niedziela, 21 października 2012

Jaka ja biedna jestem



 Przepraszam stałych czytelników za mniejszą częstotliwość wrzucanych postów, ale wierzcie mi, ciężko pracuję :). Jednocześnie przypominam, że jeżeli ktoś ma jakąś swoją historie do ukazania, chętnie to zrobię, bo ostatnio nic nowego nie dostałem. Pozdrawiam.

****************************

Na biurku wylądowała notatka z interwencji Policji, odnośnie Iksińskiej, matki dwojga dzieci mieszkająca wraz z konkubentem i swoja matką, na tak zwanych barakach na obrzeżach miasta. Policyjna informacja wyglądała mniej więcej w ten sposób:

„ W dniu takim to a takim o godzinie 18.50 otrzymałem zgłoszenie telefoniczne że w rodzinie Iksińskiej doszło do awantury domowej i rękoczynów. Wraz z starszym sierżantem udaliśmy się pod wskazany adres zamieszkania, gdzie zastaliśmy: (wymienione osoby w postaci Iksińskiej, jej męża, matki, dwojga dzieci). Genowefa Iksińska na nasz widok zaczęła krzyczeć, abyśmy wypierdalali, była pod znacznym wpływem alkoholu i karmiła piersią 2-letnie dziecko. Odmówiła badania alkomatem. Jej konkubent Janusz K. zaczął być w naszym kierunku agresywny, popchnął starszego sierżanta, w związku z czym, zastosowaliśmy wobec niego przymus bezpośredni w celu obezwładnienia i założone zostały mu kajdanki. Janusz K. został odwieziony do MIW w T. (Miejskiej Izby Wytrzeźwień). Jadwiga Iksińska, która jest babcią małoletnich także była pod wpływem alkoholu, w związku z czym nie mogliśmy pod jej opieka zostawić dzieci. 2-letnia Anna K. i 6-letni Paweł K. zostali  oddani pod opiekę Katarzyny Iksińskiej, siostry Genowefy, która zamieszkuje pod adresem takim a takim.”

       W rodzinie Iksińskiej był nadzór kuratora, trwał od jakiegoś roku i co prawda ograniczono Iksińskiej i jej facetowi władze rodzicielska poprzez nadzór kuratora z powodu nadużywania alkoholu, ale obydwoje wzięli wszywki, zaczęli uczęszczać na terapię, zostali zakwalifikowani do projektu unijnego gdzie jakiś doradca rodzinny ich uczył podstaw opieki nad dziećmi, oprócz tego dostali jakieś dodatkowe zasiłki. Az tu nagle chuj bombki strzelił, i taka notatka.

       Ale dobra. Nie nakręcam się, minął rok, zastrzyki przestały działać, postanowili zabalować, pochlali się, poawanturowali. Pojadę razem z pracownikiem socjalnym, rzucę kilkoma kurwami w ich kierunku, postraszę że jeszcze raz i dzieciaki pozabieram, porobię notatki, przedłożę sędziemu, oni się wystraszą i będzie znowu git.
Jak ja się kurwa myliłem. Ale nie uprzedzajmy faktów.

       Wpadam do chałupy, praktycznie jak szeryf. Mina wkurwiona, a jakże, zachować powagę sytuacji trzeba. Macham przed nosem legitymacją, co by przypomnieć patolce kim jestem i dlaczego tu przyszedłem. Patrzy na mnie przestraszona, siedząc na kanapie i karmiąc piersią małe dziecko.
- Tym razem też pani pijana karmi małego – zwracam się do niej, czytając uprzednio na głos notatkę Policyjna.
- Nie, to nieprawda – odpowiada buńczucznie w moją stroną.
Wydaje się być trzeźwa. To dobrze. Patrząc na dwulatka pojonego wcześniej wóda z piersi czułem całkowitą antypatie do tej osoby. Wkurwiała mnie, bo świadomie niszczyła dziecko. Chłop jej w robocie, podobno całe dnie haruje, wracają praktycznie co wieczór najebany i naćpany wódą. Obrzydlistwo.
Patolke pouczam i mówię że ma się zaszczepić. Tak, zaszczepić na wódę. Przyjąć zastrzyk awersyjny, a najlepiej wszyć sobie w swoją dupę esperal. Stary także, maja nie chlać i już.
Pytam o jej matkę, 50-letnią następna patolkę, która podobno jabole napierdala co drugi dzień. Też jej nie ma, wyszła po zakupy. Sprawdzam lodówkę, ubrania, niby wszystko jest. Genowefa wkurwiona i obrażona pokazuje wszystko. Chuj z Toba co myślisz o mnie.

