile można posuwać jedną dupę, która na dodatek przestała dbać o higienę i nie mając żadnej kasy była na utrzymaniu ich. Jednym słowem któryś z chłopaków wystawił ją Policji, która mając zgłoszenie że powinna być w Bidulu, capnęła ją w parku jak na ławce siedziała.
Pobyt w bidulu upłynął nielatce bez większych wrażeń. Ojciec odwiedzał ją czasami, raz tylko wystąpił o urlopowanie na święta. To macocha częściej się pojawiała, dając jej pieniądze czy zabierając na zakupy. Nielata w wieku lat 17 zaszła w ciążę z poznanym o 10 lat starszym chłopakiem, który pracował i wynajmował kawalerkę. Mając lat osiemnaście i będąc w siódmym miesiącu ciąży wyprowadziła się do niego. Niestety, poza rejon mojego Sądu, więc nie wiem jak jej się układa.