       Sporządzam notatkę, daje sędzi do zapoznania akta. Pisze mi adnotacje by prowadzić dalej i poinformować za miesiąc czy coś się zmieniło. Po około 3 tygodniach zabieram pracownika socjalnego i jedziemy ponownie do Genowefy. Stoimy przed drzwiami i walimy w nie, bo nikt nie raczy otworzyć. Napatacza się jakiś wioskowy menel. Mówi że Genowefa nie pije i to porządna kobieta. Przechlane jego oczka tak kłamały, że rzygać się chciało. „Uszanowanie, uszanowanie”, to co drugie słowo padało z jego ust. Potem poprosił o 2 złote. „Spierdalaj” w myślach zakląłem. 

       Na koniec zaglądam w okno mieszkania patolki, które znajduje się parterze. Widzę jakąś babę śpiącą na wyrze, z jakimś obleśnym staruchem. Pracownik socjalny mówi mi, że to jej matka. Tym razem pukam w okno, co w końcu dobudziło starą, że podniosła zapijaczony łeb i spojrzała do okna. Stary oblech w międzyczasie ją obmacywał. Kurwa, wspaniały widok menelskiego seksu. Macha starucha ręka żeby odejść od okna, cos bełkocze w rijadzkim zwidzie, przykryta starymi szmatami. Stary obłapywacz został przez nią zepchnięty z łóżka i doczłapawszy się do okna, zasłonił stare szmaty. Był w samych gaciach, poszczanych i obsranych.

       Dosłownie kilka dni później telefon od pracownika socjalnego. Genowefa podobno w domu pijana. Z małymi dzieciakami. Jadę tam, mam ochotę zrobić z nią w końcu porządek. Wpadamy do jej mieszkania i widzimy najebana w trzy dupy patole, jak na środku pokoju próbuje się nieudolnie bawić z dziećmi, bełkocząc jakąś piosenkę w ich stronę. Jak ja kurwa żałuje ze nie mogę takich momentów nagrywać. Ku chwale TVN-owi i innym mediom. Co za ludzki wrak upojenia alkoholowego.
Szybka decyzja. Dzieciaki do siostry zamieszkałej w tej samej wsi, a ja wniosek o pilne umieszczenie dzieci w placówce opiekuńczo-wychowawczej, bo mam dość już tych cyrków. Siostra nie chce w rodzinę zastępczą. Nikt nie chce wypisanego FAZ-u na twarzy i dzieciaków, pojonych wódą. Za żadna kasę, nawet 1000 złotych miesięcznie. 

       Ci co tak pierdola i psioczą ze rodziny zastępcze mają dużo pieniędzy, zapraszam do mnie. Dostaniesz dwoje takich dzieci i 2 tysiące złotych. Zesrasz się jeden z drugim, jak zaczniesz jeździć po psychologach, psychiatrach, lekarzach rodzinnych, jak nasłuchasz się że dziecko jest upośledzone, wymaga rehabilitacji, ćwiczeń, terapii. Jak w szkole będzie wyśmiewane, jak będą skarżyć na nie, jak nauczyciele nie będą sobie radzić z jego wychowaniem i zachowaniem. Będziesz jeden z drugim wył i krzyczał do księżyca, co ja pojebany zrobiłem, żeby marne 2 tysiące dostać. Ale kurwa jeden z drugim na Internecie wie lepiej. Szkoda słów na takich zjebów i palantów.

       Patolka miała szczęście, zajebiście cholerne szczęście. Odebranie dzieciaków się przeciągnęło, a w międzyczasie ponownie wzięła zastrzyk, podobnie jak jej stary i po tygodniu przyszli skruszeni do sądu, żeby jednak dzieci nie zabierać. Stoją i płaczą przede mną, że zrozumieli swój błąd, podjęli na nowo zastrzyki, obydwoje będą chodzić na terapie. Proszą, błagają o jedna szansę.
Dlaczego nie, pomyślałem, nie jestem skurwielem, może rzeczywiście chcą się poprawić. Napisali pismo, podpiąłem zaświadczenia o przyjęciu zastrzyku i uczestnictwie w terapii, skontaktowałem się z pracownikiem socjalnym, ze można w sumie spróbować jeszcze dać im szansę. Dostali, sędzia uchyliła postanowienie o umieszczeniu dzieci w placówce. 

       Wytrzymali 5 tygodni. Znowu zachlała Genowefa wraz ze swoim konkubentem. Tym razem w sobotę, bo myśleli że kurator w taki dzień do nich nie przyjdzie. Jasne że nie przyszedłem, choć sam osobiście już ich doglądałem, ale nie wiedzieli że sąsiedzi po drugiej stronie też mają nadzór kuratora, tylko społecznego. I ten społeczny, objeżdżając swój teren w godzinach wczesno wieczornych dowiedział się, że Iksińska znowu najebana od rana jest widywana. Wykonał telefon do mnie, a ja nie czekając, pełen oczywistego wkurwienia, połakomiłem się pojechałem, powiadomiwszy uprzednio Policję ze potrzebuję do interwencji kogoś z alkomatem, na podkładkę.

       Iksińska rzuciła się na mnie jak mnie zobaczyła, zaczęła wygrażać że nie odda dzieci. Do wszystkiego dołączyła się najebana babka, która „ciałem będzie zasłaniać dzieciaczki” i ich nie odda. Stary jak tylko zobaczył Policje, skulił się i nic nie odpowiedział, chciał spierdolić z mieszkania, lecz mu się nie udało. Kurwa cyrk. Pół godziny zajęło uciszanie menelówy i jej najebanej matki, że nikt na razie dzieci nie zabierze. Ma zawołać swoją siostrę, o ile trzeźwa jest i dzieci zostaną oddane pod jej opiekę. Po 5 minutach siostra się pojawia, nawet nie wołana, ale na widok radiowozu bo wszyscy zainteresowani się zbiegli z wioski, zobaczyć co za cyrki się dzieją.
- A co mam ci kurwa zawsze dzieciaki pilnować, jak w mordę chlejesz!!! – tak siostra przywitała Genowefę na wieść, kiedy dzieciaki ma na weekend zabrać. – zabierzcie jej w końcu te dzieci, bo patrzeć na to nie można!!! - Tym razem wykrzykuje do mnie.
- Nie oddam, nie oddam!!! – drze się stara baba, podpierając się w międzyczasie rączką o ścianę, by równowagi nie stracić – To moje wnuki!!! Nie oddam!!!
- Do siostry idą, nie słyszy Pani – próbuje uspokoić starą, która tak już mordę rozdarła, że najmłodszy zaczął ryczeć, siedząc na tapczanie.
- Ciii, mój kochany, ciii – bełkotliwym głosem tym razem Genowefa dzieciaka próbuje uspokoić – ciii, mamusia jest tutaj.
- Mamo, mamo – to starszy wyciąga rączki do matki, próbując wdrapać się jej na kolana.
- Nic nie oddawaj, to twoje dzieci! – rozkazującym tonem z kolei matka próbuje dyrygować całą ta orkiestrą – A TY!!! – zwraca się do córki która przyszła – Weźmiesz kurwa te dzieci!
Szopka. Zajebista kurwa szopka. Stary stoi i patrzy na to wszystko. Chyba boi się na izbę ponownie jechać. Cyrk na pijackich czterech kółkach.
Podmuchali w alkomaty, ostatnimi resztkami swojego wydechu. Każdy ponad dwa promile. Piją co najmniej od rana, albo od wczorajszego dnia. A ta szmata cały czas piersią karmi. Poi tego dzieciaka alkoholem, mieszanym z mlekiem z pijackiego cycka. Zresztą, kto to tam wie, czy dzieciak nie jest też uzależniony od wódy. Co za kurestwo w czystej postaci.

       W poniedziałek ląduje informacja na biurku sędzi, ze trzeba jednak dzieciaki zabierać. Tego samego dnia wydaje postanowienie o pilnym wykonaniu, co zostaje zrobione jeszcze tego samego dnia. Dzieciaki od siostry Genowefy, trafiły do rodzinnego pogotowia opiekuńczego. Podobno Genowefa ze swoim starym pili cała noc jeszcze, aż nie popadali uśpieni wóda czy tam tanimi jabolami.

       Najlepsze informację dotarły do mnie, po kilku dniach. Podczas odwiedzin dzieci w Pogotowiu, Genowefa powiedziała opiekunom w pogotowiu że do telewizji idzie i do prasy będzie pisać. Bo ona, biedna matka, z konkubentem co tylko dorywczo pracuje, nie mieli pieniędzy i z biedy zabrano im dzieci, bo takie ładne i pewnie siostra w rodzinę zastępczą dostanie, bo one są pokłócone. W Ośrodku Pomocy Społecznej powiedziała że wcale jej nie pomagają, tylko specjalnie chcieli jej dzieci zabrać, że nigdy nikt jej nie pomógł, a te wszystkie zasiłki to i tak jej się należały i nikt jej łaski nie robił. A na sąd będzie pisać skargę do Strasburgera, bo ona nie wierzy w sprawiedliwość. 

       Po około pół roku dzieciaki z pogotowia rodzinnego trafiły do rodziny zastępczej. Nie wiem co się dzieje z nimi. Genowefa pije, konkubent się wyprowadził do innej pijaczki, matka Genowefy chleje. Z mieszkania zrobiono typową melinę.  Podobno pije z rozpaczy, że jej dzieci zabrano, a to przecież taka dobra matka była.

Jaka szkoda że telewizja jej nie pokazała, jaka szkoda…



niedziela, 14 października 2012

Miłość nie wybiera, wybierz menela



Siedemnastoletnia gówniara i czterdziestoletni facet – para zakochanych. Ona uczennica Technikum, a on upośledzony w stopniu lekkim bez zawodu, tylko po podstawówce. Jak zryty trzeba mieś beret, by dawać dupy takiemu facetowi i spać z nim w wyrze, które wygląda jak jeden wielki barłóg?

       Wszystko się zaczęło o tego że przyszli do sądu rodzice nieletniej z zapytaniem, gdzie mogą uzyskać pomoc w tej sytuacji. Nie wiedzą co ich córce odjebało w głowie, ale od dwóch tygodni nie ma jej w domu, bo wyprowadziła się do swojego ukochanego czterdziestolatka. Oni, co prawda biedni i skromnie żyjący, starali się dać dzieciom swoim to, czego sami nie mieli. Wykształcenie, będące nadzieja na lepsze Zycie i start w dorosłość. Mieszkają na wsi, ona na rencie, on podejmujący różnego rodzaju prace dorywcze, by związać koniec z końcem. Najstarsza córka ukończyła szkołę zawodową, znalazła prace, wyprowadza się domu by zamieszkać z narzeczonym. Najmłodszy syn, uczy się w gimnazjum, no i pośrodku córeczka – uczennica Technikum, która wybrała przyszłość u boku menela. 

       Menel. Inaczej go trudno nazwać, bo ma wyjebane na to co wszyscy myślą o nim i jego chorego związku z małolatą. Pewnie cieszy się i ślini na sama myśl, ze ładna i młoda dziewczyna robi mu laskę i nadstawia dupy. Menel mieszka z mamusią i tatusiem i czworgiem rodzeństwa. Zbudował sobie w komórce pokoik, ogrzewany piecem „kozą” gdzie poddaje się uciechom w postaci rznięcia nieletniej i popijania taniego wińska. Obleśny, brudny i zarośnięty typ. Cała jego rodzina, znana od wielu lat nie tylko kuratorom, ale i dzielnicowemu i Pomocy Społecznej. Syf kiła i mogiła.

       Sąd zlecił mi dwa wywiady. W miejscu zamieszkania nieletniej, by sprawdzić jak zdemoralizowana jest nielata i czy przypadkiem w jej domu nie dochodzi do jakis nieprawidłowości, w postaci znęcania się czy jakiś innych poważnych zaniedbań, które mogły być przyczyna jej ucieczki, a drugi wywiad zlecił u menela i jego rodziny, żeby poznać opinie drugiej strony i w miarę możliwości porozmawiać z córeczką.
Chujowa sprawa. Rodzice dziewczyny bez zastrzeżeń. Nikt o nich złego słowa nie powie. Biednie ale uczciwie. Maja trochę grzeszków na koncie, ojciec czasami lubi wypić, ale jak tego nie robić, gdy gospodarzom np. w żniwach pomaga? To taka tradycja, więc zastrzeżeń mieć nie można. Raczej nikogo nie napierdala po pijaku. Jego żona trochę stłamszona, podporządkowana mężowi, dbająca o dom na tyle ile może.

       Jadę do patoli. Obskurny dom, zamieszkały przez kilka rodzin. Na uboczu. Sypiący się tynk, który płatami odłaził ze ściany, odkrywał gołe, czerwone cegły. Jak płaty skóry, podczas trądu obnażają ludzkie ciało. Czerwona dachówka porośnięta mchem, prawie wszędzie drewniane okna, z których poodchodziła biała farba. Gdzieniegdzie szyby popękane, pozabijane dyktą, żeby wiatr nie hulał po pokojach.
Patole mieszkają na parterze, na drzwiach ich mieszkania wymazane markerami nazwisko i imiona wszystkich członków rodzin. Zajebisty sposób by oznajmić wszystkim ze tu mieszkają. Wokół drzwi poustawiane różnego rodzaju buty, co najmniej 5 par, zniszczone i śmierdzące, celowo chyba nie przetrzymywane w domu. Pukając zastanawiam się, co uda mi się ustalić w tej rodzince i jakie zdobędę wiadomości.

       Drzwi otwiera mi patolka, przechlana morda na oko sześćdziesięcioletniej babki daje wiele do myślenia. Lecz nie jest ona taka głupia, jakby ktoś mógł pomyśleć. Na mój widok, przepraszając mnie że wypiła dziś dwa piwka, zaprasza do środka, bo ma ważną sprawę. Bo tak naprawdę to ona cieszy się, że ja jestem.
- Bo wie pan, kurwa ja temu mojemu synowi kurwa mówiłam – artykułuje w moją stronę swoją opowieść – że ty będziesz miał kurwa przez tą dziewczynę problemy. Ale on kurwa mądrzejszy, ja mu kurwa tłumacze, a on kurwa do mnie żebym spierdalała. Rozumie pan, on do mnie, do matki swojej tak mów. Żebym spierdalała!
Matczyna miłość uniosła się honorem, bo synek jasno i dobitnie powiedział co o mamusi myśli i jej przestrogach odnośnie dymania nieletniej.
- panie, kto to widział, kurwa, ona tez nie lepsza. Z jakiego domu ta dziewucha wyszła, że z moim synem w wyrze śpią. Kurwa, co ona wyprawia. W jednym łóżku kurwa!
- Ja przepraszam, musze się napić – stwierdza podczas kontynuowania swojej opowieści i odpowiadania na pytania. Udaje mi się ją powstrzymać od tego zamiaru.

       Sytuacja polega w ten sposób, że tak naprawdę tej dziewczyny nikt tam nie chce i wszyscy chcą jej się pobyć, oprócz wiadomego prawie czterdziestoletniego menela, który śpiąc w swojej kanciapie ma wyjebano na to, co mamusia mu bełkocze po pijaku. Menel upośledzony, jak ustaliłem, po szkole specjalnej, dorwał jakimś cudem nielatkę, która zabujała się z nim bez pamięci. Nielata podobno odmawia powrotu do domu i ona tu zostanie ze swoim ukochanym. Odjebało dziewczynie doszczętnie, bo do menela chyba nie można mieć większych pretensji.

       I weź tu bądź mądry. Nielata nie jest przetrzymywana siłą, może współżyć seksualnie z kim chce bo ma skończone 15 lat, odmawia powrotu do domu, do szkoły jednak uczęszcza a jedzenie i pieniążki daje jej ukochany menel. Żadne namawiania, prośby, groźby nie skutkują.
Co pozostaje innego. Dom Dziecka. I załatwienie z dzielnicowym, żeby porządnie menela nastraszył, poprzez pogrożenie palcem że nie wypada takiemu mężczyźnie osób niepełnoletnich na noc przyjmować ani tym bardziej mieszkać z nimi. 

       Nielatka wylądowała w bidulu. Zgarnięto ją ze szkoły i była na tyle przestraszona i straciła swoja butność, że nawet nie stawiała oporu, będąc wsadzana przez dwóch wychowawców do samochodu. Po kilku dniach zaliczyła pierwszą ucieczkę – do ukochanego. Gdy nie wróciła na noc poinformowano Policję że tam może przebywać. Dzielnicowy znowu wytłumaczył menelowi, że ma nie nocować u siebie młodych dziewczyn, a następnym razem ma sam zadzwonić do nich, jak ona się pojawi u niego.

       Minął tydzień i nielata znowu uciekła, na spotkanie z kochasiem. Tym razem menel już jej nie wpuścił do domu, a ona…… wróciła do swoich rodziców, jak gdyby nigdy nic. Jej pobyt w Bidulu już się skończył, a ona pod nadzorem kuratora czeka swojej osiemnastki. Wtedy już nikt nie kiwnie nawet palcem, gdy zacznie się kurwić z innymi facetami.

poniedziałek, 8 października 2012

Zew natury



Zew natury – mówimy tak wtedy, gdy rządzą nami instynkty. Instynkty wszelkiego rodzaju – przetrwania czy instynkt prokreacji. Człowiek to taka świadoma bestia, że swój instynkt umie kontrolować, lub chociażby racjonalizować. Nauczył się instynkt prokreacji wykorzystywać do zaspokojenia swoich potrzeb, bez obaw o niechcianą ciążę, czemu służy szeroko pojęta antykoncepcja.
Wszystko zaczęło się od tego, że złożyła wniosek o ustalenie miejsca pobytu małoletniego dziecka przy niej. Uciekła od konkubenta tyrana, który bił ją, wyzywał, znęcał się emocjonalnie nad nią i jej drugim dzieckiem z pierwszego małżeństwa. Wywiad przeprowadzałem w mieszkaniu jej rodziców, popegeerowskim bloku, który był jakże charakterystycznym tłem całej jej opowieści i nieudanych związkach z facetami. Płacz, obawa o dziecko, pokręcony los. Ogrom tragedii jaki spłynął na nią, gdy opuściła to mieszkanie wiele lat temu, szukając lepszego, dostateczniejszego życia u boku mężczyzny, którego wtedy kochała i obdarzała namiętnym pewnie uczuciem. Szkoda mi jej było, podobnie jak dzieciątko, które pełne niepokoju siedziało na jej kolanach, patrząc na mnie nieufnie.
- Panie kuratorze, dostane dziecko do siebie? – zapytała z obawą w głosie, a ja mogłem odpowiedzieć jej tylko tyle, że to sąd podejmuje decyzje. Szkoda mi się jej zrobiło i szczerze współczułem jej losu, jakiego doznała. Tym bardziej współczułem jej dziecku, które pozostało z tyranem w domu, który na dodatek ogranicza jej kontakty z własnym dzieckiem. Co za chuj i skurwiel myślałem o nim, bo jak inaczej nazwać faceta który, wedle słów tej biednej kobiety, wyrządził jej tyle krzywdy?
U tego pierdolonego zjeba i pojeba także miałem wywiad. Staram się opisywać fakty, nie ponosić emocjom, a wszelkie oceny pozostawić po poznaniu drugiej strony medalu. Ale ogrom krzywdy, jaki przedstawiła ta kobieta był tak wielki, że zastanawiałem się, czy cokolwiek może usprawiedliwiać takie zachowanie, które wręcz było typowym znęcaniem się.
Po zapukaniu do drzwi, otworzył mi facet wątłej i mikrej postury. Tak mikrej, że Az się przestraszyłem, czy przypadkiem nie jest ciężko chory, albo może to o niego chodzi. Jakieś 160 cm wzrostu, 45 kilo żywej wagi, razem z kapciami i sweterkiem w serek, spod którego wystawał kołnierz koszuli. Wytarte jeansy, klapki Kubota z białymi skarpetkami. Zaprosił do środka.
Wiem, wiem. Pozory często mylą i nawet najmniej niepozorny człowiek, zdolny jest do niecnych czynów. Jego wygląd nie wzbudził ani kawałka empatii do niego. Jesteś skurwielem, taka myśl cały czas kołatała mi w głowie, patrząc na niego i czując rosnące obrzydzenie. Przedstawiłem się, poprosiłem o dowód osobisty. Nie ma chuju litości dla ciebie.
Mieszkał z matką, starszą, schorowaną kobietą, która w momencie gdy wszedłem do mieszkania odmawiała różaniec, słuchając Świętego Radia Ojca Rydzyka. Wstała na mój widok i oddaliła się do drugiego pokoju. Usiadłem, przygotowałem notes i zacząłem pytać o sprawy, które standardowo potrzebne są w wywiadzie środowiskowym. Zapytałem o syna, 3-latka, który pozostał z nim, a którego matka walczyła w sądzie o możliwość sprawowania opieki. Syn był w domu. Spał w pokoju, lecz po chwili obudzony zainteresowaniem zarówno moim, jak i chyba samego ojca siedział u niego na kolanach, wtulając się i obejmując za szyję.
Opowieść jego była zgoła inna. Przedstawił swoją żonę jako….. latawicę. No dobra, nie powiedział tego, ale nazwał ją puszczalską dziwką, przepraszając jednocześnie za swoje słownictwo. Jak przychodzi maj, czerwiec, to zona dostaje cieczki, tak to określił, i wypierdala po baletach się kurwić i szmacić, zabierając swoje najstarsze dziecko do matki, by mieć swobodę i radośnie, w pełni ciesząc się życiem, spędzać czas. On wie że ona go zdradzała, umawiała się z innymi facetami, z koleżankami chodziła po dyskotekach, kończąc w łóżku u ledwo poznanych mężczyzn. On jej wybacza i chce żeby do niego wróciła. On jest przekonany że wróci, wczesną jesienią, gdy znudzi się jej kurwienie wakacyjne i z powrotem będzie grała dobrą żonę, spełniając także z mężem swój obowiązek łóżkowy.
Wszystkie zarzuty są zmyślone, według niego. Zgadza się, zamykał drzwi od domu, ale to dlatego, bo ona chciała w nocy uciekać na dyskoteki. Urządzał jej awantury, gdy wróciła po dwóch dniach, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Ale nigdy, przenigdy nie uderzył jej czy zabierał pieniądze. Ona ma pracę, zarabia na swoje wydatki i nigdy tez nie kwapiła się by jakąś większa kwotę dołożyć do utrzymania domu, chyba ze był to zakup jakiegoś kurewsko wyzywającego ciucha.
Wyszedłem stamtąd i wdarła się wątpliwość. Z jednej strony straszna przemoc jaką doznawała kobieta, z drugiej słowa jej faceta, który określił ją jako dziwkę i kurwę, która puszcza się na lewo i prawo.
Dzielnicowy nie odnotowywał interwencji, sąsiedzi niewiele powiedzieli oprócz tego, że czasami słyszeli awantury. Ciężki orzech do zgryzienia.
Dwa tygodnie temu zauważyłem ją na dyskotece. Przy stoliku siedziała z jakąś koleżanką i facetami. W końcu ma prawo, nie mi to oceniać, ale słowa jej partnera zaczynały mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Tydzień później spotkałem ich w Sądzie. Przyszli do mnie na dyżur mówiąc, że chcą wycofać wniosek, bo się pogodzili. On twierdził, że doszli do porozumienia, a ona że zrozumiała swoje błędy. Sprawa się nie odbyła. To była jesień.
Zapomniałem już o nich. Byli kolejną statystyka spraw Sądu w którym pracuję, gdy pewnego dnia stawił się on, cały zapłakany. Płaczący facet, który pyta mnie, co ma zrobić, bo ŻONY (!) nie ma od kilku dni i pewnie znowu poszła się kurwić. Najśmieszniejsze to, że było już prawie lato. Tym razem zabrała do swojej matki dwójkę dzieci.
Ja pierdolę, pomyślałem, znowu. Mówię mu, żeby się rozwiódł, a we wniosku rozwodowym napisał, żeby miejsce pobytu ich wspólnego dziecka ustanowić przy nim. Oprócz tego zaproponowałem poradnię rodzinną, wsparcie psychologa, itp. Ja tu niewiele pomogę. Pożalił się jeszcze trochę, wygadał i podziękował, bo lżej mu się na duszy zrobiło.
Z Sądu Okręgowego przyszło dość szybko zlecenie, na przeprowadzenie wywiadu środowiskowego u pozwanej, w celu sprawdzenia sytuacji małoletnich dzieci stron. Udałem się ponownie na wioskę, do mieszkania jej matki, bo taki adres widniał na zleceniu. Dowiedziałem się, że mieszka z powrotem ze swoim mężem, bo się pogodzili, znowu.
Ace Ventura – zew natury.